Przybył z głębokiej modlitwy i bliskości Boga

Rozmowa z kard. Paulem Josefem Cordesem

publikacja 25.06.2014 19:14

Z kard. Paulem Josefem Cordesem, byłym przewodniczącym Papieskiej Rady „Cor Unum” i wiceprzewodniczącym Papieskiej Rady ds. Świeckich, rozmawia ks. Bohdan Dutko MS

La Salette.Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 2/2014 La Salette.Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 2/2014

 

Kiedy Eminencja poznał Jana Pawła II?

Poznaliśmy się jeszcze przed Jego wyborem na Stolicę Piotrową. Byłem w Polsce w 1977 roku na konsekracji kościoła p.w. Matki Bożej Królowej Polski (Arka Pana) w Nowej Hucie. Wtedy pierwszy raz spotkałem Karola Wojtyłę. W 1978 roku biskupi polscy przybyli po raz pierwszy z wizytą do Niemiec. Byłem wtedy młodym biskupem pomocniczym diecezji Paderborn i towarzyszyłem im podczas podróży między innymi do Fuldy, Mainz i Monachium. W pierwszym samochodzie jechał kard. Wyszyński z biskupem diecezji, do której udawaliśmy się, a w drugim samochodzie ja i kard. Wojtyła. W ten sposób poznaliśmy się troszeczkę. Kiedy został wybrany na papieża, pomyślałem sobie, że to nie przypadek, że poznałem Go osobiście, a gdy przyjechałem do Rzymu na inaugurację pontyfikatu, to w tym samym dniu zostałem przyjęty na audiencji przez Papieża. Byłem drugim biskupem przyjętym przez Jana Pawła II. To była dla mnie duża niespodzianka i wielkie wyróżnienie. W 1980 roku papież wezwał mnie z Niemiec do Watykanu, do pracy w Papieskiej Radzie ds. Świeckich.

Czy pozostały w sercu Eminencji jakieś szczególne wydarzenia z pontyfikatu Jana Pawła II bądź z osobistych relacji z papieżem?

Z pewnością był to zamach na jego życie. Pamiętam bardzo dobrze ten dzień. Audiencja była o godz. 5 po południu. Wspólnie z innym księdzem słuchaliśmy transmisji przez radio. Nie wiadomo było, jak się to wszystko skończy. Byliśmy bardzo przejęci. Potem przyszły pierwsze wiadomości ze szpitala Gemelli, że Ojciec św. przeżył. Później odwiedziłem papieża w szpitalu. To było dla mnie bardzo wzruszające. Towarzyszyłem Ojcu św. podczas pierwszej wizyty do Niemiec w listopadzie 1980 roku i pamiętam, że po przybyciu papież wychodził z samolotu  bardzo poruszony i wołał: pada w Kolonii, pada w Kolonii! Potem był moment śmieszny. Grupa młodzieży krzyczała bez mikrofonu: „Totus Tuus” „Totus Tuus!”, a papież im odpowiedział: „Nie znacie nic innego?” Innym ważnym momentem było otwarcie Międzynarodowego Centrum Młodzieży San Lorenzo w Rzymie w marcu 1983 roku. Papież był wtedy bardzo zmęczony po pielgrzymce do Nikaragui, rządzonej przez marksizujący reżim nienawidzący Kościoła. Wiedziałem, jak bardzo papież kocha młodzież, a na tym spotkaniu w Centrum nie okazywał żadnej radości. Byłem tym bardzo przejęty. Jedną z idei, która zrodziła się w tym Centrum Młodzieży, był pomysł organizowania Światowych Dni Młodzieży. Papież od razu to zaakceptował. Już w 1984 roku odbył się I Światowy Dzień Młodych. Po zakończeniu, obecny dziś abp Józef Michalik – wtedy pracował ze mną w Papieskiej Radzie ds. Świeckich – zwracając się do mnie, krzyczał: Papież cię woła! Kiedy zbliżyłem się do Ojca św., wtedy On wobec wszystkich objął mnie bardzo serdecznie. Był bardzo zadowolony.
Po przybyciu do Watykanu uczestniczyłem pierwszy raz we Mszy św. w prywatnej kaplicy papieża. Widziałem Go wówczas klęczącego na posadzce i opartego o klęcznik. Był pochylony, twarz miał ukrytą w dłoniach i co jakiś czas podnosił głowę. Przypomniało mi się powiedzenie Włochów: „Papież, który przybył z daleka, aby powiedzieć, że nie jest Włochem”. Ja zobaczyłem, że jest to ktoś, kto przybywa z głębokiej modlitwy i z bliskości Boga. Tak zmieniłem zdanie Włochów. To był człowiek głęboko zjednoczony z Bogiem. Mogę także powiedzieć, że miałem bardzo przyjacielskie relacje z papieżem Janem Pawłem II.

Jak Eminencja nakreśliłby portret Jana Pawła II jako człowieka, księdza i papieża?

Wzbudzał sympatię, ponieważ był bardzo prawdziwy. Nawet ci, którzy byli daleko od wiary, przyjmowali go z życzliwością. Jego naturalność i historia życia, w której się formował, wzbudzały podziw. Pierwsze, co bym podkreślił, to jego głęboki humanizm, jego sposób bycia jako człowieka. On nauczał i mówił zawsze z mocą. Czuło się, że jest cały tożsamy z tym, co mówi, dosłownie – sam był obecny w mówionym słowie. Jan Paweł II miał dar przemawiania do tłumu, w którym każdy miałpoczucie, że On mówi do niego osobiście. Z pewnością pomagały mu w tym zdolności aktorskie, ale nie w tym sensie, że pokazywał na zewnątrz coś, czego nie miał wewnątrz. Miał zdolność przekazania całej energii w tym, co mówił. Mówię o aktorstwie w sensie pozytywnym, nie o udawaniu. On po prostu był autentyczny. Jako kapłan i biskup był człowiekiem Kościoła. Przeczytałem wszystko to, co uczynił dla ruchu oazowego w Polsce i zobaczyłem, że bardzo wcześnie – bo już przed Soborem Watykańskim II – miał ideę innego obrazu księdza. Widział go jako animatora, który czyni parafian aktywnymi uczestnikami, a nie odbiorcami. Widział bardzo ważną rolę świeckich w Kościele. Przecież późniejsza idea Nowej Ewangelizacji pochodzi właśnie od Niego.

Mówi się, że był prorokiem naszych czasów. Co szczególnie podkreśliłby Eminencja w jego działaniu i spojrzeniu?

Przede wszystkim myślę o upadku komunizmu. O tym mówi także Michaił Gorbaczow – bez Wojtyły nie byłoby upadku komunizmu. Także cały wielki ruch „Solidarności” nie byłby bez Niego możliwy. On był demiurgiem tych zdarzeń w historii. Druga rzecz dotyczy Kościoła w Niemczech. Nie uznawał podziału Niemiec na dwa odrębne kraje, stąd nie zgodził się na podział Kościoła na diecezje Niemiec Wschodnich i Zachodnich, jak to miało miejsce w Kościele protestanckim. On zatrzymał poczynione już wcześniej przygotowania do tej decyzji. Dla mnie osobiście najważniejsza podjęta przez niego inicjatywa to Nowa Ewangelizacja. On widział, że struktura tradycyjnego głoszenia Ewangelii jest niewystarczająca. Potrzebny był nowy impuls, dlatego bardzo wspierał nowe ruchy w Kościele. Pracowałem w Papieskiej Radzie ds. Świeckich i widziałem z bliska rozkwit ruchów kościelnych. Papież widział te ruchy jako rzeczywistość eklezjalną, będącą w ścisłej koegzystencji z misją Kościoła. W 1987 roku odbywał się Synod Biskupów ds. Świeckich, w którym uczestniczyli też kardynałowie i biskupi przeciwni ruchom. Miałem wtedy bardzo mocne wystąpienie wspierające ruchy. Powiedziałem, że nowe wino potrzebuje nowych bukłaków i wielu tym zdenerwowałem.

 

 

Podczas przerwy na korytarzu papież chwycił mnie za rękę i powiedział: „Kontynuuj tę walkę”. Później wydał piękną posynodalną adhortację apostolską Christifideles Laici, w której wsparł bardzo mocno kościelne ruchy świeckich. Jan Paweł II przez swoją troskę o te ruchy stał się ich przyjacielem. On ze swoim doświadczeniem z Oazą chciał pchnąć wszystkich świeckich do ewangelizacji, bo to jest zadanie człowieka ochrzczonego, a nie tylko wyświęconego, chociaż ewangelizacji nie prowadzi się bez prezbitera. Podziwiałem w papieżu ścisły związek między wiarą i człowieczeństwem. Zawsze, kiedy dotykał tematów socjalnych, odnosił je do wiary. Ci, którzy działają na polu socjalnym czy też w walce o sprawiedliwość społeczną zapominają, że my chrześcijanie nie jesteśmy politykami, ale mamy zawsze nieść wiarę. Jesteśmy związani z wiarą i nie możemy nigdy czynić tego, co chciała czynić teologia wyzwolenia, to znaczy uprawiać polityki tylko w wymiarze horyzontalnym. Papież nigdy tego nie chciał. W tym temacie współpracował bardzo ściśle z kardynałem Ratzingerem. Podziwiałem Go za to, że nie zapominał nigdy o Słowie Bożym. Każdy temat, który podejmował, realizował w świetle Słowa Bożego. Życie pokazuje, że nie każdy jest zdolny łączyć jedno z drugim. Chcę podkreślić Jego wielkie zaangażowanie apostolskie przez liczne podróże po wszystkich kontynentach. Mówi się, że Jan XXIII otworzył okna Watykanu, a Jan Paweł II otworzył na oścież drzwi Watykanu. Był bardzo kontaktowy i autentyczny. Nie mógłby robić tego, co robił bez papieża Jana XXIII i Jana Pawła I, którzy utorowali Mu drogę.

Co powie Eminencja o cierpieniu i umieraniu Jana Pawła II?

Według mnie, całe Jego przesłanie, które zostawił światu, zostało zwieńczone na końcu Jego życia, wraz z Jego śmiercią. Tym, co było tak przekonywujące, to Jego autentyczność. Ostatnie dni swojego życia, które pozostawił w naszej pamięci, są bardzo mocne. Słyszałem od wielu osób, że Jan Paweł II nie powinien pokazywać światu swojego cierpienia, starości i własnej śmierci. Mówili, że zwierzę, kiedy umiera, ukrywa się, nie pokazuje się. Tymczasem On, odsłaniając swoje umieranie światu, temu światu, który nie chce umierać, „wygłosił” katechezę, że nasze życie nie kończy się! Że śmierć jest tylko przejściem do domu Ojca! Dlatego cierpienie nie może nas gorszyć. Kiedy byłem przewodniczącym Papieskiej Rady „Cor Unum”, koordynującej działalność charytatywną Kościoła katolickiego, widziałem wiele strasznych rzeczy. Św. Augustyn, którego cytuje papież Benedykt XVI w swojej pierwszej encyklice Deus caritas est, daje odpowiedź wiary na nasze cierpienie: «Si comprehendis, non est Deus − jeśli Go pojmujesz, nie jest Bogiem». Nie możemy sądzić Boga. Nie możemy oceniać, mówiąc, że to, co robi, jest dobre albo złe! Są rzeczy w naszym życiu, których nie rozumiemy.

Która z biblijnych figur według Eminencji przypomina Jana Pawła II?

Dla mnie taką figurą bez wątpienia jest św. Paweł, który przemierzał świat, aby głosić Ewangelię, głosić Jezusa Chrystusa i czynił to bez zmęczenia. On był ewangelizatorem.


Podczas uroczystości pogrzebowych, zgromadzeni wołali: „Santo Subito”. Dlaczego?

Papież Benedykt posłuchał tego wołania. Nie natychmiast, ale bardzo szybko! To jest logika tego, co powiedzieliśmy wcześniej. Jeśli ktoś jest prawdziwy, autentyczny także w sposobie, w jaki umierał, staje się natychmiast ważną figurą. My potrzebujemy pomocy i idziemy do tych, którzy są blisko Boga. Kiedy myślę o piusce Jana Pawła II, którą mam w kaplicy, to wiem, że On żyje. Czuję jego obecność, bliskość i to, że nas rozumie. W tym zawołaniu „Santo Subito” lud złożył swoją ufność. Papież nie był kimś dalekim. Był jednym z nas jako człowiek. Dlatego tak bardzo potrzebujemy kogoś, kto nas zrozumie i nam pomoże. Nie tyle On oczekuje czci dla siebie – tak sobie myślę – ile On jest naszą nadzieją. Wielcy święci w historii zawsze przyciągali do siebie. Dla przykładu – doczesne szczątki św. Franciszka zostały skradzione z Asyżu i zabrane do Peruggi. Ludzie, którzy to uczynili, nie byli złodziejami w tym sensie, jak my to rozumiemy – oni chcieli mieć u siebie doczesne szczątki Franciszka nie dlatego, by je czcić, ale by odnieść korzyści duchowe dla siebie. Dlatego myślę, że taka też była pierwsza motywacja tego zawołania „Santo Subito”.  Towarzyszyła temu także pewność, że Jan Paweł II jest blisko Boga. W naszej pobożności jesteśmy egoistami, zawsze chcemy coś dla siebie.

Zauważyłem, że miejscem najbardziej obleganym i rozmodlonym jest kaplica św. Sebastiana, gdzie jest trumna Jana Pawła II... Sam prosiłem o łaskę zdrowia dla mojego przyjaciela Grzegorza. O modlitwę w tej intencji proszę także waszą Eminencję.

Pan powiedział: proście, a będzie wam dane... I nie zapominajmy też o dziękowaniu. Pamiętamy tę Ewangelię, która mówi o dziesięciu uzdrowionych, ale tylko jeden wrócił, by podziękować. A gdzie było pozostałych dziewięciu? Będę się modlił za Grzegorza właśnie przez wstawiennictwo Jana Pawła II. Znam księdza z Kostaryki, który ukończył seminarium w Niemczech. U niego lekarze stwierdzili guz rakowy obok ucha. Udał się do Niemiec, gdzie diagnoza była taka sama: rak. Został wyznaczony termin operacji. Kiedy wracał do domu, bardzo płakał w samochodzie. Zaczął się modlić przez wstawiennictwo Jana Pawła II o łaskę zdrowia. Po kilku dniach udał się na wyznaczoną operację. Wtedy lekarze stwierdzili, że po raku nie ma śladu. Cuda są możliwe i jeśli są dobre dla nas, Pan je czyni.