Władza jako taniec

Jarema Piekutowski

publikacja 15.03.2014 21:38

We współczesnej Polsce nieufność wobec władzy, zwłaszcza państwowej, jest niezwykle silna. Na współczesne trendy myślenia nakłada się skumulowana wiedza i emocje z przeszłości, zwłaszcza z autorytarnego systemu PRL-owskiego. Władza to „oni”. W sondażach CBOS od lat jedynie niewielki odsetek ankietowanych (10–15%) wierzy, że rządy działają dla dobra Polaków. Czujemy się przez władzę ignorowani.

Więź 1/2014 Więź 1/2014

 

„Posłuszeństwo i władza bardziej przypominają taniec niż wojskową musztrę”[1] – takie słowa padają w powieści Ta ohydna siła Clive’a Staplesa Lewisa. Wypowiada je Ransom – swego rodzaju prorok, przedstawiciel sił dobra, wyjaśniając młodej uczennicy reguły rządzące tym światem. Wyrazy „posłuszeństwo” i „władza” nie kojarzyły się jej zbyt dobrze – a więc już wtedy, niemal siedemdziesiąt lat temu (przed rewolucją lat sześćdziesiątych), nie miały dobrej prasy. Machiavelli za narzędzia władzy uznawał zarówno przemoc, wywoływanie strachu, jak i podstęp. Liberalna kultura Zachodu jest wobec niej nieufna; Michel Foucault mówił wręcz o tworzeniu prawdy przez władzę. Opisywał techniki i taktyki, które władza stosuje, by swą „prawdę” narzucić społeczeństwu, spychając jednocześnie na margines tych, którzy nie chcą lub nie potrafią jej przyjąć.

Jednakże, chcąc nie chcąc, każdy z nas znajduje się w różnych strukturach hierarchicznych. Mimo demokratyzacji życia zarządzanie i sprawowanie władzy jest konieczne. Zarówno systemy autokratyczne, jak i skrajnie liberalne nie sprawdziły się – dyktatura przemienia podwładnych w nieszczęśliwe automaty, zaś skrajny liberalizm owocuje chaosem i wojną wszystkich ze wszystkimi.

We współczesnej Polsce nieufność wobec władzy, zwłaszcza państwowej, jest niezwykle silna. Na współczesne trendy myślenia nakłada się skumulowana wiedza i emocje z przeszłości, zwłaszcza z autorytarnego systemu PRL-owskiego. Władza to „oni”. W sondażach CBOS od lat jedynie niewielki odsetek ankietowanych (10–15%) wierzy, że rządy działają dla dobra Polaków. Czujemy się przez władzę ignorowani. Rządzący narzucają nam swoją wizję bądź pozostają bierni, wykonując jedynie własne ruchy na społecznym parkiecie. Z drugiej strony wiele badań wskazuje, że jest w nas pragnienie silnych i stanowczych władców, którzy będą umieli w odpowiedni sposób, nie uciekając się do przemocy i łamania wolności, pokazać nam drogę i nas poprowadzić.

Jak zatem sprawować władzę, by była ona głęboko ludzka: stanowcza, ale pozbawiona agresji? Czy władza faktycznie może przypominać taniec? Czy może sprzyjać ekspresji jednej i drugiej strony tak, by pozostawanie w relacji władzy wywoływało w ostatecznym rozrachunku raczej dodatnie niż ujemne emocje? Wydaje się, że tak. Szkic takiej wizji kreśli Jean Vanier w wydanym kilka miesięcy temu w Polsce zbiorze esejów Znaki. Siedem opowieści o nadziei. W dalszej części tekstu próbuję rozwinąć niektóre jego intuicje. Na razie spójrzmy na władzę i taniec z bardziej ogólnej perspektywy.

Potoczne rozumienie władzy, a także część jej socjologicznych i politologicznych definicji, wyklucza takie skojarzenia. Władza definiowana jest bowiem jako możliwość zmuszenia drugiej osoby lub grupy osób do wykonywania danych czynności. Przemoc i przymus zdają się być jej nieodłącznym atrybutem. Dla niektórych teoretyków władza zaczyna się w momencie, w którym zmusza się daną osobę do czynów niezgodnych z jej interesem[2]. W takim znaczeniu władza nie ma nic wspólnego z tańcem. Ten jest bowiem sposobem ekspresji uczuć tancerzy przez ruch. W momencie, w którym człowiek czyni coś wbrew własnej woli, nie można mówić o wyrażaniu jakichkolwiek uczuć. Konieczne jest obopólne zainteresowanie. Partner prosi partnerkę do tańca, ale i ona musi się zgodzić i zaangażować w taniec, by ten faktycznie sprawiał obojgu radość. Do tańca nie można zmusić – smutny koniec wielkich tyranii potwierdza prawdziwość tej metafory na gruncie społecznym. Najbardziej znany polski choreolog, Roderyk Lange przytacza XVIII-wieczną definicję tańca z Encyclopaedia Britannica: „Taniec jest przyjemnym ruchem ciała, przystosowanym przez sztukę do taktu lub melodii instrumentów, lub też głosu”[3]. Taniec ma być więc źródłem emocji dodatnich i ma charakter artystyczny – a nic nie jest tak odległe od przemocy lub przymusu jak sztuka. Posłuszeństwo, konieczne w relacjach władzy, wydaje się natomiast upokorzeniem człowieka, pozbawieniem go – przynajmniej częściowo – możliwości wyrażania siebie.

Istnieje wiele rodzajów tańca, także taniec solowy lub wykonywany bez muzyki. W niniejszym artykule, ukazując analogie między tańcem a władzą (a raczej pewnym sposobem jej sprawowania), odnosić się będę do takich rodzajów, w których zachodzi interakcja między osobami lub grupami osób i dla których podłożem jest rytm lub rytmiczna muzyka. Filozof i socjolog Norbert Elias przedstawiał społeczeństwo jako układ taneczny, w którym ruchy i gesty poszczególnych osób przeplatają się ze sobą. W takim układzie nie można zrozumieć sposobu poruszania się pojedynczego tancerza, wyjąwszy go z kontekstu pozycji pozostałych tancerzy. Podobnie rzecz ma się z władzą, kiedy dwie osoby lub grupy osób oddziałują nawzajem na siebie. Dlatego też głównym obiektem mojego zainteresowania będzie rodzaj tańca bodaj najbardziej powszechny w ostatnich kilkudziesięciu latach – taniec towarzyski w parach, w którym mamy do czynienia z osobą prowadzącą i osobą prowadzoną (w języku polskim używa się, zgodnie z tradycją, określeń „partner” i „partnerka”, które zamiennie będę stosować w dalszej części).

Trzy rodzaje posłuszeństwa w tańcu

Paradoksalnie to właśnie taniec, mimo iż jest działaniem swobodnym i ekspresyjnym, wiąże się z kilkoma rodzajami posłuszeństwa. Pierwszym z nich jest posłuszeństwo obojga tancerzy wobec rytmu i muzyki. Odpowiedzialność za to posłuszeństwo spoczywa w dużej mierze na partnerze, który wsłuchując się w muzykę, dobiera właściwe kroki, ale i partnerka musi słuchać muzyki i czuć ją. Posłuszeństwo rytmowi jest źródłem przyjemności, o której pisze Roderyk Lange: „Sposób, w jaki ruchy automatyzują się w obrębie odpowiedniej oprawy rytmicznej, przynosi również uczucie ulgi i jest doznawany jako działanie pobudzające”[4].

Drugim rodzajem jest posłuszeństwo osoby prowadzonej osobie prowadzącej. Mimo iż w różnych tańcach „władza” partnera jest zróżnicowana, typowy taniec towarzyski w parach wymaga od partnerki przynajmniej minimum zaufania i oddania się w ręce partnera.

 


[1] Tłumaczenie własne. W tłumaczeniu A. Polkowskiego w wydaniu polskim (Media Rodzina, Poznań 2009)fragment ten brzmi: „Posłuszeństwo i reguły współżycia bardziej przypominają taniec niż dryl”, w oryginale: Obedience and rule are more like a dance than a drill – w kontekście całości dialogu między Ransomem a Jane Studdock słowo „rule” oznacza tu bardziej „panowanie”, „podrzędność” niż „reguły”.
[2] Np. wg definicji R.A.Dahla: „A sprawuje władzę nad B, gdy A powoduje działanie B, które nie pozostaje w zgodzie z interesem B”, za: S. Wróbel, Władza i rozum, Poznań 2002, s. 58.
[3] Encyclopaedia Britannica or, a Dictionary of Arts and Science Compiled upon a New Plan, A. Bell, C. Macfarquhar, Edynburg1771, s. 305, za: R. Lange, O istocie tańca i jego przejawach w kulturze, Poznań 2009, s. 24.
[4] Tamże, s. 59.

 

 

 

To jednak nie wszystko. Istnieje także trzeci, specyficzny rodzaj posłuszeństwa, o którym najczęściej nie mówi się wprost, a który jest konieczny, by taniec się udał. Partner, mimo iż prowadzi, musi także być w ściśle etymologicznym znaczeniu tego słowa do pewnego stopnia po-słuszny partnerce, co oznacza, że prowadząc, musi nasłuchiwać sygnałów płynących od niej i zostawiać jej odpowiednią przestrzeń. Musi być niczym antena nastawiony na informację zwrotną, tak aby oboje mogli płynnie poruszać się w rytmie. Prowadzenie w tańcu bowiem nie może odbywać się na zasadach przemocy lub przymusu. Nie chodzi tu tylko o fakt, iż takie działanie nie mieści się w zasadach społecznego współżycia. W momencie zastosowania przez partnera przemocy taniec przestaje być tańcem.

Przykładem tego trzeciego rodzaju posłuszeństwa jest figura popularna w wielu klasycznych i latynoskich tańcach towarzyskich – obrót pod ramieniem partnera. Partner nie obraca partnerki dosłownie – komunikuje jej jedynie rozpoczęcie tej figury przez podniesienie ręki, odpowiedni ruch ciała, przeniesienie jego ciężaru na drugą stronę. Wtedy partnerka sama wykonuje obrót. Konieczna jest tu czujność wobec ruchów partnerki, gdyż to na podstawie sygnałów płynących od niej partner będzie wiedział, jak wiele miejsca musi jej zostawić. Gdyby próbował zmusić ją do obrotu, kontrolować ten obrót, skończyłoby się to wypadnięciem z rytmu, a co najmniej – utratą płynności poruszania. Bez trzeciego rodzaju posłuszeństwa obie osoby tracą przyjemność płynącą z dwóch pierwszych rodzajów.

Taniec a władza

Jak metafora ta ma się do społecznych struktur władzy? Jak opisywałem powyżej, do tańca potrzeba osoby prowadzącej i osoby prowadzonej, rytmu (muzyki) i wymienionych trzech rodzajów posłuszeństwa. Osoba prowadząca – partner – symbolizuje władcę, lidera, przełożonego; osoba prowadzona – podwładnego. Oboje tańczą do rytmu, a więc musi być pewien zewnętrzny element, któremu są posłuszni. Gdy mówimy o władzy, rytm symbolizuje więc sygnały dochodzące ze świata zewnętrznego, ale przede wszystkim – świat wartości. To wartości wpływają na kształtowanie prawa, a pośrednio – procedur i sposobów sprawowania władzy. Prawo nie będzie efektywne bez pewnej wspólnoty wartości między rządzącym a rządzonym. W sytuacji sprzeczności zwierzchnictwo wyradza się w dyktaturę. Co prawda, to prowadzący w tańcu jest przede wszystkim odpowiedzialny za słuchanie rytmu, jest w pewnym stopniu przekaźnikiem tego rytmu dla prowadzonego – ale ostatecznie muzykę, do której będą tańczyć, wybierają obie strony. Tylko w przypadku minimalnej wspólnoty wartości możliwe jest czerpanie pozytywnych emocji z przebywania w stosunku władzy.

Posłuszeństwo – jak mówiłem wcześniej – wymaga zaufania. Bez niego prowadzeni będą stawiać opór lub unikać tańca (w przypadku władzy rodzicielskiej może to być bunt dziecka lub jego ucieczka z domu, w przypadku zarządzania w przedsiębiorstwie – uchylanie się od pracy, a w przypadku władzy politycznej – bierne lub czynne formy oporu). Zaufanie to nigdy nie będzie całkowite, ale na jego wystarczające minimum można sobie zapracować cierpliwością i konsekwencją. W tańcu między nieznajomymi, kiedy istnieje konieczność „dotarcia się”, partner wykonuje konsekwentnie swoją sekwencję ruchów tak długo, aż partnerka dopasuje się do niej. Inicjując taniec, przekazuje jej także energię możliwą do dalszego poruszania się. Sprawujący władzę także muszą przekazać swoim podwładnym odpowiednią energię. To ona bowiem jest kluczem do zaufania.

Jedną z ról władzy jest zapewnienie bezpieczeństwa. Podczas pracy w krajach leżących na wschód od Polski zadawałem nieraz ich obywatelom pytanie: dlaczego godzą się na nieco dyktatorski sposób sprawowania władzy? Odpowiedź była praktycznie zawsze taka sama: bo dzięki temu jest porządek i bezpieczeństwo. Aby zapewnić porządek i bezpieczeństwo, trzeba mieć siłę – wynikającą z osobowości, dobrej organizacji, posiadanych zasobów. Dlatego władzę dobrze sprawować będą jedynie ci, którzy – jako osoby lub instytucje – posiadają pewien nadmiar tych życiowych zasobów. Osoba pogrążona w lęku i depresji lub wewnętrznie dysfunkcjonalna grupa będzie zawsze sprawować władzę w sposób nieefektywny, gdyż nie wzbudzi zaufania u podwładnego.

Dobre sprawowanie władzy wymaga wreszcie trzeciego wymienionego powyżej rodzaju posłuszeństwa. Zwierzchnik musi nasłuchiwać sygnałów płynących ze strony podwładnego. Mimo wiodącej roli jednej ze stron, dobrze sprawowana władza jest więc dialogiem, nieustanną wymianą pytań i odpowiedzi. A skoro władza ma być odpowiedzią na pytanie ze strony podwładnego (a jest to przede wszystkim pytanie „Jak żyć?”, w dramatyczny sposób zadane także w polskich warunkach), to musi być też odpowiedzialnością.

Podsumowując, rola prowadzącego w tańcu jest potrójnie trudna – z jednej strony musi on być posłuszny rytmowi, z drugiej samodzielnie dobierać kroki, z trzeciej wreszcie musi być nieustannie czujny w interakcji z prowadzonym. Taka sama jest sytuacja sprawującego władzę – musi on konsekwentnie trzymać się wartości i celów, które mu przyświecają, musi samodzielnie i świadomie wybierać metody i narzędzia realizacji tych wartości i celów, ale także prowadzić niekończący się dialog z podwładnymi, wyczuwając ich potrzeby i ograniczenia. Bez tego elementu nieuchronnie dojdzie do przemocy lub bierności prowadzącego i wynikającego z niej chaosu.

 

 

 

Współczesny kryzys komunikacji międzyludzkiej ogarnia wszystkie poziomy, na których panują także stosunki władzy – od rodziny, poprzez małe społeczności, do społeczeństwa jako całości. Socjologowie wskazują na różne jego przyczyny – choćby przyspieszenie tempa życia czy nowe technologie komunikacji, wymuszające skrótowość. Wydaje się jednak, że u podstaw braku komunikacji w relacjach władzy kryje się przede wszystkim lęk „prowadzącego” przed komunikatem, który może otrzymać od podwładnego; zarówno przed oporem z jego strony, jak i przed komunikatem o ograniczeniach podwładnego, uniemożliwiających wykonanie danego zadania czy dyspozycji. To z kolei może obnażyć niewystarczające umiejętnościzarządzającego. O problemach komunikacyjnych piszą autorzy bardzo ważnego „Raportu końcowego z badania efektywności mechanizmów konsultacji społecznych” (Pracownia Badań i Innowacji Społecznych Stocznia oraz SMG/KRC dla Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, 2011). Autorzy wskazują na nierzadkie negatywne nastawienie władz do procesów konsultacji. Władza boi się upokorzenia w zetknięciu z opinią obywateli. Symbolem tego podejścia może być znamienna wypowiedź jednego z badanych urzędników: „[dowiem się], że jestem gałgan i krwiopijca”[5].

Bez podjęcia ryzyka wzajemnej komunikacji władza jednak nigdy nie będzie efektywna i zawsze będzie skrywać jakiś fałsz. Jak pisze Ewa Karabin: „Ciało w tańcu nie kłamie, nie może racjonalizować, zafałszowywać obrazu, tworzyć iluzji – ciało nie może udawać w tańcu, że jest czymś innym, niż jest w swej istocie”[6]. Otwarta rozmowa ogranicza możliwość kłamstwa. Władza otwarta na dialog może rozczarować tych, którzy oczekują, że przejmie ona od nich odpowiedzialność za ich własne życie. Natomiast na pewno nie rozczaruje ona tych, którzy oczekują przede wszystkim prawdy i szczerości. A jak wskazują badania – tych drugich jest zdecydowanie więcej; zarzut hipokryzji jest jednym z najczęściej stosowanych wobec władzy.

Panowanie i odpowiedzialność

Wspomniany na początku Jean Vanier przedstawia w Znakach alternatywną wizję sprawowania władzy. Odwołuje się do Ewangelii św. Jana i przypowieści o dobrym pasterzu. Pasterz sprawuje władzę nad owcami, ale nie w sposób przemocowy. Mówi do nich po imieniu i dlatego one słuchają jego głosu. Mówienie po imieniu – czyli „bycie z ludźmi” – to pierwsza cecha dobrze sprawowanej władzy. W urzędach i w korporacjach, gdzie tyrania wymiernych wskaźników i deadline’ów uniemożliwia humanistyczne podejście, nawet samo pojęcie „władza” zastąpione jest terminem „zarządzanie”, który pochodzi przecież z poziomu relacji „ja–ono”, a nie „ja–ty”. Człowiek staje się „zasobem ludzkim”. Takiemu podejściu Vanier przeciwstawia władzę będącą odpowiedzialnością, a więc – jak wcześniej wspominałem – odpowiedzią w dialogu. Przeciwieństwem odpowiedzialności będzie panowanie, którego istotą jest kontrola i przymus[7].

Według kanadyjskiego filozofa rolę władzy można zrozumieć tylko wtedy, gdy postrzega się ją jako dar służący budowaniu wspólnoty. W jego ujęciu, rola kierownika wspólnoty „polega na pomocy każdemu z członków, żeby był sobą i żeby swoje dary obracał dla dobra wszystkich. Wspólnota tylko wtedy może być ciałem harmonijnie połączonym w jedno życie, w «jedno serce, jedną duszę, jednego ducha», jeżeli każdy jest istotą w pełni żywą”.

Powierzchowne rozumienie „społeczeństwa głęboko ludzkiego”, otwartości i dialogu może mylnie kierować myśli interpretatorów w stronę liberalizmu i permisywizmu. Nic bardziej mylnego – władza w Vanierowskiej wizji bywa bardzo stanowcza i zdecydowana. Nie przeszkadza jej to jednak pełnić roli służebnej. Stanowczość władzy jest potrzebna, by realizować wartości (wracając do metafory tanecznej – „trzymać się rytmu”), ale także, by chronić najsłabszych: „Jeśli w jakiejś wspólnocie zabraknie odpowiedzialnych, to jej członkowie kierują agresję przeciwko najsłabszemu”[8].

Pierwszą istotną różnicą między odpowiedzialnością a panowaniem jest stosunek do indywidualnych sumień osób prowadzonych. Władza odpowiedzialna rozbudza i wspiera sumienie każdego człowieka[9]. Skoro wspierane jest sumienie, to także osobista misja czy powołanie każdego z podwładnych. Ten sposób sprawowania władzy jest zbliżony do tańca. Romuald Rychcicki, tancerz i instruktor, podczas nauki tanga argentyńskiego wskazuje, że partner powinien w taki sposób prowadzić i kreować przestrzeń dla partnerki, by umożliwić jej własną ekspresję, by ukazywać jej piękno pozostałym tancerzom. Tak sprawowana władza nie tłumi ekspresji osoby prowadzonej, ale wręcz wydobywa z niej to, co najlepsze.

W organizacji biznesowej wyraża się to w indywidualnym toku kształcenia pracowników, w odpowiednim dobieraniu zespołów w zależności od umiejętności ich członków, w osobistych rozmowach przełożonych z podwładnymi. We władzy politycznej (samorządowej lub centralnej) cechą władzy odpowiedzialnej jest decentralizacja i liberalizacja biurokratycznych procedur w tych obszarach, w których nadmiernie krępują one indywidualną ekspresję grup i jednostek. Natomiast „panowanie” usypia sumienie, przejmuje jego rolę w celu uzyskania większej kontroli nad podwładnymi. Nie są dlań istotne poszczególne osoby i ich misja, ale osiągnięcie własnych celów. Powodem tego jest lęk przed utratą pozycji i bezpieczeństwa, wyrażający się w mnożeniu biurokratycznych procesów, w centralizacji i nadopiekuńczości, która w ostateczności zawsze jest formą przemocy. Vanier pisze: „Trzeba unikać nadmiernej opieki, która ostatecznie stanowi odmowę dzielenia się odpowiedzialnością. Trzeba dać komuś prawo do popełnienia błędów i «nabicia sobie guza». Kiedy robi się wszystko, aby kogoś uchronić przed porażką, przeszkadza mu się w uzyskaniu sukcesu”[10].

 


[5] D. Matejczyk (red.), „Raport końcowy z badania efektywności mechanizmów konsultacji społecznych”, Pracownia Badań i Innowacji Społecznych Stocznia i SMG/KRC dla Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, Warszawa 2011, s. 68.

[6] E. Karabin, Każdy człowiek jest tancerzem, WIĘŹ 2012, nr 8–9, s. 13.
[7] W polskim tłumaczeniu Agnieszki Zielińskiej (Esprit, Kraków 2013) na określenie opozycji odpowiedzialności i panowania użyte są słowa „autorytet” i „władza”. W wersji francuskiej Vanier stosuje słowa l’autorité i le pouvoir. Oba te słowa w języku francuskim oznaczają władzę, moc rządzenia, podczas gdy w języku polskim „autorytet” niesie bardziej złożone konotacje. Dlatego też zaproponowałem odpowiedniki inne niż w polskim tłumaczeniu Vaniera.
[8] J. Vanier, Wspólnota miejscem radości i przebaczenia, Paryż 1985, s. 189.
[9] J. Vanier, Znaki. Siedem opowieści o nadziei, Kraków 2013, s. 91.
[10] J. Vanier, Wspólnota..., dz. cyt., s. 180.

 

 

 

Kolejną różnicą między odpowiedzialnością a panowaniem jest zdolność do słuchania lub jej brak. Władza odpowiedzialna chce poznać mocne i słabe strony wszystkich podporządkowanych nie po to, żeby poddać ich jeszcze większej kontroli, ale po to, by przez odnalezienie i wydobycie talentów poszczególnych jednostek umożliwić jak najlepsze funkcjonowanie całemu organizmowi społecznemu. W tańcu jest to ów trzeci rodzaj posłuszeństwa – nasłuchiwanie przez partnera całym ciałem „informacji zwrotnej” ze strony partnerki. W społeczeństwie taki sposób sprawowania władzy wyraża się we wszelkiego rodzaju partycypacji i konsultacjach społecznych. Konsultacje te – jeżeli mają być dialogiem – nie mogą ograniczać się do zakomunikowania przez władzę swojego stanowiska i zamiarów, choć to też jest ważne. Trzeba iść o krok dalej – zapytać ludzi o zdanie na różne tematy. Demokracja partyjna, przedstawicielska okazuje się w praktyce niedoskonała i nie umożliwia pełnej partycypacji. Dlatego coraz częściej stosowane są różne formy wspierające partycypację – np. budżety obywatelskie, warsztaty i sondaże deliberatywne, umożliwiające udział w podejmowaniu decyzji. Co więcej, ten, kto sprawuje władzę odpowiedzialnie, powinien umieć podjąć ryzyko społecznego monitoringu i zewnętrznej oceny. „Dobrze byłoby, żeby [odpowiedzialny] pozwolił członkom wspólnoty swobodnie się wypowiedzieć przed osobą trzecią – przed takim «okiem z zewnątrz» – na temat sposobu sprawowania przezeń władzy”[11] – pisze Vanier. Przeciwieństwem odpowiedzialności jest tu panowanie bez konsultacji, bez kontaktu z podwładnymi, w którym decyzje podejmowane są odgórnie. Władza taka będzie bała się wszelkiej kontroli społecznej, nawet zwykłych badań ewaluacyjnych.

Władza jednak nie może opierać się jedynie na zaufaniu, gdyż ono nigdy nie jest całkowite. Potrzebne jest więc stanowcze egzekwowanie prawa, które musi być jednak komunikowane w sposób przejrzysty, tak jak tancerz jasno – za pomocą ruchu ręki, ale i całego ciała – komunikuje partnerce, jaką figurę ma rozpocząć przy następnym kroku. Jawność, przejrzystość i właściwa artykulacja są więc cechami dobrze sprawowanej władzy. Na to, jak istotna jest artykulacja, zwracał uwagę Josif Brodski w Pochwale nudy. U Brodskiego nie służy ona jednak byciu przekonującym czy pociągnięciu ludzi za sobą, ale zachowaniu równowagi wewnętrznej. „Nagromadzenie rzeczy niewysłowionych, nie dość dobrze wyartykułowanych, prowadzi do nerwicy”[12]. Tak samo w stosunkach władzy wszelkie przemilczenia lub pominięcia mogą prowadzić do napięć. Prawa należy przede wszystkim proklamować i objaśniać (co Vanier nazywa „chwilą wspólnej refleksji na temat prawa”), a następnie – egzekwować.    

Czy to możliwe?

Kończąc rozważania nad Vanierowskim ujęciem władzy odpowiedzialnej, przypominającej prowadzenie w tańcu, można zadać pytanie, w jakim stopniu przejście do wizji głęboko ludzkiej władzy możliwe jest w warunkach współczesnej Polski. Wyniki wielu badań wskazują, że otwarcie władzy na dialog i przejrzystość jest ciągle niewielkie, nie mówiąc już o partycypacji społecznej kontroli. Dominują działania pozorujące. W praktyce współczesnej Polski znajduje to swoje odzwierciedlenie w słabym rozwoju tzw. watchdogów – niezależnych organizacji sprawujących społeczny monitoring władzy. Obawa przed podejmowaniem takich działań wśród organizacji pozarządowych, uzależnionych od funduszy publicznych, a więc od władzy, wydaje się całkowicie uzasadniona.

W świetle tyranii rynku i lizbońskich wskaźników głęboko ludzka wizja władzy może wydawać się nieefektywna, przynajmniej w krótkim terminie. Należy jednak pamiętać, że rytm, czyli następstwo okresów słabych i silnych, jest wszechobecny w biologii i w działaniach człowieka. Posłuszeństwo oparte na przemocy łamie naturalny rytm i na dłuższą metę jest nie do zniesienia. Wizja głęboko ludzkiej władzy jest więc wyzwaniem na kolejne lata. Doskonale wyraża to tancerka i choreografka Iwona Olszowska: „My, Polacy, jako naród jesteśmy, jeśli chodzi o taniec, raczej powściągliwi, nie wierzymy w siebie [...]. A szkoda [...]. Warto się odważyć, bo w tańcu można naprawdę poczuć się wolnym”[13].

 

Jarema Piekutowski – ur. 1978. Socjolog, kierownik projektów badawczych, społecznych i kulturalnych. Właściciel firmy Liber, wspólnik przedsiębiorstwa społecznego CRSG sp. z o.o., stały współpracownik Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, PSDB i innych firm badawczych. Wiceprezes Fundacji Veritas, menedżer i wokalista w zespole wokalno-instrumentalnym Pomerania Ensemble. Autor fabularyzowanej biografii Gilberta Keitha Chestertona pt. G.K.Chesterton. Geniusz ortodoksji (2013). Mieszka w Szczecinie. Od kilku miesięcy uczestniczy w kursie tańca towarzyskiego.




[11] Tamże, s. 186.
[12] J. Brodski, Pochwała nudy, Kraków 1996, s. 34.
[13] I. Olszowska, Odważyć się i zatańczyć, WIĘŹ 2012, nr 8–9, s. 54.

 

TAGI: