Zatroskani o Europę

Abp Józef Michalik

publikacja 10.11.2008 22:50

Spotkania przewodniczących Konferencji Episkopatów Europy odbywają się raz do roku i trwają kilka dni. Hasłem wywoławczym tegorocznego spotkania były słowa: „Media i Kościół – nadzieja czy niepokój?”. Niedziela, 9 listopada 2008

Zatroskani o Europę



Spotkania przewodniczących Konferencji Episkopatów Europy odbywają się raz do roku i trwają kilka dni. Jest to okazja do refleksji nad życiem Kościołów w poszczególnych krajach. Hasłem wywoławczym tegorocznego spotkania były słowa: „Media i Kościół – nadzieja czy niepokój?”. Przygotowaniem do tego tematu była ankieta, którą wcześniej otrzymali biskupi, a jej wyniki stały się okazją do dyskusji i refleksji.

O mediach katolickich w Europie

Na podstawie wystąpień biskupów i ekspertów oraz wyników przeprowadzonych ankiet, które trafiły do rąk uczestników, z miłym zdumieniem stwierdziłem, że Kościół jest obecny w mediach we wszystkich krajach Europy, i to w mediach państwowych, także w krajach „programowo” laickich, np. we Francji. Dla mnie to znak, że jednak budzi się głód Pana Boga w ludziach.

Mimo silnych działań w kierunku sekularyzacji, eliminowania pytań o Kościół i o Boga, które, według mnie, są sterowane – bo jak zrozumieć fakt, że wszędzie jak pod dyktando nagłaśnia się różne tematy, schematycznie atakujące religię, etykę, akcentujące rzekome bogactwa Kościoła czy oskarżające go o zaściankowość – daje się zauważyć głód podstawowych pytań egzystencjalnych. Fakt, że ludzie nie pozwolili sobie wydrzeć wrażliwości na to, co najważniejsze w naszym życiu, co nieprzemijające, budzi nadzieję ożywienia wiary na przyszłość.

We wszystkich krajach Europy wychodzą tygodniki, gdzieniegdzie także dzienniki katolickie. Na Węgrzech jest dziennik internetowy, cieszący się sporym uznaniem. Jest kilka ciekawych eksperymentów medialnych, jak np. w Czechach, gdzie jeden z księży prowadzi ze współpracownikami dwudziestogodzinny program telewizyjny. Mówiąc o Polsce, pochwaliłem się Radiem Maryja i Telewizją Trwam.

Wprawdzie telewizja ta jest stacją prywatną Fundacji „Lux Veritatis”, jednak biorąc pod uwagę poruszaną w niej tematykę, jest z pewnością medium katolickim. Biskupi relacjonowali, że w niektórych miejscach Radio Maryja z trudem zyskuje uznanie, ale w większości zanotowano pozytywne próby jego obecności na antenie i korzyść duchową dla słuchaczy. Telewizja, jak stwierdzono, jest bardzo drogim medium, koszty jej utrzymania przekraczają możliwości Kościoła nawet w najbogatszych krajach Europy.

Trzeba stwierdzić, że media to jeden z wielu sposobów przekazywania orędzia Dobrej Nowiny, i z dużą pewnością należy przyjąć, że rola tego środka ewangelizacji będzie wzrastać. Stąd rodzi się potrzeba doskonalenia form przekazu i szukania sposobów docierania do ludzi o ciągle zmieniających się upodobaniach recepcyjnych.

Dodajmy, że są to środki bogate i nie wolno ich pomijać, ale sądzę, że nie wolno zapomnieć, iż w przekazie Słowa Bożego najważniejszy jest kontakt bezpośredni. Obecność księdza, zakonnicy, chrześcijanina we wspólnocie wierzących promieniuje wiarą, staje się świadectwem i wytwarza wokół siebie zdrowy zwyczaj oparty na Ewangelii, co jest sprawą podstawową. I tak pierwszymi, a pewnie i najważniejszymi ewangelizatorami w rodzinie pozostaną zawsze rodzice i dziadkowie.

O mediach katolickich w Polsce

Polska w grupie krajów byłego bloku komunistycznego jawi się jako kraj bogaty w różne pisma katolickie. Osobiście uważam – co już w tym miejscu kilkakrotnie ujawniałem – że „Gość Niedzielny” i „Niedziela”, „Idziemy”, „Przewodnik Katolicki” czy „Pielgrzym” to komplementarne i dobre pisma.




Ostatnie doświadczenia w naszej diecezji nieco zweryfikowały moje spojrzenie na sposób obecności dwóch pierwszych tygodników w naszych parafiach. Wydaje mi się, że trzeba kontynuować zamysł – który w naszej diecezji funkcjonuje już piętnaście lat – promowania tygodnika z edycją diecezjalną.

Osiem stron informacji lokalnych każdego tygodnia, które docierają do czytelników, to ważna pomoc w budowaniu poczucia wspólnotowości w Kościele lokalnym. Nie zwalnia to, oczywiście, redaktorów naczelnych i redaktorów edycyjnych od stałej troski i pracy nad doskonaleniem warsztatu i poszukiwaniem nowych form prezentacji życia Kościoła czy jego doktryny.

Kolportaż przez Ruch lub też indywidualna prenumerata umożliwiają korzystanie z wielu tytułów. Generalnie jednak uważam, że „Niedziela” będzie się rozwijać i będzie miała czytelników, bo jest wierna nauczaniu Kościoła.

Podobnie Radio Maryja i Telewizja Trwam mają coraz większe uznanie, lecz nie znaczy to, że nie trzeba ich nieustannie weryfikować i przestrzegać, żeby zabierały głos na tematy życiowe, były szczerze wierne nauce Kościoła, która domaga się wierności prawdzie, miłości w krytyce, a także wyrozumiałości dla potknięć innych, którym trzeba zwracać uwagę w trosce o dobro. Nie powinny też wchodzić bezpośrednio i bezkrytycznie w pola polityki i promowanie jednej partii. Nie są to drogi, które prowadzą do jedności ludzi w Kościele.

Nie sądzę, by nie stać nas było na różnorodność poglądów, oczywiście, w ramach zgodnych z normami Ewangelii i nauczania Kościoła. Od każdego z nas zależy, którą stację nadawczą, którą gazetę wybieramy, a na które media patrzymy bardziej krytycznie.

Mam natomiast poważne zastrzeżenia co do eklezjalności linii promowanej od lat przez „Tygodnik Powszechny”. Coraz trudniej mi uważać to pismo za prawdziwie katolickie. Niestety, coraz częściej chodzi po obrzeżach, a nawet chętnie je przekracza, rzekomo broniąc człowieka. Tak jest, kiedy nagłaśnia słabość ludzką, zamiast jej współczuć i zachęcać do jej przezwyciężania.

Ostatnio opisano tam problem teologa, który całe swoje życie niedomagał w ortodoksji, w wierności Kościołowi, i został upomniany przez Stolicę Apostolską w trosce o prawdy wiary, bo przecież nie można ludziom przekazywać półprawd, nie można bronić niepewnych czy błędnych twierdzeń, gdyż w konsekwencji zagraża to zbawieniu ludzi.

Bywa też, że pojawia się jakaś bieda kapłańska, np. eks-ksiądz, a „Tygodnik Powszechny” pierwszy czyni go bohaterem naszych czasów. Na słabość człowieka trzeba patrzeć oczami wiary, trzeba pomagać mu zrozumieć sytuację, zachęcać do nawrócenia, zamilknąć wobec tragedii niewierności, a nie uznawać, że to bohater, autorytet moralny. Można i trzeba mu współczuć, ale nie godzi się nadawać mu przymiotów bohatera.

Kolejna sprawa. Mija 40 lat encykliki „Humanae vitae”. Ojciec Święty Benedykt XVI z całą stanowczością podkreśla jej epokowe znaczenie, tymczasem łamy „Tygodnika” ciągle otwarte są dla atakujących tezy tej encykliki. Nie jest w porządku i zakon, który milczy na tego rodzaju publikacje konfratra.

Doczekaliśmy czasów, że to katolicy świeccy, ludzie wierni, prości, muszą zareagować, powiedzieć, że tak nie wolno, że sumienie tych autorów nie jest prawe ani poprawne, bo stało się subiektywne, a powinno konfrontować swoje przekonania z nauką Kościoła. To jest wielka pokusa, że niektóre media, niektórzy ludzie chcą być mądrzejsi od Magisterium Kościoła i od Objawienia Bożego, od Pisma Świętego.





Można im współczuć, ale należy cierpliwie ukazywać drogę prawdy. Powtórzę więc – ufam, że sami ludzie, czyli czytelnicy, wybiorą właściwe tytuły i media.

Kończąc ten fragment, może warto zacytować słowa Kadera Abdolaha Persa, mieszkającego w Holandii, gdzie skrył się z powodów politycznych: „Jeśli zetniesz drzewo, odrośnie; jeśli zranisz kogoś mieczem, rana po jakimś czasie się zagoi; jeśli ktoś wbije ci strzałę w serce, możesz ją wyciągnąć, ale rana zadana przez słowo nie goi się nigdy. Nie można zlikwidować skutków tego słowa. Drzewo urazy, które zasadziłeś, wypuści głębokie korzenie w ziemi, a jego gałęzie dotrą aż do czerwonej gwiazdy”.

Oprócz tego wiodącego tematu na sesji przewodniczących Konferencji Biskupów w Budapeszcie – Ostrzychomiu poruszano ważne dla Kościoła w Europie tematy: islamu, powołań, duszpasterstwa akademickiego, katechezy. Poruszono też tematy bioetyki, pewnych eksperymentów i tendencji obecnych w krajach Europy, takich jak legalizacja eutanazji czy nieograniczonej żadnym prawem naturalnym tzw. wolności.

Islam w Europie

W Polsce od kilku wieków mieszkają muzułmanie wierzący i praktykujący swoją religię. Od wieków byli ofiarnymi obywatelami i niejednokrotnie oddawali życie razem z innymi w polskiej sprawie (ginęli w obozach i bitwach jak inni). Nie wszędzie jednak te relacje układają się tak poprawnie. Bywają niekiedy radykalni muzułmanie i ich koncepcja wolności religijnej jest inna niż nasza.

W wielu krajach muzułmańskich za przejście na chrześcijaństwo czeka śmierć, więzienie albo, w najlepszym wypadku, wykluczenie z rodziny, ze społeczeństwa, co niekiedy może mieć znaczenie w budowaniu stałych relacji między osobami różnych religii czy różnych kultur w europejskich krajach. Mimo to są bohaterscy muzułmanie, jak choćby ochrzczony w ostatnią Wielką Sobotę przez Benedykta XVI muzułmański dziennikarz Magdi Cristiano Allam. Wydano na niego wyrok śmierci.

Na naszym spotkaniu pojawiła się i ta kwestia – tak potrzebnego przecież i realizowanego dialogu z islamem. Powszechne jest przekonanie, że nasz kontakt z muzułmanami ma być ukierunkowany na to, by pomóc muzułmaninowi w Europie być lepszym, bardziej wierzącym muzułmaninem, a nie być nastawionym, żeby oni się zsekularyzowali i przestali wierzyć w Boga.

We współczesnym ekumenizmie możemy się modlić o nawrócenie, o dojście do prawdy, ale nie można tego wymuszać ani stawiać jako wyłączny cel, bo pojawi się natychmiastowy odwet i konflikt wyzwalający nienawiść, zamknięcie się, poczucie krzywdy. Wystarczy, że człowiek będzie uczciwie szukał Pana Boga, a na pewno Go znajdzie. Przecież Bóg także szuka człowieka. I ci, którzy żyją według wiary, którą otrzymali od rodziców czy do której doszli zgodnie z sumieniem, zbawią się.




To nie jest relatywizm, to jest prawda wypływająca ze świadomości, że Chrystus za wszystkich umarł na krzyżu. Myślę, że to jest to principium, które w wielu krajach Europy przyprowadza do Kościoła katolickiego i muzułmanów, i innych szukających wiary w Boga prawdziwego. Faktem jest, że tych nawróceń jest bardzo wiele.

Korzystając z ujawnionego na spotkaniu biskupów doświadczenia Europy Zachodniej, powiedzieć trzeba, że przygotowanie do małżeństwa z muzułmanami powinno trwać dłużej niż się uważa powszechnie. Pozycja kobiety, matki, pozycja mężczyzny i dziecka w kulturze i w rodzinie muzułmańskiej są zupełnie inne niż w tradycji europejskiej. Dlatego chciałbym przestrzec, że proces przygotowania do takiego małżeństwa powinien być kilkuletni.

Czas rozeznania, uściślenia ustaleń, budowania trwałego, wzajemnego zaufania i drogi, którą się wybrało, musi być zdecydowanie dłuższy niż ma to miejsce w sytuacji małżeństw jednokulturowych, jednowyznaniowych. Wiemy też z naszych polskich doświadczeń, że niejednokrotnie muzułmańscy mężowie zobowiązują się do zgody na wychowanie dziecka po chrześcijańsku, a potem to dziecko zabierają, wyjeżdżają do swego kraju, pozostawiając kobietę samą, bez możliwości kontaktu nie tylko z mężem, ale i z dziećmi.

O Kościele Ameryki Łacińskiej i Afryki

Obecność na europejskich zebraniach biskupów z Afryki czy Ameryki Łacińskiej jest już stałą praktyką, pozwalającą na bliższe rozeznanie lokalnych sytuacji. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w wielu krajach trwa prześladowanie religii. Świat o tym wie i milczy. Myślę, że trzeba o tym mówić. Okazuje się, że w kilku krajach Ameryki Południowej jest podtrzymywana cała ideologia prowadząca do tego, by za wszelką cenę utrzymać marksizm, a to się zawsze wiąże z ateizacją, z trudnościami, które się czyni Kościołowi, z prześladowaniami, utrudnieniami praktyk religijnych.

To jest też jakiś „dzwonek” dla nas wszystkich, że Kościół cierpi, jeśli choć jeden jego członek cierpi. Trzeba prześladowanych wspierać modlitwą do Pana, który jest Bogiem prawdy i miłości. Trzeba też zagospodarować we właściwy sposób naszą wolność, bo nigdy nie otrzymujemy tych darów raz na zawsze.

W czasie omawianego spotkania przeżyłem miłą niespodziankę. Podszedł do mnie nuncjusz z Brukseli, będący przy Parlamencie Europejskim przedstawicielem Stolicy Apostolskiej, i powiedział, że obok gmachu Parlamentu jest kościół, który w niedzielę na kilku Mszach św. jest zawsze wypełniony wiernymi.

To są właśnie polscy emigranci, którzy nie tylko szukają pracy, ale i modlą się, szukają Boga. To znak, że polskie duszpasterstwo zdaje egzamin, bo niedziela powinna być – także dla emigrantów i podróżnych – dniem Pańskim, spotkaniem z Bogiem. To jest też wskazówka, że nasze duszpasterstwo powinno być uczciwie wymagające, przypominające o podstawowych normach i zasadach. Ludziom trzeba zaufać, przekazując im zasady życia według Ewangelii.

Notował: ks. Zbigniew Suchy