Słówko na ucho

ks. Marek Chmielewski SDB

publikacja 21.03.2014 19:32

Płaczemy nad brakiem porozumienia i komunikacji. Długich zachęt do poprawy nikt nie chce dziś słuchać. Krótkie komunikaty wydają się nam zdawkowe. Co mogłoby uczynić je skutecznymi? Sztuka mediacji, retoryka, autorytet władzy? A może zaufanie? A może miłość?

Don BOSCO 3/2014 Don BOSCO 3/2014

 

O kryzysie komunikacji pomiędzy ludźmi trudno dziś kogokolwiek przekonywać. Środków komunikacji coraz więcej, a i technologie coraz bardziej wyszukane. Tymczasem coraz trudniej odnajdywać nam się w gąszczu informacji. Nie docierają do nas, nie rozumiemy ich, nie potrafimy wybierać tych, które są dla nas ważne. Teoretycznie narzędzia, które mamy w rękach, pozwalają nam na wysyłanie komunikatów precyzyjnych, jeśli trzeba długich, wyczerpujących sprawę, spersonalizowanych. W praktyce nasze komunikaty mają tendencję do tego, aby to, co mamy do wyrażenia, ująć krótko. Jednych zniechęca dłuższe naświetlanie sprawy. Nie mają czasu. Drudzy nie mają siły słuchać, nie koncentrują się na dłużej, irytuje nich brak precyzji, tak jak pierwsi mają deficyt czasu. Najlepiej więc komunikować krótko. Niech żyje Twitter! Ponoć nastolatki gremialnie opuszczają dziś Facebooka, bo zbyt dużo tam starszych, którzy „ględzą”, sprawdzają, próbują pytać, moralizować. W krótkich komunikatach dobrze sprawdzają się terminy zaczerpnięte ze zbioru wulgaryzmów lub słowa o zmienionych znaczeniach, które tworzą swoistą grypserę lub, jak kto woli, rodzaj metajęzyka złożonego z prymitywnych wyrażeń, którym „środowisko” nadało pewien rodzaj uniwersalnego znaczenia. Ponieważ w dobie liberalnego indywidualizmu każdy wszystko może, nikt przed nikim się nie musi czerwienić, że tak pisze i mówi. Jest cool!

Dzieciom tego świata trudno słuchać długich wykładów lub czytać nieco dłuższe teksty. Czy można do nich dotrzeć poprzez ich dyżurne kanały? Bardziej inspiracji, niż gotowej odpowiedzi, poszukałbym u ks. Bosko. Pewnego dnia pod koniec kolacji ks. Bosko nagle spoważniał. Z wielką powagą zwrócił się do siedzącego obok niego ks. Ruffino: „Na podwórku, w pobliżu fontanny jest teraz dwóch chłopców. Trzeba na nich zwrócić uwagę. Poproś kogoś, aby przyprowadził ich na rekreację ze wszystkimi”. Posłano kleryka, który po chwili wrócił, mówiąc: „Przy fontannie nie było nikogo. Spotkałem natomiast dwóch chłopców (wymienił ich imiona), którzy szli od fontannyw kierunku domu. Spytałem ich, gdzie się podziewali. Powiedzieli mi, że poszli się napić”. Po modlitwach wieczornych ks. Ruffino poprosił o rozmowę obu chłopców: „Co robiliście dziś w czasie kolacji przy fontannie?”. „Nic” – odpowiedzieli zgodnie chłopcy. „W takim razie chodźcie ze mną do ks. Bosko. Czeka na was i ma wam coś do powiedzenia” – zaznaczył ks. Ruffino. Ks. Bosko popatrzył na nich przez chwilę przenikliwym wzrokiem. Potem poprosił, aby podeszli do niego bardzo blisko. Nachylił się nad nimi i szepnął im coś do ucha. Stali się jak pąsowe róże. Przeprosili za nieobyczajne rozmowy, które prowadzili przy studni i obiecali, że to się więcej nie powtórzy.

Komunikat był krótki. Tradycja salezjańska nazywa go „słówkiem na ucho”. Prosta lekcja ks. Bosko. Nad młodymi trzeba czuwać. To oczywiste, że mogą popełniać błędy. Gdy się im o tym mówi, opierają się i złoszczą, czują się moralizowani, pouczani. W takich wypadkach zamiast wykładu, skuteczny okazuje się prosty, krótki komunikat. Słówko na ucho. Jest skuteczne w ustach tego, który zdobył sobie zaufanie młodych. Nie tylko mówi im, że ich kocha, ale zrobił wszystko, aby oni wiedzieli, że ich kocha. Aby to osiągnąć, ks. Bosko był uważny na to, co dzieje się z jego chłopcami. Żaden ich czyn, zachowanie, słowo nie uchodziło jego uwagi. Za dobro nagradzał pochwałą. Dobrym, krótkim słowem wobec wszystkich, a czasem tylko na ucho. Zła nie przemilczał. Demaskował go podobnym krótkim komunikatem. Ponieważ chłopcy wiedzieli, że ich kocha, to wystarczało.