Trudno nie wierzyć w nic

Witold Dudziński

publikacja 31.03.2009 22:13

Twórczość Adama Nowaka i jego zespołu wielokrotnie próbowano zaszufladkować. I najczęściej to się nie udawało. Sam Nowak też lubi się wymykać szufladom i recenzjom. Twierdzi, że on i „Raz, Dwa, Trzy” grają i śpiewają… piosenki Niedziela, 29 marca 2009

Trudno nie wierzyć w nic



Dla Adama Nowaka i jego kolegów z zespołu „Raz, Dwa, Trzy” ubiegły rok był pracowity i owocny. Zespół dostał dwa muzyczne Fryderyki i choć koncert gonił koncert, po kilku latach przerwy przygotował nową autorską płytę.

Płyta, która ma się wkrótce pojawić, będzie szczególnie ważna. – Po nagraniach piosenek Osieckiej i Młynarskiego mówiono, że jesteśmy specjalistami od cudzych utworów. A my pracujemy także nad własnymi – mówi Adam Nowak.

Sporo swoich pomysłów – jak podkreśla lider „Raz, Dwa, Trzy”– odsunęli w czasie. – Nie chcemy seryjnie produkować płyt. Piosenki powinny powstawać z potrzeby serca – tłumaczy.

Na poprzedni autorski krążek „Trudno nie wierzyć w nic” też trzeba było długo czekać, ale warto było. Zawierał – mógł pisać potem jeden z recenzentów – „wszystko to, co w «Raz, Dwa, Trzy» lubimy najbardziej”.

Rodzinne hobby

Muzykowanie zawsze było rodzinnym hobby Nowaków. Byli bardzo muzykalni: mama grała na fortepianie (przestała po urodzeniu pierwszego dziecka), grał i śpiewał tata – z zawodu biochemik, świetnym skrzypkiem był jego dziadek. Adam nauczył się grać, podpatrując kiedyś siostrę i brata, potem grając razem z nimi dla przyjaciół.

Droga Adama Nowaka do kariery muzyka, do „Raz, Dwa, Trzy” i na listy płytowych bestsellerów była jednak długa i kręta. „Potrafiłbyś się przestawić na coś innego niż poezja, muzyka i występy?” – zapytał kiedyś dziennikarz Adama. – Chyba tak. Robiłem przecież już wiele rzeczy: byłem garderobianym, kelnerem, roznosiłem mleko i kopałem rowy – odpowiedział.

Najpierw był „gastronomik”, w rodzinnym Poznaniu, w którym uczył się zawodu kelnera. Z przekory wobec rodziców, którzy posłali go do liceum, a jemu tam bardzo się nie podobało. – Zawodówkę wymyśliłem, bo liczyłem, że da mi samodzielność, na której mi zależało – opowiadał po latach. Nawet się nie obejrzał – twierdzi – jak został kelnerem-czeladnikiem i zaczął pracować w hotelu „Poznań”.

Maturę zrobił jako dwudziestokilkulatek, co było spowodowane – twierdzi – przeciąganiem wszystkiego, byle uciec przed ludowym wojskiem. Próbował dostać się na studia aktorskie we Wrocławiu, ale bez skutku. Studiował za to pedagogikę kulturalno-oświatową w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze. Związał się tam wtedy z kabaretami – był aktorem kabaretów „Drugi Garnitur” i „Grupy Działań Odurzających – Kibuc”, współpracował z popularnym kabaretem „Potem”. Grał w skeczach i śpiewał. I poznał ludzi, z którymi do dziś gra w „Raz, Dwa, Trzy”.

Kabaret z czasem przestał go bawić. – Wiedziałem, że nie potrwa to długo. To była za wąska i jednostronna formuła, a na dodatek przestało mnie to śmieszyć – opowiada. Po odejściu z kabaretu zaczął grać na gitarze i pisać piosenki. Wkrótce, razem z kolegami ze studiów, założyli zespół. Zaczęły się koncerty, nie było czasu na dalsze studiowanie.





Jedna z twarzy

Piosenka autorska, poezja śpiewana, pop dla ambitnych, rock dla ambitnych, a nawet liryczny pop w znakomitym wydaniu… Twórczość Adama Nowaka i jego zespołu wielokrotnie próbowano zaszufladkować. I najczęściej to się nie udawało. Sam Nowak też lubi się wymykać szufladom i recenzjom. Twierdzi, że on i „Raz, Dwa, Trzy” grają i śpiewają… piosenki.

– Kiedyś nasza muzyka nosiła nazwę „happy spirit”. Później nasz gitarzysta Jarek Treliński wymyślił nazwę „bridge music”, czyli muzyka – pomost między czymś a czymś. W zależności od tego, co chciał akurat połączyć – mówi półżartem Nowak. – Być może gramy trochę piosenkę autorską, choć ta jest przecież bardziej literacka.

Gdy w 1990 r. powstały właśnie zespół „Raz, Dwa, Trzy” wygrał Studencki Festiwal Piosenki, jego muzyczna kariera stała się bardzo realna. Niedługo potem nagrali pierwszą płytę. – Wydaliśmy ją właściwie sami, zrzuciliśmy się. Było tysiąc „naleśników” (płyt analogowych) i 3 tys. kaset. Sami je pakowaliśmy w koperty, rozwoziliśmy – wspomina Adam Nowak. – Nie zarobiliśmy na tym wcale. Ale sympatycznie jest dziś słyszeć, że w internecie płyta kosztuje 500 zł!

Jacek Kaczmarski, poproszony o kilka słów na okładkę tej płyty, napisał, że podoba mu się, ale… nie wszystko. Nowakowi zresztą dziś też nie wszystko z tej płyty się podoba. – Ale choć może jeszcze nie wiedziałem, co chcę grać, wiedziałem już, czego grać nie chcę – mówi lider „Raz, Dwa, Trzy”. – Dopiero po nagraniu tamtej płyty zaczęliśmy się naprawdę rozwijać. Na drugiej sporo już było nowych brzmień i naszych poszukiwań.

Sam szybko stawał się liderem i rozpoznawalną twarzą zespołu. Do dziś twierdzi jednak, że siłą „Raz, Dwa, Trzy” jest to, że grają i potrafią grać zespołowo. – Piszę teksty i komponuję część muzyki, ale jakby koledzy chcieli, to mogliby mnie zwolnić. Nie jestem właścicielem zespołu. Jestem jedną z jego twarzy – twierdzi.

Słowa wiele znaczą

Ważne były słowa Wojciecha Waglewskiego, z którym od czasu do czasu grają i współpracują. Starszy kolega, świetny muzyk, mówił im: – Róbcie kariery, ale grajcie też dobrą muzykę i mądre piosenki.
– Kiedy piszę piosenkę, chciałbym napisać ją tak, żeby składała się z bardzo prostych słów, które jednak wiele znaczą. Żeby nie można ich było zapomnieć. Jeśli mi się to uda, jestem bardzo szczęśliwy – mówił lider „Raz, Dwa, Trzy”.

Szczęśliwi mogli być też jego koledzy z zespołu. Bo za główną siłę ich piosenek uważa się właśnie teksty Nowaka. Często były i są o rzeczach prostych, wręcz elementarnych, o których ludzie zapominają na co dzień rozmawiać. Często to teksty subtelnie ironiczne.
Jednak na płycie „Trudno nie wierzyć w nic” odkrył się ze swoją wiarą – twierdzono – czego wcześniej nie zwykł robić. – Jestem człowiekiem wierzącym, choć długo byłem poza wiarą – mówił nagabywany na ten temat.

„Zawiera to wszystko, co w «Raz, Dwa, Trzy» kochamy najbardziej: połączenie poetyckich tekstów z rockowo-folkowym graniem, bogate instrumentarium (sekcja smyczkowa i dęta) i oryginalne pomysły aranżacyjne – pisał jeden z recenzentów o tej płycie. – A w najlepszych utworach, takich jak «Nazywaj rzeczy po imieniu», «Tak mówi Pismo» czy piosenka tytułowa, w niebanalny sposób mówi o sprawach wiary”.





Jak to się stało, że wrócił do Boga? – To nie był piorun sycylijski ani jakieś przełomowe wydarzenie. To był dość powolny i trudny proces. Wymagał poznania własnych słabości. To się stało, kiedy miałem 28, 29 lat, czyli jakieś dwanaście lat temu. Na początku nawet trudno mi było zauważyć zmiany – tłumaczył w jednym z wywiadów. Bez Boga było… niebezpiecznie. – Wróciłem do Boga, żeby nie umrzeć – mówił.

W wielu tekstach pisze o Bogu wprost, ale częściej nie wprost. Tak naprawdę, jak sam twierdzi, pisze o swoich słabościach i o tym, że nie zawsze był i jest dobrym chrześcijaninem. – Jestem słaby i psuję Panu Bogu zabawę ze mną – mawia. – Ale chciałbym wypełniać Jego wolę jak najlepiej.

Niepowtarzalne wydarzenia

W Toruniu mieszka od ponad 10 lat. Z żoną Dorotą, z zawodu aktorką, i czwórką dzieci w wieku od kilku do kilkunastu lat, od przedszkolaka do dorastającej panny. Przeprowadzkę zaproponowała jego żona. – Wiedzieliśmy, że w sytuacji, gdy wychowujemy dwoje małych dzieci i planujemy kolejne, niezbędna jest pomoc jej rodziny – mówi.

Dzieci wychowuje zgodnie z wiarą i dobrze mu to wychodzi. Czyta im Pismo Święte, razem chodzą do kościoła.

– Bycie muzykiem jest takim samym zawodem jak każdy inny – uważa. Poza tym, że tutaj trzeba włożyć więcej pracy. – Żeby wybić się z morza talentów, trzeba mieć niesamowitą barwę, dużo szczęścia i na pewno pokory. Tak jak sposób bycia popularnym, co jest wymogiem show-biznesu. Popularność jest miła przez 15 minut, potem staje się uciążliwa. Omijam ją szerokim łukiem. Jestem muzykiem, nie showmanem – mówi.

Popularność to, jego zdaniem, zamach na rodzinę. Tak jak duża liczba koncertów. Grają ich dużo, za dużo, 120-150 rocznie. Tyle że dla „Raz, Dwa, Trzy” są ważne. – Lubimy koncerty. Nie gramy tego, co na płycie, staramy się, żeby było to nowe, niepowtarzalne wydarzenie. Przygotowując się do koncertu, nigdy do końca nie wiemy, co się wydarzy – podkreśla lider.

Jednak – jak mówi – to, co najważniejsze, czeka na niego w domu. Miłość, ciepło, zrozumienie, spokój. Jednego, czego nie może tu zrobić, to… dobrze się wyspać.

W nowym świetle

Sięgnięcie po piosenki Agnieszki Osieckiej w 2003 r. było, zdaniem krytyków, odważnym pomysłem Nowaka i jego „Raz, Dwa, Trzy”. Album „Czy te oczy mogą kłamać” był sukcesem, sprzedał się w 110 tys. egzemplarzy! Zachęceni uznaniem, po kilku latach sięgnęli po Młynarskiego.

– To Wojciech Młynarski jakieś pół roku po wydaniu albumu z piosenkami Osieckiej zasugerował, byśmy zajęli się jego nagraniami. Wtedy nie chcieliśmy, to było zbyt szybko – mówi Adam Nowak. Po kilku latach zdecydowali się.

Piosenki Osieckiej i Młynarskiego w ich wykonaniu żyły nowym życiem. Niewiele w tym ich własnej zasługi – twierdzi skromnie. – Żeby za ich pośrednictwem powiedzieć coś nowego, nie trzeba ich specjalnie aranżować. Wystarczy wsłuchać się i grać – mówi lider.
Ich aranżacje, jak oceniono, były bardzo rozbudowane, zarazem jednak bardzo jednorodne i wyraziste, czuło się brzmienie „Raz, Dwa, Trzy”... Nic dziwnego, że znów był sukces, a dodatkowo dwa muzyczne Fryderyki.

Ciągu dalszego Osieckiej ani Młynarskiego nie będzie. – Nie wyobrażam sobie pójścia komercyjną drogą – mówi Adam Nowak w jednym z wywiadów. Kusi go nagranie piosenek Grzegorza Ciechowskiego. Tyle że byłby to jego Ciechowski – zastrzega. Teraz jest jednak czas na płytę autorską, która z pewnością potwierdzi, że jest specjalistą od własnych, a nie cudzych piosenek.