Kobiety z „Budryka”

Katarzyna Wojnarowska

publikacja 13.02.2008 18:30

Postanowiliśmy opowiedzieć nie o tym, co działo się pod ziemią czy na ziemi – o nich pisali wszyscy. Chcemy opowiedzieć o rodzinach strajkujących, o zwyczajnych ludziach, o ich łzach i nadziei. I o konflikcie, który podzielił miejscową społeczność. span class="pismo">Niedziela, 10 luty 2008

Kobiety z „Budryka”



16 stycznia br. 50 kobiet pojechało do Warszawy, by w imieniu okupujących kopalnię „Budryk” mężów porozmawiać z władzami – dowiedzieć się, dlaczego nikt nie chciał pomóc górnikom. Postanowiliśmy pójść tym tropem. Opowiedzieć nie tyle o tym, co działo się pod ziemią czy na ziemi; nie tyle o Jastrzębskiej Spółce Węglowej i stronie rządowej – o nich pisali wszyscy. Chcemy opowiedzieć o rodzinach strajkujących, o zwyczajnych ludziach, o ich łzach i nadziei. I o konflikcie, który podzielił miejscową społeczność.

Horyzont znaczą przysadziste szyby kopalniane. Prowadzą nas ku bramie najsłynniejszej obecnie polskiej kopalni. Droga wiedzie obok kościoła – który postawił radca budowlany Jackisch z Bytomia w 1889 r., a poświęcił ks. Paweł Zielonkowski – i pałacu Hegenscheidtów, którym wieś zawdzięcza dawną świetność. Nazwiska nieprzypadkowe, symboliczne dla śląskiej mieszanki nacji.

Kopalnia tkwi samotnie w pustej i płaskiej przestrzeni pól. Teraz zimowe niebo wisi nad nią nisko ciężkimi chmurami. Przy bramie żywego ducha, wiatr szarpie transparentami zawieszonymi na płocie.
„Strajk!”. To słowo napisano na białym kawałku płótna czerwoną farbą – skojarzenia z Sierpnia ’80 pojawiają się same. „Strajk” to słowo, które tutaj powtarzane jest codziennie po wielekroć.

– Jak tu spokojnie, prawda? Aż trudno uwierzyć, że za bramą od 13 grudnia tkwi kilkuset mężczyzn – mówi głośno Zofia. Zofia jest żoną Andrzeja, górnika od 20 lat, matką dwójki dzieci. Przychodzi tutaj, jak większość kobiet z „Budryka”, codziennie od 46 dni. Nie zobaczy męża ani kuzynów – chłopy siedzą na 700 metrach. Przychodzi jednak, by poczuć siłę kilkuset kobiet w podobnej sytuacji. Dzięki temu przetrwa następny dzień, następny i następny... aż do chwili, o której marzą tu wszystkie, kiedy na „Budryku” zawyją syreny, a w radiu powiedzą: Podpisali porozumienie. Gorzej czułaby się, gdyby jej Andrzej zszedł na 1050 i dołączył do głodujących.

Staszek – od 18 lat w górnictwie – mąż Marii, nawet jej nie uprzedził o tym, co może się zdarzyć. Z radia dowiedziała się, że „Budryk” zdecydował się na strajk. Biegła wtedy, wśród dziesiątków innych ludzi, na kopalnię. Zobaczyła masę zapalonych zniczy. Nastrój – jakby za chwilę miało dojść do jakiejś tragedii. Zobaczyła też chłopaków, którzy z dumą mówili każdemu, że ich ojciec jest na strajku.

– Tak, jestem dumny z taty– mówi Damian, lat 14. – Przybiegamy z kolegami na bramę ze trzy razy dziennie. Jakby się coś działo, to pierwsi będziemy wiedzieć, szybciej niż CNN… Najgorzej to mają kumple, których ojcowie są na 1050. Pani wie, oni głodują…

Zofia wspomina pierwsze dni strajku, kiedy wyglądała przez okno na pola, po których niczym punkciki migały kolorowe kurtki dzieciaków. Nieustannie obserwowały kopalnię. W ten sposób chciały być bliżej ojców, braci, wujków.




– Śląskie kobiety są bardzo dzielne... – mówi Zofia. – Siedzimy w domu, z którego okien widać kopalnię. Zofia uśmiecha się, ale oczy ma opuchnięte od łez. – Nie usłyszy pani od nas ani słowa skargi, choć od dwóch miesięcy przeżywamy piekło. My tutaj – nasi pod ziemią. Ale jesteśmy jednością. Nie skarżymy się, by tamtym nie było ciężko. A mężczyźni nie pokażą słabości, żeby nas nie zmartwić. Tak to działa…
Od dwóch miesięcy borykają się z trudami życia same. Łatwiej jest, gdy się wie, dla kogo to poświęcenie i jaki jest cel. Śmieją się teraz rzadko, ale naprawdę ubawiło ich stwierdzenie kogoś z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, że jak kobiety nie dostaną wypłaty, to przyjdą wściekłe pod „Budryk” i same rozpędzą strajk.
– Tak mówi ktoś, kto nie zna mentalności tutejszych ludzi – wyjaśnia Maria. – Wiadomo przecież, że wśród Polaków najbardziej honorowi są górale i Ślązacy.

Za chwilę nie dostaną drugiej już mężowskiej pensji…

Codzienność nie jest już zwyczajna. Niby wszystko działa podobnie – rano dzieci trzeba wyprawić do szkoły, obiad podgotować i szybko do pracy.

– Tak na marginesie – wtrąca Zofia – w Warszawie usłyszałam, że żony górników siedzą w domach, bo mężowie dobrze zarabiają. Zdecydowana większość z nas pracuje zawodowo. Z konieczności – bo osławiona pensja górnicza nie wystarcza na utrzymanie. A teraz proszę się rozejrzeć wokoło. Czy tak mieszkają ludzie zamożni?

Po pracy zakupy, obiad i szybko na kopalnię. Po codzienną garść informacji i dawkę siły. Wieczorami spotykają się po domach, żeby po babsku pogadać i popłakać we własnym gronie.

– Pomaga nam tylko komitet strajkowy. Od nikogo innego nie słyszałam pytania: „Może wam czegoś trzeba?” Wiemy, że naszych na kopalni wspierają inni. Gdy zaostrzyli strajk i zjechali pod ziemię, przyjechało auto z „Wujka” pełne koców i śpiworów. Do komitetu zgłaszają się dobrzy ludzie – tacy, którzy wiedzą, że nie wolno zostawić bliźniego w potrzebie.

Podobnego zdania są kobiety spotkane pod delikatesami „Centrum”: – Komitet dobrze ten strajk organizuje. Chłopy mają co jeść, coraz zjeżdża na dół lekarz, możemy rozmawiać z nimi telefonicznie. Przynosimy im, co trzeba. Głównie ciepłą odzież. Mają pod ziemią telefony, ale te działają tylko do 700 m...

Są i inne głosy. – Nasi mężowie normalnie pracują. Wszyscy powinni podpisać porozumienie i wracać do roboty! I w powietrzu pojawia się natychmiast gniew.





Na dole jest zimno – plus 7 stopni Celsjusza – i mrok. Chłód potęguje bezruch. Kopalniane chodniki nie nadają się do rozgrzewek. Mężczyźni są szarzy od węglowego kurzu. Ci, którzy głodują, dodatkowo osłabiają organizm. Mąż jednej z kobiet, spotkanej obok „Centrum”, od kilku dni głoduje. Ostatni raz, gdy z nim rozmawiała, powiedział jej, że nie czuje głodu, tylko smutek…
– Zosiu, która jest godzina?– pyta Andrzej.
– Jedenasta.
– W nocy czy w dzień?

Pytam więc, czy warto aż tak się poświęcać? Przecież mówiąc serio – postawili wszystko na jedną kartę. 46 dni bez światła, słońca, powietrza to koszmar, który może zmienić ich na zawsze. Kobiety z „Budryka” patrzą na mnie pobłażliwie.

– To są mężczyźni. Wytrzymają, żeby nie dać się dłużej poniżać i oszukiwać. Ile można kłamać o bajońskich zarobkach górników? O tym, że cała Polska utrzymuje nierentowne kopalnie? Akurat „Budryk” przynosił zyski. Oni chcą jedynie sprawiedliwości, udziału w tym, co w ciężkiej harówie wyprodukowali.

– Co ich może złamać?– zastanawia się Maria. – Według mnie, tylko natura. Jeśli pojawi się np. gaz, metan – wtedy nie będą mieli wyjścia…

Czy dziś, po tych 46 dniach, dzielne kobiety z „Budryka” – mądrzejsze o doświadczenia strachu, niepewności i samotności – zabraniałyby swoim mężom, synom, braciom udziału w strajku?

– Nie ma takiej opcji… – odpowiadają chórem. – Stoimy murem za naszymi.

– Wie pani co, dawno byłoby po strajku, gdyby wszyscy wołali jednym głosem. Ale jesteśmy podzieleni – i to jest ból „Budryka”.



Tekst został oddany do druku 1 lutego br.

Co na to Kościół


- „Argumenty oparte na rzeczowych analizach przy stole negocjacyjnym powinny się pojawić zarówno ze strony zarządu, jak i związkowców. To właśnie argumenty w cywilizowanych społecznościach winny odgrywać rolę decydującą. W żadnym przypadku nie można się godzić na dyktat powodowany przymusem czy lękiem. Zwracam się z prośbą o rozsądek i modlitwę w intencji rozładowania niepokojów społecznych. Niech wszystkim zależy na dobru wszystkich” – z listu abp. Damiana Zimonia, metropolity katowickiego.

- O modlitwę w intencji górników z „Budryka” i górnictwa zaapelował także biskup sandomierski Andrzej Dzięga. Na apel odpowiedziały parafie górnicze noszące wezwanie św. Barbary – w Tarnobrzegu i w Staszowie. Do tego modlitewnego mostu dołączyły kolejne wspólnoty, w tym krakowska parafia św. Floriana i michalicka z Gorzkowa.



Dzieje gniewu


Od 13 grudnia 2007 r. trwał protest w samodzielnej kopalni Skarbu Państwa – „Budryk”. Skarb Państwa postanowił włączyć kopalnię w struktury Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA. Zgodnie z prawem przeprowadzono więc w kopalni podwójne referendum, w którym górnicy z „Budryka” zdecydowanie odrzucili warunki wejścia ich kopalni w struktury Jastrzębskiej Spółki. Dlaczego? Ponieważ, ich zdaniem, przejście to „gwarantuje” im najniższe zarobki w całej Spółce, chociaż „Budryk” jest w trójce polskich kopalń przynoszących największe zyski, a tamtejsi górnicy mają dwukrotnie większą wydajność pracy w porównaniu z kolegami po fachu. Ich bunt zrodził się z gniewu, że traktowani są jak bezwolne maszyny do ciężkiej harówki. – Chcemy jedynie równego traktowania – deklarują podczas każdego publicznego wystąpienia. W kopalni działa 9 związków zawodowych. Cztery z nich stanęły po stronie górników: „Sierpień ’80”, „Kadra”, „Jedność Pracowników «Budryka»” i Związek Zawodowy Ratowników Górniczych.

W oficjalnych listach górników czytamy: „Domagamy się podniesienia średniej płacy dla pracowników zatrudnionych w ciągu technologicznym naszej kopalni do wysokości równej średniej płacy w Jastrzębskiej Spółce Węglowej. Podwyżki należą się szczególnie tym, którzy ze względu na rodzaj wykonywanej pracy narażeni są na bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia”.

Zarząd Kopalni Węgla Kamiennego „Budryk” SA w Ornontowicach w oświadczeniu pisze o nielegalnej akcji strajkowej, która rujnuje kopalnię. Zarzuca organizatorom strajku łamanie prawa, a nawet manipulowanie ludźmi pod ziemią wstrzymywaniem lub filtrowaniem informacji, które docierają na dół. Górnicy kwitują te oświadczenia gwizdami. Kolejne próby rozmów nie rozwiązują problemu. Górnicy zaostrzają protest – postanawiają zacząć strajk głodowy – początkowo było to 5 osób, potem liczba ta przekroczyła 30 osób. 31 stycznia dało się namówić głodujących do przerwania tej formy protestu. 31 stycznia strajk zakończył się porozumieniem podpisanym przez strajkujących i Jastrzębską Spółkę Węglową.



Propozycja intencji w modlitwie wiernych


Módlmy się w intencji zatrudnionych w kopalni „Budryk”: Niech wszystkich zaangażowanych w spór połączy rozsądek i dobra wola. Duch Święty niech oświeci ich umysły i serca, by dobro wspólne było nadrzędnym celem podejmowanych wysiłków.