Przykazanie miłości to dużo więcej niż tolerancja

Z bp. Markiem Jędraszewskim rozmawia Anna Artymiak

publikacja 21.05.2008 20:57

Tolerancja objęła najwcześniej innowiercze wierzenia i praktyki religijne, stopniowo rozszerzono ją na inne dziedziny, np. sferę obyczajów. W dużej mierze bowiem pojawiła się ona jako pewna praktyka życia społecznego w nowożytnej Europie, która z trudem wychodziła z okresu prześladowań i wojen religijnych. Niedziela, 18 maja 2008

Przykazanie miłości to dużo więcej niż tolerancja



Anna Artymiak: – Słowo „tolerancja” stało się dziś bardzo popularne. Wielu z nas jednak może mieć problemy z jego właściwym zrozumieniem. Jaka jest geneza i znaczenie tego słowa?

Bp Marek Jędraszewski: – By odpowiedzieć na to pytanie, sięgnijmy najpierw do języka łacińskiego, z którego wywodzi się ten termin. Słowo „tolerantia”, pochodzące od czasownika „tolero” – znosić, cierpieć, wytrzymywać, znaczy dosłownie: wytrwałość, cierpliwość, zrzeczenie się czegoś. Według „Słownika języka polskiego” pod redakcją M. Szymczaka, tolerancja to „uznawanie czyichś poglądów, wierzeń, upodobań, czyjegoś postępowania, różniących się od własnych; wyrozumiałość”.

Bardziej rozbudowane tłumaczenie tego terminu znajdujemy w Nowej Encyklopedii Powszechnej PWN z 1997 r., gdzie słowo „tolerancja” jest tłumaczone jako „świadoma zgoda na wyznawanie i głoszenie przez innych ludzi poglądów, z którymi się nie zgadzamy, i na wybór przez nich sposobu życia, którego nie aprobujemy, ale który jest uważany przez nich za właściwy. Tolerancja oznacza rezygnację z przymusu jako środka wpływania na postawy innych ludzi. Wyjątkami są jedynie sytuacje, w których owe postawy zagrażają bezpieczeństwu osób lub ich mienia”.

W haśle tym znajdujemy jeszcze ważne stwierdzenie: „Tolerancja objęła najwcześniej innowiercze wierzenia i praktyki religijne, stopniowo rozszerzono ją na inne dziedziny, np. sferę obyczajów”. W dużej mierze bowiem pojawiła się ona jako pewna praktyka życia społecznego w nowożytnej Europie, która z trudem wychodziła z okresu prześladowań i wojen religijnych, będących następstwem podziału Kościoła zachodniego po wystąpieniu Lutra i innych reformatorów.

Wtedy bowiem, najpierw z całą mocą, wróciła stosowana jeszcze w czasach przedchrześcijańskich zasada: „Cuius regio, eius religio”, czyli: Czyje panowanie, tego religia. Wyrażała ona prawo panującego do narzucania poddanym własnego wyznania. Luteranie szybko dostrzegli w niej czynnik sprzyjający swobodnemu rozwojowi ich doktryny. Dlatego też na sejmie Rzeszy w Ratyzbonie (1541) książęta protestanccy przedłożyli cesarzowi prośbę, by władcy jakiegoś kraju lub radzie miejskiej przyznać prawo interpretowania Pisma Świętego według własnego rozumienia, a poddanym – obowiązek przyjęcia tej interpretacji. Luter przyznawał bowiem władcom ewangelickim prawo karania poddanych za bluźnierstwa i herezje, a także narzucania im oficjalnej doktryny religijnej.

Ostatecznie zasadę tę uchwalono w 1555 r. na sejmie w Augsburgu, a potwierdził ją pokój westfalski z 1648 r. Jednakże później zaczęto stopniowo od niej odstępować – właśnie w imię tolerancji. Pierwszym oficjalnym krokiem w tym kierunku była ustawa z 1654 r., na mocy której zakazano śledztwa przeciwko protestantom jako heretykom i zmuszania ich do uczestnictwa we Mszy św., a katolików zwolniono od przymusowego uczenia się „Katechizmu Lutra”. W ten sposób utorowano drogę dla tolerancji w praktyce zarówno codziennego, jak i politycznego życia. Żaden władca nie mógł narzucać swoim poddanym przynależności do jakiegoś Kościoła czy wyznania, katolicy i protestanci mogli żyć obok siebie, choć zdawali sobie sprawę z tego, co ich dzieli, a co mogło być także przyczyną ich wewnętrznego bólu. Bo przecież dzieliły ich poglądy odnośnie do tego, kto jest najbardziej wielki i święty dla chrześcijan – do samego Jezusa Chrystusa i założonego przez Niego Kościoła.





– Jak dzisiaj pojmuje się zazwyczaj słowo „tolerancja”?

– Wydaje mi się, że w odróżnieniu od przeszłości znaczenie tego słowa jest dzisiaj bardzo rozmyte i nieprecyzyjne. Jednak można stosunkowo łatwo dostrzec pewną tendencję, która nadaje mu zupełnie inną treść niż dotychczas. Jest tak przede wszystkim dlatego, że we współczesnej kulturze powszechnie odrzuca się istnienie obiektywnej prawdy. W punkcie wyjścia mamy zatem do czynienia z relatywizmem, według którego przyjmuje się jako swego rodzaju dogmat, iż każdy człowiek ma swoją prawdę, a przynajmniej prawo do własnej prawdy.

W moim najgłębszym przekonaniu tak pojmowana tolerancja, wiążąca się z brakiem odniesienia do obiektywnie istniejącej prawdy, prowadzi do postawy, w której trudno o autentyczny szacunek dla drugiego człowieka. W tej tolerancji tak naprawdę chodzi przecież jedynie o to, żeby mi nikt nie przeszkadzał i żebym ja w miarę możliwości nikomu nie przeszkadzał. W konsekwencji chodzi więc o to, żebyśmy żyli w układzie takich Leibnizowych zamkniętych monad, gdzie poszczególna monada sama tworzy charakterystyczny jedynie dla siebie świat wartości, myśli tylko o sobie i jest zatroskana o to, by jej nikt nie przeszkadzał w tym, co pragnie aktualnie zrobić. W takiej postawie kryje się w istocie daleko idąca obojętność i egoizm. Egoizm – ponieważ jest to świat monad zamkniętych na inne monady, obojętność – bo niby dlaczego mam zajmować się sprawami kogoś innego, skoro są to wyłącznie jego sprawy.

Gdy się w to głębiej wniknie, to od razu musi uderzać wielki bałagan znaczeniowy, który wiąże się ze współczesnym rozumieniem tolerancji. Nie można w nie wpisywać wrażliwości czy też chęci zrozumienia drugiego człowieka. W gruncie rzeczy tak pojmowana tolerancja uniemożliwia to, by żyć pragnieniem nawrócenia drugiego człowieka, by mu chcieć pomóc wyjść z sytuacji nieprawdy, zła i grzechu, w jakiej się aktualnie znajduje – i by go wprowadzić na drogi zbawienia. A przecież tego od swoich uczniów domaga się i oczekuje Pan Jezus!

– Jak Ksiądz Biskup ocenia współczesne spojrzenie na tolerancję? Czy przypadkiem nie nadużywamy tego słowa?

– Jeśli w tym przypadku mówimy „my”, to trzeba najpierw postawić pytanie: o jakie „my” tutaj chodzi? Bo jako katolicy, a także chrześcijanie, musimy sobie uświadomić jedno: nie ma takiego słowa w Ewangelii! I nie ma takiego przykazania. My mamy kochać! Pana Boga i drugiego człowieka. To jest dużo więcej niż tolerancja! Ewangelia stawia przed nami o wiele większe wymagania. Dlatego nie wolno nam ulegać różnego rodzaju laickim hasłom, które w skali wartości trzeba by postawić gdzieś jedynie na przedprożu Ewangelii. Za św. Pawłem mamy obowiązek głosić Chrystusa, który jest „mocą i mądrością Bożą” (por. 1 Kor 1, 22-25).

– Luigi Accattoli w książce pt. „Kiedy Papież prosi o przebaczenie. Wszystkie mea culpa Jana Pawła II” podkreśla, że Papieżowi Polakowi łatwiej było prosić o przebaczenie, ponieważ pochodził z kraju, w którym szanowano wolność słowa i religii. Co z postawy Jana Pawła II wobec drugiego człowieka winniśmy przejąć?

– W stwierdzeniu tego znanego dziennikarza wybrzmiewa niewątpliwie wielka pochwała wobec Polski, która była z jednej strony w zdecydowanej większości swego społeczeństwa krajem katolickim, a z drugiej – krajem o wielkiej tradycji tolerancji. Była przez to krajem uznawanym i szanowanym w całej Europie.





Oczywiście, można powiedzieć, że Jan Paweł II wyrósł z takiej tradycji, bo taki był przecież etos Polaków. Jednakże w stwierdzeniu Luigiego Accattolego kryje się pewne daleko idące uproszczenie rozumienia tegoż etosu. Polska to nie tylko kraj tolerancyjny. Polska to także kraj, a przede wszystkim naród, bardzo głęboko skrzywdzony – zwłaszcza podczas drugiej wojny światowej. Gdzie jest wielka krzywda, tam nie wystarczy postawa tolerancji, aby z poczucia krzywdy się wydobyć. Tam musi być przebaczenie – i to rozumiane w duchu Ewangelii, w której miłość zajmuje poczesne miejsce. Nawet wtedy, kiedy przebaczyć niełatwo. I Polska uczyniła to poprzez słynne Orędzie biskupów polskich do biskupów niemieckich wystosowane jesienią 1965 r. z jego znamiennymi słowami: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

Etos Polski to nie tylko etos tolerancji, ale i etos przebaczenia w imię dobrej przyszłości wszystkich ludzi będących dziećmi tego samego Ojca. To właśnie z niego wyrastał Jan Paweł II. W jego też świetle należy pojmować liczne wystąpienia Papieża Polaka skierowane do różnych państw i narodów, np. do krajów tworzących dawną Jugosławię, pośród których rachunek win i krzywd ciągle jest jeszcze zatrważający. Wyjść z nich można jedynie przez wzajemne przebaczenie. Sama tolerancja tu nie wystarczy. To, co głosił Jan Paweł II, było przesłaniem Ewangelii, a nie tolerancji. Ewangelii, która jest Ewangelią życia i miłości, w której centrum znajduje się Jezus Chrystus.

***

Proste tolerowanie siebie nie może wystarczać chrześcijanom i Kościołom Chrystusa. Toleruje się przecież czasem nawet zło – w imię większego dobra. Nie chciałbym, żebyście mnie tylko tolerowali. I nie chcę was, drodzy bracia i siostry, jedynie tolerować. Cóż to za bracia i siostry w Chrystusie, którzy się jedynie tolerują?! Jesteśmy naprawdę umiłowanymi dziećmi Boga, ukochanymi synami w Synu, jesteśmy mieszkaniem Ducha Świętego, umiłowaliśmy Ewangelię, jesteśmy wszczepieni w Chrystusa, napojeni Jego Duchem. - z przemówienia wygłoszonego w czasie nabożeństwa ekumenicznego w ewangelickim kościele Przenajświętszej Trójcy, Warszawa, 9 czerwca 1991

Wzywam rodziców i nauczycieli, aby zwalczali rasizm i ksenofobię, kształtując postawy pozytywne, oparte na katolickiej nauce społecznej. (…) Chrześcijanie (…) muszą dokładać starań, aby przezwyciężać wszelkie skłonności do zamykania się w sobie oraz dostrzegać w ludziach innej kultury dzieło Boże - z orędzia Jana Pawła II na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy 2003

***

Bp Marek Jędraszewski – biskup pomocniczy archidiecezji poznańskiej. Autor wielu książek, w tym książki poświęconej pierwszej wizycie Papieża Jana Pawła II w Poznaniu. Profesor, kierownik Zakładu Filozofii Chrześcijańskiej Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Studenci uwielbiają jego wykłady. Potrafi w niecodzienny sposób łączyć elementy filozofii ze sztuką, literaturą, muzyką. Zna biegle języki: włoski, francuski i niemiecki. Przez kilka lat studiował w Rzymie na Uniwersytecie Gregoriańskim. Kiedyś nie opuszczał żadnego meczu Lecha Poznań, jako kleryk należał do drużyny piłkarskiej.