Dzień Dziękczynienia po raz pierwszy

Z ks. prof. Januszem Strojnym, wykładowcą na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie, autorem założeń teologicznych Dnia Dziękczynienia, rozmawia Andrzej Tarwid

publikacja 28.05.2008 10:35

Dzień Dziękczynienia jest związany z ideą Opatrzności Bożej, a także z budową świątyni będącej pierwotnie wotum narodu polskiego za Konstytucję 3 Maja. Nasz Dzień Dziękczynienia jest więc skoncentrowany na przeżyciu religijnym oraz na wdzięczności narodu. Niedziela, 25 maja 2008

Dzień Dziękczynienia po raz pierwszy



Andrzej Tarwid: – Za co Ksiądz Profesor dziękuje Panu Bogu?

Ks. Prof. Janusz Strojny: – Powodów do tego, aby dziękować Bogu, mam wiele. Choćby np. za to, że skończyłem studia. A także za to, że wróciłem do zdrowia po tym, jak zranił mnie wybuch miny. Poza tym jest wiele innych powodów do dziękowania, które dotyczą drobnych spraw życia codziennego.

– Większość z nas także dziękuje za wydarzenia ważne. Natomiast nie dziękujemy Bogu za rzeczy, w naszej ocenie, mało znaczące. Dlaczego?

– W jakiejś mierze wynika to z tego, że jesteśmy za bardzo nastawieni na siebie. Sprawy drobne wydają się nam nieistotne, przechodzimy nad nimi do porządku dziennego. Zapominamy, że to z nich głównie składa się życie. A konsekwencją tego, że nie dostrzegamy dobra i nie umiemy za nie dziękować, jest brak zrozumienia prawdziwej miłości.

– Czym więc jest prawdziwa miłość Boga do człowieka?

– Bóg stworzył człowieka z miłości, pragnie dla niego dobra i chce go doprowadzić do szczęścia – tak najkrócej można zdefiniować miłość Boga do człowieka. Trzeba jednocześnie pamiętać, że choć żyjemy wszyscy we wspólnocie, to miłość Boga jest dla każdego z nas indywidualna. Tak więc każdy musi odkrywać Boże dobro codziennie, bowiem to jest pokarm, który zbliża do innych ludzi i otwiera na Boga.

– Ale w naszym życiu są także tragedie. Czy np. za chorobę też powinniśmy Bogu dziękować?

– Nie tyle za samą chorobę, co za cierpienie. A dokładnie mówiąc – za możliwość ofiarowania Panu Bogu tego doświadczenia.

– Osoba przeżywająca tragedię powtarza zazwyczaj z wyrzutem: dlaczego Bóg tak mnie doświadcza?

– Problem zła i cierpienia jest trudny do wyjaśnienia. A z psychologicznego punktu widzenia szczególnie trudno to wyjaśnić ludziom doświadczającym akurat skrajnej sytuacji. Niemniej takie wydarzenia potrafią też nauczyć zaufania do Boga i ludzi, którzy chcą nam pomóc w danym momencie. Czasami dopiero po latach okazuje się, że ta sytuacja nie była ostateczna, bo znalazło się z niej wyjście.

Pamiętam młodego człowieka, który stracił wzrok z powodu wypadku. Po długim leczeniu odzyskał go częściowo. Mógł samodzielnie żyć, skończył studia. W końcu założył rodzinę. Jego wdzięczność była ogromna. Bardzo często chodził na Mszę św., dużo się modlił.





– W tym przypadku wszystko skończyło się dobrze. Co jednak powiedzieć matce, której małe dziecko umiera na raka?

– Jeśli naprawdę przyjmiemy to, co mówi objawienie, że Bóg zna świat, zna losy ludzkości i losy każdego z osobna – to uwierzymy, że On zabiera człowieka w takim momencie, który jest dla tej osoby dobry. Robi to, żeby potem człowiek mógł – w perspektywie wieczności – uczestniczyć w szczęściu Boga.

Ciężko zgodzić się na to matce w chwili śmierci dziecka. Jednak, gdy głęboko przeżywa swoją wiarę, to jest w stanie to zaakceptować. Spotkałem ludzi, którzy pogodzili się z podobnym losem. Zawierzyli Panu Bogu. Z tym że nie była to wdzięczność radosna, czyli taka, do której przywykliśmy, lecz wdzięczność przez krzyż.

Przypomnijmy sobie także działalność Matki Teresy z Kalkuty. Ona nie rozwiązywała do końca trudności swoich podopiecznych, ale dawała im miłość i godność. Ci ludzie, nawet umierając w domach opieki, wyrażali większą wdzięczność Bogu niż wielu innych, dobrze i wygodnie żyjących. A było tak dlatego, że ci biedni ludzie doświadczyli czegoś, co jest najistotniejsze z punktu widzenia człowieka – godności i miłości.

– Czy więc wdzięczność jest drogą do miłości i godności?

– Z całą pewnością prowadzi do miłości i pełniejszego poznania prawdy. Ale jest też ścieżką do wolności. Dlatego że ludzie okazujący sobie życzliwość i przyjaźń niczego nawzajem sobie nie narzucają. Nie krępują siebie, swojego życia. Potrafią uszanować odmienność, inność poglądów itd.

– Ksiądz Profesor powiedział, że dziękczynienie przyczynia się do „pełniejszego poznania prawdy”. W jaki sposób?

– Przypomnijmy sobie Księgę Rodzaju i kim był człowiek, zanim zgrzeszył. Przecież dopiero wraz z grzechem nastąpiło rozdarcie, pojawiły się: egoizm, nieporozumienia, konflikty i agresja. Dziękczynienie pozwala człowiekowi na odkrywanie swojej prawdziwej tożsamości. A więc tego, że będąc życzliwymi wobec siebie, łatwiej nam odkryć, iż mamy być na podobieństwo Boga.

– Czy dlatego Bóg oczekuje od nas dziękczynienia?

– Dziękczynienie nie jest potrzebne Panu Bogu, ale nam. Chrystus, kiedy nauczał, dokonywał znaków. Jednym z takich znaków było np. rozmnożenie chleba. Ewangelia mówi, że kiedy wziął chleb w ręce, to najpierw odmówił dziękczynienie Ojcu, a potem łamał go i rozdawał. A więc dziękczynienie jest źródłem pomnażania dobra.





Proszę zwrócić uwagę, że jeżeli ja otwieram się na drugiego człowieka, zwracam się do niego w sposób pozytywny, przez wartości, to wówczas ofiarowane dobro pomaga nam w wewnętrznym rozwoju. Innymi słowy, przez dawanie dobra staję się bogatszy, dojrzalszy. Staję się człowiekiem w pełniejszym wymiarze.

– A co się dzieje z ludźmi otrzymującymi owe dobro?

– Chrystus przemieniał przez dobro, które wyrażał, wypowiadał, którym dotykał. I to było tak wielkie przeżycie, że radykalnie zmieniało ludzi. Zacheusz po spotkaniu z Panem Jezusem wykrzykuje, że jak kogoś skrzywdził, to poczwórnie wynagrodzi.

Pamiętajmy, że człowiek jest jak kartka, na której zapisywane są rozmaite doświadczenia. One tworzą pewnego rodzaju wzorce, do których potem możemy się odwoływać. Jeżeli człowiek ma doświadczenie dobra, to wszystko, co przeżywa, konfrontuje z owym dobrem.

– A człowiek, którego się nie szanuje, reaguje agresją?

– Tak. Te wzory zła jakoś się odtwarzają w jego życiu. I stąd tworzenie tej dobrej pamięci w sensie indywidualnym, ale także w sensie społecznym, czy nawet narodowym, jest rzeczą niezwykle ważną. Brak wdzięczności powoduje, że rozpada się rodzina, społeczeństwo, naród. A doświadczenie dobra pomaga ludziom godziwiej żyć. W Biblii jest opowieść o ojcu miłosiernym i synu marnotrawnym. Ten syn z własnej winy, z niezrozumienia własnej wolności, znalazł się na dnie. Dopiero wówczas uświadomił sobie, że jak wróci do domu swojego ojca, to tam będzie miał ludzkie, godziwe życie. Nie spodziewał się, że po powrocie spotka się z taką miłością. Tak więc wdzięczność uprawnia nas do bycia w rodzinie, ale także w społeczeństwie i narodzie.

– Żyjemy w czasach kultu wolności i indywidualizmu. Wiele osób mówi o sobie, że są jednocześnie sterem, żeglarzem i okrętem. Uważają, że nie potrzebują niczyjej pomocy i nie mają powodów za cokolwiek być wdzięczni, bo sobie samym zawdzięczają pozycję, prestiż itd...

– Myślę, że życie bez wdzięczności jest dość miałkie i jałowe, ponieważ wszystkie ważne akcenty przesuwamy na płaszczyznę konsumpcji. A konsumpcja nie może dać nigdy człowiekowi radości, ponieważ budzi jeszcze większy głód. Często mówi się np. o ludziach biznesu, że jak mają duże pieniądze, to i tak chcą jeszcze więcej.

Poza tym ludzie, którzy nie są otwarci na innych, na dobro drugiego człowieka, z konieczności uciekają w pewną samotność. Wchodzą w świat zamknięcia i ujawniają się na tyle, na ile trzeba w danej sytuacji. Ale nigdy nie są do końca sobą. Powoduje to stres i niezadowolenie.

Nie trzeba długiego namysłu, aby odkryć, że nikt nie jest samowystarczalny. Nikt nie może być „sterem, okrętem i żeglarzem” jednocześnie. Trudno przecież nawet w sprawach codziennych, takich jak choćby zakupy, poradzić sobie bez pomocy i życzliwości drugiego człowieka.





– W tym roku pierwszy raz będziemy obchodzili Dzień Dziękczynienia. Czym to święto ma się różnić od tego, które jest obchodzone np. w USA?

– Idea święta amerykańskiego jest bardziej związana z państwowością. Natomiast nasz Dzień Dziękczynienia jest związany z ideą Opatrzności Bożej, a także z budową świątyni będącej pierwotnie wotum narodu polskiego za Konstytucję 3 Maja. Nasz Dzień Dziękczynienia jest więc skoncentrowany na przeżyciu religijnym oraz wdzięczności narodu.

Wymiar religijny wdzięczności wynika z pierwotnej więzi człowieka z Bogiem. Dopóki człowiek żył w jedności z Bogiem, to Stwórca okazywał mu życzliwość. A potem, gdy człowiek zgrzeszył, Bóg zesłał na świat Chrystusa, który oddając za nas życie, odkupił nasze winy. Jeżeli ktoś ma świadomość, że Chrystus oddał za niego swoje życie, to nie pozostaje mu nic innego, jak okazać Bogu wdzięczność.

– A wymiar narodowy święta...

– W wymiarze historycznym jest to wdzięczność za ponad tysiąc lat chrześcijaństwa. Za to, że Kościół odegrał ogromną rolę w budowaniu państwowości i tożsamości narodu. Nie będę przypominać o sprawach ogólnie znanych, jak odzyskanie niepodległości. Przypomnę może jedynie, że np. po soborze w Konstancji w 1415 r. to Polacy jako pierwsi opowiedzieli się za tym, aby orędzie zbawienia nieść ludziom słowem, a nie nawracać przemocą. Myślę, że za to także powinniśmy być – jako naród – Bogu wdzięczni.

– A jaką praktyczną naukę na tu i teraz powinniśmy wyciągnąć z tego nowego święta?

– Trzeba zacząć od środowisk najbliższych – rodzin, sąsiadów. I tam najpierw budować atmosferę życzliwości, przyjaźni i dziękowania sobie za dobro. To nas autentycznie zbliży do siebie i do Boga.