Refleksje o śmierci

dr Wanda Półtawska

publikacja 13.03.2007 20:13

Współczesne czasy usiłują usunąć świadomość śmierci. A chodzi właśnie o to, aby chwila śmierci była wielkim przeżyciem dla całej rodziny, dla dzieci i młodzieży, bo właśnie świadomość, że człowiek na pewno umrze jest właściwym ukazaniem celu życia ludzkiego. Żyjesz żeby umrzeć i od Twojego życia zależy, jaka ta śmierć będzie. Apostolstwo Chorych, 3/2007

Refleksje o śmierci




Zadania wobec śmierci

Śmierć, jak wszystkie etapy życia ludzkiego, domaga się poznania i podjęcia odpowiedzialności, a co za tym idzie, przygotowania do niej. Przygotowanie to powinno właściwie trwać przez całe życie, przechodząc przez szereg faz i nabierając coraz większej treści. Tak jak do życie rodzinnego, w którym powstaje nowe życie, trzeba się przygotować i wychować, aby realizować życie i rodzenie według planu Boga, tak samo katolik nie może nie zauważyć w śmierci zadania dla siebie, to znaczy odczytania w niej woli Boga. Brak zrozumienia tego powoduje często kryzys wiary właśnie w obliczu śmierci, zwłaszcza nieoczekiwanej śmierci młodego człowieka lub dziecka.

W świetle wiary jest to osiągnięcie pełni radości i spokoju. Żywi, którzy pozostają, mają się jeszcze trudzić, szarpać, trwać w bólu, a ten, kto umarł, jest wolny od wszelkich trosk. Przygotowaniem do śmierci jest ciągłe, świadome dążenie do świętości, jako do jedynego pewnego sposobu zjednoczenia się z Bogiem. Każdy dobry czyn jest przygotowaniem do dobrej śmierci, każdy grzech grozi wiecznym dramatem. To też wcale nie chodzi o roztaczanie obrazu grozy śmierci i sądu oraz kary za grzechy, ale o ukazanie i tej perspektywy, która z życia robi autentyczną drogę do nieba dla mnie samego, ale także dla tych, których kocham, dla całej ludzkości.

Jakże nieliczni rodzice dbają o to, aby ich dzieci miały po śmierci zapewnioną drogę do nieba, jak niewielu małżonków zabiega o to wzajemnie dla siebie, a przecież realizm wiary każe szukać dla kochanego człowieka właśnie najwyższego dobra – „przychylić nieba kochanej dziewczynie” to nie tylko slogan z piosenki, ale to jest właściwe pragnienie prawdziwej miłości.

Pragnienie nieba jest ściśle związane z rzeczywistością śmierci, bo śmierć przecież warunkuje niebo. Dlatego katecheza o śmierci powinna być zarazem programem życia. Nie chodzi o informację, w jaki drastyczny sposób człowiek może umrzeć. Tak samo jak w „uświadomieniu” seksualnym nie chodzi o to, żeby dziecku pokazać scenę porodu, ale o to, aby mu przekazać prawdę o tym, że dziecko jest darem Boga dla kochających się rodziców, że jest owocem ich miłości – tak nie chodzi tu o to, żeby dziecko stało się świadkiem konania, ale żeby się dowiedziało, że śmierć jest początkiem innego życia, powrotem do Boga i oczekiwaniem na bliskich, którzy niewątpliwie tam dojdą.

W książce „Stare rachunki” zacytowałam wypowiedź chłopca, który jako małe dziecko był w Oświęcimiu i tam widział wiele razy śmierć zadawaną przez ludzi. Po wyzwoleniu i ewakuacji Oświęcimia chłopiec ten został uratowany dzięki temu, że pielęgniarki przerzuciły go wraz z innymi dziećmi przez mur, a okoliczni mieszkańcy rozebrali te dzieci pomiędzy siebie. Niezauważony przez starszych wślizgnął się on do pokoju, gdzie umierał dziadek i nagle widząc śmierć, zaczął się śmiać. Przybrana matka zaniepokoiła się w obawie, że dziecko jest nienormalne, a chłopiec zapytał: „To człowiek może tak zwyczajnie, spokojnie umrzeć, nie trzeba go zabijać?”

Człowiek może tak zwyczajnie, spokojnie umrzeć, przejść w Boże ręce, ale na to trzeba go przygotować - do tego zaś potrzebna jest odpowiednia świadomość otoczenia, które widzi w śmierci znak Bożej miłości i miłosierdzia.


W swym „Liście do osób w podeszłym wieku” Jan Paweł II napisał, że „koniec ziemskiego bytowania postrzegany jest jako <> przez most przerzucony między życiem a życiem, miedzy kruchą i nietrwałą radością doczesną, a pełną radości, jaką Bóg przeznaczył swoim wiernym sługom” (n.16), tam zaś „odnajdziemy... wszystkie prawdziwe wartości, jakich zaznaliśmy na ziemi, a także tych, którzy poprzedzili nas w znaku wiary i nadziei” (n.17).

Tajemnica umierania...

Można mnożyć „cudowne” opowieści, ale jedno jest pewne: śmierć powinna być w domu, w gronie kochających osób, modlących się razem. Przygotowanie do dobrej, szczęśliwej śmierci nie dokonuje się przez nowoczesne leczenie, ale przez Sakrament chorych i modlitwę, która wesprze nadzieję pacjenta.
Są to oczywiście warunki optymalne, ale cała opieka nad chorym, zbliżającym się do śmierci, powinna na tym polegać: stworzyć możliwie jak najbardziej ludzkie warunki umierania.

Trzeba przekonać otoczenie, aby choć na ostatnie chwile rodzina znalazła czas, żeby nie zostawiać chorego, nie oddawać do zakładu, a dać mu świadomość, że jest kochany i że nie jest sam.
Ale i tak ta ostatnia chwila jest tajemniczym przeżyciem.

Współczesne czasy usiłują usunąć świadomość śmierci, niejako schować ją. A chodzi właśnie o to, aby chwila śmierci była wielkim przeżyciem dla całej rodziny, dla dzieci i młodzieży, bo właśnie świadomość, że człowiek na pewno umrze jest właściwym ukazaniem celu życia ludzkiego. Żyjesz żeby umrzeć i od Twojego życia zależy, jaka ta śmierć będzie. Przygotowanie do dobrej śmierci zaczyna się właściwie od początku życia – wierzący rodzice, póki mają wpływ na małe dziecko, mogą niejako zabezpieczyć tę chwilę prowadząc dzieci do Komunii św. w pierwsze piątki miesiąca. Pan Jezus dotrzymuje obietnicy danej Małgorzacie.

Trzeba ludziom po prostu przypominać, że śmierć jest także zadaniem, nie tylko losem.
Kulturę narodu poznaje się po tym, jak traktowane są osoby „nieużyteczne”, dzieci, chorzy, inwalidzi i umierający – i choć panuje „cywilizacja śmierci”, to przecież trzeba walczyć o to, aby było inaczej.
Rola rodziny polega także na tym, żeby swoim członkom zabezpieczyła ten ważny moment. A jeżeli rodzina nie może tego zrealizować, to trzeba jej pomóc.