Mamo! Czy mogę oddychać?

Piotr Chmieliński

publikacja 19.03.2008 08:11

Dramatem jest też to, że kobieta, która zabiła swoje dziecko, ma wobec innych dzieci, tych żyjących, nierealistyczne oczekiwania. Bo one muszą spełnić to wszystko, czego nie zrobią dzieci już nieżyjące. Taka kobieta przejawia postawę nadopiekuńczości, ściśle kontroluje swoje dzieci, ich postępowanie i decyzje. Niedziela, 16 marca 2008

Mamo! Czy mogę oddychać?



Kobieta, która dokonała aborcji, zabiła swoje dziecko. A przy okazji również coś w sobie



Po aborcji wszystkie osoby, które się do niej przyczyniły (a więc także ojciec namawiający do zabiegu, lekarz wykonujący zabieg, a nawet pani rejestratorka), cierpią na tzw. syndrom poaborcyjny. Jednym z jego objawów jest żal, który trzeba dobrze przeżyć.

Nie wolno udzielać rad typu: – Nie przejmuj się, jeszcze będziecie mieli dzieci. Wyjedź, zapomnij. – Są to najgorsze rady, jakie możemy dać. Prawdziwy przyjaciel to ten, kto wspólnie z nami płacze po stracie. Wspólnie mamy opłakać tę stratę w rodzinie i wspólnie pomóc osobie bliskiej trwać w żałobie, po prostu płakać. Nieprzeżyty dobrze żal po stracie dziecka przeradza się w żal patologiczny, który jest częstym powodem depresji, będącej jednym z elementów syndromu poaborcyjnego – przekonuje terapeutka Wiesława Stefan w książce „Uzdrawianie relacji”.

Dramatem jest też to, że kobieta, która zabiła swoje dziecko, ma wobec innych dzieci, tych żyjących, nierealistyczne oczekiwania. Bo one muszą spełnić to wszystko, czego nie zrobią dzieci już nieżyjące. Taka kobieta przejawia postawę nadopiekuńczości, ściśle kontroluje swoje dzieci, ich postępowanie i decyzje. Do tego stopnia, że córka jednej z takich kobiet zapytała kiedyś: „Mamusiu, czy ja mogę oddychać?”.

– Bardzo ważne jest zapisanie imion dzieci na drzewie rodzinnym. Takie drzewo powinno być w każdym domu, może to być także album. Niektóre osoby, obok zdjęć żyjącego rodzeństwa zostawiają puste miejsce z imieniem – opowiada Wiesława Stefan.

Dobrze jest też napisać do utraconego dziecka, a także dzieci, które ocalały, listy przebaczenia i pojednania. To także ważny element procesu pojednania z sobą. Taki list (zaproponowany przez Wiesławę Stefan), wysłany do dziecka ocalonego z aborcji, mógłby wyglądać następująco: „Mogłeś mieć siostrę lub brata, ale oni się nie narodzili. Byli bardzo mali, kiedy umarli, ale mam ich w swoim sercu i chciałabym o nich rozmawiać. Dzisiaj jestem już gotowa o tym mówić, chcę o nich rozmawiać, powiedzieć, jak mają na imię”.

Wiesława Stefan przytacza też historię Szaron, która, gdy miała trzynaście lat, została zgwałcona i zaszła w ciążę. Modliła się, aby Bóg zabrał jej dziecko. Poroniła w czwartym miesiącu. Pochowała dziecko w ogrodzie, nikomu o tym wszystkim nie mówiąc. Przez następne lata bardzo cierpiała, miała ogromne poczucie winy. Uważała, że swą modlitwą przyczyniła się do śmierci dziecka. Trafiła na terapię dla osób z syndromem poaborcyjnym. A po jej zakończeniu napisała następujący wiersz:





Patryku
Nosiłam cię przez trzy i pół miesiąca
Odrzucając cię każdego dnia,
Sama będąc przestraszonym dzieckiem
Modliłam się, by Bóg cię zabrał
Byłeś moim haniebnym sekretem
Z bólem patrzyłam, jak rośniesz
Chociaż trzymałam cię pod kluczem
Moje łono cię odrzuciło
O, w jakim horrorze zostałeś poczęty
Mój, Patryku, tak cię nazwałam
Kiedy Bóg cię zabrał
Trzymałam w sobie twoją tajemnicę
przez trzynaście lat
Dokładnie tyle miałam, gdy cię nosiłam
Teraz przychodzę jako dojrzała kobieta
Te słowa chcę ci powiedzieć:
Patryku, przepraszam za to, żeśmy cię stracili
Za odrzucenie i ból
Za wszystkie choroby tym spowodowane
Za winę i za wstyd
Pragnę złożyć cię wreszcie w miejscu wiecznego spoczynku
Pośród aniołów tam, w górze
Kocham cię, Patryku, mój najukochańszy synu
Żegnaj, aż do dnia, kiedy znów się spotkamy
W miłości, Mama



W Specjalistycznej Poradni Rodzinnej we Wrocławiu, gdzie pracuje Wiesława Stefan, tradycją stała się listopadowa Msza św. odprawiana w intencji rodzin, których dzieci umarły przed narodzeniem. Przychodzą często całe rodziny. Wtedy wspominane są imiona zmarłych dzieci, które mają też symboliczne miejsce wiecznego spoczynku, do którego można przyjść jak na grób.




Pojednanie po aborcji


Beata Rusiecka, psychoterapeutka:



Pojednanie kobiety z samą sobą po aborcji jest długim procesem, który niekiedy trwa całe życie. Najpierw trzeba poznać przyczynę. Jak doszło do aborcji? Jaka była przeszłość tej kobiety? Przez jakie zranienia emocjonalne przeszła?

Może się to wiązać z przeżywaniem rozpaczy i konfrontacją z poczuciem winy, także z oszacowaniem jej. Nigdy bowiem nie jest tak, że wina kobiety wynosi sto procent. Wreszcie następuje przyjęcie abortowanych dzieci, pożegnanie ich, kontynuowanie okresu żałoby, symboliczny pogrzeb dziecka itd.

I dopiero po przyjęciu dziecka i przeżyciu okresu żałoby możliwe jest pojednanie z Bogiem. Jest ono konieczne, gdyż w czasie aborcji ma miejsce zwątpienie w Boga. Bóg zaczął jawić się jako zły, wrogi, niechciany.

Ale najtrudniejszy jest pierwszy etap, gdy kobieta sięga w głąb swoich przeżyć, motywacji, zranień. Jest to jednak jednocześnie etap najważniejszy, który warunkuje wszystkie następne i który ostatecznie prowadzi do pojednania z sobą. (mk)



Najtrudniej przebaczyć sobie


O. Łukasz Kubiak, dominikanin, psychoterapeuta:



Kobiecie, która dokonała aborcji, najtrudniej pojednać się z samą sobą. Kiedy spowiada się i otrzymuje przebaczenie od Boga, ważne jest zrozumienie, że ma też prawo przebaczyć sobie.

W przypadku kobiety, która zabiła swoje dziecko, ważne jest przejście przez cały proces żałoby związanej ze stratą dziecka i strata pewnego obrazu siebie oraz tego, co jest wokół. Przeważnie zresztą kobiety, które spowiadają się z aborcji, przez ten proces przechodzą. Zazwyczaj też są już w trakcie terapii.
Pamiętajmy, że Bóg przebacza zawsze. Nie ma takiego grzechu, którego by nam nie przebaczył. My natomiast, jako grzesznicy, powinniśmy to przebaczenie celebrować. (mk)