Po co media katolickie?

ks. Kazimierz Sowa - prezes Ogólnopolskiej Sieci Radia PLUS

publikacja 09.10.2006 11:23

W jaki sposób powinien przejawiać się katolicki charakter mediów? Na czym ma polegać oficjalna kościelna aprobata dla katolickich mediów? Czy i jaką rolę w Państwa Redakcji pełni asystent kościelny? Jak w pracy Państwa Redakcji realizuje się wezwania i oczekiwania związane z katolickim charakterem dziennikarstwa?




Media katolickie powinny być bardziej niż inne skierowane na człowieka, służąc mu w poznawaniu świata, jego problemów i pokazując drogi prowadzące do wyjścia z sytuacji trudnych albo wręcz prowadzące do celu. Mówiąc obrazowo, powinny być jak snop światła oświetlający drogę przed samochodem. Ale raczej chodzi o tzw. światła krótkie, a nie długie, które czasem oślepiają. Zwłaszcza tych, którzy przychodzą z drugiej strony. Kolejną cechą powinna być powszechność problematyki, jaką się zajmują. Nie chodzi bynajmniej o to, aby w każdej redakcji katolickiej wszyscy znali się na wszystkim, ale by podejmując problemy świata, w którym żyjemy, dostrzegać jego złożoność i różnorodność, wystrzegając się przy tym ferowania rozwiązań jedynie słusznych i widzenia świata na zasadzie „czarne-białe”. Broń Boże, nie zachęcam do jakiegoś relatywizmu (uważam, że wówczas kończy się formuła katolicka a zaczyna najczęściej bylejakość i tani kompromis), ale zachęcam do dostrzeżenia różnych problemów i okoliczności, jakie towarzyszą współczesnemu człowiekowi. Oczywiście jest kilka podstawowych wymiarów życia, w których trzeba używać ewangelicznej kategorii „tak, tak, nie, nie” (chodzi mi głównie o prawdy wiary i zasady moralne), ale kiedy na łamach pism czy w falach rozgłośni dyskutujemy o polityce, życiu społecznym czy ekonomii, warto dostrzec całe spektrum ludzkich zachowań i racji.

***


Oficjalna aprobata dla mediów katolickich niekoniecznie musi wyrażać się w formule „asystenta kościelnego”, który dziś bardziej kojarzyłby się z kościelnym cenzorem (a nie daj Boże z cenzorem w ogóle) niż z kimś odgrywającym pozytywną rolę. Zresztą trzeba tu rozróżnić misję jaką posiadają media „kościelne”, od tych, które określają się jako „katolickie”. Te pierwsze mają zazwyczaj bardzo ściśle sprecyzowaną misję w przypadku tych drugich, chodzi raczej o działanie preewangelizacyjne, czyli skierowanie uwagi słuchacza na wartości religijne i duchowe, będące nieodzownymi dla właściwego zrozumienia świata i człowieka. Zresztą, o ile łatwo mi jest wyobrazić sobie sytuację, gdzie asystent kościelny przegląda kolejne wydania gazety, to przy pracy w radiu i produkcji serwisów informacyjnych, w układzie „co godzinę nowy serwis”, taka sytuacja jest niemożliwa i byłaby nawet szkodliwa nie tylko dla całego zespołu, ale i dla zdrowia samego asystenta. O wiele ważniejsza jest troska o dobór kadr i selekcję chętnych do pracy w mediach katolickich. Tu widzę nie tylko pole do działania dla księdza, szefa czy tylko redakcyjnego kolegi, ale także właściwie pojętą troskę o to, co ostatecznie trafi do odbiorcy naszej dziennikarskiej pracy.





***


I sprawa najtrudniejsza: jak to wszystko teraz zebrać w jedno i zastosować w życiu. W radiu odpowiedzialność za przekazaną odbiorcy wiadomość czy audycję przychodzi często już po jej wyemitowaniu. Wtedy też lepiej widzimy, czy nie doszło do jakiejś pomyłki, czy wszystko było OK. Sam pracując przez 10 lat jako „czynny” dziennikarz wiem, jak trudno jest ustrzec się błędów i potknięć, jak łatwo dać się ponieść emocjom. Myślę, że realizacja oczekiwań kierowanych do nas jako do radia katolickiego musi się zaczynać u każdego dziennikarza w osobistej i dobrowolnej akceptacji rodzaju medium, w którym pracuje. Mówiąc wprost: trzeba wiedzieć, gdzie się pracuje i dlaczego pewne sprawy są dla nas ważniejsze, a na inne spoglądamy nieco z dystansu. Osobiście uważam, za największą wadę katolickich mediów, że nie potrafią do końca poradzić sobie z tematami trudnymi. „Sprawa poznańska” jest tu najlepszym przykładem. Nie chodzi o szukanie sensacji na siłę, ale też nie można udawać, że nic się nie stało, kiedy cała Polska tym żyła. Uczciwość dziennikarska, która powinna być jedną z pierwszych naszych cech zawodowych, zawsze zmierza do odkrywania prawdy, nawet jeśli to bolesny zabieg. Lubię powtarzać anegdotę o Styce, który malował na kolanach Jezusa i co jakiś czas wzdychał pytając, czy Pan Jezus jest z tego zadowolony. W końcu miał usłyszeć: Styka, ty mnie nie maluj na kolanach, ty mnie maluj dobrze. To samo odnosi się dziś do dziennikarzy katolickich oraz szczególnie do katolickich mediów: bądźcie dobrymi dziennikarzami i fachowcami. To często wystarczy.