To wszystko rodziło się z miłości

ks. Stanisław Mieszczak scj

publikacja 20.08.2017 20:26

Nasze czasopismo „Wstań” rodziło się pod czujnym okiem wychowawcy ówczesnych kleryków – ks. Stanisława Mieszczaka SCJ. Jego wspomnień z tamtych lat wysłuchał i spisał kl. Dariusz Trzebuniak SCJ.

Wstań 2-3/2017 Wstań 2-3/2017

 

Punktem wyjścia była troska o chorych

Gazetka klerycka dla chorych nie powstała w wyniku jakiejś specjalnej decyzji ze strony przełożonych. Pomysł rodził się oddolnie w grupie kleryków z Koła Charytatywnego. Punktem wyjścia była troska o chorych. Akolici, którzy przygotowali się do przyjęcia swojej posługi, odwiedzali w wiosce chorych, z którymi wiązały ich potem szczególne więzy. Odwiedzali także pacjentów szpitala w Myślenicach. To wszystko stało się bardzo ważnym elementem formacji seminaryjnej.

Po studiach w Rzymie wróciłem do Stadnik jako magister, czyli wychowawca kleryków. Widziałem jak klerycy regularnie odwiedzali chorych w parafii w Stadnikach i wyjeżdżali do wspomnianego szpitala. Uczestniczyli tam we Mszy Świętej, chyba już o szóstej rano, więc musieli bardzo wcześnie wyruszać z seminarium. Aby coś tym chorym zostawić, alumni przygotowywali obrazki, na których z tyłu wypisanych było kilka myśli. Nie było wtedy innej możliwości, dlatego wypisywali te krótkie sentencje na maszynie. Przygotowywanie takiego wyjazdu trwało zazwyczaj kilka dni.

Wszystko działo się bardzo spontanicznie

To, co szczególnie zostało mi w pamięci, to gorliwość niektórych kleryków, którzy byli zaangażowani w taką pomoc: kl. Andrzeja Ulbrycha (zm. w 1988) i kl. Piotra Surdela. Pamiętam, że któregoś dnia po przyjeździe ze szpitala przyszedł do mnie jeden z kleryków i powiedział, że przydałoby się przygotować jakieś pismo dla chorych. To były czasy, kiedy Kościół w Polsce nie mógł swobodnie prowadzić działalności wydawniczej. Na każdą publikację należało otrzymać zezwolenie odpowiednich władz państwowych, które udzielały go według właściwych sobie kryteriów. Przy jakichkolwiek publikacjach zawsze w akcję wchodziła też złośliwa i arogancka cenzura.

Zastanawialiśmy się, jak ominąć państwowe przepisy i rozpocząć wydawanie pisemka dla pacjentów myślenickiego szpitala. Nasze seminarium było w posiadaniu kopiarki, więc wpadliśmy na pomysł, że pisemko będzie miało dwie strony A4, które następnie zostaną skopiowane. Wszystko działo się bardzo spontanicznie. Na początku nakład był niewielki, często ograniczony ilością papieru w fotokopiarce. Nieraz pisemko było przepisywane przez kleryków na maszynach do pisania.

Oddolne inicjatywy kleryckie

Osoby, które były zaangażowane w tworzenie tego dzieła, same wychodziły także z inicjatywą nawiązania w pisemku do aktualnych wydarzeń historycznych, patriotycznych czy też kościelnych. Takim propagatorem był m.in. kl. Janusz Burzawa SCJ. Jako wychowawcy nie musieliśmy kleryków do tego namawiać. To była czysta inicjatywa klerycka. Oczywiście przyglądałem się temu okiem wychowawcy, ale nigdy w jakiś szczególny sposób nie musiałem interweniować. To były rzeczy, które wyrastały z aktualnych wydarzeń w Polsce. Informacje były czerpane z tego, czym nabrzmiała już była opinia społeczna.

To była szybka akcja

Przypomina mi się pewna historia ze szpitala w Myślenicach. Na szpitalnym korytarzu ktoś rozpoznał, że jestem księdzem ze Stadnik i od razu pokazał mi obrazki, które otrzymał od naszych kleryków. Pomyślałem sobie wtedy, jak cenny jest ślad zostawiany przez naszych alumnów. Nie było oficjalnego pozwolenia na rozdawanie tego pisemka, a dyrekcja szpitala udawała, że tego nie widzi. To była szybka akcja. Trzeba było je roznieść i uciekać. Przypominało to pewnego rodzaju działalność podziemia. Dzięki pielęgniarkom, lekarzom, którzy przymykali oczy i cieszyli się z nas, mogliśmy działać. W przypadku wpadki groził nam prawdopodobnie zakaz przyjeżdżania. Być może przy innej okazji można by nam było wytoczyć proces o nielegalne czasopismo.

Duszpasterstwo chorych było perełką seminarium

Udział kleryków w duszpasterstwie chorych był bardzo dobrze postrzegany przez ówczesnego rektora seminarium ks. Czesława Koniora SCJ. To zaangażowanie było perełką, podobnie jak i udział kleryków w grupie teatralnej. To wszystko rodziło się z miłości. Cała działalność koła od samego początku zawsze charakteryzowała naprawdę troska o człowieka chorego. Te inicjatywy rodziły się z gorliwości, chęci zrobienia czegoś dobrego. Głęboko jestem przekonany, i to we mnie zawsze pozostanie, że to był przejaw prawdziwej odpowiedzialności, troski o drugiego człowieka. To się wpisuje także w nasz charyzmat sercański: „Idźcie, dajcie poznać światu miłość Najświętszego Serca Jezusowego”. Narodziło się to z odpowiedzi na miłość Boga do człowieka. To się nie działo na zasadzie: musisz. Klerycy robili to dlatego, że chcieli.

W miarę poszerzania się przestrzeni wolności, kolejne roczniki seminaryjne udoskonalały to czasopismo. Oczywiście nikt nie mógł wtedy marzyć, że ta gazeta rozwinie się w dwumiesięcznik dla chorych wydawany dziś w tysiącach egzemplarzy.