Wojna narzędziem polityki

ks. Andrzej Zwoliński

publikacja 03.06.2014 21:05

Społeczna nauka Kościoła wyróżnia dwa podstawowe znaczenia pojęcia „polityki”. Charakteryzuje ją bądź jako dążenie do uczestniczenia w sprawowaniu władzy w państwie, czyli do jej uzyskania, utrzymania lub odzyskania, bądź jako dążenie do dobra wspólnego. Kościół nie przeciwstawia tych dwóch znaczeń, lecz wskazuje na istniejący między nimi ścisły związek.

Cywilizacja 44/2013 Cywilizacja 44/2013

 

Siły zbrojne są głęboko osadzone w konkretnym społeczeństwie, są jego istotną częścią składową. Tak więc od sił ekonomicznych, moralnych, politycznych, kultury duchowej danej społeczności zależy kształt i siła militarna kraju. To polityka państwa leży u podstaw każdej wojny, bez względu na to jak jest interpretowana i jakiego jest rodzaju. Wojna nie istnieje jako decyzja zbiorowa – jest ona zawsze hasłem elity rządzącej, której polityczne uwarunkowania i determinacja w istotny sposób wpływają na sposób realizacji obrony czy agresji militarnej[1].

Homo politicus

Arystoteles ze Stagiry (384–322 przed Chr.) wskazał na społeczną naturę człowieka, używając określenia homo politicus (łac. wersja greckiego zoon politikon). Człowiek wyposażony jest w instynkt społeczny: apetitus societatis, czego konsekwencją jest naturalna konieczność współżycia z innymi jednostkami w różnych grupach społecznych. Z natury swej człowiek nie jest więc egoistyczny, lecz społeczny. Jednostka musi jednoczyć się z innymi, bowiem nie jest samowystarczalna. Wraz ze stopniem zorganizowania wzrasta doskonałość wspólnoty wyposażonej w coraz większą samowystarczalność (autarkia). Połączenie mężczyzny i kobiety buduje rodzinę, szereg rodzin tworzy gminę, a ich zbiór z kolei buduje państwo, które jest najdoskonalszą ze wspólnot, gdyż jest najbardziej samowystarczalne. Jak zauważa Arystoteles, „powstaje ono dla umożliwienia życia, a istnieje, aby życie było dobre”. Ideę tę przejął św. Tomasz z Akwinu, podkreślając, że człowiek jest animal sociale et politicum (istotą społeczną i polityczną). Podobnie nauczali awerroiści (np. Marsyliusz z Padwy), a w historii polskiej myśli społecznej np. A. Frycz Modrzewski, Sebastian Petrycy z Pilzna i inni. Do tej idei powrócili później także neotomiści, traktując społeczeństwo jako wyraz ludzkiej kategorii „my”, jako „środowisko ludzkie”, w którym zagwarantowany jest rozwój jednostki ludzkiej, a poszczególne osoby uczestniczą podmiotowo w tym, co stanowi najwyższe wartości osobiste i pozwala im sięgnąć po najwyższe obiektywne dobro, jakim jest Bóg.

Antytezą idei społecznej natury człowieka jest przekonanie o jego indywidualistycznej, wręcz egoistycznej naturze. Ludzie łączą się w państwo pod wpływem wielu czynników, np. w strachu przed samozniszczeniem w powszechnej walce każdego z każdym. Motywem ich działania jest strach przed śmiercią i egoizm (Th. Hobbes upatruje w człowieku trzy źródła waśni: rywalizację, nieufność, żądzę sławy). Może też ludzi łączyć poczucie niepewności stanu neutralnego, w którym każdy jest egzekutorem wrodzonych praw natury, tj. prawa do życia, własności i wolności (J. Locke).

Zarówno koncepcja społecznej, jak i indywidualistycznej natury człowieka, podkreślają rolę państwa w tworzeniu społeczeństwa. Państwu przypisuje się pełnienie zasadniczej roli w życiu społecznym[2]. Jednostka jest wprzęgnięta w państwową politykę, także wówczas, gdy poddaje refleksji problematykę wojny.

Polityka, pojęcie sięgające samych korzeni kultury europejskiej, odnosi się do tych stosunków międzyludzkich, których treścią jest panowanie, rządzenie i władza, a więc narzucanie i egzekwowanie decyzji jednego człowieka lub grupy ludzi – reszcie społeczeństwa[3].

Arystoteles określał politykę jako „sztukę rządzenia państwem”. W jego Etyce Nikomachejskiej czytamy: „Polityka, umiejętność rządzenia państwem i rozsądek są właściwie tą samą trwałą dyspozycją, ale ich sposób przejawiania się jest różny. W polityce, w znaczeniu obszerniejszym, ta jej część, która ma rolę jakby kierowniczą, spełnia funkcje ustawodawcze; ta zaś, która dotyczy spraw jednostkowych, nosi wspólną nazwę polityki w znaczeniu ściślejszym. Posiada ona charakter praktyczny i ma do czynienia z namysłem. Uchwała bowiem jest czymś, co należy wykonać jako akt jednostkowy. Dlatego tylko o przedstawicielach drugiej z tych sztuk mówi się, że uprawiają politykę; bo tylko oni coś wykonują, tak jak rękodzielnicy. Za rozsądek uważa się powszechnie najbardziej tę jego część, której przedmiotem jest sam człowiek, jednostka; i ta jego część nosi wspólną nazwę rozsądku; pozostałe części to: sztuka zarządzania domem, sztuka prawodawcza i polityka; w tej ostatniej wyróżnia się z kolei sztukę naradzania się i sądową. Zdawanie sobie sprawy z tego, co jest dobre dla własnej osoby, byłoby tedy pewnym rodzajem poznania; istnieją jednak, między tym rodzajem a innymi, poważne różnice i człowieka, który rozumie swój własny interes i troszczy się o swoje sprawy, nazywa się rozsądnym, o tych zaś, co uprawiają politykę, mówi się, że niepotrzebnie wtrącają się w nieswoje sprawy”[4].

Powszechnie wiąże się pojęcie polityki z pojęciem władzy. W sensie węższym oznacza ona umiejętność rządzenia państwem, a w szerszym – kierowanie różnego rodzaju społecznościami.

Polityka obejmuje:

1) działalność mającą na celu dobre zbudowanie i funkcjonowanie aparatu państwowego;
2) samą umiejętność, której przedmiotem jest trwanie i rozwój społeczeństw oraz wzajemny stosunek ludzi żyjących społecznie;
3) działalność rządu w ramach swych kompetencji;
4) konkretną akcję związaną przede wszystkim z wyborami celem zdobycia władzy i wpływów politycznych w państwie[5].

Pośród szeregu różnych definicji polityki można wskazać na kilka podstawowych elementów tego pojęcia, występujących w większości stanowisk:

– podmioty polityki: państwa, partie polityczne, organizacje polityczne;
– przedmiot polityki: stosunki między państwami, narodami i grupami społecznymi;
– cel polityki: zaspokojenie interesów grup społecznych, warstw i klas;
– środki polityki: zdobycie, utrzymanie i wpływ na władzę polityczną przy pomocy efektywnych metod[6].

Społeczna nauka Kościoła wyróżnia dwa podstawowe znaczenia pojęcia „polityki”. Charakteryzuje ją bądź jako dążenie do uczestniczenia w sprawowaniu władzy w państwie, czyli do jej uzyskania, utrzymania lub odzyskania, bądź jako dążenie do dobra wspólnego. Kościół nie przeciwstawia tych dwóch znaczeń, lecz wskazuje na istniejący między nimi ścisły związek. Jeśli bowiem moralną racją uczestniczenia w sprawowaniu władzy jest służba na rzecz dobra wspólnego, to z drugiej strony – służba temu dobru jest efektywniejsza wówczas, gdy jest wykonywana w oparciu o uczestnictwo we władzy państwowej[7].

Dobro wspólne, według nauczania soborowego, „obejmuje sumę tych warunków życia społecznego, dzięki którym jednostki, rodziny i zrzeszenia mogą pełniej i łatwiej osiągnąć swoją własną doskonałość”[8]. W katolickiej koncepcji dobro wspólne jest zbiorową wartością społeczeństwa obywatelskiego obejmującą doskonałość osób i ich zrzeszeń, zaś instytucje państwowe i samorządowe są tylko urządzeniami instrumentalnymi dobra wspólnego[9]. Homo politicus jest więc włączony w struktury państwa, strzegącego i niekiedy określającego dobro wspólne społeczności.



[1] Zob. E. Ludendorff, Wojna totalna, tłum. F. Schoenem, Warszawa 1959, s. 28–45.
[2] Por. L. Dubel, Homo politicus, w: Encyklopedia politologii, t. 1, pod red. M. Żmigrodzkiego, Kraków 1999, s. 119–120.
[3] Zob. F. Ryszka, Nauka o polityce. Rozważania metodologiczne, Warszawa 1984, s. 9–25; Zarys nauki o polityce, praca zbior. pod red. E. Cziomera, Kraków 1983.
[4] Arystoteles, Etyka Nikomachejska, przeł. D. Gromska, [wyd. 2], Warszawa 1982, 1141 b 23–1142 a 4; por. J. Krokos, Czym jest tzw. „polityka Kościoła”?, „Chrześcijanin w Świecie” 14 (1982) nr 105, s. 40–42.
[5] Por. A. Ski (A. Szymański), Polityka katolicka, „Ateneum Kapłańskie” (1927) z. 3, s. 213 i nn.
[6] Zob. J. Hausner, J. Indraszkiewicz, Elementy teorii polityki. Materiały do studiowania nauki o polityce, Kraków 1984, s. 8–10; por. J. Karpiński, Polityka i wiedza o polityce, „Puls” 14 (1992) nr 55, s. 10–16.
[7] Zob. Polityka, w: Słownik katolickiej nauki społecznej, red. nauk. W. Piwowarski, Warszawa 1993, s. 133.
[8] Sobór Watykański II, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, Wrocław 1985, nr 74.
[9] Zob. J. Wojciechowski, O wspólne dobro, „Słowo. Dziennik Katolicki” (1994) nr 28, s. 12; S. Ossowski, O strukturze społecznej, Warszawa 1986, s. 71–74.

 

 

Polityka – walką o władzę

Władza (power) jest instrumentem panowania (rule), które zawdzięcza swe istnienie „instynktowi dominacji”[10]. Podobnych określeń w historii myśli politycznej można przytoczyć więcej. C. Wright Mills napisał, że „istota wszelkiej polityki sprowadza się do walki o władzę, ostateczną zaś formą władzy jest przemoc”[11].

M. Weber definiował państwo jako „oparte na środkach prawomocnej (tzn. traktowanej jako prawomocna) przemocy stosunku panowania ludzi nad ludźmi”[12]. Przytaczał także wypowiedź L. Trockiego z Brześcia Litewskiego: „Każde państwo opiera się na przemocy”, dodając: „Rzeczywiście tak jest”.

Voltaire powiedział, że „władza polega na sprawianiu, by inni działali zgodnie z moim wyborem”, lecz dzieje się tak wówczas, gdy mam sposobność „domagać się uznania mojej woli wbrew oporowi” innych. Korzystając z tego określenia władzy Weber sformułował (za K. von Clausewitzem) określenie wojny jako „aktu przemocy zmierzającego do wymuszenia na przeciwniku, by zrobił to, czego sobie życzymy”. Władza i wojna zbiegają się więc w akcie przemocy i zdecydowanej woli dominacji. Oznaczają zawsze tyle, co „władza człowieka nad człowiekiem”. Jak powiedział wspomniany Weber: „Władza oznacza wszelką szansę urzeczywistniania własnej woli w obrębie relacji społecznej – także wbrew oporowi”[13].

Nie ma władzy bez rozkazywania i bycia posłusznym. Lecz jednocześnie, o czym przypomina np. R. M. McIver: „Władza przymuszania stanowi kryterium państwa, lecz nie jego istotę. To prawda, że nie ma państwa, w którym nie byłoby żadnej przemożnej siły. Lecz używanie siły nie tworzy państwa”[14].

Przy założeniu bliskości pojęcia władzy i wojny zrozumiałe staje się stwierdzenie, że to nie wojna jest kontynuacją dyplomacji, polityki czy realizacją założeń ekonomicznych, lecz pokój jest kontynuacją wojny za pomocą innych środków, jak np. poprzez rozwój technik zbrojeniowych. O wzajemnej zależności polityki i wojny świadczy również ogromna rola przemocy w każdej z tych rzeczywistości. Gdy przemoc zmniejsza swe znaczenie na arenie międzynarodowej, bardzo szybko staje się atrakcyjna w rozwiązywaniu spraw wewnętrznych. Mao Tse-tung twierdził, że „władza wyrasta z lufy karabinu”[15].

Potwierdza to również praktyka wzajemnego przenikania się władzy i polityki. Wojsko jest zwykle narzędziem zagranicznej polityki państwa, symbolizując realnie groźną dla przeciwnika odpowiedź na zagrożenie. W czasie pokoju jest jednak niekiedy włączane przez polityków do różnego rodzaju działań politycznych, np. w okresie zamieszek wewnętrznych. Często w historii wojsko zamieniało się z narzędzia działalności politycznej w organizację próbującą kierować polityką. Z reguły próby te kończyły się osłabieniem wartości wojska w konflikcie międzynarodowym. Przykładem na to mogą być tzw. „rządy pułkowników” w Grecji, których wojska nie były w stanie przyjąć wojny z Turcją o Cypr; generalskie rządy w Pakistanie w konflikcie z Indiami, czy mała wartość wojska „marszałka” Amina w wojnie przeciw Tanzanii.

Dla zachowania apolityczności wojska w wielu krajach konstruuje się specjalne prawo, np. w Wielkiej Brytanii wojsko nie może być używane do łamania strajków, a obejmowanie przez nie roli robotników portowych (rozładowujących jedynie żywność, a nie towary przemysłowe) musi być zatwierdzone przez parlament. W wypadku zaś rozruchów, np. w Północnej Irlandii, otwarcie ognia, nawet tylko w powietrze, musi być zatwierdzone przez uprawnionego przedstawiciela władzy cywilnej. Oddanie strzału bez takiego pozwolenia jest karane postawieniem dowódcy oddziału i żołnierzy przed sądem wojskowym, a w przypadku powstania ewentualnych szkód czy poranień – przed sądem cywilnym[16].

Francuski pułkownik A. du Pico napisał o politykach gorzkie słowa: „Wojska są bawidełkami (w czasie pokoju) w rękach panujących. Jeżeli panujący nie rozumieją ich znaczenia, co się często zdarza, wówczas dezorganizują oni wojsko. Gdy rozumieją jego znaczenie, jak np. w Prusach, wówczas tworzą silne wojsko dla celów wojny”[17]. Dążność do panowania nad innymi narodami, według niego, jest często tematem zastępczym polityków, obawiających się o własne stanowiska. Tak dzieje się np. wówczas, gdy demokracja próbuje opanować kraj i politycy usiłują zastąpić dążność do równości społecznej, dążnością do panowania nad obcymi narodami. Żołnierz jest tedy „handlarzem, handlującym własnym ciałem, własną krwią; handluje on swoim czasem i swoimi wzruszeniami”[18]. Przedmiotem „targu” staje się także własna moralność, w myśl przysłowia, które przytacza N. Machiavelli: „Wojna stwarza złodziei, pokój ich wiesza”. Prawa wojenne wprowadzane przez władzę państwową pozwalają na odejście od podstawowych norm społecznego współżycia i często oznaczają ustąpienie prawa przed siłą.

Agresja – dzieło państwa

S. Staszic napisał słowa, które oceniały stan agresji we współczesnej mu Europie: „Europa jest dzisiaj placem boju, na którym dwa miliony osób gotowych i zbrojnych czeka na skinienie do bitwy”. Wydaje się, że opis ten nie stracił na aktualności – nieustannie świat pozostaje w stanie gotowości do wojny, w którym wiele milionów ludzi oczekuje jedynie na decyzję polityków. „Skinienie do bitwy” jest ugruntowane w szerokim froncie społecznej opinii, mobilizowanej nieustannie przez propagandę do współpracy z politykami. Staszic stwierdzał także, że „cały ród ludzki cierpieć musi, jeśli choć w jednym kraju zagrzebane są prawa ludzi”. Wskazał tym samym na jedyną ostoję zachowania w społeczeństwach zdrowej oceny sytuacji i „pokojowego rozsądku”, do których należy zachowanie praw ludzi. Kiedyś arianie polscy bronili przekonania, że człowiek jest rzeczą świętą, której nie wolno krzywdzić, a to powinno być jedyną zasadą politycznego wychowania. Gdy politycy zapominają o godności osoby ludzkiej, mogą stać się niebezpiecznym źródłem cierpienia „całego rodu ludzkiego”[19].




[10] B. de Jouvenel, Power: The Natural History of Its Growth, London 1952, s. 93.
[11] C. Wright Mills, Elita władzy, Warszawa 1961, s. 228.
[12] M. Weber, Polityka jako zawód i powołanie, przeł. P. Egel, M. Wander, Warszawa 1987, s. 2.
[13] Cyt. za: R. Strausz-Hupe, Power and Community, New York 1956, s. 4.
[14] R. M. McIver, The Modern State, London 1926, s. 222–225. Por. H. Arendt, O przemocy, przekł. A. Łagodzka, W. Madej, Warszawa 1999, s. 45–55.
[15] H. Arendt, O przemocy, s. 17.
[16] Zob. W. Wasiutyński, Słownik polityczny, Warszawa 1989, s. 156–157.
[17] A. du Pico, Studium o walce, przeł. J. Zając, wyd. 4, Warszawa 1927, s. 145.
[18] Tamże, s. 146, por. s. 143–155.
[19] B. Suchodolski, Wychowanie dla pokoju, w: Wychowanie dla pokoju, [praca zbior. pod red. W. Michajłowa], Wrocław 1983, s. 22–23.

 

 

Historia ludzkości jest jednak historią ludzkiej agresji: między rodami, grupami plemiennymi, państwami, rasami, grupami etnicznymi, politycznymi, ekonomicznymi, klasami społecznymi, a nawet całymi regionami świata. Zawsze na czele agresywnej grupy stał jakiś przywódca, obdarzony przez społeczność odpowiednią władzą. Do największych agresji dochodziło w Europie. W 1492 r., gdy Kolumb po raz pierwszy zszedł na ląd w Nowym Świecie, we władaniu Europejczyków znajdowało się zaledwie 9% powierzchni kuli ziemskiej. W 1801 r. władali oni już jedną trzecią planety, a w 1880 r. – dwiema trzecimi. Do 1935 r. pod polityczną dominacją Europy znalazło się 85% powierzchni lądów i 70% ludzkości[20]. Czyż mogą więc dziwić słowa C. K. Norwida, który pisał w liście do K. Górskiej w 1882 r.: „Europa jest to stara wariatka i pijaczka, która co kilka lat robi rzezie i mordy bez żadnego rezultatu ni cywilizacyjnego, ni moralnego. Nic postawić nie umie – głupia jak but, zarozumiała, pyszna i lekkomyślna”. Zwracał też uwagę na ogólny upadek dobrego smaku politycznego i duchowe lenistwo: „Cała Europa jest małpa sprzedająca wszystko za pieniądze i nikczemna ze wszech miar. Człowiek u niej szanowany jest ten, który jest wygodny i dopóki jest wygodny – sądu w niczym – smak uliczny – lenistwo ducha i osłabienie serca, a skora nerwów pochopność – oto obraz tej małpy”[21].

Agresja (łac. aggressio – napad), rozumiana jako zbrojna napaść wojenna, zawsze jest decyzją polityczną państwa. Wynika to z samej natury agresji: napaści jednego lub kilku państw na inne. Źródła agresji tkwią w dążeniu do dominacji politycznej, narodowościowej, religijnej, jak też do posiadania jak największych terytoriów, bogactw, dostępu do morza itp. Przez bardzo długi czas nie definiowano agresji – była zjawiskiem zwykłym, zrozumiałym i oczywistym. Stała się jednak przedmiotem debat międzynarodowych m.in. na konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 r. oraz umowy międzynarodowej (art. 10 Paktu Ligii Narodów), zapewniającej wzajemną ochronę przeciwko wszelkiej agresji z zewnątrz. Pierwszą próbę definicji agresji podjęto na posiedzeniu Ligi Narodów w 1924 r. (Protokół Genewski z 2 X 1924 r.). W 1928 r. przyjęto postanowienie o całkowitym zakazie agresji (Pakt Brianda-Kellogga). Z inicjatywy Związku Radzieckiego powrócono w 1932 r., na Konferencji Rozbrojeniowej w Genewie, do uściślenia pojęcia „agresja”. Podpisana w 1933 r. (przez 11 państw) Konwencja Londyńska określiła zakres pojęcia „napaść”. Za agresora uznano państwo, które jako pierwsze wypowiedziało wojnę, dokonywało najazdu zbrojnego na terytorium innego państwa siłami lądowymi, morskimi i powietrznymi. Żadne względy ani okoliczności nie mogły usprawiedliwiać napaści.

Państwa w poczuciu zagrożenia, zmuszone do podjęcia niezbędnych kroków obronnych, chcąc uniknąć niepotrzebnych oskarżeń, publicznie uzasadniały swą postawę, nadając jej międzynarodowy rozgłos. I tak w przeddzień napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę, 31 VIII 1939 r., ukazała się Deklaracja rządu polskiego, przekazana przez Polską Agencję Telegraficzną całemu światu: „Rzesza Niemiecka prowadzi od szeregu miesięcy agresywną politykę w stosunku do Rzeczypospolitej. Kampania prasowa, zawierająca groźby – oświadczenia czynników kierowniczych Niemiec, systematyczne prowokowanie incydentów granicznych, wreszcie stale wzmagająca się koncentracja zmobilizowanych sił zbrojnych na granicy polskiej stanowią tego wyraźny dowód. Ostatnie działania na terenie Wolnego Miasta, zwrócone przeciw niezaprzeczalnym prawom i interesom Rzeczypospolitej, oraz inne pretensje terytorialne Niemiec w stosunku do Państwa Polskiego nie pozostawiają wątpliwości, że istnieje zagrożenie Rzeczypospolitej [...]. Rząd Polski po wydaniu poprzednich zarządzeń zmuszony jest w dniu dzisiejszym uzupełnić pogotowie przez odpowiednie do sytuacji obronne zarządzenia wojskowe. Polityka Rządu Polskiego, który nie żywił i nie żywi w stosunku do żadnego państwa zamiarów agresywnych, nie ulega zmianie”[22]. W ten sposób całkowita odpowiedzialność za agresję spadła na Niemców.

Po II wojnie światowej, w Statucie Międzynarodowego Trybunału Wojskowego (art. 6) uznano, że agresja jest jednym z rodzajów zbrodni przeciwko pokojowi.

Zakres pojęcia „agresja” został precyzyjnie określony 14 XII 1974 r. przez Zgromadzenie Ogólne ONZ (rezolucja nr A/3314/XXIX). Zgodnie z nią – agresją jest użycie siły zbrojnej przez państwo przeciw suwerenności, integralności terytorialnej albo niepodległości politycznej innego państwa lub w jakikolwiek inny sposób niezgodny z Kartą Narodów Zjednoczonych. Za akty agresji uznano:

1) napaść czy akt sił zbrojnych jednego państwa na terytorium drugiego, jakąkolwiek okupację wojskową będącą rezultatem tej napaści czy aktu, jak też jakąkolwiek aneksję terytorium wynikającą z użycia siły;
2) bombardowanie lub użycie jakiejkolwiek broni przeciw terytorium innego państwa;
3) blokadę portów lub wybrzeży;
4) zaatakowanie lądowych, morskich lub powietrznych sił zbrojnych drugiego państwa;
5) użycie sił zbrojnych, znajdujących się na terytorium drugiego państwa w wyniku porozumienia z nim, w sposób sprzeczny z warunkami tego porozumienia, a także przedłużenie ich pobytu po wygaśnięciu takiego porozumienia;
6) udostępnienie przez państwo swego terytorium innemu państwu, jeśli to drugie korzysta z niego dla dokonania aktów agresji przeciw państwu trzeciemu;
7) wysyłanie przez państwo lub w jego imieniu zbrojnych band, grup, nieregularnych sił czy najemników, dokonujących poważnych aktów zbrojnych przeciw innemu państwu.

Rada Bezpieczeństwa ONZ ma prawo stanowienia o innych aktach, które mogą zostać uznane za elementy składowe agresji. Jest ona odpowiedzialna za stwierdzanie nastąpienia aktu agresji, może też stosować środki przymusu wojskowego wobec agresora. Np. w 1950 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ zastosowała takie środki wobec Korei Północnej, a w 1991 r. – przeciw Irakowi[23].

Agresja – w rozumieniu prawa międzynarodowego – jest więc pojęciem odnoszącym się wyłącznie do państwa i jego polityki wobec innych państw.



[1] Zob. E. Ludendorff, Wojna totalna, tłum. F. Schoenem, Warszawa 1959, s. 28–45.
[20] Zob. A. Toffler, Trzecia fala, przekł. E. Woydyłło, Warszawa 1997, s. 157.
[21] C. K. Norwid, „Gorzki to chleb polskość”. Wybór myśli politycznych i społecznych, Kraków 1984, X, 155; IX, 254.
[22] Stan zagrożenia Rzeczypospolitej wskutek agresywnej polityki Rzeszy Niemieckiej. Deklaracja rządu polskiego, „Gazeta Polska” 31 VIII 1939, w: W obliczu wojny. Z prasy polskiej 1939 roku, Kraków 1984, s. 317–318.
[23] Zob. A. Chodubski, Agresja, w: Encyklopedia politologii, t. 1, s. 21–22.

 

 

Wojna jako państwowe usprawiedliwienie przemocy

Akty przemocy towarzyszą ludzkości od jej początków. Zawsze jednak, kiedykolwiek się powtarzają, wymagają na nowo usprawiedliwienia, jakby ludzie nadal ich nie rozumieli. Tukidydes w Wojnie peloponeskiej opowiada o pertraktacjach, jakie Ateńczycy prowadzili ze słabą wyspą Melos, aby ją nakłonić do poddania. Tłumaczyli, że silniejsza istota dąży do urzeczywistnienia możliwości, jakie otwiera przed nią jej siła: „Ani myśmy sobie tego prawa nie nadali, ani nie jesteśmy pierwsi, którzy wedle niego postępują. Myśmy je jako obowiązujące przyjęli i przekażemy je dalej jako wiecznie ważne, a jeśli się go trzymamy, to wiedząc, że zarówno wy, jak każdy, kto dojdzie do takiej siły, jaką mamy, będzie postępował tak samo”. Nie wystarczyło obalenie przeciwnika, aby go zwyciężyć, lecz trzeba go było jeszcze przekonać do nowego porządku, odwołując się do wyższych, wiecznych i powszechnych zasad.

Przez długi czas najczęstszą formą usprawiedliwionej przemocy była wojna[24]. Nie płynie ona z samej jej natury, lecz źródłem jej jest państwo, prawomocna władza, ogłaszająca wojenne prawa i podejmująca odpowiednie działania.

W historii myśli politycznej konflikt między prawdą a polityką był wynikiem, zdaniem H. Arendt, dwóch skrajnie przeciwstawnych sposobów życia: życia filozofa i obywatela.

Życie filozofa opiera się na prawdach o rzeczach, które ze swej natury trwają wiecznie, a tym samym mogą stanowić źródło zasad stabilizujących bogatą sferę spraw ludzkich.

Życie obywatela opiera się na ciągle zmieniających się opiniach odnośnie spraw ludzkich, opinia jest więc przeciwstawieniem prawdy i utożsamia się ze złudzeniem. Jak mówił J. Madison: „Opinia jest podstawą wszystkich rządów”, gdyż żaden władca nie mógłby dojść do władzy, a tym bardziej jej utrzymać, bez poparcia ludzi myślących podobnie jak on. Tak więc to nie prawda, lecz opinia należy do niezastąpionych warunków umożliwiających władzę. Świadomość tego prawa jest niezbędna zwłaszcza w tych społeczeństwach, w których próbuje się „umoralnić władzę”. Konieczne jest więc upowszechnienie zasad moralnych, by znikła władza oparta na niemoralnej opinii obywateli.

O antagonizmie między prawdą a opinią szeroko rozprawiał sam Platon. W Gorgiaszu przeciwstawił on przekaz w postaci „dialogu” – odpowiednia forma dla wypowiedzi prawdy filozoficznej – przekazowi w postaci „retoryki”, w którym demagog przekonuje masy, „budując” odpowiednią opinię obywateli[25].

Th. Hobbes (zm. 1679) przeciwstawił dwie „zdolności o różnym charakterze”: „solidnego rozumowania” i „potężnej wymowy”, gdzie „pierwsza opiera się na zasadach prawdy, druga na opiniach [...] oraz na uczuciach i interesach ludzi, które są różne i zmienne”[26].

We współczesnym świecie zanikają coraz bardziej ślady antagonizmu między prawdą filozofa a opiniami obywateli. Jak trafnie zauważa Arendt: „Do spraw tego świata nie miesza się już ani prawda religii objawionej, którą myśliciele polityczni siedemnastego wieku wciąż uważali za główne utrapienie, ani prawda filozofa odsłaniana przez człowieka w samotności [...]. O ile przypuszczalnie nigdy dotąd nie tolerowano tak wielu rozmaitych opinii w kwestiach religijnych bądź filozoficznych, o tyle prawda dotycząca faktów, jeśli akurat przeciwstawna jest korzyści lub przyjemności danej grupy, spotyka się z o wiele większą wrogością niż kiedykolwiek przedtem [...]. Chodzi mi o fakty, które są publicznie znane, a mimo to ludzie, często spontanicznie, potrafią skutecznie obłożyć publiczną dyskusję nad nimi tabu i traktować je tak, jakby były tym, czym nie są, to znaczy jak tajemnice [...]. Jeszcze bardziej niepokojące jest, jak sądzę, to, że kiedy w wolnych krajach toleruje się niemiłe fakty, często przekształca się je świadomie lub nieświadomie w opinie – jak gdyby takie fakty jak poparcie społeczeństwa niemieckiego dla Hitlera lub załamanie się Francji pod naporem niemieckiej armii w 1940 r., bądź polityka Watykanu w czasie drugiej wojny światowej, nie były faktami historycznymi, lecz kwestią opinii [...]. Prawda dotycząca faktów jest o wiele mniej podatna na argumentację niż prawda filozoficzna i uchwycić ją może oczywiście każdy, a jednak kiedy znajdzie się na rynku – to znaczy kiedy przeciwstawia się jej opinię, a nie kłamstwa i rozmyślne fałszerstwa – spotyka ją, jak się wydaje, ten sam los”[27].

Opinię na temat wojny tworzy państwo. Bez względu na to, jaki rodzaj wojny ma stać się udziałem społeczeństwa, jest ono wcześniej do niej przygotowywane przez sterowaną, w sposób bardziej lub mniej zakamuflowany, propagandę.

Adolf Hitler już w Mein Kampf dał wyraz swym wyobrażeniom o wojsku jako „ostatniej i najwyższej szkole wychowania ojczyźnianego”. W lutym 1933 r., kilka dni po otrzymaniu nominacji na kanclerza Rzeszy, przedstawił on kadrze dowódczej Reichswehry swoje zamierzenia strategiczne oraz drogę prowadzącą do jej realizacji. Zdobycie „przestrzeni życiowej” na Wschodzie i jego germanizację można było jednak osiągnąć po odbudowie niemieckiej siły zbrojnej i wprowadzeniu obowiązkowej służby wojskowej. Dla spełnienia tych celów należało rozwinąć program indoktrynacji wszystkich kręgów społeczeństwa, a zwłaszcza młodzieży, w duchu pobudzenia „woli obronnej” (Wehrwille) i zwalczania tendencji pacyfistycznych[28]. „Duchowej mobilizacji” (geistige Mobilmachung), umocnieniu „walecznego ducha” (Wehrgeis) Niemców i krzewieniu „dzielności obronnej” (Wehrtuchtingung) służyły: pogadanki światopoglądowe, „prasówki”, uroczystości rocznicowe, projekcje filmów i kronik filmowych, odpowiednie zestawy lektur, występy grup teatralnych i kabaretowych, a nawet poezja wojskowa, minirewie, składanki skeczów, popularnych piosenek. W sposób szczególny tworzeniu dobrej „opinii” o wojnie służyły rytuały i symbole oraz przedsięwzięcia o charakterze kultowym. Wśród nich można wyliczyć:




[24] Por. J. Tischner, Ideologiczne usprawiedliwienie przemocy, „Dwadzieścia Jeden. Pismo społeczno-polityczne” (1986) nr 1, s. 96.
[25] Zob. H. Arendt, Między czasem minionym a przyszłym. Osiem ćwiczeń z myśli politycznej, przeł. M. Godyń, W. Madej, Warszawa 1994, s. 267–292.
[26] Th. Hobbes, Lewiatan, przeł. Cz. Znamierowski, Warszawa 1954, s. 625.
[27] H. Arendt, Między czasem minionym a przyszłym, s. 277–279.
[28] Przemówienie Hitlera z 3 II 1933 r., w: T. Vogelsang, Neue Dokumente zur Geschichte der Reichswehr 1930–1933, „Vierteljahrshefte für Zeitgeschichte” (1954) nr 2, s. 432 i nn.

 

– wrażenie masy ludzi i ogromnej przestrzeni – organizacja wielkich imprez z udziałem wielkiej ilości osób na ogromnych przestrzeniach (np. teren kongresów partyjnych obejmował powierzchnię 32 km², a trybuny Stadionu w Norymberdze miały pomieścić 0,5 mln ludzi) – stwarzało to wrażenie potęgi reżimu, sprawności służb, zdyscyplinowania obywateli pod wodzą Hitlera;

– rytuał marszu – marsze, przemarsze, stanie tłumu w bezruchu – świadczyło o dynamizmie narodowego socjalizmu i jego determinacji;

– światło i dźwięk – wykorzystanie płonących pochodni, pokazów ogni sztucznych (np. świetlista katedra – Lichtdom – na zakończenie Igrzysk Olimpijskich w Berlinie w 1936 r. i w trakcie kongresów partyjnych w Norymberdze; 105 reflektorów przeciwlotniczych tworzyło bijący wysoko w niebo stożek światła, w którym, niby we wnętrzu, maszerowali młodzi funkcjonariusze partyjni; efektu dopełniały recytacje i elementy akustyczne, jak wybuchy salw artyleryjskich, pomruk przelatujących samolotów;

– rytuał sztandarów i flag – użycie ogromnych chorągwi dawało efekt akustyczny i wizualny; najważniejszy był „sztandar krwi” (Blutfahne) niesiony przez uczestników puczu z 1923 r., który jakoby nasiąkł krwią zabitych demonstrantów i traktowany był jak relikwia, która służyła do „poświęcenia” nowych sztandarów partyjnych;

– rytuał ognia – obyczaj rozpalania ognisk, nawiązujący do starogermańskich obrzędów oczyszczenia i nawiązania łączności z poprzednimi pokoleniami;

– kult zmarłych – „święty ogień” płonął przy pomnikach i wybranych sarkofagach; ku czci poległych w wojnie żołnierzy niemieckich zamierzano też budować gigantyczne „zamki zmarłych” (Totenburgen), nawiązujące do staroegipskich piramid; służyło to heroizacji i legitymizacji władzy nazistów, mitologizowało wojnę;

– rytuał inicjacji – przyjmowanie dzieci i młodzieży do Hitlerjugend (HJ) i Bund Deutscher M del (BDM – część HJ), zaprzysiężenie kolejnych roczników, wręczanie aktów nominacyjnych do NSDAP, co miało silnie wiązać także z ideologią wojny;

– kult munduru – każda formacja NSDAP, wojsko, policja, urzędy publiczne dysponowały własnymi uniformami i przynależnymi do niego atrybutami (odznaki, legitymacje, odznaczenia); ułatwiało to militaryzację uroczystości publicznych i identyfikację członków grup, ułatwiało budowanie tożsamości indywidualnej i grupowej;

– rytuał pozdrowienia – propagowane od lat 20. wśród sympatyków i członków NSDAP wyciągnięcie prawej ręki na wysokość oczu z zawołaniem Heil Hitler, od 1933 r. obyczaj ten, zwany „niemieckim pozdrowieniem”, (Deutscher Gruss), wprowadzono do życia publicznego, polecając posługiwać się nim także w relacjach prywatnych; propaganda wywodziła ten zwyczaj ze starogermańskiej aklamacji decyzji ogółu; słowo Heil – od heilig (święty) – miało oznaczać uświęcenie decyzji, wyciągnięta ręka z wyprostowaną dłonią – pokojowe zamiary i votum zaufania wolnych ludzi. Poświadcza to okres średniowiecza, gdy okrzyki Heil towarzyszyły wyborom książąt Rzeszy (Furstenakklamation)[29]. Poza symbolami i obrzędami kształtowaniu opinii publicznej służyła także militaryzacja oficjalnego języka.

Efektem końcowym tak spreparowanej opinii była „banalność zła” czasu wojny (termin użyty przez Arendt). O. Ohlendorf, oficer SS, nazywany przez Himmlera „rycerzem Świętego Graala partii nazistowskiej”, pisał w raporcie, że 92 tys. Żydów, którzy zimą 1941 r. wpadli w ręce 500 żołnierzy z Einsatzgruppe D, zostało rozstrzelanych „stosownie do reguł wojskowych”. Sprzeciwił się on użyciu ciężarówek z gazem, gdyż mogłoby to wywrzeć na jego ludzi „nieznośną presję psychiczną”[30]. Język oficera usprawiedliwiał zbrodnię. Wcześniej stał się on wyrazicielem opinii, jaką państwo usprawiedliwiło wojnę, która okazała się nikczemnym ludobójstwem.

Odpowiedzialność polityka

Jednym z bardzo ważnych argumentów w kształtowaniu opinii publicznej jest odwoływanie się polityków do przekonań etycznych obywateli. Wojna jest usprawiedliwiana jako „mniejsze zło”. M. Weber rozróżniał między „etyką przekonań” (Gesinnungsethik), która zależy od motywacji przyjętych z góry, niezależnie od danej sytuacji i od następstw dokonanego wyboru – a „etyką odpowiedzialności” (Verantwortungsethik), która zakłada przewidywanie skutków własnego działania i ponoszenie za to odpowiedzialności. Samo przekonanie etyczne nie jest, jak twierdzi Weber, gwarancją skuteczności w działaniu politycznym[31].

Nie ma sumienia polityka i sumienia człowieka, a polityk powinien być przede wszystkim człowiekiem – godnym, uczciwym, mądrym.

W katolickiej teologii moralnej obowiązuje zasada, która nie pozwala na wybór „mniejszego zła”: Non sunt facienda mala, ut eveniant bona. Nie można dokonywać czynów, które są niegodne w samej swej istocie, choćby pośrednio miały wynikać z nich dobre rezultaty. Tym bardziej, gdy w grę wchodzi jedynie prawdopodobieństwo niezaistnienia czegoś gorszego. Wybór mniejszego zła jest zawsze wyborem zła, a w konkretnym przypadku jest to współpraca ze zbrodniarzem lub akceptacja jego zbrodniczych praktyk i polityki. Polityk wykonujący przestępczy rozkaz przestaje być politykiem, a staje się narzędziem zbrodni. Pozostawanie kolaborantem zła, przyjmowanie pozycji polityka koncesjonowanego lub inne formy wspierania przestępczego ustroju nie mogą być wytłumaczone popularyzacją słusznych idei, służeniem dobru, ochroną wielu ludzi lub szlachetnością idei[32].

Bez włączenia się „szarych obywateli” w całość instytucji totalitarnych, niemożliwe byłoby stworzenie reżimu. Jak pisała Arendt: „Chociaż siła wszystkich ugrupowań politycznych jest uzależniona od ich liczebności, w przypadku ruchów totalitarnych jest to zależność tak silna, że w krajach o małej liczbie ludności rządy totalitarne wydają się niemożliwe mimo istnienia innych sprzyjających warunków”[33]. W tym sensie odpowiedzialność za wojnę spada na całe społeczeństwo, które wyborami politycznymi decyduje o kształcie etyki społecznej.

Metody rządów mają wpływ na zachowania i charakter ludności. „Rząd amoralny stanowi truciznę dla narodu, dla społeczeństwa, jako też dla państwa. Niemożebnym jest, żeby nie umniejszał mu zalet, a nie przysparzał wad. Jeżeli takie rządy trwają czas dłuższy, czekają naród losy opłakane [...]. Społeczeństwa dziczeją, państwa tracą siłę, naród cofa się w rozwoju, wreszcie poczucie narodowe przestaje działać”[34].

Odpowiedzialność za wojnę rozpoczyna się już w chwili kreowania nowych liderów społecznych, przy przeprowadzaniu wyborów i oddawaniu głosów na konkretne partie polityczne. Obowiązek tzw. uczestnictwa w życiu społecznym ma swe uzasadnienie także w trosce o zachowanie pokoju. Związek polityki z pokojem jest bowiem tak silny jak jej związek z wojną.

ks. Andrzej Zwoliński -  Jezuita, autor książek: Modlitwa ze świętymi (2011), Święci z charakterem: cierpliwi, energiczni, łagodni, nieustraszeni, pogodni, prości, roztropni, ufni, wytrwali, żarliwi, znani i mniej znani (2012), Miłosierdzie ostatnim słowem Boga (2012).


 



[29] Zob. E. C. Król, Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919–1945, Warszawa 1999, s. 231–242.
[30] F. King, Szatan i swastyka. Okultyzm w partii nazistowskiej, tłum. J. Moderski, T. Olszewski, Poznań 1996, s. 11.
[31] Zob. S. Kozyr-Kowalski, Weberowska socjologia religii a teoria społeczeństwa jako całości, w: M. Weber, Szkice z socjologii religii, przekł. J. Prokopiuk, H. Wandowski, Warszawa 1984, s. 7–68.
[32] Zob. J. Majka, Etyka społeczna i polityczna, Warszawa 1993, s. 188–190.
[33] H. Arendt, Korzenie totalitaryzmu, t. 1, tłum. D. Grinberg, M. Szawiel, Warszawa 1989, s. 248.
[34] F. Koneczny, Państwo i prawo, Kraków 1997, s. 120.