Powstanie, które nie zdążyło świętować zwycięstwa

Paweł Bobołowicz

publikacja 10.03.2014 21:52

Z przerażeniem patrzę, jak szybko protest na Ukrainie przeradza się w otwartą wojnę, a świat dalej zastanawia się nad tym, „jak potępić bandytę, by nikogo nie zdenerwować”.

Przewodnik Katolicki 10/2014 Przewodnik Katolicki 10/2014

 

Obserwowałem Majdan z bliska przez trzy miesiące, sytuacja zmieniała się tu błyskawicznie.  Pamiętam, że gdy do mojej redakcji dotarł pierwszy napisany przeze mnie reportaż o studentach marzących o Unii Europejskiej, już był nieaktualny. Ci sami studenci, zmasakrowani przez Berkut, zamienili flagi UE na kaski i pałki. A później pierwszy raz w korespondencji użyłem słowa „rewolucja”. Po kilkunastu dniach, kiedy spojrzałem, jak wygląda na mapie sytuacja ukraińskich protestów, nie wahałem się użyć nazwy „powstanie”. Teraz dodam – powstanie, które nie zdążyło świętować zwycięstwa.

Euromajdan

26 listopada – czwarty dzień protestu na Majdanie. I chociaż już doszło do pierwszych starć, to jednak niewiele wskazywało, że to są początki autentycznego upadku Janukowycza i jego reżimu. Głównym centrum protestu był postument pomnika niezależności, słynnej kolumny zwieńczonej postacią słowiańskiej bogini Brzegini. Na zaimprowizowanej scenie występowali działacze społeczni, artyści, z rzadka politycy. Pośród tysięcy flag Unii Europejskiej królowała jedna myśl: Ukraina ma iść drogą integracji europejskiej. Tysiące ludzi śpiewało Odę do radości, wznosząc w górę światła swoich telefonów komórkowych. Nawet eurosceptyk musiał odczuwać dumę z przynależności do europejskiej rodziny i życzyć tego Ukrainie. Tłumy na noc rozchodziły się do domu, a przy kolumnie pozostawała grupa młodych, którzy snuli plany i marzenia o europejskiej przyszłości ich kraju. Nocą z 29 na 30 listopada zostało ich może stu, a może mniej.

O 4 nad ranem większość z nich spała, drzemała. Nikt tego dnia nie spodziewał się ataku Berkutu. Funkcjonariusze otoczyli kolumnę prawie ze wszystkich stron. W jednym miejscu stali żołnierze wojsk wewnętrznych, takiej ukraińskiej gwardii narodowej, w większości złożonej z żołnierzy z poboru. Rówieśnicy protestujących: dziewiętnasto- , dwudziestolatkowie. Gdy Berkut uderzył, żołnierze otworzyli korytarz dla uciekających. Większość jednak wpadła w sidła elitarnej jednostki przygotowywanej do walki z terrorystami i mafią. Katowali wszystkich. Chłopcy starali się zasłaniać dziewczęta, starsi chronili młodszych... Dzicy funkcjonariusze w furii bili, kopali, zrzucali bezwładne ciała z kolumny. Tych, którzy uciekli, ścigali na przestrzeni jeszcze setek metrów po głównej promenadzie Kijowa – Chreszcztyku i w stronę Soboru Mihajłowskiego. To właśnie Sobór stał się ostoją dla uciekinierów. Zakrwawieni, poranieni, przygnębieni zbierali się na klasztornym dziedzińcu, z niepokojem wyglądając w bramie swoich prześladowców. Berkut jednak triumfalnie zabezpieczał Majdan, a władze ze spokojem przystąpiły do budowy „noworocznej” choinki. 

Zeka het

1 grudnia zakończył się czas mistycznej wręcz przemiany Euromajdanu w Majdan Godności. Ukraińcy zjednoczyli się w proteście przeciw reżimowi, który skatował ich dzieci. Milionowy tłum skandował „Zeka het” – „kryminalisto, recydywisto precz” – nawiązując do ciemnej przeszłości Janukowycza. Rewolucja przejmuje budynki publiczne w centrum Kijowa i wreszcie pada pomnik Lenina – symbol dziesiątek lat ciemiężenia Ukrainy. 11 grudnia flagi Unii Europejskiej ostatecznie zostały zniszczone wraz z barykadami przez szturmujących funkcjonariuszy. Całonocny atak reżimu zakończył się jednak fiaskiem. Janukowycz nie miał skrupułów, by kilka dni później podpisać porozumienie z Putinem i przyjąć od niego pieniądze. Coraz więcej osób wątpiło, by władza mogła ustąpić. A świat wciąż udawał, że nic strasznego się nie dzieje. Przecież były święta Bożego Narodzenia. Ich atmosfery nie mogła nawet popsuć brutalna napaść na Tetianę Czornowoł, ukraińską dziennikarkę, aktywistkę od lat obnażającą patologię systemu władzy i pazerność Janukowycza. Oczywiście przedstawiciele władzy odcinają się od zamachu na życie Tetiany. Po upadku Janukowycza świat może zobaczyć, że w stróżówkach prezydenckich posiadłości wisiały zdjęcia Czornował wraz z informacją,  jakimi może poruszać się samochodami. Prezydent ponad 40-milionowego kraju bał się i ścigał jedną osobę: filigranową kobietę, która jednak nigdy nie ulękła się potęgi systemu i obnażała jego zepsucie. Pobicia, porwania, morderstwa będą już niestety stałym elementem działań władz. Porwany i katowany będzie Dmytro Bułatow, lider Automajdanu – ruchu, który stał się fenomenem ukraińskiej rewolucji, podobnie się stanie z Igorem Łucenko, jednym z liderów obywatelskich Majdanu. Porwany z nim Jurij Werbycki zostanie zakatowany na śmierć.

Biały różaniec

Wschodnie święta na Majdanie pokazały jeszcze jeden jego ważny wymiar: duchowość. Na Majdanie powstawały jedna za drugą szopki bożonarodzeniowe dotąd praktycznie nieobecne w kijowskiej przestrzeni publicznej. 6 stycznia, po wigilijnej wieczerzy, Majdan rozbrzmiał kolędami. Obecność duchownych różnych konfesji nie tylko na scenie, ale i w improwizowanych kaplicach, a także z uniesionymi krzyżami w czasie ataków Berkutu doprowadzała do furii reżim. Cerkiew greckokatolicka dostała od „właściwego ministra” list zakazujący odprawiania nabożeństw na Majdanie. Pierwszy raz od wieków działanie władz połączyło wschodnie cerkwie do zademonstrowania wspólnego przesłania do władz. Połączeni katolicy i prawosławni musieli być koszmarem nie tylko dla władz w Kijowie. Nie dziwi, że w obliczu możliwej deklaracji o jedności patriarchatu kijowskiego i moskiewskiego metropolita tej drugiej cerkwi został odwołany. Ale kapłana można odwołać, jedność duchowa Majdanu stała się jednak niezaprzeczalnym faktem. Podobnie jak białe różańce, które otrzymał każdy powstaniec. Wielu z nich zginęło, mając je obwiązane na dłoni. Reżim ani na chwilę nie odpuszczał, nie ustępował. 16 stycznia zostały wprowadzone ustawy, które de facto na terenie Ukrainy wprowadziły stan wyjątkowy.  Ukraińcy nie czekali na polityczne reakcje. Nie patrzyli też na zapewnienia swoich politycznych liderów. Część z nich wyszła poza Majdan. Próbowali przebić się do parlamentu przez ulicę Hruszewskiego. Tam nastąpiła przemiana z „rewolucji” w „powstanie”. Ulica, nota bene nosząca imię pierwszego prezydenta Ukrainy, stała się niemym świadkiem zbrodniczych strzałów Berkutu. Pierwszymi, którzy zginęli od reżimowych kul byli ukraiński Ormianin i Białorusin – o polskich korzeniach. Te symboliczne śmierci wciąż nie były wystarczającym powodem dla Europy, by zrozumieć, że walka na Ukrainie toczy się o „naszą i waszą wolność”. Ukraińcy też zrozumieli, że upragniona Europa nie jest władna i po prostu nie chce im pomóc. Kijów nie był już jedynym miejscem protestów. Przejmowano urzędy w całej zachodniej Ukrainie, a w stolicy walczono z siłami reżimowymi i palono opony. Powstańcy budują katapulty, strzelają z łuków, miotają fajerwerki. Naprzeciw nich stoją BTR-y i uzbrojeni funkcjonariusze.

 

 

Bohaterowie Niebiańskiej Sotni

Majdan chciał walczyć od czasu rozbicia młodzieżowego protestu. Ograniczali go w tym polityczni liderzy. Początkowo ich wystąpienia były przyjmowane entuzjastycznie. Jednak z każdym dniem protestu, koniecznością trwania w mrozach poniżej 25 stopni, a przede wszystkim po tym, jak Majdan się dowiedział, że za jego plecami liderzy rozmawiają z Janukowyczem, ich autorytet padał. Ludzie wątpili w ich uczciwość, intencje. Nawet gdy wreszcie 28 stycznia do dymisji podał się „Azirov”, powszechnie wykpiwany premier Mykoła Azarow. Na Majdanie jednak wygwizdywano Jaceniuka, Tiahnyboka, a Kliczko do tego czasu nawet został już oblany gaśnicą. Ludzie godzili się na taką polityczną reprezentację, bo innej nie mieli, ale jednocześnie powstawał nowy zbiorowy autorytet bojowników łączących się w sotnie Samoobrony. Z każdym dniem powstańcze oddziały prezentowały się coraz lepiej. Sprawiały wrażenie profesjonalnych formacji militarnych. Ich przywódca Andrij Parubij był traktowany jak generał, naczelnik, wódz, ale nie polityk. Wezwanie, by 18 lutego iść pod Radę Najwyższą, by doprowadzić do zmiany konstytucji i ograniczyć kompetencje prezydenta Ukrainy, zostało przyjęte entuzjastycznie. Pomimo roboczego dnia, o 9 rano dziesiątki tysięcy Ukraińców ruszyły z Majdanu pod Radę Najwyższą. Na czele szły dumnie oddziały Samoobrony. Powstańcy w ciągu chwili rozgromili pierwsze szeregi wojsk wewnętrznych i się zatrzymali. W bocznych uliczkach trwały walki powstańczych grup z Berkutem. Z jednego z dachów powstańcy w brawurowym ataku wyparli snajperów, walki trwały na klatkach schodowych podwórkach. Ale pod Radą Najwyższą ustawiły się tysiące bojowników naprzeciwko tysięcy funkcjonariuszy i tituszek – wstrętnej broni władz – cywilów lub poprzebieranych funkcjonariuszy, którzy robili to, czego w mundurze nie było można robić: napady, prowokacje, brutalne pobicia. W Parku Marińskim to tituszki dowodziły mundurowymi.

Atak reżimu trwał cztery minuty.  Bojownicy zostali rozgromieni. Park Mariński pokrył się ciałami. Dziś jeszcze nie wiadomo,  ilu naprawdę zginęło tam bojowników, ilu zostało rannych.

Nie był to jednak ostatni krwawy rozdział rewolucji. Najbardziej dramatyczne wydarzenia rozegrały się na ulicy Instytuckiej dziś zwanej już Ulicą Bohaterów Niebiańskiej Sotni. Snajperzy strzelali do bojowników zasłaniających się tarczami ze sklejki, niektórzy zasłaniali się tarczami z blachy. Rezultat taki sam: amunicja antyterrorystyczna przebijała je jak masło i w ciągu chwili zadawała śmierć. Dziesiątki ofiar. Nie tylko wśród pierwszych szeregów powstańców. Snajperzy strzelali nawet do tych, którzy byli z drugiej strony Majdanu. Chcieli złamać opór. Nie złamali. Ukraina zawyła w płaczu, bólu, ale też w nienawiści. Powstanie wygrało walkę ze znienawidzonym Janukowyczem. On i jego podkomendni uciekli. Berkut opuścił Kijów.

Święto zwycięskiego powstania nie trwało jednak długo. Majdan niechętnie przyjął kształt nowego rządu, osobę pełniącego obowiązki prezydenta Ukrainy. Ale nie było czasu na polityczne dyskusje i wewnętrzne spory. Rosja postanowiła zrealizować swój najgorszy wariant: oficjalne wprowadzenie wojsk na Krym i próba podziału Ukrainy. Rosja przez wieki, pod różnymi postaciami swej państwowości, nie wypowiada wojen. Ona zawsze kogoś „chroni”. Za chwilę może chronić swoich obywateli w Ługańsku, Doniecku, Charkowie. Potem ci „ochronieni” obywatele mogą rozpocząć wojnę z „ukraińskimi faszystami”. A to wszystko dzieje się blisko polskich granic. Gdy Rosja napadła na Czeczenię, mówiono, że to daleko, i gdzie indziej by to się nie udało. Gdy Rosja szykowała się do ataku na Gruzję, eksperci mówili, że Gruzja to nie Czeczenia. Gdy dziś jawnie walczy z Ukrainą, to świat udaje, że jednak to nie wojna, a przecież Ukraina to nie Gruzja. Niestety, gdy rosyjskie wojska podejdą pod polską granicę, najpierw nie uwierzymy, a potem będzie za późno...  

Greckokatolicki ks. Petro Kowal z Zakarpacia zorganizował grupę wolontariuszy, która chodziła po Majdanie, rozdawała różańce oraz uczyła, jak się na nich modlić. Za jego przykładem poszli inni duchowni i tak różaniec stał się najważniejszą modlitwą Majdanu. Na Majdanie rozdano w ocenie ks. Kowala co najmniej 700 tys. różańców. Na Majdanie pojawiła się też figura Matki Boskiej Fatimskiej, którą przywiózł z pallotyńskiej parafii w Dowbyszu ks. Waldemar Pawelec. Stała w namiocie modlitwy, aż do wtorku 18 lutego, kiedy Berkut rozpoczął decydujące natarcie i wtedy ktoś przeniósł ją na główną scenę, dzięki czemu ocalała. Namiot spłonął, wraz z całym wyposażeniem, a figura stoi na głównej scenie do dzisiaj, otaczana wielkim kultem przez chrześcijan różnych wyznań.