Czy możliwy jest rozwój narodu żyjącego w wielu państwach?

Jakub Wozinski

publikacja 22.11.2014 22:19

Doświadczenie 123 lat zaborów wytworzyło w Polakach przekonanie, że naród bez jednego, silnego państwa, obejmującego swymi granicami wszystkie tereny etnicznie polskie, jest skazany na zagładę. Wpływ na to mylne przekonanie miała przede wszystkim epoka, w której doszło do rozbiorów.

Cywilizacja 47/2013 Cywilizacja 47/2013

 

Rosja, Austria i Prusy dokonały podziału Polski u schyłku XVIII w., a okres ten można śmiało uznać za szczytowy moment koncentracji władzy na kontynencie europejskim. Po tym, gdy Polska zniknęła z mapy politycznej świata, w Europie pozostało zaledwie 12 państw oraz nieznaczna liczba państewek. Dla porównania – obecnie istnieje ich aż 46 i oprócz Federacji Rosyjskiej, stanowiącej relikt epoki oświecenia i komunizmu, niewiele z nich może się równać rozmiarem z wielkimi imperiami, które zdominowały XVIII w. Imperium Osmańskie, Królestwo Szwecji, Imperium Habsburgów, Królestwo Hiszpanii, czy też wkrótce Francja, miały wówczas osiągnąć szczyt swojego zasięgu terytorialnego oraz politycznej potęgi. Dotyczyło to także Rzeczypospolitej tuż przed jej likwidacją.

O tym, że tworzenie wielkich mocarstw było do głębi mylną i niebezpieczną tendencją, świadczy chociażby fakt, że w XX w. wielkie i bezprecedensowo silne państwa toczyły ze sobą krwawe i totalne wojny światowe. Jednocześnie stan ogromnej koncentracji władzy był czymś zupełnie nowym, nieznanym chrześcijańskiej Europie co najmniej od ponurych czasów Karola Wielkiego. Złoty okres dziejów naszego kontynentu przypadł na późne średniowiecze, kiedy to władza państwa była niezwykle słaba, a chrześcijańska Europa była rozdrobniona w stopniu, który uniemożliwiał jakiekolwiek negatywne tendencje. To właśnie w tym okresie wykształciła się najwyższej próby filozofia chrześcijańska, której punktem szczytowym było pojawienie się św. Tomasza z Akwinu.

Choć mało kto zdaje sobie dziś z tego sprawę, środowisko polityczne, w którym wykształcił się geniusz św. Tomasza, cechowała wyjątkowa słabość władzy oraz skrajnie posunięte rozdrobnienie polityczne. Akwinata urodził się we Włoszech, które były wówczas podzielone na dziesiątki państw-miast oraz państewek o różnym zasięgu terytorialnym, z kolei uniwersytet paryski, na którym święcił później triumfy, stanowił owoc zapoczątkowanego u schyłku X w. rozdrobnienia politycznego we Francji. Król Francji posiadał jeszcze do XIII w. władzę nieznacznie tylko przewyższającą uprawnienia innych książąt, a cały kraj nad Loarą i Sekwaną był podzielony na wiele małych państewek. W tym sprzyjającym rozwojowi cywilizacji czasie pojawił się po raz pierwszy profesjonalny śpiew polifoniczny, zaczęto wznosić majestatyczne gotyckie katedry, fundować uniwersytety oraz uprawiać filozofię na najwyższym poziomie. Gdy Akwinata zawitał do Paryża, mógł więc czerpać z wielkiego dobrobytu, który była w stanie przynieść tylko słaba władza państwa spowodowana rozdrobnieniem politycznym.

Pomimo tak oczywistych korzyści i świadectw dawnych czasów Polacy zwykli upatrywać w jednym, silnym państwie polskim najwyższe dobro życia politycznego. Wspomniany już uprzednio fakt utraty państwowości u szczytu epoki imperiów należy uznać za główną przyczynę, lecz nie jedyną. W przeciwieństwie bowiem do wielu innych krajów Europy, Polska jako jedna z pierwszych zdecydowała się na porzucenie dawnej, średniowiecznej struktury wielopaństwowej. Wielką i negatywną rolę w tej dziedzinie odegrała postawa króla Kazimierza Wielkiego, który po dojściu do władzy zlikwidował wszystkie księstwa dzielnicowe i na ich miejsce powołał Koronę, czyli niepodzielne państwo z jednolitą administracją, prawem i pieniądzem. Na dodatek przyczynił się do stworzenia fatalnej w skutkach idei, że Polska nigdy nie powinna ulec podziałowi wewnętrznemu.

Tymczasem większość z wiodących kulturowo cywilizacyjnie narodów świata przez wiele wieków zachowywała strukturę wielopaństwową, która pozwalała im na wspaniały rozwój, przy jednoczesnym zachowaniu tożsamości. Miało to miejsce w Niemczech, gdzie cesarstwo było faktycznie federacją państw o rozmaitej wielkości, podobnie we Włoszech – do XIX w. funkcjonowały osobne państwa-republiki na północy kraju oraz monarchie w części południowej. Również Amerykanie po uzyskaniu w 1783 r. niepodległości podzielili się na kilkadziesiąt państw (stanów), regulujących własne sprawy osobnym prawem i przepisami, zaś Szwajcarzy do dziś zachowali strukturę związku kantonów o wysokim stopniu samodzielności.

Z drugiej zaś strony najbardziej bezpłodne kulturowo i cywilizacyjnie były wszystkie te kraje, w których władza centralna pochłonęła wszelkie ruchy secesyjne i autonomiczne. Ucieleśnieniem tego rodzaju tendencji pozostaje do dziś Rosja, w której od kilku wieków wszystkie najważniejsze decyzje zapadają na szczeblu centralnym, przez co kraj ten doświadcza cywilizacyjnej katastrofy. Choć może nam się to wydać bolesne, także i Rzeczpospolita była przez okres swej pozornej wielkości, którą symbolizowała ekspansja terytorialna, krajem bardziej przypominającym Rosję niż Włochy lub średniowieczną Francję. Rzeczpospolita nie wydawała wielkich filozofów, architektów, muzyków, czy też naukowców w stopniu równym Zachodowi właśnie dlatego, że władza w niej była silna i skupiona w niepodzielnym, centralnie zarządzanym państwie.

Wprawdzie Polacy do dziś lubią upatrywać w Polsce z okresu XVI–XVII w. przedmiot podziwu, w rzeczywistości jednak nasz kraj należał wówczas do niechlubnych liderów w dziedzinie tendencji centralizacji władzy oraz wzmacniania roli państwa kosztem społeczeństwa. Fałszywy mit „polskiej anarchii” właściwie do dziś nie pozwala Polakom na zrozumienie, że państwo w Polsce szlacheckiej wcale nie było słabe, lecz niezwykle silne, gdyż nie pozwalało na jakiekolwiek wewnętrzne podziały oraz istnienie wielu państw polskich. Gdyby w XVII w. państwo polskie było słabe, wówczas rozpadłoby się, tak jak w Niemczech, na kilkadziesiąt mniejszych struktur, lecz tak się nie stało. Zamiast tego istniał nieformalny podział na mini-państwa wielkich rodów magnackich, które jednak nigdy nie zyskały oficjalnego statusu. A szkoda, bo gdyby Rzeczpospolita podzieliła się np. na Królestwo Radziwiłłów, Królestwo Zbaraskich, Królestwo Leszczyńskich itd., wówczas stałaby się prawdziwą potęgą. Gdyby najważniejsze rody polskie zdobyły się na zdecydowany ruch w kierunku secesji – z osobnymi systemami prawnymi, podatkowymi, pieniężnymi – Polska stałaby się prawdziwie potężna. Zamiast tego wszyscy żerowali na władzy centralnej, pozbawionej jakichkolwiek wewnętrznych mechanizmów rozwijających konkurencję.

Warto mieć na uwadze, że wielkim problemem współczesnej Europy jest bez wątpienia ponownie fakt tworzenia się wielkiego imperium. Wielki impuls, jakim był rozpad komunizmu na wschodzie Europy, został w ostatnich latach zmarnowany na ponowne wysiłki centralizacyjne, za które odpowiada Unia Europejska. To superpaństwo, które nieustannie zaprzecza swoim imperialnym ambicjom, stanowi obecnie największe zagrożenie dla wolności i rozwoju cywilizacyjnego naszego kontynentu. Nie dziwi fakt, że narody europejskie buntują się przeciwko takiej dominacji, gdyż wiąże się ona z pogwałceniem naturalnych zasad rozwoju społeczności. Choć wiele kręgów przypisuje jej nowoczesność oraz wykraczanie poza zastane kategorie, w rzeczywistości Unia Europejska stanowi nawiązanie do starych, ponurych czasów, gdy władza w Europie ulegała koncentracji i przyjmowała postać wielkich imperiów. Takim właśnie wielkim imperium chce być organizacja z siedzibą w Brukseli, pragnąc na dodatek stworzyć nowy pseudonaród „Europejczyków”.

 

 

Polakom i Polsce bez wątpienia brakuje dziś nowego programu działania, który pozwoliłby im przełamać zastane ograniczenia i umożliwić wzrost cywilizacyjno-gospodarczy na miarę wielkiej szansy, którą stało się odzyskanie niepodległości. Niestety, lewica próbuje wciągnąć Polskę w sidła Unii Europejskiej, zaś prawica żyje wciąż ideałem silnego państwa, na miarę szlacheckiego imperium z XVII w. Obydwa te wzorce i wynikające z nich strategie są jednak zdecydowanie mylne i błędne. Bardzo nieświadomi są tego szczególnie ci, którzy żyją ideałami uosobiającymi postsienkiewiczowską nostalgię do chwały polskiego oręża.

Tymczasem, zamiast wątpliwych sukcesów Rzeczypospolitej podbijającej inne narody, podstawowym punktem odniesienia powinna się dla nas stać zupełnie inna epoka, a mianowicie rozbicie dzielnicowe. W tym okresie, mylnie uważanym dziś za ciemną kartę historii, cały kraj przeszedł wiele pozytywnych zmian oraz rozwijał się dynamicznie pomimo braku jednego, centralnego państwa. Tak jak Francja w XI–XIII wieku, rozbita politycznie Polska była niezwykle płodna kulturowo i cywilizacyjnie. Jeszcze za czasów Bolesława Krzywoustego obszar słabo zaludnionego kraju zdobiły nieliczne i niewielkie kamienne budowle, jednakże już w XIII w. wzniesiono tu mnóstwo świątyń, założono dziesiątki miast i setki wsi, a liczba ludności niepomiernie wzrosła. W tym okresie Polska zbliżyła się cywilizacyjnie do zachodu kontynentu w bezprecedensowym stopniu. Polacy nie mieli jednego, wielkiego państwa, a mimo to rozwijali się i rozmnażali. Czasy te do dziś nie zyskały należytego uznania, bez wątpienia także dlatego, że są bardziej odległe niż np. XVII w., lecz także dlatego, że średniowieczu brakowało rozmachu, który stał się udziałem kolejnych epok. Gdyby jednak odjąć od czasów współczesnych wszystko to, co wykształciło się właśnie w okresie dzielnicowego rozbicia, docenilibyśmy tamte czasy jako rodzaj fundamentu, na którym budowały kolejne pokolenia.

Jeżeli ktoś czuje się nieprzekonany do tezy, że naród może się rozwijać żyjąc w wielu państwach, proponuję uważne przestudiowanie losów Włoch i Włochów. Przed nastaniem antykościelnego i postoświeceniowego ruchu risorgimento, kraj ten właściwie nigdy nie stanowił politycznej jedności. Aż do drugiej połowy XIX w. Włosi żyli w wielu różnych państwach, których układ i granice zmieniały się niczym w kalejdoskopie. Państwa włoskie pojawiały się i znikały, walczyły ze sobą i współpracowały, lecz właśnie dzięki temu pluralizmowi, a także sprzyjającej innowacyjności i słabości władzy zasadzie konkurencji Włosi mogą dziś być dumni z tego, że ich kraj stanowi wielkie muzeum sztuki i nauki; rozbicie na szereg państw nie tylko nie zagroziło włoskiemu językowi, kulturze i tożsamości, lecz pozwoliło temu krajowi nieustannie twórczo oddziaływać na cały świat.

Polacy mając w pamięci okres rozbiorów są bardzo wyczuleni na ideę egzystencji narodu w wielu różnych państwach, lecz warto mieć na uwadze, że idea ta zachowuje swój sens jedynie wówczas, gdy podział polityczny następuje w ramach uprzednio istniejącej struktury. W tym sensie rozbiory Polski nie były wcale podziałem, lecz aneksją, gdyż nie polegały wcale na rozpadzie na mniejsze części, lecz na wcieleniu jednego państwa w granice pozostałych.

Z tego właśnie względu teza niniejszego artykułu powinna zostać uzupełniona o dodatkowe stwierdzenie, iż rozwój narodu jest możliwy w wielu państwach, o ile tylko ta wielość państw stanowi rezultat rozpadu wcześniejszych struktur na mniejsze części, nie zaś centralizacji władzy. Ten kluczowy warunek dodatkowy bywa jednak najczęściej zupełnie pomijany, a w zamian przyznaje się pierwszeństwo zasadzie głoszącej, że każdy naród powinien mieć swoje jedno silne państwo.

W warunkach obecnych powinniśmy więc dążyć przede wszystkim do wystąpienia z Unii Europejskiej, a następnie do wewnętrznego podziału z zachowaniem niezależności względem innym krajów. Procesy polityczne i społeczne nie dokonują się jednak w izolacji, dlatego należy dążyć do zjednania dla idei rozdrobnienia politycznego także przedstawicieli innych narodów świata. Los naszego własnego „rozdrobnienia dzielnicowego” jest bowiem w sporej mierze uzależniony od międzynarodowej akceptacji dla idei słabej władzy, opartej na licznych ośrodkach władzy lokalnej.

Z tego właśnie względu palącą potrzebą w dzisiejszej Polsce jest udzielenie autonomii regionom. Zdolność do przeniesienia znacznych kompetencji dostępnych dotąd władzy centralnej na poziom lokalny to dla wszystkich Polaków poważny sprawdzian dojrzałości i zrozumienia mechanizmów sprzyjających pomyślności życia społecznego. Regiony, które nauczą się samodzielnie decydować o wielu kwestiach administracyjnych, powinny docelowo uzyskać na trwałe kompetencje podatkowe, militarne, prawne, czy też finansowe zarezerwowoane dzisiaj wyłącznie dla Warszawy.

W epoce, w której żyjemy, tego typu program może się wydawać całkowicie obcy i mylny. Jeżeli twierdzimy, że Europa odeszła od swoich korzeni i że występują w niej dziś zjawiska całkowicie sprzeczne z duchem cywilizacji chrześcijańskiej, to właśnie dlatego, że tkwimy wciąż w epoce centralizacji i silnego państwa. Jeśli więc Polska chce się wybić ponad wszechobecny marazm i wyznaczyć kierunek zmian, powinna jak najszybciej przyjąć model wielopaństwowy, który zapewnił potęgę cywilizacyjną innym narodom Europy. Federacja niezależnych państw polskich byłaby marzeniem, lecz nawet udzielenie regionom sporej autonomii można byłoby uznać za ważny sukces.

 

Jakub Wozinski - filozof, publicysta tygodnika „Najwyższy Czas!”, autor e-booka A priori sprawiedliwości. Libertariańska teoria prawa, autor książki Historia pisana pieniądzem (2012), tłumacz Etyki wolności M. N. Rothbarda oraz Tragedii euro P. Bagusa, libertarianin.