Nie tylko hobby

Rozmowa z dr. Andrzejem A. Koniecznym

publikacja 21.11.2016 19:40

O roli zrównoważonej gospodarki łowieckiej w przyrodzie z dr. Andrzejem A. Koniecznym rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela 46/2016 Niedziela 46/2016

 

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Mocno zaczyna się tegoroczny sezon łowiecki – w samym środku dość ostrej dyskusji na temat nowych regulacji prawa łowieckiego i polskiego łowiectwa w ogóle. Dlaczego rząd niemal w pierwszych dniach urzędowania, już w grudniu 2015 r., zdecydował się na nowelizację prawa łowieckiego, narażając się na „wywołanie wilka z lasu”?

DR ANDRZEJ A. KONIECZNY: – To prawda, że łowiectwo, kojarzone zazwyczaj wyłącznie z uprawianiem polowania, wywołuje dziś nie tylko protesty tzw. ekologów, ale też spore emocje społeczne, które – nie tylko moim zdaniem – są spowodowane brakiem podstawowej wiedzy na ten temat. Zapomina się o tym, że zgodnie z naszą konstytucją Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę środowiska, a łowiectwo jest jej elementem. Pilna nowelizacja prawa łowieckiego była związana z tym, że w 2014 r. zapadł wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który wykazał m.in. niekonstytucyjność przepisów dotyczących wyznaczania obwodów łowieckich na gruntach prywatnych. Niestety, w Sejmie poprzedniej kadencji nie udało się przeprowadzić stosownych zmian prawa, tak więc rząd Prawa i Sprawiedliwości musiał zacząć to realizować od pierwszych dni urzędowania. Ponadto ta nowelizacja wpisuje się w niezbędny pakiet ustaw pomagających zwalczać wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF) na terenie Polski. Daje ministrowi środowiska możliwość większego nadzoru nad Polskim Związkiem Łowieckim, który to nadzór dotychczas – co stwierdził NIK – był za słaby.

– Będzie istotnie mocniejszy?

– Tak, ponieważ m.in. daje większą możliwość wpływania na zmiany planów łowieckich – zintensyfikowania odstrzałów w trakcie łowieckiego roku gospodarczego – w przypadku stwierdzenia choroby zakaźnej zwierząt, zwalczanej z urzędu, lub samego tylko podejrzenia jej wystąpienia.

– Mamy w Polsce pewien paradoks – z jednej strony myśliwym zarzuca się, że bezlitośnie i ponad miarę zabijają zwierzęta, a z drugiej – że odstrzeliwują ich za mało. Jak jest naprawdę?

– To dzięki takiej, a nie innej gospodarce łowieckiej możemy się w Polsce pochwalić dobrą kondycją dzikiej zwierzyny; pomimo myśliwskich odstrzałów zwierzyny mamy coraz więcej, żaden gatunek nie wyginął w wyniku polowań. Można więc powiedzieć, że myśliwi, podobnie jak leśnicy, gospodarują w przyrodzie w sposób zrównoważony. Oczywiście mamy protesty pod hasłem: nie wycinaj, nie zabijaj! Tymczasem wycinamy tylko połowę tego, co rocznie przyrasta, a więc lasów w Polsce przybywa i są coraz bogatsze, coraz okazalsze.

– Gdy chodzi o zwierzynę, to oprócz głosów obrońców „wszystkich istot żywych” słyszymy też protesty społeczne – przede wszystkim jednak leśników i rolników – że jest jej za dużo i że wyrządza szkody w uprawach leśnych i rolnych, a Skarb Państwa wciąż musi za dużo dopłacać do myśliwskiego hobby.

– Tyle że gdyby nie skuteczne zarządzanie populacjami przez Polski Związek Łowiecki, to za 3 lata dzików w Polsce byłoby od miliona do nawet 7 milionów. Warto też zaznaczyć, że Skarb Państwa na dzień dzisiejszy nie dofinansowuje gospodarki łowieckiej w Polsce. A w obecnej nowelizacji wprowadzamy przepisy, które uelastyczniają gospodarkę łowiecką, jak chociażby przepis o nieobowiązkowości dokarmiania zwierzyny przez myśliwych, co dodatkowo jest uzasadnione lekkimi zimami. Do tej pory koła łowieckie obowiązywał nakaz dokarmiania.

– To znaczy, że myśliwi będą się zajmowali już wyłącznie strzelaniem?

– Do tej pory zarzucano im, że karmiąc, nieetycznie nęcą zwierzynę, by łatwiej do niej strzelać, co oczywiście było nieprawdą. To ekolodzy dziś protestują, że dokarmianie zwierzyny doprowadziło do nadmiernego wzrostu jej populacji. I to też nie do końca jest prawdą, ponieważ np. wielki przyrost liczby dzików w ostatnich latach wiąże się przede wszystkim ze zmianą struktury upraw; od 20 lat bardzo powszechne stały się uprawy kukurydzy, dostarczające dzikom wysokoenergetycznej paszy, w dodatku zawierającej bardzo często mykotoksyny, które powodują szybsze dojrzewanie płciowe dzików, a więc i przyspieszony cykl rozrodczy. Należy podkreślić, że zgodnie z badaniami samo polowanie zajmuje niespełna 20 proc. czasu, który myśliwi spędzają w terenie – pozostały czas poświęcają m.in. na ochronę upraw czy poprawę warunków bytowania zwierzyny, np. zakładanie remiz śródpolnych, tworzenie zbiorników wodnych czy hodowlę i reintrodukcję gatunków zwierzyny drobnej.

– Kością niezgody między rolnikami i myśliwymi zawsze był właśnie problem dzików i wyrządzanych przez nie szkód w uprawach. Jak w nowych regulacjach prawnych wygląda sprawa odszkodowań z tytułu strat wyrządzonych przez dziką zwierzynę?

– Dotychczas to myśliwi – nie państwo! – ponosili całkowite koszty wypłaty odszkodowań za szkody powodowane przez zwierzynę, dlatego też nie jest prawdą, że to na Skarbie Państwa ciążyła odpowiedzialność finansowa. Koszty wypłacanych przez koła łowieckie odszkodowań wynoszą rocznie ok. 65 mln zł i nie wlicza się w tę kwotę kosztów dojazdu czy samego szacowania, które ponoszą myśliwi. Odszkodowania w uprawach i płodach rolnych będzie regulować ustawa z 22 czerwca br. (zmiana ustawy – Prawo łowieckie), która przewiduje powołanie Państwowego Funduszu Odszkodowawczego, na który będą się składać dzierżawcy i zarządcy obwodów łowieckich, czyli myśliwi – będzie to wpłata ryczałtowa związana z liczebnością zwierzyny uwidocznioną w planie łowieckim. Natomiast to, co do tej pory było wykonywane przez samych myśliwych, a więc bezkosztowo z punktu widzenia budżetu państwa, teraz będzie zadaniem urzędników wojewodów; pieniądze na oględziny i szacowanie szkód zapewni budżet państwa.

– A więc znów pojawi się zarzut, że Skarb Państwa będzie jednak dopłacał do myśliwych?

– Proponowane przez nas rozwiązanie jest tylko odpowiedzią na postulaty zainteresowanych środowisk. W związku z tym, że do tej pory były zarzuty ze strony organizacji samorządu rolniczego, jak również samych rolników, że myśliwi są często sędziami we własnej sprawie, teraz zostanie powołana odpowiednia służba administracji państwowej kontrolująca myśliwych. Tylko tyle. Natomiast chciałbym tu mocno podkreślić, że nie do przecenienia pozostaje wkład pracy samych myśliwych w prowadzenie zrównoważonej gospodarki łowieckiej, która w odbiorze społecznym wciąż jest lekceważona, niezrozumiana i niedoceniana.

– W jaki sposób w nowych przepisach uwzględniono coraz bardziej natarczywe żądania właścicieli gruntów ograniczenia możliwości polowania?

– Zostało to oczywiście uwzględnione w nowych przepisach stosownie do wyroku TK, który powinien być wykonany do 22 stycznia 2016 r., jednak z powodu opieszałości poprzedniego rządu odpowiednie regulacje uległy opóźnieniu. Właściciele nieruchomości będą mieli teraz prawo wnieść swoje uwagi na etapie tworzenia obwodu łowieckiego, także w przypadku, gdy obwód łowiecki już istnieje. Ponadto m.in. do wiadomości publicznej będzie podawany harmonogram polowań zbiorowych ze wskazaniem miejsca i czasu, w jakim będzie ono prowadzone. Dodatkowo będzie możliwość wniesienia sprzeciwu co do przeprowadzenia polowania zbiorowego, gdy będzie zagrażało życiu lub zdrowiu człowieka. To tylko niektóre zapisy, które, według nas, gwarantują właścicielom nieruchomości właściwe prawa.

– Polski Związek Łowiecki jest dziś jedną z najbardziej krytykowanych organizacji społecznych, a Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych zgłasza nawet postulat jego delegalizacji. Najzupełniej niezasłużenie?

– Przedstawiana przez tę organizację narracja jest fałszywa – oparta na niepotwierdzonych zarzutach, na twierdzeniach niepopartych faktami lub wynikających z prostego braku wiedzy o funkcjonowaniu i roli łowiectwa w Polsce. Minister środowiska, odrzucając ten wniosek, powiedział m.in.: „Nie zdarzyło się w historii mojego nadzoru nad tą organizacją, aby PZŁ nie zrealizował swoich zadań ustawowych”. Reasumując, PZŁ to zrzeszenie społeczne, które wykonuje zadania państwowe za darmo, w tym te zlecone przez ministra środowiska. Roczną pracę myśliwych można wycenić na ok. 300 mln zł. Niestety, mamy wciąż do czynienia z nakręcaniem, także przez niektóre media, spirali nieporozumień, mającej poróżnić myśliwych, rolników i leśników. Do tej pory w Polsce nie było prawdziwie rzetelnego przekazu o tym, czym jest, czym powinna być gospodarka łowiecka.

– Czym więc jest, czym ma być gospodarka łowiecka w Polsce dobrej zmiany?

– Gospodarka łowiecka jest elementem ochrony środowiska przyrodniczego. A państwo powierzyło ją właśnie Polskiemu Związkowi Łowieckiemu, organizacji – mimo doraźnych krytyk – naprawdę wielce szacownej, istniejącej od 93 lat. Moim zdaniem – mimo ataków niektórych organizacji – polskim myśliwym należy się ogromne podziękowanie za wielką pracę społeczną oraz za zaangażowanie w ochronę polskiej przyrody.

– Ale raczej nikt nie dziękuje...

– Gdyby nikt nie dziękował, to na tegorocznym Hubertusie w węgrowskich lasach nie byłoby ani leśników, ani rolników z Solidarności RI, ani kilku tysięcy okolicznych mieszkańców na uroczystej Mszy św. Zapewniam Panią, że jest jeszcze w Polsce wiele osób, które rozumieją, że łowiectwo jest nie tylko niewielką gałęzią gospodarki, ale też ostoją narodowej tradycji.

– Tyle że ta tradycja bywa ostatnio wyśmiewana!

– A myśliwi dzielnie jej bronią! Wyśmiewając tradycje łowieckie, wyśmiewamy wielkich Polaków: Piłsudskiego, Sienkiewicza, Chopina, Mickiewicza, Miłosza i wielu, wielu innych, którzy byli myśliwymi. Tradycja polowań w Polsce jest wielowiekowa, polowania były źródłem aprowizacji dla wojska Rzeczypospolitej (np. przed bitwą pod Grunwaldem król Jagiełło zarządził wielkie polowania w Puszczy Białowieskiej). Polowania białowieskie przeszły też do historii okresu międzywojennego... Aż doczekaliśmy czasów „nowożytnych”, w których zaprzecza się elementarnym prawom życia i śmierci: demonizuje się naturalny i Boski cykl życia... A to prowadzi do zakłócenia zrównoważonego rozwoju całego środowiska człowieka. Jeżeli nie przez polowania, to jak skutecznie zarządzać zwierzyną – kto i w jaki sposób będzie dokonywał odstrzału 250 tys. dzików, 200 tys. saren czy 90 tys. jeleni rocznie?

– Jaki konkretnie jest wpływ dzisiejszego polskiego łowiectwa na zrównoważony rozwój?

– Taki, że przez racjonalne użytkowanie zapewnia utrzymanie gatunków dla przyszłych pokoleń. To użytkowanie w Polsce jest prawidłowe, tak że Polska może być wzorem dla innych krajów. Mimo obiektywnych przeszkód wciąż udaje nam się prowadzić zrównoważoną gospodarkę łowiecką. Oczywiście, teraz stają przed nią całkiem nowe wyzwania związane ze zmianami w środowisku – z ociepleniem klimatu, ze zmianami w strukturze agrarnej, z pojawieniem się GMO w pożywieniu zwierząt.

– Ale są też niewykorzystane do tej pory szanse; dzika zwierzyna jest wprawdzie własnością państwa, mamy jej nadmiar, ale Polacy, w większości, nie mogą sobie pozwolić na jedzenie dziczyzny...

– Łowiectwo zawsze, od początku ludzkości, oznaczało dobre jedzenie. W diecie proponowanej przez św. Hildegardę z Bingen na pierwszym miejscu znajduje się sarnina... Niestety, obecnie dziczyzna – wyprodukowane ekologicznie w naturze najwyższej klasy mięso – jest oddawana po niskich cenach do sieci skupów, które ją ekspediują za granicę, po czym wraca do Polski w postaci bardzo drogich wyrobów... Niełatwo zmienić tę niekorzystną dla nas sytuację, ale z pewnością będzie trzeba to zrobić. Właśnie Polski Związek Łowiecki prowadzi działania, których celem jest promocja dziczyzny i wspieranie rodzimych producentów, tak by dziczyzna zostawała w kraju, a przez to była tańsza i bardziej dostępna dla społeczeństwa.

– Nawet z narażeniem się na „europejskie” niezadowolenie?

– Mam nadzieję, że jednak uda się tego niezadowolenia uniknąć. W tej chwili w Ministerstwie Środowiska – oraz w innych resortach – trwają prace nad programem „Circular economy”, czyli nad gospodarką w obiegu zamkniętym, w małych środowiskach, do którego będziemy chcieli włączyć także łowiectwo oraz produkty pochodzące z łowiectwa.