Źli, okrutni i zacofani katolicy

Grzegorz Kucharczyk

publikacja 23.03.2014 23:20

Krótkie spojrzenie na rozwój antykatolicyzmu (XVI–XVII wiek)

Zeszyty Karmelitańskie 3/2014 Zeszyty Karmelitańskie 3/2014

 

Okresem przełomowym, także w odniesieniu do dynamiki i treści antykatolickiej propagandy, stała się reformacja oraz czas starcia dwóch wizji reformy Kościoła: protestanckiej i katolickiej (zwanej kontrreformacją), a więc wieki szesnasty i siedemnasty. Wtedy, w ogniu gwałtownych sporów wyznaniowych (ale i związanych z nimi niemniej gorących polemik politycznych) rozwijana jest po stronie protestanckiej cała gama środków propagandowych. Antykatolicyzm staje się wówczas – w odróżnieniu od wcześniejszych herezji – nie tylko wzmożoną krytyką współczesnego Kościoła, ale sięganiem głęboko w historię. Powstaje coś, co nazywa się do dzisiaj „czarną legendą” (leyenda negra) Kościoła, której najważniejsze elementy w postaci wypraw krzyżowych czy inkwizycji także w naszych czasach jest nieodłącznym elementem inkryminowania „krwawych plam” na sumieniu Kościoła.

Twórca reformacji, Marcin Luter, pisząc o krucjatach, przyznawał, że „gdybym był żołnierzem i jako sztandar wojskowy widział herb jakiegoś księdza lub krzyż, nawet gdyby to był krucyfiks, uciekałbym jakby mnie diabeł gonił”. Dla Lutra nie tak bardzo liczył się „grób, którym władają Saraceni” [chodzi o Święty Grób Chrystusa w Jerozolimie], ale Biblia mordowana i grzebana przez „papistów”, a „której ciało strzeżone jest przez inkwizytorów.” Według niemieckiego reformatora ekspansja muzułmanów w Europie powinna być traktowana jako kara Boża a nie jako zagrożenie; jako kara za grzechy „papistów” (czyt. katolików).

W podobny sposób wypowiadał się także Thomas Fuller – jeden z przywódców ruchu reformacyjnego w szesnastowiecznej Anglii stwierdzał, iż wyprawy krzyżowe były najlepszym dowodem na to, że „papieże rzymscy celowali w wykorzystywaniu prostaczków”. A wszystko po to, aby „kupować ziemię tanio, a sprzedawać niebo drogo”[1].

W angielsko-niderlandzkim kręgu protestanckim powstała w szesnastym wieku czarna legenda inkwizycji[2]. Ponieważ zaś w tym czasie wspomniane kraje protestanckie (Anglia i Niderlandy) toczyły długoletnie wojny z Hiszpanią – katolickim mocarstwem stojącym wówczas u szczytu swojej potęgi, dzieła demaskujące „zbrodnie” inkwizytorów koncentrowały swoją uwagę głownie na inkwizycji hiszpańskiej. Typową pod tym względem publikacją była książka hiszpańskiego kalwina ukrywającego się pod pseudonimem Reginaldus Montanus, który w 1567 roku wydał drukiem „Odkrycie i jasne ukazanie praktyk Świętej Inkwizycji Hiszpańskiej”. To „odkrycie” nie tyle jest jednak źródłem do poznania dziejów inkwizycji (hiszpańskiej w szczególności), co raczej doskonałym źródłem dla poznania dziejów powstawania w kręgu protestanckim antykatolickiej propagandy. Jak w przypadku każdej propagandy, w dużym stopniu odwołującej się do strachu graniczącegoym z histerią.

Montanus przedstawił inkwizycję jako przenikającą całe państwo instytucję, rozciągającą swoje macki na wszystkie niemal kręgi społeczeństwa. Kierowali nią sadystyczni inkwizytorzy, skazujący bez zmrużenia oka podejrzanych o herezję na tortury, na stos lub na dożywotnie przebywanie w ciemnych lochach. Ofiar inkwizycji, jak utrzymywał Montanus, były zaś setki tysięcy, jeśli nie miliony. Można powiedzieć, że dzieło Montanusa jest archetypiczne dla wszystkich późniejszych propagandystów traktujących atak na instytucję inkwizycji jako porte parole ataku na katolicyzm jako taki. A więc radykalne wyolbrzymianie ofiar trybunałów inkwizycyjnych, brak wzmianek o tym, że w zdecydowanej większość kary zasądzane przez inkwizytorów były karami pokutnymi (modlitwa, pielgrzymki, noszenie specjalnych strojów pokutnych tzw. sanbenitos), nierozróżnianie między inkwizycją rzymską (instytucją kościelną) a inkwizycją hiszpańską (podporządkowaną hiszpańskiej Koronie), a nawet mistyfikacja samego pojęcia auto-da-fe, traktowanego – niezgodnie z rzeczywistością – jako synonim płonącego stosu.

Płonące stosy jako znak rozpoznawczy katolicyzmu stały się jednym z elementów służącychm protestanckim propagandystom do modelowania angielskiej świadomości narodowej oraz angielskiego patriotyzmu w czasach elżbietańskich (panowanie Elżbiety I Tudor w latach 1558 – 1603). Kluczowym, formacyjnym tekstem dla utrwalającego się wówczas na Wyspach anglikanizmu, obok protestanckiego tłumaczenia Pisma Świętego (tzw. Biblia Króla Jakuba), „Book of Common Prayer” stało się opublikowane po raz pierwszy w 1563 roku dzieło Johna Foxe’a „Book of martyrs”. W krótkim czasie stało się ono bestsellerem formującym w decydujący sposób protestancką tożsamość na Wyspach, z dużą pomocą władz państwowych, które wymagały, by każda parafia anglikańska posiadała przy najmniej jeden egzemplarz tej książki[3].

Foxe przedstawił na kartach swojego dzieła heroiczne czasy angielskiego protestantyzmu w okresie krótkiego panowania Marii Tudor (1553 – 1558). Stałość protestanckich męczenników kontrastowana jest tutaj z okrucieństwem katolickiej monarchini (to dzięki Foxowi przylgnął do niej przydomek „Krwawej Marii” – „Bloody Mary”) oraz jej hiszpańskiego męża (króla Hiszpanii, Filipa II). Foxe oraz inni tego typu propagandyści przechodzili do porządku dziennego nad takimi „niewygodnymi” faktami jak entuzjastyczne przyjęcie przez Anglików rządów starszej córki Henryka VIII jako szansy na trwały powrót do „starej wiary” (katolicyzmu), bardzo ograniczony charakter represji, niechęć szeregu katolickich biskupów w okresie panowania Marii do fizycznego represjonowania protestantów oraz to, że protestanci ginęli na stosach również za panowania Henryka VIII i to nawet w okresie, gdy król formalnie zerwał łączność z Rzymem i ogłosił się w 1534 roku Głową Kościoła w Anglii[4].

Jednak wzmożona, a co ważniejsze długotrwała propaganda odniosła swój skutek. Podczas bardzo długiego panowania Elżbiety I wyrosło nowe pokolenie Anglików, dla którego Msza święta i inne formy katolickiej pobożności były czymś obcym. Katolicyzm (pogardliwie nazywany „papizmem”) stał się nie tylko symbolem okrucieństwa, tyrańskich rządów, ale i symbolem narodowego zaprzaństwa, zdrady[5]. Takie były rezultaty propagandowego przetworzenia konfliktu angielsko-hiszpańskiego (ze swoją kulminacją w postaci nieudanej misji Wielkiej Armady w 1588 roku) jako zderzenia się „mocy światłości” z „mocami ciemności” (Hiszpania, a w tle papiestwo). Odtąd bycie katolikiem oznaczało dla mieszkańca Albionu nieuchronne dryfowanie w kierunku zdrady narodowej (i odwrotnie: protestant oznaczał dobrego patriotę). Ale nie tylko. Było czymś gorszym, bo wysługiwaniem się Antychrystowi[6].

Traktowanie Kościoła katolickiego – papiestwa przede wszystkim – jako wypełniających się proroctw o nadejściu Antychrysta vel Nierządnicy Babilońskiej (Apokalipsa św. Jana) było często eksploatowanym tematem w antykatolickiej propagandzie epoki reformacyjnej[7]. Podstawową trudność, jaką dla reformatorów był fakt, że tworzone przez nich wspólnoty protestanckie były czymś nowym, niespotykanym w dziejach Kościoła powszechnego (zarówno wschodniego jak i zachodniego), rozwiązywano tworząc tzw. teorię dwóch Kościołów.


[1] Cyt. za R. Ellenblum, Crusader castles and modern histories, Cambridge 2007, s. 5
[2] Szerzej na ten temat zob. H. Kamen, Inkwizycja hiszpańska, Warszawa 2005, s. 281 – 294.
[3] E. Duffy, The repression of heresy in England, w: A. Borromeo (ed.), L’Inquisizione. Atti del simposio internazionale, Citta del Vaticano 2003, s. 453; R. Clifton, The popular fear of catholics during the English Revolution, „Past and Present. A Journal of historical studies“, nr 52/ 1971, s. 38; C. Z. Wiener, The beleaguered isle. A study of Elizabethan and early Jacobean anti-catholicism, „Past and Present“, nr 51 / 1971, s. 28.
[4] Na ten temat zob. E. Duffy, op. cit., s. 449 – 451, 457 – 461.
[5] L. Colley, Britons. Forging the nation 1707 – 1837, London 1996, s. 27 – 28.
[6] Szerzej na ten temat zob. L. Alvarez-Recio, Fighting the Antichrist. A cultural history of anti-catholicism in Tudor England, Brighton 2011 (zwłaszcza s. 119 – 126).
[7] Zob. m. in. M. Wriedt, Luther’s concept of history and the formation of an evangelical identity, w: B. Gordon (ed.), Protestant history and identity in sixteenth-century Europe, vol. 1, Aldershot 1996, s.  34 – 35.

 

 

Ujmowała ona dzieje chrześcijaństwa jako nieustanne ścieranie się „prawdziwego Kościoła Chrystusowego”, który zmagał się z „Kościołem Antychrysta”. Ten pierwszy – jak głoszono w skrojonej na potrzeby propagandy protestanckiej historiozofii – założony przez Chrystusa przetrwał w Kościele pierwotnym, a następnie jego kontynuatorami były wszelkie odmiany ruchów heretyckich. Bowiem tym drugim, z gruntu fałszywym Kościołem było papiestwo – uosobienie zakłamanie prawdziwej, chrześcijańskiej doktryny i okrucieństwa wobec tych wszystkich, którzy przechowali „prawdziwą wiarę Chrystusową”. W tym ujęciu papież i podległe mu struktury kościelne (na czele z inkwizycją rzymską) traktowane były jako „słudzy Antychrysta”[8].

Warto zauważyć, że w tego rodzaju antykatolickich polemikach (nawet uwzględniwszy ich propagandowe zacięcie) chodziło o dojście do prawdy. Najistotniejszą była kwestia – kto (Kościół rzymski czy wspólnoty protestanckie) reprezentuje czysty przekaz Ewangelii, traktowany jako wartość najwyższa.

Ta perspektywa znika zupełnie w oświeceniowej wersji antykatolickiej propagandy. Jak pisał przed laty Carl L. Becker, z gruntu antychrześcijański kierunek myśli oświeceniowej, uwarunkowany był tym, że „wyrzeczenie się tradycyjnego objawienia było warunkiem zaliczenia do grona oświeconych, ponieważ oświecony to ktoś, kto widzi pełnię światła, a pełnia światła wydobywa z ukrycia dwa bardzo proste i oczywiste fakty. Pierwszy […] streszczał się w przekonaniu, iż rzekome objawienie Bożych zamiarów za pośrednictwem Pisma Świętego i Kościoła jest szalbierstwem, a najlepszym wypadku zrodzoną z ignorancji chimerą, spłodzoną lub co najmniej podtrzymywaną przy życiu przez księży po to, by tym skuteczniej utrzymać w ryzach zastraszoną ludzkość. Drugi […] mówił, że Bóg objawił człowiekowi swoje zamiary w daleko prostszy i bardziej naturalny, mniej zakonspirowany i bardziej zrozumiały sposób: poprzez swoje dzieła”[9].

Zdecydowanie antychrześcijańską perspektywę myśli oświeceniowej dostrzegał również bł. Jan Paweł II, który stwierdzał, że: „Odrzucenie Chrystusa, a w szczególności jego tajemnicy paschalnej – krzyża i zmartwychwstania – zarysowało się na horyzoncie myśli europejskiej na przełomie XVII i XVIII stulecia. Był to okres oświecenia […] Jakąkolwiek przybrało postać, oświecenie sprzeciwiło się temu, czym Europa stała się w wyniku ewangelizacji”[10].

Antykatolicyzm (a de facto antychrystianizm) oświecenia nie był więc jakąś pomyłkąę, niewłaściwym zrozumieniem myśli oświeceniowych philosophes, co raczej wynikiem fundamentalnych wyborów teologicznych i filozoficznych, o których była mowa wyżej. Rozwijano jednak stare wątki antykatolickiej narracji, podjęte z protestanckiego dyskursu. Dopisywano więc kolejne karty do „czarnej legendy” historii Kościoła, piętnując przede wszystkim krucjaty i inkwizycję[11].

Edward Gibbon – jeden z czołowych reprezentantów oświeceniowej brytyjskiej historiografii (autor monumentalnej „Historii upadku cesarstwa rzymskiego) – stwierdzał więc, że „zasadą krucjat był dziki fanatyzm, a najważniejsze rezultaty były analogiczne do samej sprawy [] Wiara katolików została zepsuta nowymi legendami [] Aktywny duch łacinników żerował na witalności ich rozumu i religii [] Życie i wysiłki milionów, którzy zostali pochowani na Wschodzie, z większym pożytkiem byłyby wykorzystane na rzecz poprawy sytuacji w ich własnych krajachów”. Wtórował mu David Hume stwierdzając, że krucjaty „nie przestają budzić zdumienia jako najważniejszy i najbardziej trwały pomnik ludzkiej głupoty”[12].

Z kolei Denis Diderot, autor „Encyklopedii” – „biblii” francuskich oświeceniowców, tak wyjaśniał przyczyny zwołania I krucjaty w 1095 roku: „Nikt by nie przypuszczał, że przyjdzie czas tak głębokich ciemności i tak wielkiego otępienia ludów i władców, co do ich prawdziwych interesów, że jedna część świata ruszy do małego zakątka, by wymordować jego mieszkańców i zawładnąć kawałkiem skały, nie wartym nawet kropelki krwi”[13].

Jak wspomniano, oświeceniowców nie zajmowała kwestia – tak mocno obecna w XVI i XVII wieku – czy katolicyzm jest „prawdziwym chrześcijaństwem”. Z czasów reformacyjnych przejęli więc zarzut o naturalnej predylekcji katolików do okrucieństwa i lubowania się w despotycznych formach rządów, ale uzupełnili go o coś nowego. Oto bowiem od XVIII wieku utrwala się stereotyp katolicyzmu jako symbolu zacofania, ciemnoty i zabobonu. Tą zmianę w zakresie antykatolickiej propagandy dobrze ilustrują pochodzące z XVIII wieku opisy podróż odbywanych przez reprezentantów oświeceniowych elit intelektualnych do krajów katolickich. Sądząc po ich lekturze, autorzy trafili na nieznaną wcześniej planetę, zamieszkaną przez „ciemnego luda”.

Weźmy przykład z brytyjskiej prasy z pierwszej połowy XVIII wieku, w której pojawił się opis podróży pewnego Anglika do Włoch. Czymś szokującym okazał się dla angielskiego przybysza pobyt w Loretto. Jego uwagę nie przykuło bynajmniej znajdujące się tam sanktuarium Domku Świętej Rodziny. Chodziło o coś innego: „jest czymś zawstydzającym, że tak wielkie skarby klejnotów oraz innych bogactw są tutaj zagrzebane w kościołach, podczas gdy wszyscy mieszkańcy tego miasta umierają z głodu”[14]. Przekaz propagandowy ukryty w tym zdaniu przekonuje nie tylko o biedzie katolickiej społeczności, ale również wskazuje winowajcę – wota dziękczynne zawieszane na ołtarzach przez ludzi dziękujących za otrzymane łaski.

Podobne wątki odnajdziemy w opisach podróży niemieckich oświeceniowców do katolickich części Niemiec, przede wszystkim do Bawarii. Kraj ten „pozwolił przez wieki rosnąć swoim katolickim przesądom jak chwastowi”. Cytowane słowa pochodzą od Friedricha Nicolaia, jednego z czołowych przedstawicieli niemieckiego oświecenia, wydawcy wielotomowej „Deutsche Bibliothek”. Pod koniec XVIII wieku odwiedził on Bawarię, w tym największe maryjne sanktuarium tego kraju w Altötting, gdzie – jak informował swoich czytelników –- „corocznie pielgrzymuje wiele tysięcy głupich bigotów”. Kolumna postawiona w Monachium ku czci Najświętszej Maryi Panny (jako wotum wdzięczności za ocalenie miasta od najazdu szwedzkiego podczas wojny trzydziestoletniej) była zaś oceniona  przez niego jako „pomnik głupiej bigoterii i w najwyższym stopniu błędnej polityki”[15].

Podobne odczucia miał inny oświeceniowy pisarz, Carl J. Geiger, który odwiedzając bawarskie Eichstatt „odniósł wrażenie”, że miasto to (jeden z najznakomitszych przykładów barokowej architektury w Niemczech) „zostało zbudowane na siedzibę ponurego barbarzyństwa i głupoty, a ciężkie, niezdrowe powietrze oznajmia, że wieje tu duch ortodoksji i fanatyzmu”[16].

Ten rozpoczęty przez oświeceniowców topos katolicyzmu jako „ciemnoty i zabobonu” stanie się niewyczerpanym rezerwuarem propagandowego paliwa również w wiekach następnych[17].

 



[8] Zob. A. Ryrie, The problem of legitimacy and precedent in English protestantism 1539 – 1547, w: B. Gordon (ed.), op. cit., s. 78 – 92; P. Lake, Anti-popery: the structure of prejudice, w: R. Cust, A. Hughes (ed.), Conflict in Early Stuart England. Studies in religion and politics 1603 – 1642, London/ New York 1989, s. 72 – 77.
[9] C. L. Becker, Państwo Boże osiemnastowiecznych filozofów, Poznań 2008, s.  60 – 61.
[10] Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie tysiącleci, Kraków 2005, s.  101.
[11] J. Viguerie, Christianisme et revolution. Cinq lecons d’Histoire de la Revolution francaise, Paris 1986, s. 8 – 10.
[12] J. Ruszkowski, Adam Mickiewicz i ostatnia krucjata. Studium romantycznego millenaryzmu, Wrocław 1996, s. 13.
[13] Warto w tym miejscu przytoczyć opinię Woltera o krucjatach, wedle którego „to chrześcijańskie przedsięwzięcia zawierało radykalne zło, które było powodem ich klęski: rząd feudalny, niezależność dowódców, a w konsekwencji brak jedności, nieład i brak umiarkowania”. R. Ellenblum, op. cit., s. 7. Z kolei XVIII-wieczny niemiecki pisarz oświeceniowy Wilhelm Friedrich Heller pod adresem papieża Urbana II, który zwołał I krucjatę, pisał: „Na twoim grobie spoczywa ciężar dwóch milionów [sic] ciał, które wezwą cię na dzień sądu”. Ibidem, s. 8. O stosunku Woltera do krucjat zob. również J. Ruszkowski, op. cit., s. 12 – 13.
[14] C. Haydon, „I love my King and my Country, but a Roman catholic I hate”: anti-catholicism, xenophobia and national identity in eighteenth-century England, w: T. Claydon, I. McBride (ed.), Protestantism and national identity. Britain and Ireland c. 1650 – c. 1850, Cambridge 1998, s. 35.
[15] P. C. Hartmann, Kulturgeschichte des Heiligen Römischen Reiches 1648 bis 1866. Verfassung, Religion und Kultur, Wien/ Köln/Graz 2001, s. 437 – 439.
[16] Ibidem, s. 439.
[17] M. Borutta, Antikatholizismus. Deutschland und Italien im Zeitalter der europäischen Kulturkämpfe, Göttingen 2010 (zwłaszcza s. 47 – 150).