Absurdalne zarzuty (Prymas Polski nie hamował procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki)

Milena Kindziuk

publikacja 17.03.2009 22:05

Zdumienie i oburzenie wywołuje artykuł w „Rzeczpospolitej”, w którym Cezary Gmyz stawia Prymasowi Polski zarzuty, jakoby odmawiał zeznań i hamował proces beatyfikacyjny ks. Popiełuszki Niedziela, 15 marca 2009

Absurdalne zarzuty (Prymas Polski nie hamował procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki)



Moje oburzenie jest tym większe, że sprawa jest jasna. Przygotowując książkową biografię ks. Jerzego, a także inne publikacje na temat Kapłana Męczennika, rozmawiałam na ten temat zarówno z Księdzem Prymasem, jak też z członkami Trybunału Beatyfikacyjnego, studiowałam również setki różnych dokumentów (IPN, MSW i innych archiwów) i wiem, że prawda jest inna niż ta przedstawiana ostatnio w mediach.

Świadek

Po pierwsze – nie jest tak, jak pisze Cezary Gmyz, że Prymas nie złożył zeznań w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego, gdyż „ich świadomie odmówił” i że to była „największa przeszkoda do beatyfikacji”.

Owszem, kard. Glemp zeznań rzeczywiście nie złożył, jednak na wniosek nie tyle swój, co Trybunału Beatyfikacyjnego, który uznał, że publiczne wypowiedzi Prymasa na temat ks. Jerzego są znane i w zupełności wystarczają do przebiegu procesu. Zresztą, Prymasa mógł przesłuchać tylko Trybunał Stolicy Apostolskiej. Według bowiem starej zasady prawnej, nie mógł on złożyć wyjaśnień przed Trybunałem Diecezjalnym, który sam powołał. Rzym widocznie doszedł także do przekonania, że nie ma potrzeby takiego przesłuchania. Nieprawdziwe jest zatem twierdzenie, że wynikła z tego jakakolwiek „przeszkoda do beatyfikacji” ks. Jerzego.

Warto też zauważyć, że wszelkie informacje na temat świadków w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego są utajnione i nikt, a już na pewno Cezary Gmyz – nie ma dostępu ani do listy świadków, ani do treści zeznań.

Rozpoczął proces

Zarzut drugi dotyczy „niechęci Prymasa do wyniesienia na ołtarze ks. Jerzego i hamowania kultu męczennika”. Naprawdę trudno o większy absurd! Aby się o tym przekonać, wystarczy zapoznać się po prostu z genezą procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki.

Rozpoczął go bowiem nie kto inny, tylko właśnie kard. Glemp. Kiedy do kościoła św. Stanisława Kostki zaczęły napływać listy, w których ludzie dziękowali za doznane łaski za pośrednictwem ks. Popiełuszki, opracowała je i zebrała w pięciokilogramowy tom działająca przy kościele Służba Informacyjna, z Katarzyną Soborak na czele, i w 1994 r. przekazała Księdzu Prymasowi, który się zapoznał z materiałami i przychylnie odniósł do tej inicjatywy, dając zielone światło do rozpoczęcia procesu. Powołał wówczas w Warszawie Komisję ds. Przygotowania Procesu Beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki. Zespół pod kierunkiem ks. prof. Ludwika Królika dokonał oceny pism ks. Jerzego, przeprowadził badania teologiczne i historyczne i ponownie przedłożył je Prymasowi.

Wówczas kard. Glemp wystąpił do Konferencji Episkopatu Polski z wnioskiem o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. A kiedy 3 października 1996 r. biskupi zajęli przychylne stanowisko, kard. Glemp podjął kolejne starania: o uzyskanie zgody bp. Bronisława Dembowskiego z diecezji włocławskiej (miejsce męczeńskiej śmierci ks. Popiełuszki), aby postępowanie było prowadzone przez archidiecezję warszawską.

W końcu, to kard. Glemp wystąpił do Watykanu o zgodę na rozpoczęcie procesu na szczeblu archidiecezji warszawskiej. A po uzyskaniu zgody Stolicy Apostolskiej w grudniu 1996 r. mianował postulatora procesu i powołał trybunał beatyfikacyjny oraz Urząd Postulacji ds. Beatyfikacji (który do dziś zbiera łaski i cuda, jakie dokonują się za przyczyną ks. Jerzego).







Bez zgody Prymasa zatem i jego ogromnej przychylności w tej sprawie nie doszłoby ani do zaprzysiężenia trybunału beatyfikacyjnego, ani do rozpoczęcia procesu – co nastąpiło 8 lutego 1997 r. I znów: w obecności i pod przewodnictwem Prymasa Polski. Tym bardziej więc śmieszny jest zarzut „Rzeczpospolitej”, że „Prymas był niechętny beatyfikacji”, skoro jako przewodniczący trybunału podejmował ostateczne decyzje. A one zawsze zmierzały w kierunku doprowadzenia prac do końca, co na etapie diecezjalnym nastąpiło jeszcze za kadencji kard. Glempa jako ordynariusza archidiecezji warszawskiej.

Ostateczną wersję tzw. Positio o męczeństwie, opracowanego przez ks. Tomasza Kaczmarka, zawiózł ostatnio do Watykanu rzeczywiście – jak podaje „Rzeczpospolita” – abp Kazimierz Nycz, obecny metropolita warszawski, ale nie dlatego bynajmniej, że jego poprzednik był procesowi niechętny, tylko z prostej przyczyny pragmatycznej: że oto teraz właśnie dokument został ukończony.

Nieadekwatne do realiów kościelnych jest także stwierdzenie, że proces rozpoczął się późno, bo 13 lat od śmierci ks. Popiełuszki. Jest to bowiem raczej wcześnie niż późno, zgodnie z prawem kanonicznym proces beatyfikacyjny kandydata na ołtarze może się rozpocząć najwcześniej 5, a najpóźniej 30 lat po jego śmierci. Przypomina o tym w oficjalnym oświadczeniu warszawskiej Kurii jej rzecznik – ks. dr Rafał Markowski.

Wymiar religijny

Nieprawdą jest również sugerowanie, jakoby kard. Glemp wywierał nacisk na reżysera filmu „Popiełuszko” i ręcznie sterował scenariuszem i montażem. Rafał Wieczyński wydał na ten temat oświadczenie, pisząc, że: „Ksiądz Prymas nie miał wpływu na wybór ujęć ani montaż scen, ani nigdy nie wyraził oczekiwania takiego wpływu”. Na planie zaś podporządkował się sugestiom reżysera, a niektóre ujęcia powtarzał wielokrotnie, aż reżyser uzyskał zamierzony efekt.

Cóż jeszcze należałoby dodać? Może doradzić autorowi artykułu w „Rzeczpospolitej”, by zapoznał się z wypowiedziami kard. Glempa na temat ks. Popiełuszki i je dokładnie przeanalizował. Zarówno kazania (z pogrzebowym włącznie), jak i wszelkie wystąpienia publiczne Księdza Prymasa czy też przemówienia okolicznościowe, choćby te wygłaszane niemal co roku w kolejną rocznicę śmierci Kapłana Męczennika.

Jak bumerang powracają w nich stwierdzenia, że „w osobie ks. Jerzego skupił się konflikt odwieczny walki dobra ze złem i prawdy z fałszem”, że „postawa ks. Jerzego była podobna do Pawłowego: «zło dobrem zwyciężaj»” albo: „śmierć ks. Popiełuszki miała wymiar religijny i była osadzona w miłości do Chrystusa obecnego w Kościele”. Gołym okiem widać, że tego typu stwierdzenia wyraźnie przeczą naciąganym tezom Cezarego Gmyza.

Odpowiedzialny za swego kapłana

Wreszcie, na koniec – rzecz pewnie najbardziej bolesna. Gmyz odwołuje się do znanej powszechnie wypowiedzi ks. Jerzego z jego „Zapisków”, że „UB szanowało go bardziej niż Prymas w jednej z rozmów”.
Tak, takie sformułowanie w „Zapiskach” się znalazło. Przytaczanie go jednak w tym momencie, wyrwane z kontekstu, jest czystą manipulacją. Prymas bowiem wielokrotnie już na ten temat się wypowiadał i całą kwestię wyjaśniał.





„Te słowa są dla mnie krzywdzące. Staram się jednak wytłumaczyć psychologicznie reakcję bardzo ważnego kapłana, do którego Wałęsa zwracał się per «ty». Był czas, że ks. Popiełuszko czuł się kimś wyjątkowym. – Przecież to mnie słuchają, mnie oczekują w konfesjonale – mówił. A ja odpowiadałem: – Wdzięczny jestem za twoją gorliwość, ale pamiętaj, że mamy więcej kapłanów gorliwych, nauczających, spowiadających. Ta rozmowa spełniła jednak swoją rolę, bo potem wszystko wróciło do normy” – wspominał Ksiądz Prymas.

To prawda, że Prymas chwilami był stanowczy wobec ks. Jerzego. Ale stanowczy nie znaczy niechętny. Wręcz przeciwnie – ks. Popiełuszko był kapłanem jego diecezji i Kardynał czuł się za niego odpowiedzialny. Jako biskup musiał dbać o życie swego kapłana, tak jak każdy ojciec dbałby w takiej sytuacji o życie syna. „Starałem się widzieć sytuację całościowo. Młodzi ufali wtedy, że «Solidarność» przyniesie szybką przemianę, stworzy nowy ład, nie tylko społeczny, i że trzeba działać zdecydowanie. Ja nie podzielałem wtedy takiego poglądu. Byłem bardziej ostrożny”.

Stąd Ksiądz Prymas zaproponował ks. Popiełuszce wyjazd na studia do Rzymu (myśląc, że to ocali mu życie), napominał, by był ostrożny. Nigdy jednak do niczego ks. Jerzego nie zmuszał. I to jest wielkość Prymasa. „Nie mogłem powstrzymać kapłana, by przestał głosić Ewangelię” – słyszałam w czasie wywiadu od kard. Glempa, który wspominał też: „Komuniści dawali mi do zrozumienia, że mogą być prowokacje wobec ks. Jerzego. Szczegółów nie znaliśmy, ale z tym się liczyliśmy. Wtedy powiedziałem, że mogę wysłać go na studia do Rzymu. Ale on powtarzał, że ludzie mu zawierzyli i że nie chce wyjazdu. W tej sytuacji nie mogłem tego zrobić. Gdybym go wtedy wysłał do Rzymu, to wszyscy wokoło powiedzieliby: Prymas współpracuje z komunistami, działa po linii władzy”.

„Był to mój dramat”

Artykuł Gmyza w „Rzeczpospolitej” poza tym, że znajdują się w nim twierdzenia nieprawdziwe i nierzetelne, wyrwane z kontekstu, oburza i zniesmacza jeszcze z jednego powodu.
Otóż wiadomo, że Ksiądz Prymas niejednokrotnie wyrażał już swój wewnętrzny niepokój, że nie udało mu się ocalić życia ks. Popiełuszki.

Mówił o tym publicznie w przejmującym rachunku sumienia w Roku Jubileuszowym na placu Teatralnym w Warszawie: „Pozostaje na moim sumieniu jako ciężar to, że nie zdołałem ocalić życia ks. Popiełuszki, mimo podejmowanych w tym kierunku wysiłków. Niech mi to Bóg przebaczy, może taka była Jego święta wola”. Mogłam się o tym także przekonać, gdy rozmawiałam z Księdzem Prymasem, przygotowując książkę o ks. Jerzym. Trudno doprawdy było słuchać, kiedy Kardynał, opierając rękę na biurku i przymykając lekko oczy, mówił o tym, że wciąż, do dziś dnia, staje mu przed oczami ks. Popiełuszko i tamte sytuacje sprzed lat. I pojawiają się wyrzuty, że ks. Jerzego jednak nie ocalił.

Nieprzypadkowo „sprawa ks. Jerzego” jest w ocenie Prymasa najtrudniejsza w całej jego posłudze biskupiej i prymasowskiej. I najtrudniejsza zapewne po ludzku dla kard. Józefa Glempa jako człowieka. „Był to także mój dramat” – usłyszałam od Prymasa.
Tym bardziej więc urządzanie takiej nagonki na kard. Glempa, jak uczyniły to ostatnio media, należy uznać za absurdalne. Bez rzetelnego rozeznania sprawy, o której się pisze, zbyt łatwo można spłycić wszystko.