Dzielenie się darem

Wanda Malko

publikacja 02.06.2009 17:00

W rodzinie wybitnego austriackiego kompozytora nie było tradycji muzycznych. Jego przodkowie byli rolnikami, młynarzami, kołodziejami. Wiele lat później Beethoven, oglądając rycinę przedstawiającą dom Haydnów, zawołał zdumiony: „Nieprawdopodobne, żeby tak wielki człowiek urodził się w tak mizernym domu”. Niedziela, 31 maja 2009

Dzielenie się darem



W rodzinie wybitnego austriackiego kompozytora nie było tradycji muzycznych. Jego przodkowie byli rolnikami, młynarzami, kołodziejami. Haydnowie osiedli w Hainburgu, miasteczku we wschodniej Austrii, w pobliżu granicy z Węgrami i Słowacją. Ojciec kompozytora – Mateusz Haydn przybył do Rohrau w 1727 r. Rok później ożenił się z Marią Koller, kucharką na zamku hrabiów Harrach. Zbudował dla swej rodziny dom w Rohrau, w którym przyszedł na świat Joseph. Wiele lat później Beethoven, oglądając rycinę przedstawiającą dom Haydnów, zawołał zdumiony: „Nieprawdopodobne, żeby tak wielki człowiek urodził się w tak mizernym domu”.

Mateusz Haydn nie był nędzarzem, a zachowane rachunki świadczą o tym, że za swe wyroby kołodziejskie otrzymywał godziwe wynagrodzenie. Cieszył się też szacunkiem miejscowej społeczności. Został wybrany na urząd markrichtera i sprawował go przez 21 lat. Odpowiadał za stan dróg, przydzielał mieszkańcom pracę na zlecenie hrabiego Harrach, odpowiadał też za przestrzeganie dobrych obyczajów i zasady niedzielnego odpoczynku.

Trudne początki

Rodzina była religijna, matka Josepha pragnęła, by został kapłanem. Wybór zawodu muzyka był dla niej rozczarowaniem, zwłaszcza że nie dożyła jego sukcesów. Talent muzyczny Haydna ujawnił się we wczesnym dzieciństwie. Chłopiec miał piękny głos, chciał się uczyć gry na instrumentach. Szczególnie podobały mu się skrzypce. Kuzyn Haydnów Johann Mathias Franck zabrał go do Hainburga, gdzie był dyrektorem szkoły i kierownikiem chóru przy kościele św. Filipa i Jakuba. Mając pięć i pół roku, Joseph opuścił Rohrau.

Plan zajęć niespełna sześcioletniego dziecka i warunki nauki w szkole dziś wzbudziłyby oburzenie. Nauka rozpoczynała się o siódmej rano i trwała trzy godziny. O dziesiątej dzieci uczestniczyły we Mszy św. O jedenastej wracały do domu i odrabiały lekcje, a potem rozpoczynały się zajęcia muzyczne. Wspominając ten okres, Haydn napisał: „Bóg Wszechmogący obdarzył mnie takimi zdolnościami, że nawet w szóstym roku życia śpiewałem jak dorosły mężczyzna w czasie Mszy św. w chórze kościelnym i grałem trochę na fortepianie i skrzypcach”.

Uczył się też grać na kotłach i innych instrumentach, kopiował nuty z bogatej kolekcji rękopisów Francka. Brał udział we wszystkich uroczystościach miejskich i kościelnych jako śpiewak lub instrumentalista. Ponadto wypełniał u Francków liczne obowiązki domowe. Jego ubrania, rzadko prane i naprawiane, były w opłakanym stanie: „Stałem się prawdziwym oberwańcem” – stwierdzał. Skarżył się również na niedostatek pożywienia, mówił, że otrzymywał „więcej chłosty niż jedzenia”.

Mimo to czynił szybkie postępy. Gdy Georg Reutter, kapelmistrz katedry św. Stefana w Wiedniu, odbywał podróż w poszukiwaniu śpiewaków do chóru i odwiedził Hainburg, natychmiast dostrzegł talent Haydna. Mały śpiewak oczarował go barwą głosu i precyzją intonacji. Postanowiono, że Joseph uda się do Wiednia po ukończeniu ósmego roku życia. Reutter zobowiązał się dać mu pełne wykształcenie muzyczne.

Obietnicy tej jednak nie dotrzymał. Poza brakiem systematycznej nauki Haydnowi nadal dokuczał głód. Musiał przyzwyczaić swój żołądek do ciągłego postu. Śpiewał najpiękniej jak potrafił i dzięki temu był zapraszany do udziału w tzw. akademiach, czyli koncertach w domach wiedeńskich notabli. Tam dawano chórzystom poczęstunek, więc przynajmniej od czasu do czasu mogli się porządnie najeść.





Reutter był kompozytorem, lecz nie dzielił się z uczniami swą wiedzą. Haydn później mówił o mankamentach swej nauki: „Nie miałem nigdy odpowiednich nauczycieli. Zawsze zaczynałem od razu od strony praktycznej, najpierw w śpiewie i grze na instrumentach, potem w kompozycji. Więcej słuchałem, niż uczyłem się, ale miałem za to możność słuchać najpiękniejszej muzyki”. W okresie mutacji stał się nieprzydatny jako śpiewak i musiał opuścić chór.

Młodzieńczy wybryk stał się pretekstem do wyrzucenia go na ulicę bez rekomendacji i bez grosza. Bezdomnego przyjął do swego mieszkania muzyk Johann Michael Spangler. Haydn zarabiał na skromne utrzymanie, grając na zabawach, udzielając lekcji muzyki, biorąc udział w serenadach – wieczornych i nocnych koncertach, bardzo modnych w ówczesnym Wiedniu.

Wiosną 1750 r. odbył pielgrzymkę do cudownej kaplicy Matki Bożej w Mariazell. Pozostał tam przez tydzień, śpiewając w chórze. Zarobił niewielką sumę, a po powrocie do Wiednia kupiec Antoni Buchholz udzielił mu 150 florenów pożyczki na dalszą naukę. Pozwoliło to na wynajęcie skromnego mieszkania i zakup starego fortepianu.

Haydn przystąpił do uzupełniania braków w wykształceniu. Studiował podręczniki harmonii i kontrapunktu, poznawał nowe utwory, m.in. sonaty C.Ph. E. Bacha, podejmował próby kompozytorskie. Napisał operę komiczną „Kulawy diabeł”, która w ciągu kilku dni zdobyła powodzenie.

Dzięki lekcjom muzyki, którymi zarabiał na życie, zaczął nawiązywać kontakty pomocne w dalszym rozwoju kariery. Poznał pisarza Pietro Metastasio, kompozytora Nicolo Porporę i hrabinę Thun, którą uczył śpiewu i gry na fortepianie. Został polecony czeskiemu hrabiemu F. M. von Morzin i zaangażowany na stanowisko kapelmistrza, a następnie został wicekapelmistrzem na dworze książąt Esterhazy.

U Esterhazych

Współpraca z rodziną książęcą trwała niemal czterdzieści lat (1761-1790, 1795-1804). Haydn stopniowo awansował, w 1766 r. został pierwszym kapelmistrzem. Mankamentem pierwotnego kontraktu był obowiązek komponowania wyłącznie dla księcia. W połowie lat siedemdziesiątych sporządzono nowy kontrakt i niewygodny zakaz został cofnięty. Przez 30 lat Haydn współpracował z księciem Miklosem Jozsephem, a po jego śmierci otrzymał zapisem testamentu roczną pensję i – zachowując kontrakt – mógł zamieszkać w Wiedniu.

Dzięki Esterhazym miał zapewniony byt materialny, lecz absorbowały go liczne obowiązki, nie tylko kompozytorskie. Twórczość Haydna rozkwitła, a jej obfitość i różnorodność świadczyła o niebywałym talencie tego kompozytora samouka. Pisał opery (4-8 premier rocznie), symfonie, koncerty, muzykę kameralną, zwłaszcza kwartety smyczkowe, sonaty, utwory religijne.

Poza komponowaniem, dyrygowaniem chórem i orkiestrą podczas bardzo licznych koncertów i spektakli Haydn spełniał administracyjne obowiązki kierownika personelu muzycznego, bibliotekarza, zarządzającego instrumentami, doglądał kopistów przygotowujących nuty, dbał o sprawy bytowe muzyków. Prowadził jako dyrygent codzienne próby chóru i orkiestry. Pracę na służbie książęcej oceniano często jako niewolnicze wręcz uzależnienie.





Sam Haydn sądził jednak inaczej. W rozmowie ze swym biografem stwierdził: „Mój książę był zawsze zadowolony z moich utworów. Miałem nie tylko zachętę w postaci stałej aprobaty, lecz także jako kapelmistrz mogłem eksperymentować... Byłem odseparowany od świata, nie było nikogo, kto by mi dokuczał czy wprawiał w zakłopotanie; w tych warunkach niejako musiałem być sobą”. Przyjazne stosunki z książęcą rodziną utrzymywały się do końca jego życia. Był też uznany i lubiany przez muzyków, którzy doceniali jego troskę, poczucie humoru oraz szlachetny charakter i nazywali go „Papą Haydnem”.

Lata sławy

Kompozycje Haydna były podziwiane i cenione. Podczas wizyty cesarzowej Marii Teresy w Esterhazie Haydn zaprezentował przedstawienie operowe. Cesarzowa skomentowała: „Jeśli zechcę rozkoszować się dobrą operą, pojadę do Esterhazy”. To zdanie obiegło cały Wiedeń i przysporzyło twórcy popularności.

Sława Haydna przekroczyła granice Austrii. Pierwsze oznaki uznania przyszły z Hiszpanii. Na zamówienie kanonika katedry w Kadyksie Haydn napisał „Siedem słów Chrystusa na krzyżu”. Po wykonaniu „Stabat Mater” w Paryżu nadeszło zamówienie na cykl symfoniczny. Powstały słynne „Symfonie paryskie”.

Utworami Haydna interesowali się też Anglicy. Wydawca William Foster opublikował 129 utworów, w tym liczne symfonie. Zamówienia płynęły także z Włoch i Rosji. Wkrótce Haydn cieszył się największym rozgłosem spośród europejskich kompozytorów.

Po śmierci księcia Miklosa Esterhazyego jego następca zlikwidował orkiestrę, lecz zachował kontrakt z Haydnem. Dał mu też całkowitą swobodę decydowania o swej przyszłości. Sławny już twórca udał się do Wiednia. Nawiązał współpracę z angielskim impresariem Johannem Peterem Salomonem i w grudniu 1790 r. wyruszył do Londynu, żegnany przez przyjaciół, a wśród nich W. A. Mozarta, który powiedział: „Obawiam się, Papo, że jest to nasze ostatnie pożegnanie”. Słowa te okazały się prorocze, Mozart zmarł w 1791 r.

W Londynie powitano Haydna entuzjastycznie. Koncerty, podczas których występował, grając na fortepianie i dyrygując swoimi utworami, cieszyły się wielkim powodzeniem, a reakcja publiczności była bliska szaleństwa. Londyńska prasa pisała: „Pokładamy nadzieję, iż po naszym entuzjastycznym przyjęciu największy geniusz muzyczny epoki da się być może nakłonić do pozostania w Anglii”.

Nie brakło też zaszczytnych wyróżnień, a wśród nich honorowego doktoratu w dziedzinie muzyki od uniwersytetu w Oxfordzie. Wykonaną podczas uroczystości Symfonię G-dur nr 92 nazywano odtąd „Oxfordzką”. Po raz drugi kompozytor gościł, z równym powodzeniem, w Anglii w 1794 r.

Twórczym owocem podróży był cykl dwunastu „Symfonii londyńskich”, najbardziej dojrzałych utworów symfonicznych Haydna. Ponadto kompozytor uczestniczył w festiwalu muzyki Haendla. Usłyszane wówczas oratoria wywarły na nim ogromne wrażenie. Po powrocie do Wiednia napisał pod wpływem muzyki swego wielkiego poprzednika „Stworzenie świata” i „Pory roku”.






Przystępując do pracy nad oratorium „Stworzenie świata”, Haydn zanotował: „Pragnę napisać dzieło, które na stałe rozsławi moje imię w świecie”. Prawykonanie w Wiedniu było kolejnym wielkim sukcesem. Księżna Eleonora Lichtenstein, będąc pod wrażeniem muzyki, stwierdziła: „Człowiek zmuszony jest wylewać czułe łzy nad wielkością, majestatem i dobrocią Boga. Dusza odczuwa uniesienie. Można jedynie kochać i podziwiać”. To znakomita recenzja.

Starzejący się kompozytor po tym wysiłku twórczym odczuwał zmęczenie. Uskarżał się w liście do wydawcy: „Moje interesy, w miarę jak przybywa mi lat, idą coraz gorzej. Świat codziennie prawi mi wiele komplementów dotyczących moich najnowszych utworów, ale nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, ile napięcia i wysiłku kosztuje mnie moja twórczość... coraz częściej osłabiona pamięć i rozstrojone nerwy tak bardzo dają mi się we znaki, iż popadam w melancholię. Bywa, że przez wiele dni nie potrafię sformułować choćby jednego pomysłu...”.

Mimo pogarszającego się stanu zdrowia tworzył nadal, napisał m.in.: dwie duże msze, koncert na trąbkę, kilka kwartetów smyczkowych i austriacki hymn narodowy „Gott erhalte”. Ostatnią mszę stworzył w 1802 r.

U schyłku życia

W 1805 r. Europę obiegła wieść o śmierci Haydna. Planowano organizację koncertów poświęconych jego pamięci. W Paryżu Luigi Cherubini skomponował okolicznościową kantatę, a dopełnieniem programu miało być „Requiem” Mozarta. Haydn był nieco rozbawiony tą pogłoską. Skomentował to: „Zacni ludzie, jestem im wielce zobowiązany za ów niezwykły honor. Gdybym tylko wcześniej o tym wiedział, pojechałbym do Paryża poprowadzić «Requiem» osobiście”.

Sławnego kompozytora odwiedzało w Wiedniu wielu muzyków, m.in. wydawca Ignacy Pleyel ze swym synem. Camille Pleyel opisał tę wizytę w liście do rodziny: „Znaleźliśmy go bardzo słabym... Zastaliśmy go z różańcem w ręku; sądzę, iż niemal cały dzień schodzi mu na modlitwie. Wciąż powtarza, że jego koniec jest bliski, że jest już zbyt stary i niepotrzebny na tym świecie”.

76. rocznicę urodzin Haydna uczczono w Wiedniu koncertem 27 marca 1808 r. Wykonano „Stworzenie świata”. Dyrygował Salieri, a kompozytor był obecny na koncercie. Wiosną 1809 r. armia francuska zbliżyła się do Wiednia. Francuzi zajęli przedmieścia, a dom Haydna znalazł się w obrębie walk.

Po kapitulacji miasta Napoleon postawił u drzwi straż honorową. 26 maja Haydn w obecności wszystkich domowników trzykrotnie zagrał na fortepianie swój hymn austriacki. Zmarł pięć dni później – 31 maja. Pogrzeb był bardzo skromny. Uroczystości żałobne odbyły się 15 czerwca, wykonano wówczas „Requiem” Mozarta.

Pogodny i pracowity, uparcie dążący do realizacji swego celu przez trudne lata dzieciństwa i wczesnej młodości oraz tytaniczną wręcz pracę w latach dojrzałych Haydn uważał, że ma obowiązek dzielić się swym niezwykłym darem, którym był talent muzyczny.

Świadczą o tym jego słowa pochodzące z listu do melomanów z Bergen: „Często, gdy walczyłem z różnego rodzaju przeciwnościami... gdy słabły moje siły – czy to fizyczne, czy umysłowe – i gdy miałem trudności w wytrwałym kroczeniu po drodze, na którą wszedłem, coś tajemniczego szeptało mi: – Jest na tym padole niewielu zadowolonych i szczęśliwych; wszędzie panuje smutek i troska – być może pewnego dnia twoja praca stanie się źródłem, z którego zmęczeni czy przygnębieni kłopotami ludzie będą mogli zaczerpnąć parę chwil odpoczynku i pokrzepienia. Cóż za potężny motyw dążenia naprzód”.

Być może i dla nas pogodna, pełna humoru muzyka Papy Haydna jest darem na trudne czasy. Darem, którym nadal dzieli się z nami kompozytor, 200 lat po swojej śmierci.