Kościelny savoir-vivre

Ks. Jarosław Kwiecień

publikacja 16.01.2008 18:28

W naszym mieście obowiązuje już zakaz palenia na przystankach autobusowych. Wkrótce dopiszemy do uchwały cmentarze. Czasami jest to potrzebne, by przypominać o kulturze. Złamanie przepisów miałoby kosztować nawet 500 zł. Niedziela, 13 stycznia 2008

Kościelny savoir-vivre




Radni w Olsztynie jako pierwsi tworzą uchwałę zakazującą palenia papierosów na terenie nekropolii – napisał niedawno jeden z dzienników. Krytycy zaraz stwierdzili, że powoli prawne nakazy i zakazy wkroczą we wszystkie dziedziny życia. Z drugiej strony – trudno nie zgodzić się z faktem, że mamy dzisiaj poważne braki w dobrym wychowaniu. Także tym „kościelnym”.


Prawo nie załatwi wszystkiego


Pomysłodawczynią olsztyńskiego zakazu jest Ewa Zakrzewska, radna PO. – W naszym mieście obowiązuje już zakaz palenia na przystankach autobusowych. Wkrótce dopiszemy do uchwały cmentarze. Czasami jest to potrzebne, by przypominać o kulturze – stwierdziła w rozmowie z dziennikarzem. Złamanie przepisów miałoby kosztować nawet 500 zł. Od ich egzekwowania byłaby straż miejska. Duchowni przepisu nie krytykują, karaniu palaczy są jednak przeciwni. Ks. Józef Fijałkowski uważa, że sprawy takie jak palenie powinny regulować sumienie i wrażliwość. A ks. inf. Julian Żołnierkiewicz podkreśla w wywiadzie dla jednej z gazet: „Mamy media, ambony, szkoły, musimy wychowywać ludzi, by nauczyć ich, jak poruszać się po świecie, nie depcząc świętości. Karanie nic nie da”.

Okazuje się, że choć nie wszystko da się prawnie zakazać i nakazać, to jednak w kazaniach trzeba mówić nie tylko o Panu Bogu, ale również np. o tym, jak zachować się w świętym miejscu. Oto jeden z sosnowieckich cmentarzy tuż przed Wszystkimi Świętymi. Pogoda dopisuje, słoneczko świeci. Pewna dystyngowana dama wychodzi na spacer ze swoim pieskiem. Na miejsce spaceru wybiera właśnie cmentarz. Jej czworonożny przyjaciel, niczego nie rozumiejąc, załatwia swoje potrzeby wśród pomników. Inny obrazek: 1 listopada po południu nad grobem spotyka się cała rodzina. Wszyscy z głośnym śmiechem opowiadają sobie zabawne wydarzenia z ostatnich miesięcy. W pewnym momencie któryś z mężczyzn w średnim wieku wyjmuje paczkę papierosów. Częstuje innych obecnych przy grobie. Przez chwilę widać, że jedna z pań trochę się krzywi. Zaraz jednak dochodzi chyba do wniosku, że nie będzie się wyróżniać i przyjmuje tę sytuację za normalną.


Przywiązani do komórek


Znajomy ksiądz opowiadał mi niedawno o pewnym pogrzebie. Odprawiał Mszę św. w niedużej cmentarnej kaplicy. Z jednej strony trumny on jako przewodniczący liturgii, z drugiej – rodzina. Nagle słyszy radosny dźwięk telefonu komórkowego, który dochodzi z kieszeni któregoś z żałobników. – Pomyślałem sobie: zdarza się, ktoś zapomniał wyłączyć telefon. Ale jakież było moje zdziwienie, kiedy za chwilę usłyszałem swobodnie, choć przyciszonym głosem, prowadzoną przez właściciela aparatu rozmowę telefoniczną. Nie wiedziałem, czy mam kontynuować odprawianie nabożeństwa, czy też zrobić przerwę, żeby nie przeszkadzać w rozmowie – wspomina duchowny.

Msza św. z udziałem dzieci w dużym, miejskim kościele. Trwa Liturgia Słowa. Rozlega się dźwięk komórki. Wszyscy w świątyni zaczynają się rozglądać, komu dzwoni telefon. Po kilkudziesięciu sekundach telefon przestaje wydawać dźwięki. Mija minuta, może dwie. Sytuacja się powtarza. I tak kilka razy. Nastrój Liturgii jest już całkowicie zburzony. Nic dziwnego, że przed wejściem do coraz większej liczby świątyń pojawiają się rysunki przedstawiające przekreślony telefon. A może już niedługo przed Mszą św. będzie wychodził ministrant i prosił przez mikrofon o wyłączenie telefonu. Tak jak w kinach jeszcze niedawno przed seansami czyniły to na ekranie dwa sympatyczne, animowane łosie. Tylko czy tak ma wyglądać przygotowanie do Liturgii?




Dziecko w kościele


Nie tylko telefony komórkowe przeszkadzają w czasie niedzielnej Mszy św. Do jednej z diecezjalnych poradni rodzinnych przyszedł kiedyś list od Marioli. „Chcemy nasze dziecko wychować w wierze. Niestety, dwuletnia Ania nie potrafi spokojnie usiedzieć w ławce. Biega, czasami głośno mówi i nie zwraca uwagi na nasze prośby”. Tego typu sytuacje często można spotkać w naszych kościołach. Małe dziecko biega wśród modlących się, stając się obiektem zainteresowania obecnych na Liturgii. Zadowolona mama czy tata nie reagują, dumni, że wszyscy patrzą na ich pociechę. W tym momencie kazanie czy inne części Mszy św. odchodzą na dalszy plan, bo dzieje się „coś ciekawszego”.


Ubierz się odpowiednio


Do dobrego „kościelnego” wychowania należy też odpowiedni ubiór na Mszy św. Oczywiście, jest to temat bardziej na miesiące letnie niż zimowe, kiedy i tak ubieramy się raczej solidnie, idąc do naszych, często nieogrzanych kościołów. Ale już teraz warto zapamiętać: skoro do teatru czy filharmonii ubieramy się odpowiednio z szacunku dla artystów, innych widzów czy samej sztuki, to tym bardziej wypada ubrać się odświętnie do kościoła. Z szacunku dla Pana Jezusa.

Obrazek z wakacji: Kołobrzeg, piękna katedra. Do wnętrza wchodzą turyści. W przedsionku młody człowiek w sutannie, prawdopodobnie kleryk. Oprowadza grupy. Wchodzi kobieta w średnim wieku. – W takim stroju, bardzo przypominającym plażowy, nie może pani wejść do kościoła – kulturalnie tłumaczy kleryk. Wywiązuje się dyskusja, później kłótnia. Wychodząc, usłyszałem jeszcze, jak ta pani niemal krzyczała: – Z czymś takim jeszcze się nie spotkałam!

Kilka miesięcy temu zadzwonił do mnie jeden z dziennikarzy, prosząc o komentarz. Przez godzinę stał bowiem przy wejściu do Kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze, przyglądając się postawom ludzi. Napisy i piktogramy (czyli specjalne obrazki) informują, że nie można w świętym miejscu pewnych rzeczy robić, także wchodzić w nieodpowiednim stroju. I przez ten czas widział przynajmniej kilka osób, które jakby nie zauważały tej prośby: m.in. pani z olbrzymim dekoltem, panowie w czymś w rodzaju podkoszulka.


Wierni z gumą do żucia


Zupełnie nowym obyczajem, który niekiedy wraz z wiernymi wchodzi do świątyń, jest żucie gumy. Nie jest to – jakby na pozór mogło się wydawać – jedynie domena nieświadomych dzieci lub młodzieży. Gumę w świątyni przeżuwają jednak w najlepsze również mężczyźni w tzw. sile wieku. „Przeżuwacz kościelny” to zazwyczaj przedstawiciel klasy średniej, mężczyzna ok. 40-50 lat, wyglądający na handlarza i bywalca taniej klasy lokali gastronomicznych. Do kościoła trafia od przypadku do przypadku, na zbiorowe Msze św. rodzinne typu chrzest, ślub lub pogrzeb. Zazwyczaj wie, jak należy się w nim zachować, z jakimś dziwnym upodobaniem uważa jednak, że on może trochę inaczej. Jest w tej postawie być może chęć pokazania pewnej wyższości nad „klepiącymi pobożnie zdrowaśki”.





Dla księdza, zwłaszcza młodego, przeżyciem jest ślub czy pogrzeb w dużym mieście. „Pan z wami…” – rozpoczyna Mszę św. W odpowiedzi na wezwanie zapada cisza, którą czasami wypełnia organista lub kościelny, odpowiadając: „I z duchem twoim”.


Dorośli bez manier


Na jednym z forów internetowych ktoś napisał: „Mówicie, że nikt nie zwraca uwagi małym dzieciom gadającym w kościelnej ławce. A co ze starszymi kobietami, które niejednokrotnie zachowują się nie lepiej? Ostatnio za mną siedziały dwie staruszki i gadały przez całą Mszę św., komentowały wszystko i rozpychały się. Czy ja, młoda osoba, mogę zwrócić uwagę w takiej sytuacji?”.

Do dobrego tonu, albo inaczej – szacunku dla Pana Jezusa, należy także przychodzenie na czas. Nikt nie lubi, jeśli osoba, z którą się umawiamy, spóźnia się. Szef, u którego czynilibyśmy to notorycznie, po kilku uwagach po prostu wyrzuciłby nas z pracy. Pan Jezus z kościoła nas nie wyrzuci, ale to nie zwalnia nas od cnoty punktualności.

Kościelny savoir-vivre obowiązuje wszystkich. Dodam, że nie tylko ludzi wierzących. Nawet jeśli jakieś dobre wiatry przygnają tych drugich do świętego miejsca, choć bywają tu rzadko i bez przekonania, to wypada zachować się odpowiednio i z szacunkiem. Tak, aby radni nie musieli tego egzekwować prawem i grzywnami. Bo przecież najważniejsze jest to prawo wypisane w sercu i umyśle...