Polski Czerwiec ’89 – początkiem przemian Europy

Rafał Dutkiewicz

publikacja 02.06.2009 17:22

Wielkimi krokami zbliża się 4 czerwca – rocznica jednego z najważniejszych wydarzeń w nowożytnej historii Polski. Wprawdzie wybory 1989 r. nie były w pełni wolne, ale z całą pewnością uchyliły nam drzwi do niepodległości, były „zaproszeniem” do wspólnoty wolnych krajów Europy. Niedziela, 31 maja 2009

Polski Czerwiec ’89 – początkiem przemian Europy



Wielkimi krokami zbliża się 4 czerwca – rocznica jednego z najważniejszych wydarzeń w nowożytnej historii Polski. Wprawdzie wybory 1989 r. nie były w pełni wolne, ale z całą pewnością uchyliły nam drzwi do niepodległości, były „zaproszeniem” do wspólnoty wolnych krajów Europy.

Drzwi do niepodległości

Nie ulega wątpliwości, że polskie wydarzenia związane z czerwcowymi wyborami w 1989 r. wywołały falę przemian w Europie Środkowo-Wschodniej, doprowadzając do zjednoczenia Niemiec, ale też do poszerzenia Unii Europejskiej i NATO. Bardzo interesująco pisze o tym Fritz Stern w książce „Niemcy w pięciu wcieleniach”.

„Teraz, patrząc z oddali, widziałem, jak Wrocław lat osiemdziesiątych nabierał nowego znaczenia, stając się prawdziwą twierdzą «Solidarności», tego polskiego ruchu społecznego, który doprowadził do samowyzwolenia Europy Wschodniej, a także do zjednoczenia Niemiec”.

Nasz polski problem polega – jak już wielokrotnie w przeszłości bywało – na braku umiejętności „wygrywania” naszych zwycięstw. Niestety, wraz z upływem lat w świadomości społecznej Europy, a może i świata, to upadek muru berlińskiego postrzegany jest jako moment ostatecznego upadku żelaznej kurtyny. Nam zabrakło determinacji, a może umiejętności przekonania opinii światowej do tego, co dla Sterna było jakże czytelne, niepodważalne. Powód takiej sytuacji może być jednak bardziej prozaiczny.

To, co dla nas było i jest największą wartością, a więc niemal pokojowe wyzwolenie, bez wielkich dramatów, w zasadzie bez rozlewu krwi, dla świata pozostało niezauważone, a jeżeli nawet zauważone, to nasze pięć minut było bardzo krótkie. Być może powodem takiego stanu rzeczy był brak spektakularnego momentu zwrotnego, dominanty, jaką z całą pewnością był upadek muru. Jednak polski rok 89 nie wyrósł z niczego. Był efektem, konsekwencją kilku zjawisk i procesów, z których najważniejsze to:

– bardzo silna, niespotykana w żadnym innym kraju bloku wschodniego pozycja Kościoła w Polsce powojennej

– rozwój opozycji demokratycznej, począwszy od lat siedemdziesiątych, stale społecznie obecnej.

Gdybym miał zrekonstruować ciąg istotnych zdarzeń, to najsensowniej byłoby rozpocząć od 1978 r., kiedy Polak Karol Wojtyła został papieżem. Jego pierwsza wizyta w Polsce związana była nie tylko z falą wielkiego entuzjazmu, religijnej refleksji, ale też z nieplanowaną i nieoczekiwaną (szczególnie przez komunistyczne władze) demonstracją siły społecznej, wynikającej ze spotkań z Ojcem Świętym.







Można śmiało powiedzieć, że jednym ze skutków tej pielgrzymki było powstanie „Solidarności”. „Solidarność” zaś dzięki silnemu oporowi społecznemu i dzięki wsparciu Kościoła przetrwała stan wojenny, aby odrodzić się w 1989 r., przynosząc Polsce wolność, a światu – upadek komunizmu. W żadnym razie nie można przecenić roli Kościoła, jaką odegrał w czasie stanu wojennego.

Wszyscy pamiętamy działalność charytatywną i bezpośrednie wspieranie internowanych i ich rodzin przez Arcybiskupi Komitet Charytatywny we Wrocławiu, ale też pośrednie i bezpośrednie wspieranie działalności opozycyjnej. Symbolem takiej postawy Kościoła jest ks. Jerzy Popiełuszko.

Wrocław jeden z bastionów „Solidarności”

W tych trudnych chwilach Wrocław miał niezwykłe szczęście do wielkich przedstawicieli Kościoła, których działalność dawała podporę i nadzieję. Nie sposób wymienić wszystkich, ale nie można zapomnieć o tak wspaniałych postaciach, jak ks. Stanisław Orzechowski, ks. Mirosław Drzewiecki, ks. Andrzej Dziełak czy o. Adam Wiktor. Oni sprawiali, że noc stanu wojennego była dla nas wszystkich mniej czarna.

Istotną przestrzenią wymiany myśli były Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, które piszący te słowa – jako działacz KIK-u – współorganizował w latach 80. W kilkudziesięciu kościołach Wrocławia dziesiątki tysięcy wrocławian wysłuchiwało prelekcji, uczestniczyło w wydarzeniach artystycznych, rozmawiało nie tylko z uczonymi teologami, ale i z literatami, działaczami opozycji, wybitnymi Polakami o „niepokornym rodowodzie”.

Jeżeli wśród Czytelników tego tekstu są ludzie, którzy pamiętają jeszcze tamten czas, doskonale rozumieją, ile znaczyła dla nas możliwość swobodnej rozmowy, wymiany myśli nieskrępowanej cenzurą i strachem. Ile znaczyły spotkania z tymi ludźmi – nosicielami prawdy i wewnętrznej, bardzo osobistej wolności. To dawało siłę, której tak bardzo obawiała się władza.

Ale myliłby się ten, kto nie znając specyfiki tamtego czasu, uważałby, że było tylko szaro i tylko smutno. Bywały też sytuacje zabawne. Wiele z nich związanych jest z osobą szczególną, zajmującą poczesne miejsce w historii polskiego Kościoła i w historii Wrocławia – z kard. Henrykiem Gulbinowiczem.

W 1984 r. nasze małżeństwo pobłogosławił ówczesny biskup pomocniczy archidiecezji wrocławskiej Adam Dyczkowski. Z Adamem (dla przyjaciół i wychowanków – Harnasiem) wiąże się anegdota, w której główną rolę odgrywa Ksiądz Kardynał. Otóż w 1982 r. zjawiliśmy się u abp. Gulbinowicza: Tesia Szostek i ja, aby – któryś już raz – zaczerpnąć ze słynnych 80 mln zł, które tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego Dolnośląska „Solidarność” zdeponowała u Metropolity.





Zaczerpnąć na potrzeby podziemnej „Solidarności”. Ksiądz Arcybiskup chciał nam przekazać pieniądze w obecności świadka i poprosił do siebie bp. Dyczkowskiego. Ponieważ jednak wszyscy obawiali się wówczas podsłuchów, to kiedy bp Dyczkowski wszedł do gabinetu, Arcybiskup wskazując Tesię i mnie, powiedział do Adama: „Księże Biskupie, siostry przyszły do nas z prośbą o pieniądze na ochronkę”.

Harnaś nie zorientował się jednak o co chodzi i rozpostarłszy ramiona ruszył w moim kierunku, mówiąc: „Witam, drogi Rafale!”. Na co zirytowany Gulbinowicz trzasnął dłonią w biurko i rzucił: „Nie Rafał, tylko siostry, siostry mówię!”.

Zawsze, także i dziś, kiedy udaję się na Ostrów Tumski, myślę o moim wspaniałym przyjacielu, który – mam nadzieję – nie pogniewa się, że tak go nazywam. O Księdzu Kardynale, który pyta mnie często:

– Dzieci rozrabiają?
– Oj, rozrabiają!
– Bogu dzięki!

Kiedy już w 1989 r. powstały komitety obywatelskie, to ich rozwój był tak dynamiczny dlatego, że były całkowicie wspierane przez Kościół. Dysponowałem np. plikiem podpisanych przez bp. Adama Dyczkowskiego zaświadczeń in blanco o treści następującej: „Okaziciel niniejszego pisma jest osobą godną zaufania w sprawach, które reprezentuje”. Nazwiska wpisywałem sam.

„Europa – to nasza historia”

Także o tych sprawach opowiada wystawa: „Europa – to nasza historia”, którą sprowadziliśmy do Wrocławia. Rozpoczyna ją obraz „27 Europejczyków” – ogromne zdjęcie, a właściwie wideo, przedstawiające 27 mieszkańców 27 krajów Unii Europejskiej.

Opowiadają oni o tym, że można i trzeba być obok bliźniego, obok drugiego człowieka. Twarze tych ludzi pokazują czasem ich charaktery, czasem środowisko, w którym wyrośli, niekiedy rysy ich przodków, prawie zawsze pokoleniową, znaną i nieznaną historię, która ich poprzedziła i stworzyła.

Ważne są dwa momenty wystawy. Pierwszy, który mówi o tym, że projekt europejski powstał z głębokiego namysłu, zastanowienia, refleksji, a te też i z szoku związanego z II wojną światową. Nie jest przypadkiem, że refleksja ta była tak głęboko chrześcijańska w swoich wyobrażeniach dotyczących przyszłości. Drugim zaś ważnym momentem jest opowieść o tym, jak zrodziła się ponowna jedność Europy.

Dwadzieścia lat po zakończeniu II wojny światowej kard. Bolesław Kominek napisał w słynnym liście biskupów polskich do biskupów niemieckich: „Wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Słowa te służyły budowaniu europejskiej jedności.

Jan Paweł II zaś powiedział kiedyś: „A ja na tych Bolesławowych słowach całe moje nauczanie oparłem”.

Najważniejszym przesłaniem wystawy jest to, że 1989 r. przyniósł wolność i narodowi polskiemu, i wielu innym narodom, i krajom europejskim. Spowodował też, że żelazna kurtyna, dzieląca Europę, opadła. Miejmy nadzieję, że na zawsze.