Miłość na całe życie

Rozmowa z Anią Golędzinowską

publikacja 10.07.2015 19:11

Nie tęsknie za luksusowymi jachtami – z Anią Golędzinowską, nawróconą modelką, rozmawia Monika Maśnik.

Droga 10/2015 Droga 10/2015

 

Czy ma Pani praw­dzi­wych przyjaciół?

– Te­raz mam. Praw­dzi­wych przy­ja­ciół po­znaje się w bie­dzie i tak ich po­zna­łam – gdy zo­sta­wi­łam wszystko, żeby miesz­kać trzy lata z sio­strami za­kon­nymi, to ży­łam z tego, co lu­dzie przy­no­sili. Wtedy po­zna­łam praw­dzi­wie ko­cha­ją­cych lu­dzi, któ­rzy dzielą się tym, czego sami nie mają wiele. Wcze­śniej mia­łam miesz­ka­nie w Me­dio­la­nie, z na­rze­czo­nym miesz­ka­nie na Sar­dy­nii, wille tu i tam, jeź­dzi­li­śmy z ochro­nia­rzami, la­ta­li­śmy pry­wat­nym sa­mo­lo­tem – ale to nie da­wało żad­nej sa­tys­fak­cji, ani praw­dzi­wego szczę­ścia. Lu­dzie byli przy to­bie, bo by­łaś kimś czy by­łaś z kimś – wtedy by­łaś dla nich coś warta. Przede wszyst­kim, moim naj­więk­szym przy­ja­cie­lem jest Pan Bóg – wiem, że ni­gdy nie je­stem sama i za­wsze jest Ktoś, kto mnie ko­cha, kto mnie obej­mie, wysłucha.

Jak utrzy­mać kurs, kiedy pierw­sza eu­fo­ria na­wró­ce­nia już mo­gła minąć?

– Co­dzien­nie się mo­dlić i być we wspól­no­cie osób, które po­dą­żają w tym sa­mym kie­runku, żeby nie wcią­gnął nas świat. Trudno jest być jedną nogą w kró­le­stwie tego świata, a drugą w Ko­ściele. Trzeba wy­brać. I pa­mię­tać o tych, któ­rzy idą w prze­ciw­nym kie­runku – mó­wić im o Bogu. By­łam po tej dru­giej stro­nie i gdyby ktoś mi nie po­dał ręki, to by mnie dziś tu­taj nie było.

Jak do­bie­rać so­bie znajomych?

– Je­śli wi­dzisz, że zna­jo­mość nic do­brego ci nie daje, tylko prze­ciw­nie, to zna­czy, że to nie ta droga. Pa­pież mó­wił, żeby mieć od­wagę i iść pod prąd. Mu­simy mieć od­wagę, żeby być szczę­śli­wymi, żeby zo­sta­wić ślad na tym świe­cie, czyli wy­róż­nić się czymś do­brym. Dzi­siaj świat my­śli, że mło­dzi nie są w sta­nie wy­brać, że są głupi i pójdą za wszyst­kim, co się im pod­stawi pod nos.

A jak po­znać do­brego kan­dy­data na męża. Nie­dawno wy­szła Pani za mąż.

– Na pewno nie idąc ra­zem do łóżka. Wiele osób my­śli, że zre­zy­gno­wa­nie z seksu przed ślu­bem, to tak jakby zre­zy­gno­wać z mi­ło­ści. Na­wet je­śli dziś się ko­cha­cie, ju­tro mo­że­cie się roz­stać. Póź­niej, pa­trząc na osobę, która cię zo­sta­wiła, czu­jesz, że za­brała ka­wa­łek cie­bie, czu­jesz się okra­dziona. Nie daj­cie się okraść! Je­śli chce­cie ja­kiś do­wód mi­ło­ści, to po­pro­ście wa­szego chło­paka czy dziew­czynę, żeby się le­piej po­znać, a przez to zo­ba­czyć, czy je­ste­ście dla sie­bie. Zo­ba­czy­cie, czy chciał tylko wa­szego ciała, czy też my­ślał, żeby coś ra­zem zbu­do­wać. Na­mięt­ność prze­cho­dzi. Któ­re­goś dnia spoj­rzysz na drugą osobę i po­my­ślisz, że ona nie jest taka, jak się wy­da­wało. Kto was ko­cha i wie­rzy w mi­łość na całe ży­cie i na wiecz­ność, to poczeka.

Jest taka mi­łość? Taka na całe życie?

– Pew­nie! Po pierw­sze Pan Bóg jest Mi­ło­ścią Wieczną. W sa­mym Ru­chu Czy­stych Serc we Wło­szech jest 9 ty­sięcy osób, które po­sta­no­wiły cze­kać w czy­sto­ści. Ży­cie na tym świe­cie się nie koń­czy – wręcz prze­ciw­nie, do­piero po śmierci za­czyna się to praw­dziwe. Je­żeli nie wie­rzymy w wiecz­ność, to np. mo­gli­by­śmy osoby nam bli­skie, które umie­rają, za­ko­pać w ogródku. Ży­cie wieczne ist­nieje, a my je­ste­śmy na ziemi po to, żeby na­uczyć się ko­chać. Je­żeli je­steś w sta­nie od­dać ży­cie za drugą osobę, to jest to praw­dziwa mi­łość, która zo­staje na ży­cie wieczne.

Pełna wersja wywiadu z Anną Golędzinowską na www.droga.com.pl