Biznes w pigułce

Rozmowa z Jerzym Rodzeniem, lekarzem ginekologiem-położnikiem II°

publikacja 14.10.2006 09:12

Jeżeli jednak praca uniemożliwia kobiecie uzyskanie sześciu pomiarów, to moim zdaniem jest to praca dla kobiety nieludzka i należałoby się zastanowić nad jej zmianą. Dla zdrowia kobiety nie jest korzystne, jeżeli jej praca czy inne obowiązki powodują zaburzenia cyklu. Azymut, 5/2003

Biznes w pigułce




Najbardziej kontestowaną przez katolików częścią nauczania moralnego Kościoła jest ta, która dotyczy naturalnych metod planowania rodziny. W Polsce, jak wynika z badań, dwie trzecie osób uważa za dopuszczalne stosowanie środków antykoncepcyjnych, a zaledwie jedna piąta jest jej przeciwna. Jak Pan sądzi, z czego to wynika?

Zarówno z niewiedzy, czym są naturalne metody rozpoznawania płodności, jak i z niechęci do stosowania tych metod. Ludzie kierują się rozpowszechnianymi w środkach masowego przekazu fałszywymi poglądami na temat naturalnych metod rozpoznawania okresów płodności oraz przekonaniem, że jest to coś trudnego, bardzo uciążliwego. Są bombardowani informacjami firm produkujących środki antykoncepcyjne, które przedstawiają je jako niezawodne, bezpieczne i łatwe w użyciu. Firmy te dysponują ogromnymi pieniędzmi na promocję, inwestują w różne imprezy propagujące środki antykoncepcyjne.

Wiele osób jest rzeczywiście przekonanych, a na to także wskazują statystyki, że naturalne metody planowania rodziny są po prostu zawodne.

Nie ma metody stuprocentowej. Ani w przypadku metod naturalnych, ani środków antykoncepcyjnych nie ma absolutnej pewności co do ich skuteczności. Często do naturalnej metody rozpoznawania płodności, czyli do metody objawowo-termicznej, dodaje się metodę kalendarzową i na tej podstawie ustala wskaźnik pewności. Metoda kalendarzowa nie jest jednak metodą naturalną. To jest metoda obliczeniowa, matematyczno-statystyczna, która zakłada ślepo, że kobieta ma zawsze taką samą długość cyklu. W metodzie objawowo-termicznej nie ma założenia, że tego a tego dnia wzrośnie temperatura. Bada się temperaturę ciała oraz obserwuje śluz, i na tej podstawie określa początek okresu płodności.

Metoda, w której trzeba mierzyć temperaturę zawsze o tej samej porze dnia, zakłada prowadzenie przez kobietę bardzo uregulowanego, niemal bezstresowego trybu życia. Co zatem z kobietami, które pracują na zmiany, podróżują albo po prostu mają infekcję wywołującą gorączkę? Pomiary wtedy, ale także na przykład w połogu, mogą być źle odczytane.

Bywają rzeczywiście sytuacje, że pojawia się trudność w interpretacji odczytu pomiarów, ale wtedy można się udać po pomoc do poradni naturalnego planowania rodziny. Do interpretacji metody termicznej potrzeba zwykle sześciu pomiarów w pierwszej fazie cyklu. Temperaturę mierzy się rano, przed wstaniem z łóżka. W przypadku większości chorób gorączkowych temperatura podwyższa się wieczorem, a rano spada. Ale nawet jednorazowy wyskok temperatury nie zaburza całości obrazu, gdyż w takim przypadku dokonuje się korekty. Problemy pojawiają się przy pracy zmianowej, ale i wtedy temperaturę można mierzyć o stałej porze, po dwóch godzinach snu. Jeżeli jednak praca uniemożliwia kobiecie uzyskanie sześciu pomiarów, to moim zdaniem jest to praca dla kobiety nieludzka i należałoby się zastanowić nad jej zmianą. Dla zdrowia kobiety nie jest korzystne, jeżeli jej praca czy inne obowiązki powodują zaburzenia cyklu. Stosowanie naturalnych metod planowania rodziny pozwala także rozpoznać zagrożenia dla zdrowia psychicznego kobiety. To jest inny, ale równie ważny wymiar stosowania naturalnych metod. Zmusza do zastanowienia się nad życiem, czy nie trzeba czegoś w nim zmienić. Czasami wyrównywanie zaburzeń środkami farmakologicznymi jest konieczne, ale naprawdę lepiej jest wyeliminować przyczynę, zredukować stres.



Stosowanie metod naturalnych wymaga dużej odpowiedzialności i dojrzałości obojga partnerów, a to nie zawsze jest realne.

Taka sytuacja jest optymalna. Wtedy naturalne planowanie rodziny staje pewnym stylem życia, staje się częścią codzienności, w której są dni płodne i niepłodne. Kiedy małżonkowie nie planują więcej potomstwa, muszą powstrzymywać się od współżycia w okresie płodnym. Można ten czas przeżywać jako udręczenie, myśleć: kiedy wreszcie się to skończy, a można też sprawić, że czas oczekiwania stanie się okresem konstruktywnym dla rodziny. Dlatego mężczyzna powinien znać przynajmniej podstawy, na jakich opiera się metoda objawowo-termiczna. Pozorna trudność jej stosowania w istocie zbliża do siebie małżonków. Wiele kobiet mówi, że dla nich ważne są okresy wyłączone ze współżycia, bo to wymaga od męża wysiłku, by w jakiś inny, nieseksualny sposób wyrazić jej miłość, czułość. Natomiast w przypadku antykoncepcji łatwiej jest o instrumentalne traktowanie kobiety, która jest stale niepłodna, stale dostępna. W naturze mężczyzny jest skłonność do dominacji, użycia. Istnieją badania psychologiczne, wskazujące, że związki małżeńskie stosujące metody objawowo-termiczne są trwalsze. Być może częściowo wynika to z przekonań religijnych tych osób, ale wiele par na świecie stosuje metody naturalne także z powodów ekologicznych.

A co z kobietami, które nie mogą liczyć na odpowiedzialność i na wstrzemięźliwość męża? Nie myślę tylko o rodzinach dysfunkcyjnych, ale tzw. normalnych, w których mąż wywiera na kobietę presję psychiczną.

To są bardzo trudne sytuacje. W istocie mamy w takich przypadkach do czynienia z przemocą w rodzinie. W takiej sytuacji kobieta zostaje sama i sama musi sobie radzić. Metody naturalne obnażają często, jaka jest więź w rodzinie. Jeżeli ona jest dobra, to przy stosowaniu metod naturalnych - poprawia się. Jeśli jest zła - na pewno pomaga budować tę więź, ale wymagane jest przynajmniej minimum akceptacji ze strony mężczyzny. Jeżeli mężczyzna zrozumie, że dla zdrowia jego żony jest to właściwe i jeżeli ją kocha, wybierze to, co dla niej jest dobre, a nie to, co jest zagrożeniem dla jej zdrowia.

Dlaczego naturalne metody są dobre i zdrowe? Producenci na przykład nowej generacji tabletek antykoncepcyjnych twierdzą, że nie mają one żadnych skutków ubocznych, nawet nie zmienia się waga kobiety.

Zmiana wagi czy popędu to są skutki uboczne najmniej istotne dla zdrowia kobiety, chociaż one właśnie są poruszane przez producentów w promocji medialnej. To, co istotniejsze, jest wprawdzie napisane w opisie działania, ale już nienagłaśniane. Myślę o ryzyku zakrzepowo-zatorowym, które jest skutkiem przyjmowania tabletek antykoncepcyjnych. To ryzyko występuje także w przypadku najnowszej generacji pigułek, o niższej zawartości estrogenów. Ryzyko zatorowości zwiększają nie tylko estrogeny, ale gestageny, drugi składnik tabletek. Gdy pojawiają się prace ukazujące tego typu zagrożenia, od razu zarzuca się niewłaściwą ocenę, zły dobór grup losowych itd.



Tabletki antykoncepcyjne chronią podobno kobiety przed nowotworem jajników.

Z punktu widzenia statystycznego - jest to prawda. Przypuszczalnie dlatego, że kobieta nie ma owulacji. Ale estrogen, który jest w tabletkach, podwyższa ryzyko znacznie częstszych rodzajów nowotworu: raka sutka i raka szyjki macicy. Nowotwór szyjki macicy jest po raku sutka drugim nowotworem co do częstotliwości występowania u kobiet w Polsce o wysokim wskaźniku umieralności z powodu późnego wykrywania go.

Inne środki antykoncepcyjne, mniej pewne niż tabletka w sensie zapobiegania ciąży, nie dają takich skutków ubocznych jak tabletka antykoncepcyjna.

Ale też mają skutki uboczne. Środki chemiczne, różne pianki, żele, maści, mogą dawać odczyny alergiczne. Podobnie mechaniczne środki antykoncepcyjne, czyli prezerwatywy oraz kapturki zakładane na szyjkę macicy, które stosowane są jednocześnie ze środkami chemicznymi. Badania wskaźnika kontynuacji stosowania danego środka, czyli, ile par w danym roku stosuje daną metodę antykoncepcji, wskazuje na niski wskaźnik kontynuacji środków chemicznych i mechanicznych przez pary. Wynika to z tego, że są to metody bardzo niewygodne. Natomiast wkładki wewnątrzmaciczne, które z różnych powodów zdrowotnych nie mogą być stosowane przez każdą kobietę, działają wczesnoporonnie. Z chrześcijańskiego punktu widzenia jest to zupełnie niedopuszczalne. Podobny mechanizm wczesnoporonny nie jest wykluczony także w przypadku działania pigułki antykoncepcyjnej.

Ale czasami metoda naturalna nie może być stosowana. Na przykład w małżeństwie, w którym jeden z małżonków jest zarażony wirusem HIV, i to niekoniecznie z powodu zdrady, ale na przykład transfuzji krwi. Co Pan wtedy radzi? Czy nie zaleciłby Pan takiej parze stosowania prezerwatywy, która chroni małżonka przed zarażeniem?

Z punktu widzenia statystycznego prezerwatywa chroni przed AIDS, ale z punktu widzenia medycznego nie wyklucza zarażenia. Nasienie może wylać się z prezerwatywy, przedostać się bokiem itd. Jeżeli osoba jest nosicielem HIV, to jedyną z punktu widzenia medycznego skuteczną metodą niezarażenia partnera jest zaprzestanie współżycia.

A co by Pan powiedział młodemu małżeństwu skromnie żyjących inteligentów, którzy stosują metodę objawowo-termiczną, a po czterech latach małżeństwa mają już dwoje dzieci, trzecie w drodze i współżycie zaczyna działać stresująco.

Muszą odwiedzić poradnię, aby przeanalizować, jakie popełnili błędy, dlaczego była nieplanowana ciąża. Analizowanie błędów chroni przed ich powtarzaniem. Są badania, które wskazują, że skuteczność metody w dużej mierze zależy od motywacji jej użytkowników. W jednym z testów badanych podzielono na dwie grupy - pary, które zadeklarowały, że nie chcą mieć więcej dzieci, i takie, które jeszcze nie mają, ale chcą w przyszłości, za jakiś czas. Okazało się, że w grupie osób mocno zmotywowanych skuteczność była znacznie wyższa. Natomiast w tej grupie, w której planowano dzieci później, częściej naruszano zasady stosowania metody. Mentalność pro-life nie oznacza, że trzeba mieć dziesięcioro dzieci. Tego nie wymaga też Kościół, ale tego, aby każde życie zostało wielkodusznie przyjęte.



Wydaje się, że niechęć stosowania naturalnych metod regulacji poczęć wynika także z niezrozumienia nauczania Kościoła w tej kwestii, które służy dobru kobiety, małżeństwa, umacnianiu więzi rodzinnych. Jak Pan sądzi, czy Kościół czyni wystarczająco dużo, by wyjaśnić swoje stanowisko.

Głównym momentem przekazywania nauki Kościoła jest Msza święta. Najczęściej nie jest to jednak odpowiednia chwila, by mówić o naturalnym planowaniu rodziny i związanej z tym wizji małżeństwa. Czasami są w roku liturgicznym czytania, które w homilii pozwalają nawiązać do tych kwestii. Ale niewątpliwie księżom trudno jest mówić o naturalnych metodach planowania rodziny. Ludzie zaraz powiedzą: skąd oni mogą wiedzieć, skoro ich to nie dotyczy. Najlepszym miejscem są poradnie małżeńskie oraz spotkania z narzeczonymi w ośrodkach duszpasterskich. Część osób jednak zupełnie nie jest tymi naukami zainteresowana. Ma swój pogląd i nie chce słuchać niczego innego. Czasami obserwuję, jak niektórzy wychodzą na początku, spacerują gdzieś na zewnątrz i wracają pod koniec, by tylko zaliczyć kurs. Ale są też osoby bardzo zainteresowane, które potem przychodzą do poradni, by zapytać o szczegóły.

Dobrym miejscem na takie rozmowy powinna być szkolna katecheza.

Czasem miewam spotkania ze szkolną młodzieżą. Kiedyś, na jednym z nich, chłopcy podsumowali rozmowę pytaniem: „Czyli co nam zostaje: wstrzemięźliwość?”. Tak, wstrzemięźliwość. Dziewczyny zaś z zainteresowaniem słuchały, kiedy mówiłem im, że wczesne współżycie, zmiana partnerów prowadzi do wirusowych zakażeń pochwy, których skutki mogą być odczuwane po wielu latach. Zakażenia bezobjawowe niektórymi serotypami wirusa brodawczaka ludzkiego (HPV) prowadzą do rozwoju raka szyjki macicy. Bezobjawowe lub skąpo objawowe zakażenia chlamydiami prowadzą do wtórnych zmian w jajowodach, dając niepłodność mechaniczną. Wczesne podjęcie współżycia ułatwia zakażenie, dlatego że w pochwie istnieje jakby „dziewictwo immunologiczne”, nieprzygotowanie na kontakt z licznymi antygenami, w tym wirusowymi i bakteryjnymi. Takie są wyniki niemieckich badań. Stosowanie środków antykoncepcyjnych w istocie rodzi silną mentalność antykoncepcyjną i proaborcyjną. Stosowanie metod naturalnych rodzi postawę pro-life. Naturalne metody planowania rodziny wynikają z pewnej wizji małżeństwa i rodziny. Wizji integralności, nieoddzielania miłości małżeńskiej od miłości cielesnej. Natomiast antykoncepcja jakby wychodzi naprzeciw ludziom, którzy chcą mieć różne kontakty seksualne. W przypadku małżeństwa i rodziny, gdzie jest wzajemne zrozumienie, naturalna metoda objawowo-termiczna jest łatwiejsza do zastosowania niż w przypadku przygodnego związku.



Propaguje Pan naturalne metody planowania rodziny. Jak z tego powodu jest Pan przyjmowany w środowisku ginekologów?

Bywa to trudne. Czasami odchodzą pacjentki. Niektóre przychodzą tylko po to, by zapisać im jakiś konkretny środek antykoncepcyjny. Wszystko już przeczytały w pismach kobiecych i nie chcą słyszeć o innej metodzie. Wtedy się rozstajemy. Część lekarzy szanuje moją postawę, inni bywają agresywni. Mówią, że lekarz nie może mieć przekonań, że powinienem je zostawić dla siebie. Gdyby moje przekonania były dziwaczne, może mieliby racje, ale one takimi nie są.

W swojej rodzinie też Pan stosuje naturalne metody?

Tak.

Z jakim powodzeniem?

Jesteśmy małżeństwem trzynaście lat, mamy troje dzieci. Każde zaplanowane. Jedno urodziło się nawet trochę później, niż chcieliśmy.

Rozmawiała Ewa Czaczkowska (Rzeczpospolita)