Polska jest im to winna

Milena Kindziuk

publikacja 19.05.2009 22:33

Bohaterowie narodowi, jak generał Nil czy rotmistrz Pilecki, powinni mieć pogrzeb z honorami. Trzeba odnaleźć ich groby i oddać im cześć. Polska jest im to winna. Niedziela, 17 maja 2009

Polska jest im to winna



Wszystko wskazuje na to, że grób zamordowanego przez UB gen. Augusta Emila Fieldorfa (ps. Nil), dowódcy Kedywu Armii Krajowej, jest na warszawskich Powązkach. Świadczy o tym dokument, który odnalazł dr Jacek Pawłowicz, pracownik Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Powstał on na podstawie zeznań grabarza zatrudnionego przez UB w więzieniu przy Rakowieckiej. – Dokument jest szczegółowy i wiarygodny, ów grabarz zeznawał bowiem przed komisją państwową i nie miał powodu kłamać – mówi „Niedzieli” dr Pawłowicz.

Pogrzeb z honorami

Odnalezienie tego dokumentu w IPN sprawiło, że wkrótce odbędzie się ekshumacja. Poszukiwania grobu gen. Nila rozpoczną się w kwaterze na „Łączce” cmentarza Powązkowskiego, gdzie w latach 1948-56 potajemnie grzebano ofiary mordów sądowych.

Najbardziej prawdopodobny termin to jesień, latem bowiem, ze względów klimatycznych, ekshumacji w ogóle się nie przeprowadza, poza tym trzeba jeszcze załatwić wiele formalności, a to wymaga czasu. Jak wyjaśnia dr Pawłowicz, chodzi przede wszystkim o zebranie dokumentów topograficznych, geodezyjnych, a także o uzgodnienie przebiegu prac z władzami miasta i zarządem cmentarza.

Przy okazji ekshumacji gen. Nila pojawia się szansa na odnalezienie blisko trzystu innych ofiar UB, członków podziemia niepodległościowego.

Bohaterowie narodowi, jak gen. Nil czy rtm. Pilecki, muszą być pochowani godnie, jak na bohaterów przystało. – Powinni mieć pogrzeb z honorami. Trzeba odnaleźć ich groby i oddać im cześć. Polska jest im to winna – podkreśla dr Pawłowicz. Tym bardziej że procesy sądowe były sfingowane. Widać to na przykładzie procesu gen. Nila.

Stalinowski sędzia – Maria Górowska, córka Moryca i Frajdy z d. Eiseman („Polka pochodzenia żydowskiego”, jak pisała o sobie w liście do ministra sprawiedliwości), wiedziała o tym, że „gen. Nil zarzucanego przestępstwa nie popełnił” oraz że „w śledztwie wobec osób przesłuchiwanych stosowano przymus fizyczny w celu uniemożliwienia wykrycia rzeczywistej prawdy o bohaterstwie oskarżonego” (cytat z dokumentacji Prokuratury Wojewódzkiej Wydziału Śledczego w Warszawie). Mimo to wydała wyrok skazujący Fieldorfa na karę śmierci, a następnie – negatywną opinię w sprawie ułaskawienia.

Sfingowane dowody

Tymczasem do tej pory działacze niepodległościowi leżą w anonimowych grobach. Mimo że niektórzy z nich, jak choćby gen. Nil, oficjalnie zostali przecież zrehabilitowani.

W 1992 r. Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie wydała postanowienie o wszczęciu śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez prokuratorów i sędziów, polegających na bezprawnym pozbawieniu wolności Augusta Emila Fieldorfa. W uzasadnieniu czytamy m.in.: „Analiza materiału dowodowego prowadzi do wniosku, że brak było jakichkolwiek podstaw do wydania orzeczenia sądowego skazującego Nila na karę śmierci”.

Trzeba też dodać, że już w 1957 r., cztery lata po straceniu Nila, uznano – po wznowieniu postępowania przez Sąd Najwyższy – iż „zeznania obciążające Fieldorfa wymuszono, a dowody przedstawione sądowi najprawdopodobniej sfingowano. Ustalono, że śledztwo prowadzono z jaskrawym naruszeniem praw podejrzanego”.






Natomiast postanowieniem b. Prokuratora Generalnego z dnia 7 marca 1989 r. po raz pierwszy podano do publicznej wiadomości dokumenty z akt sądowych gen. Nila oraz nazwiska oficerów śledczych, prokuratorów, ławników i sędziów odpowiedzialnych za popełnioną zbrodnię.

Na wysokim szczeblu

Wtedy właśnie pojawiły się sprzyjające okoliczności, by dotrzeć do ludzi, którzy brali udział w aresztowaniu, procesie i wykonaniu wyroku śmierci na Nilu. Co się okazało?

Sędzia Maria Górowska i prokurator Alicja Graff nie odpowiedziały na listy, które wysłano do nich w 1989 r.

Inny sędzia – prof. Igor Andrejew (prawnik, współtwórca kodeksu karnego w PRL-u) udzielił telefonicznie i listownie wyjaśnień o swej roli w procesie. A później, w wywiadzie dla „Tygodnika Solidarność” z 1990 r., na pytanie, dlaczego nie zgłosił w czasie rozprawy zdania odrębnego, odpowiedział: „Zorientowałem się, że zdanie odrębne jest bezcelowe, bo to była sprawa przesądzona. Wyczuwałem nastawienie w tej sprawie.

Ta sprawa była w rękach naczelnej osoby w państwie, to jest jej decyzja”. „Myśli pan o Bierucie” – pytał dziennikarz. „Tak. I dlatego nie widziałem sensu zgłaszania zdania odrębnego” – konstatował profesor. Był on jedyną osobą z grona orzekających w sprawie gen. Nila, która wypowiadała się na ten temat publicznie. Poniósł zresztą tego konsekwencje: usunięto go ze składu Rady Naukowej Instytutu Prawa Karnego UW.

Do prof. Andrejewa kierowała swoje listy córka gen. Nila – Maria Fieldorf (dziś starsza pani mieszkająca w Gdańsku; przyjechała do Warszawy na premierę filmu „Generał Nil”). Pisała wówczas: „Po głębszym zastanowieniu się nad pana słowami o morderstwie politycznym sądzę, że nadeszła pora, aby odsłonić jego kulisy.

Dziś powszechnie wiadomo, że «Komisja Biura Politycznego ds. Bezpieczeństwa Publicznego» w składzie: B. Bierut, J. Berman, H. Minc, S. Radkiewicz podejmowała decyzję o aresztowaniach, nakreślała kierunki śledztwa, ustalała wyroki. Jakie wytyczne i od kogo miał Sąd Najwyższy w sprawie Fieldorfa?”.

Sędzia Andrejew odpisał córce gen. Nila, że sprawa Fieldorfa była pierwszą sprawą polityczną, z którą miał do czynienia. Ale wtedy nie zrodziły się w nim podejrzenia, że dowody były sfabrykowane. Wyznawał: „Miałem zaufanie do rządu (...).

Natomiast jeśli chodzi o samego oskarżonego, nie miałem rozeznania, że to jest wybitny bohater. Toteż w sprawie E. Fieldorfa uwagę moją skupiłem nie na kwalifikacji czynu, lecz na wymiarze kary. – I dodawał: – Odniosłem wrażenie, że cały proces był właściwie tylko po to, by nadać formę prawną decyzji podjętej gdzieś na bardzo wysokim szczeblu”.

Podobną opinię wyraził później Jakub Berman w rozmowie z Teresą Torańską w książce „Oni”. Mówił o Nilu: „Jeżeli należał do czołówki AK-owskiej, z pewnością jego sprawa nie została załatwiona na niskim szczeblu”.





Rozliczenie niemożliwe

W zakończeniu listu do Marii Fieldorf Andrejew napisał: „Od czasu wykonania wyroku sprawa ta leży ciężkim brzemieniem na moim sercu”.

Prof. Andrejew zmarł w Warszawie w 1995 r. Nie został nigdy osądzony.

– Tymczasem wszyscy ci ludzie powinni zostać osądzeni w wolnej Polsce i skazani – podkreśla dr Pawłowicz. Wszczęcia dochodzenia przeciwko osobom, które przyczyniły się do śmierci gen. Nila, domagały się różne środowiska, np. Świętokrzyskie Zgrupowania Partyzanckie czy Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Ale bez skutku.

Dziś to rozliczenie jest już niemożliwe. Wszyscy bowiem, którzy podpisywali się choćby pod wyrokiem śmierci dla gen. Nila, już nie żyją. Za życia zaś zbierali nagrody, medale, otrzymywali gratyfikacje finansowe. Przykłady? Choćby Górowska. Do 1970 r. (!) była sędzią Sądu Wojewódzkiego dla województwa warszawskiego. A potem „w drodze wyjątku otrzymała specjalną rentę”, a także medal pamiątkowy XXX-lecia wymiaru sprawiedliwości PRL, nadawany przez ministra sprawiedliwości „za długoletnią i ofiarną pracę”.

Górowskiej prokuratura w 1995 r. postawiła wprawdzie zarzut zabójstwa Fieldorfa, ale sędzia nie przyznała się do zarzucanego jej czynu. Zaprzeczyła, jakoby z góry była nastawiona na wymierzenie oskarżonemu kary śmierci. Nie przyjmowała wezwań do stawienia się na rozprawy. Gdy nie zgłosiła się do prokuratury w wyznaczonym terminie, została w końcu w 1996 r. doprowadzona przez policję. Sąd przyjął przeciwko niej akt oskarżenia. Rozpoczęło się śledztwo.

Do procesu jednak nie doszło. W wyznaczonym terminie rozprawy, 22 grudnia 1997 r., Górowska przysłała do sądu zaświadczenie lekarskie o złym stanie zdrowia. Obrońca wniósł o zawieszenie procesu i zbadanie oskarżonej. Po badaniach sąd miał podjąć decyzję o dalszych losach procesu. Ale... w 1998 r. Maria Górowska zmarła. Do końca życia była przekonana o słuszności swego wyroku. „Nie poczuwam się do winy” – mówiła.

Zażalenia córki gen. Nila

Wreszcie jedna z kluczowych osób w śledztwie – prokurator Naczelnej Prokuratury Wojskowej w Warszawie ppłk Helena Wolińska-Brus w 1971 r. osiedliła się w Wielkiej Brytanii.

Kiedy w 1997 r. zostało wszczęte śledztwo i wezwano ją do osobistego stawiennictwa w Polsce, w Prokuraturze Okręgowej, Wolińska nie zgłosiła się na zeznanie. Wydano nakaz jej tymczasowego aresztowania.

W 2001 r. został skierowany wniosek do władz Wielkiej Brytanii o ekstradycję Wolińskiej i wydanie jej polskim organom sprawiedliwości. W 2006 r. Anglicy na ekstradycję nie wyrazili zgody, powołując się na względy humanitarne – wiek (87 lat) i stan zdrowia, a także na fakt, że jej czyny zostały popełnione... 50 lat temu. Wolińska zmarła w Wielkiej Brytanii w 2008 r.

Maria Fieldorf wielokrotnie składała zażalenia na prokuraturę, zarzucając jej zbyt wolne prowadzenie śledztwa wobec osób uczestniczących w zabójstwie sądowym Nila, a także opieszałość i nieudolność.

Sprawcy zbrodni do dziś nie zostali osądzeni.