Po co media katolickie?

ks. Adam Boniecki MIC - redaktor naczelny Tygodnika Powszechnego

publikacja 09.10.2006 11:18

W jaki sposób powinien przejawiać się katolicki charakter mediów? Na czym ma polegać oficjalna kościelna aprobata dla katolickich mediów? Czy i jaką rolę w Państwa Redakcji pełni asystent kościelny? Jak w pracy Państwa Redakcji realizuje się wezwania i oczekiwania związane z katolickim charakterem dziennikarstwa?




Katolicki charakter mediów wyraża się, moim zdaniem, tym, z jakiego punktu patrzą na świat, na człowieka i na Kościół. Perspektywa katolickiego pisma to patrzenie z wewnątrz Kościoła w świetle wiary, nadziei, miłości.

Media katolickie mają dotrzeć także do tych ludzi, którzy na świat patrzą z innej perspektywy, żeby przynajmniej zwrócili uwagę na sprawy wiary i - to szczyt ambicji - żeby coś z tego zrozumieli.

Istnieje różnica między pismem „kościelnym” i „katolickim”. „Kościelne”, jako półoficjalny głos Kościoła nauczającego, angażuje jego autorytet urzędowy. „Katolickie” angażuje odpowiedzialność redakcji. Wyraża ono katolickość Kościoła, gdy jest otwarte na ludzi innych przekonań, współweseli się z prawdą wszędzie tam, gdzie ona jest. Nie lęka się poszukiwania nowych dróg, innego spojrzenia; jest otwarte dla cudzych poszukiwań i przekonań, bez okazywania wyższości, ale i bez zatracenia własnej tożsamości. Jest apostolskie: przemawia językiem tych, do których mówi, nie pouczając i „ku zbudowaniu”, językiem, którego zechcą słuchać także ci, którzy - słusznie czy niesłusznie - Kościoła nie lubią i nie lubią księży.

Jeśli Kościół katolicki uważa się za eksperta od spraw ludzkich, katolickiemu pismu nie może być obce nic, co ludzkie. Nie musi też wszystkiego traktować wedle kryteriów religijnych. W większości tematów wystarczy kryterium prawdy, dobra, piękna...

Musi prostować drogi, usuwać uprzedzenia, informować, pokazywać rzeczywistość wiary. Jest to misja preewangelizacyjna, bo ewangelizacja wymaga spotkania.

Katolickie media traktują swój Kościół poważnie. Wyraża się to w wyważonym ukazywaniu jego piękna, ale także w krytycznej ocenie ludzkich poczynań „personelu”. Czy krytyczni mają być tylko wrogowie? Katolickie media muszą jednak zważać, by ich krytyczny głos miał na celu wyłącznie dobro wspólnoty Kościoła i człowieka.

Katolickie media pełnią swoją rolę, postępując według praw i reguł świata mediów. Jeśli czasopismo (gazeta) zamieni się w biuletyn parafialny (diecezjalny), w wydawany w odcinkach podręcznik do religii lub oficjalny dziennik - nie wejdzie na listę liczącej się prasy, niezależnie od wysokości nakładu.

W walce o utrzymanie się na rynku muszą - co czasem wiele kosztuje - pozostać wierne katolickiej etyce zawodowej.



Katolicka prasa musi godnie reprezentować Kościół. Oczywiście przez wierność jego nauce, ale także przez troskę o jakość: języka, zakresu zainteresowań oraz przez profesjonalność.

Prasa katolicka nie może ukrywać swej tożsamości. Tytuł, podtytuł albo jakiś inny znak szczególny musi nadawać jej znamię świadectwa. Mówią nam czasem przyjaciele: „Skasujcie podtytuł »katolicki« - bądźcie katoliccy, a kupią was ludzie, którzy boją się prasy dewocyjnej”. Nam ten podtytuł jest potrzebny, bo zobowiązuje, a czytelnikom pokazuje, że w Kościele jest mieszkań wiele, że jest miejsce także dla Tygodnika Powszechnego.

Nie należy mieszać „katolickości” z „aprobatą”. Oczywiście, używanie przymiotnika „katolicki” wymaga zgody biskupa. O innej oficjalnej formie kościelnej aprobaty nie słyszałem. Aprobatę implicite wyrażają związki biskupa z danym medium. Arcybiskupi krakowscy spotykają się z redakcją, publikują u nas swoje materiały, publicznie odnoszą się do pisma życzliwie. Jednak szanują jego autonomię i odpowiedzialność redakcji, wystrzegając się narzucania pismu własnej linii lub ingerowania w jego publikacje.

„Asystenta kościelnego redakcji” ustanowiono w czasach komunizmu (prawo przewiduje asystentów dla organizacji katolickich, nie dla redakcji). W PRL-u ta obecność była gwarantem więzi z biskupem. Asystent kościelny wobec władz oznaczał, że pisma, które go posiada, Kościół będzie bronić. I bronił!

Dziś nie ma takiej potrzeby. Potrzebny jest raczej kapłan doradca, ksiądz dziennikarz, zajmujący się sprawami religii. Tam, gdzie jest, bywa także duszpasterzem redakcji oraz ewentualnie doradcą do spraw religijnych. Od 1993 roku Tygodnik Powszechny nie ma formalnego asystenta kościelnego. Byłem ostatnim, który pełnił tę funkcję. Po moim odejściu Arcybiskup krakowski delegował jednego z księży jako - można to tak nazwać - opiekuna duchowego redakcji i konsultanta. Ksiądz ten do dziś pełni tę funkcję.

Czując się pismem katolickim, staramy się nie wyręczać pism kościelnych, zwracamy się do wierzących, ale także chcemy docierać do tych z obrzeży i spoza Kościoła.