Biskup podróżujący

Z bp. Ryszardem Karpińskim – przez ostatnich pięć lat delegatem Konferencji Episkopatu Polski ds. duszpasterstwa emigracji – rozmawia ks. Ireneusz Skubiś

publikacja 09.04.2008 19:19

Praktycznie zajmowałem się duszpasterstwem migrantów różnych narodowości na całym świecie. To nie była tylko praca za biurkiem. Byłem współorganizatorem różnych spotkań i kongresów, uczestniczyłem w wielu zebraniach, spotkaniach i kongresach organizowanych przez inne gremia. Niedziela, 6 kwietnia 2008

Biskup podróżujący



Ks. Ireneusz Skubiś: – Skończył Ksiądz Biskup pięcioletnią kadencję delegata KEP ds. duszpasterstwa emigracji. Proszę może najpierw powiedzieć, skąd wzięły się u Ekscelencji zainteresowania problemami naszej emigracji, jaka jest geneza.

Bp Ryszard Karpiński: – Studia w Rzymie, przeżywanie Milenium w Wiecznym Mieście i w USA, spotkanie z realiami naszych rodaków w różnych krajach, później 14 lat pracy w sektorze migracji w Papieskiej Komisji ds. Duszpasterstwa Migracji i Ludzi Podróżujących... Byłem odpowiedzialny za ten sektor. Praktycznie zajmowałem się duszpasterstwem migrantów różnych narodowości na całym świecie. To nie była tylko praca za biurkiem. Byłem współorganizatorem różnych spotkań i kongresów, a także w imieniu naszego biura uczestniczyłem w wielu zebraniach, spotkaniach i kongresach organizowanych przez inne gremia.

– I przyszedł czas, że trzeba było pożegnać się z Rzymem. Teraz rozumiem lepiej, dlaczego Ksiądz Biskup wybrał sobie zawołanie „Viatoribus fer auxilium” (Ludziom w drodze nieś pomoc). Jak dało się realizować to hasło w polskich realiach?

– Na różny sposób. Często w homiliach dzieliłem się doświadczeniem z pracy w Stolicy Apostolskiej. Ponadto byłem odpowiedzialny za Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie. Poznałem lepiej realia Kościoła i naszych rodaków, którzy tam żyją. Brałem w imieniu KEP udział w różnych zebraniach, kongresach europejskich czy międzynarodowych, byłem przedstawicielem KEP w Międzynarodowej Komisji Katolickiej ds. Migracji, której siedziba jest w Genewie. Problemy, zwłaszcza naszych migrantów i ich duszpasterstwo były mi bliskie. Należałem do Komisji Episkopatu Polski ds. Polonii i Polaków za Granicą. Zabierałem niejednokrotnie głos w sprawie naszych rodaków na emigracji podczas obrad plenarnych KEP. Zwykle wakacyjne urlopy czy inne podróże wykorzystywałem także na spotkania z naszymi rodakami. W ten sposób dotarłem na Ukrainę, do Rumunii czy do dalekiego Urugwaju.

– Dlatego zapewne został Ksiądz Biskup desygnowany 2 maja 2003 r. na delegata KEP ds. duszpasterstwa emigracji polskiej. Co Ekscelencja wówczas myślał?

– Pomyślałem sobie, że to, co niejednokrotnie czyniłem jako osobiste hobby, teraz będę musiał czynić w sposób bardziej oficjalny i w imieniu całego Kościoła w Polsce. Wiedziałem, że mam kontynuować to wielkie dzieło duszpasterstwa polskiego na fundamencie moich zacnych poprzedników: abp. Gawliny, kard. Rubina, abp. Wesołego. Dlatego najpierw chciałem lepiej poznać in loco realia polskiego duszpasterstwa i rzuciłem się w wir podróży. Pamiętam, jak pewnego dnia zamówiłem i później wykupiłem w biurze LOT-u 10 biletów. W ciągu tych 5 lat odbyłem 74 podróże zagraniczne. Niektóre z nich obejmowały dwa, a nawet trzy kraje. I tak, byłem 17 razy w USA – wiadomo, tam jest największa Polonia, 13 – w Niemczech, 11 – we Francji, 9 – we Włoszech, 6 w Wielkiej Brytanii, 4 – w Szwajcarii, 3 – w Kanadzie, po dwa razy w Hiszpanii, na Ukrainie, w Belgii, na Białorusi, w Austrii, Irlandii, Szwecji i w Holandii, odwiedziłem także rodaków w Luksemburgu, Meksyku, Grecji, Izraelu, Rosji, Rumunii, RPA, Australii, na Węgrzech i w Argentynie.


– Ale oprócz poznania ich sytuacji miał Ksiądz Biskup okazję do uczestnictwa w różnych uroczystościach razem z rodakami praktycznie na całym świecie...

– Niewątpliwie miałem okazję przeżywać razem z Polonią i Polakami za granicą najpierw 25-lecie pontyfikatu Jana Pawła II, później wejście Polski do UE, następnie śmierć Ojca Świętego i kilka innych uroczystości. Było mi dane trzykrotnie głosić homilię (po angielsku i po polsku) w katedrze św. Patryka w Nowym Jorku (w ubiegłym roku kard. Egan przewodniczył liturgii), raz po francusku i po polsku w katedrze Notre Dame w Paryżu (przewodniczył kard. Lustiger), raz po polsku w katedrze w Westminster w Londynie, dwukrotnie w katedrze św. Agnieszki w Rockville Centre w USA (po polsku), raz w katedrze św. Stefana w Wiedniu (również po polsku), raz w katedrze pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Odessie, w której jeszcze niedawno była hala sportowa, brałem udział w uroczystym poświęceniu katedry w Jassy w Rumunii i przy tej okazji odwiedziłem tamtejszą Polonię w Bukareszcie i na Bukowinie Rumuńskiej, oraz w poświęceniu sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Keysborough na przedmieściu Melbourne w Australii.

Wielokrotnie odprawiałem dla naszych rodaków w różnych kościołach w Chicago, dwukrotnie bierzmowałem polską młodzież w Milwaukee, we wskrzeszonej polonijnej parafii. Po raz pierwszy odprawiałem dla Polaków w kościele w Dublinie (9 stycznia 2005 r.) – wcześniej mieli Mszę św. w sali Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego). Dwa razy uczestniczyłem w dorocznych zebraniach PAPA (Stowarzyszenie Księży Polsko-Amerykańskich). Dwukrotnie byłem na zaproszenie bp. Władysława Blina w Witebsku na Białorusi, odprawiałem w tamtejszej katedrze oraz uczestniczyłem w procesji eucharystycznej na zakończenie Roku Eucharystii w tej diecezji. Odwiedziłem też abp. Tadeusza Kondrusiewicza w Moskwie i bp. Kazimierza Wielikosielca w Brześciu.

– Te wszystkie podróże wymagały pewnych uzgodnień. Nie wszystko dało się załatwić telefonicznie.

– Oczywiście, często korzystałem z poczty elektronicznej, rzadziej z faksu. Ograniczałem korespondencję do minimum, ale i tak w mojej książce korespondencyjnej jest odnotowanych z tego czasu 2875 pozycji. Na święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy wysyłałem zwykle tematyczny list do rektorów polskich misji. W sekretariacie korzystałem z pomocy – przez kilka godzin tygodniowo – kapłana, który pełnił inne ważne funkcje w archidiecezji.





– A sprawy personalne? Potrzeba przecież kapłanów dla „starej” emigracji i dla tej nowej. Trzeba było tworzyć nowe struktury duszpasterskie tam, gdzie ich nie było, np. w Irlandii.

– Te sprawy są zwykle najtrudniejsze. Znaleźć właściwych ludzi na właściwe miejsca, przekonać hierarchię w danym kraju, aby pomogła naszym rodakom w wyznawaniu wiary w ojczystym języku, z zachowaniem własnej tożsamości... Ale powoli i to udawało się realizować. Pomagały mi w tym jeszcze rzymskie znajomości z wieloma ludźmi odpowiedzialnymi za duszpasterstwo emigracji w różnych krajach, znajomość dokumentów Stolicy Apostolskiej, apel Ojca Świętego Benedykta XVI w archikatedrze warszawskiej, częste spotkania z odpowiedzialnymi za polskie misje duszpasterskie w różnych krajach.

– Zrzeczenie się funkcji przez Księdza Biskupa jest dla nas trochę nagłe, niespodziewane. Czy rzeczywiście potrafi Ksiądz Biskup wycofać się z tak aktywnego życia na polu emigracji?

– Wszystkie funkcje w KEP są powierzane na okres czasowy, przeważnie na pięć lat. Postanowiłem skorzystać ze zbliżającej się okazji zakończenia pierwszej kadencji i poprosić, aby mi jej nie przedłużano, ponieważ nieubłaganie zbliża się wiek emerytalny, a także trzeba może więcej czasu poświęcić trosce o własne zdrowie. Pozostaję nadal czynny jako biskup pomocniczy. Może będę miał więcej czasu na pisanie wspomnień, dzielenie się na piśmie tym bogatym doświadczeniem z pola duszpasterstwa emigracji.