Krajobraz po trąbie powietrznej

Katarzyna Woynarowska

publikacja 03.09.2008 13:44

Widziałam drzewa, które kładły się jak trawa – opowiada Grażyna, nasza redakcyjna koleżanka, która znalazła się na drodze sierpniowego tornada, pustoszącego połowę kraju. A droga jego wiodła przez Opolszczyznę, Śląsk, Mazowsze, po północne rejony kraju, by zatrzymać się na Mazurach i Warmii. Niedziela, 31 sierpnia 2008

Krajobraz po trąbie powietrznej



Widziałam drzewa, które kładły się jak trawa – opowiada Grażyna, nasza redakcyjna koleżanka, mieszkanka Blachowni, która znalazła się na drodze sierpniowego tornada, pustoszącego połowę kraju. A droga jego wiodła przez Opolszczyznę, Śląsk, Mazowsze, po północne rejony kraju, by zatrzymać się na Mazurach i Warmii.

Czworo zabitych, dziesiątki rannych. Autokar z zespołem „Śląsk” zmieciony z drogi, fruwające w powietrzu samochody, przyczepy, fragmenty zabudowy. Drzewa walące się z hukiem na szosy. Tysiące zerwanych dachów, porozrywanych ścian, zza których wściekły żywioł wysysał całe umeblowanie i okna wraz z firankami. Dziesiątki zdewastowanych wsi i miasteczek. Tysiące zrozpaczonych ludzi, którym w kilka minut zawalił się świat. Ocaleli – to ważne, ale utracili wiele – z tym pogodzić się trudno. Jedziemy do nich, mijając lasy, które wyglądają, jakby szalał w nich rozwścieczony olbrzym, ukręcający potężne drzewa w połowie pnia. Pourywane konary, poranione, powykręcane połacie lasów… pięknych polskich lasów. W niektórych wioskach, gdzie żywioł ledwo liznął zabudowania, przed furtkami leżą zwinięte w rolki zwoje papy. Tu i ówdzie przewrócony płot, złamane ogrodowe drzewo… Potem widok raptownie zmienia się w dramatyczny…



Dwie wsie i miasteczko


– Co wpływa na to, że tajfun, tornado, trąba powietrzna, twister... idą właśnie tą częścią kraju? Dlaczego nie lasami, polami, ugorami, tylko niszczą w pół minuty całą wieś? Dlaczego wybierają tę stronę drogi? Co decyduje o tym, że przechodzą po tej właśnie stronie wsi? Na jednej ulicy miasteczka wybierają jeden dom, zostawiając sąsiedni... – pyta retorycznie pan Stanisław ze Stobiecka pod Radomskiem.

Jak wytłumaczyć „wybór żywiołu”, który jednych skazuje na rozpacz, a innym pozostawia westchnienie ulgi?

Gdy kulomiot Tomasz Majewski zdobywał olimpijski laur, a Polska szalała ze szczęścia, s. Klara, nazaretanka z Blachowni, popatrzyła w prawo. Było kilka minut przed 18, czas na wieczorną Mszę św. w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Powietrze ciężkie, że nożem ciąć. Popatrzyła więc w prawo i poczuła na plecach chłód. Na zachodzie wisiała szara, ciężka kotara chmur. Nigdy czegoś podobnego nie widziała. Złowrogi widok, czysta groza, jakby miało dojść do kataklizmu. Przeczucie? Zaczęła biec do kościoła. Już dotknęła ręką klamki, gdy usłyszała świst. Nie zobaczyła „tego”, nie obejrzała się, szarpnęła drzwi i mocnym głosem zaintonowała od progu pieśń błagającą Boga o miłosierdzie: „Boże Abrahama …”. Ludzie w ławkach odwrócili zdumieni głowy. A potem ściany świątyni zaczęły trzeszczeć, a sufit zadrżał, gdy krzyż z kulą runął z wieży świątyni w dół. I tak przez minutę, może dwie. A potem cisza, taka cisza, w której jest już tylko pustka. Po chwili podniósł się płacz i tumult, lament i wzajemne nawoływanie. S. Klara nie przestawała śpiewać…Czasem, gdy ma się spotkać z tragedią, dobrze jest wcześniej nabrać sił ducha, by podołać temu, co się zobaczy. A niektórzy biegli już do swych domów bez dachów, z nadgryzionymi ścianami, zdewastowanymi ogrodami. Dach ze sklepu „Prażynka” wylądował po drugiej stronie ulicy – na dachu Urzędu Miasta w Blachowni. Strażacy nie pozwalali wracać do domów tym, którym tornado naruszyło konstrukcję budynku. Było to zbyt niebezpieczne. Na ul. Piastów w niemal każdym domu trąba zwinęła dach, jak roluje się dywan. Drzewa wyskakiwały z ziemi, wyrywane ku górze niewidzialną siłą. Na rogu wielka lipa sterczy korzeniami ku niebu razem z metalowym stojakiem na rowery.





Do wsi Kalina – kilka kilometrów za Blachownią w kierunku Opola, cichej, schowanej za lasami, gdzie zwykle jeździ się na wycieczki rowerowe – trąba dotarła na chwilę przed 18. Teraz w tej niewielkiej wsi stoi 80 zniszczonych domów. Wśród pobojowiska uwijają się strażacy. Przyjechali nawet z dalekich Wadowic. Pracowali całą noc w strugach deszczu i w huku grzmotów, które błyskawicami rozjaśniały mrok. Zjechały się rodziny, przyjaciele, pomagali nieznajomi.

– Dom w dom to samo, plandeka naciągnięta na dach i deszczułki, żeby ją czymś przymocować. Prowizorka, aż żal patrzeć, ale na razie musi wystarczyć… – opowiadają zmęczeni strażacy. – Taczkami wywozimy z podwórek nowiutkie dachówki.

W cichej Kalinie zginęło pod zwałami własnych domów dwoje ludzi…

Pomocnicy i gapie


Główną ulicę zastawiają od dwóch dni strażackie wozy. Przyjechali też żołnierze z wielkimi namiotami.
– Szkoda fatygi – mówią miejscowi – nikt nie da się ewakuować. Podobno szabrownicy kręcą się po wsi. Nawet jeśli dach trzyma się na słowo honoru, nie odejdziemy ze swoich domów.

– Gapiów nie wpuszczamy! – mówi groźnie policjant na drodze do Stobiecka. – Ludzie robią sobie wycieczki, żeby popatrzeć na cudze nieszczęście. Tarasują przejazd wozom strażackim. Najgorsi są ci z piwem w jednej ręce i telefonem z aparatem fotograficznym w drugiej. Robią sobie foty na pamiątkę. Niektórych nawet największa tragedia niczego nie nauczy…

– Zaraz po przejściu tornada zadzwoniłem do Częstochowy – opowiada proboszcz ze Stobiecka, ks. Stanisław Kotyl. – Abp Stanisław Nowak napisał list do wiernych z prośbą o pomoc. Natychmiast przyjechali szefowie Caritas Archidiecezji Częstochowskiej – ks. Stanisław Iłczyk i ks. Ryszard Umański. Przywieźli to, co najpotrzebniejsze – jedzenie. Ale sądzę, że wrócą z długofalową pomocą – mówi ks. Kotyl.

– Zwierzęta wiedziały. Mój duży pies chciał wejść pod małą kanapę. Było strasznie duszno. I cicho. Mawia się, że coś wisi w powietrzu. Stałem w progu domu z kubkiem kawy, patrząc na szaroburą chmurę burzową, gdy coś zazgrzytało nade mną i… odpadła ściana w stołowym. O ramię otarł mi się pień drzewa, które wpadło razem z nią do domu. Zrobił mi się nagle panoramiczny widok na las, który położył się na prawą stronę. Równo jak na musztrze. I już się nie podniósł. Teraz myślę, czy będę jak te drzewa? Czy dam radę stanąć na nogi? Ten dom to dorobek życia całej naszej rodziny... Nie wiem, co więcej powiedzieć… – rosły mężczyzna z trudem powstrzymuje łzy. Jest przemoczony jak wszystko wokół niego.





W innym miejscu pięciu mężczyzn z wyraźnym trudem wykłada na płot ociekający wodą dywan. Kobieta wynosi do ogródka kołdry i poduszki. Jej mąż fotele. O boczną ścianę opiera obrazy. Na płocie wiesza gęsto ubrania. Kobieta chowa na chwilę twarz w dłoniach. Mąż chwyta ją za rękę i całuje. Stoją objęci na tle białego domku, z którego został jedynie parter i dwie kolumny podtrzymujące zapewne ganek. Do wczoraj…

– Jak to jest, niech mi Pani powie, u sąsiada naprzeciwko pelargonie w donicach nadal kwitną, sąsiadowi z lewej nie ruszyło ani dachówki, to samo po prawej. A do mnie przyszło tornado. Do mnie osobiście przyszło. Wybraniec jestem. Odcięło mi to draństwo dom na wysokości pierwszego piętra. Jak nożem. Równiutko. Zdążyłem tylko wepchnąć rodzinę do piwnicy, gdy na niebie fruwały kawałki blach i papieru… Jest w tym jakaś logika?! – mężczyzna sprzed domu w Kalinie macha ręką, jakby tym gestem chciał pokazać rozmiar swojego nieszczęścia i bezsilność wobec spraw, na które żadną miarą nie mamy wpływu.

– Gdyby tornado przeszło dwa metry obok… Ale nie przeszło i nie ma w tym żadnej logiki.



Życie toczy się dalej


Rzecznik prasowy śląskich strażaków – mł. kpt. Aneta Gołębiowska mówi o 3,5 tys. strażaków, którzy od razu, wieczorem 15 sierpnia, przyszli z pomocą ofiarom kataklizmu. Tylko w tej jednej wsi, w Kalinie, uszkodzonych jest 80 domów. W Stobiecku także ok. 80. Z trasy A1 widać kompletnie zrujnowane domy, powyginane w pałąki drzewa.

Meteorolodzy mówią, że trzeba się przyzwyczaić do kataklizmów. Efekt cieplarniany, zmiany klimatyczne, rabunkowa gospodarka zasobami naturalnymi w dalekiej Amazonii odbijają się „czkawką” w Europie Środkowej. Szaleją nam nad głowami tornada, twistery. Ktoś ze sztabu kryzysowego radzi: – Nauczmy się budować domy, z których wiatr nie zerwie dachu.

Zrozpaczonym trzeba pomóc tu i teraz. Odbudować domy, kupić meble i ubrania, bo i te porwało szalejące tornado. Pod Radomskiem są ludzie, którzy nadal szukają po okolicy dachów swoich domów. Dzieci, które na widok ciemnych chmur uciekają do piwnic. Psy, które nie wychodzą z bud. 74-letnia pani Wanda ze Stobiecka dziękuje Bogu, że ocalała jej rodzina. Dom, w którym mieszkała od ponad pół wieku, nie ocalał. – Odbudujemy się, dobrzy ludzie pomogą – mówi i płacze jednocześnie. – Życie toczy się dalej, prawda?

W cudownie ocalonym kościele w Blachowni następnego dnia po tragedii pięć par wzięło ślub. Życie toczy się dalej…