Ja potrzebuję ciebie, ty potrzebujesz mnie

Magdalena Pawlicka

publikacja 18.08.2009 21:35

Gdy rodzi się córka, trzeba zasadzić lipę. A gdy przychodzi na świat syn, wtedy zasadzić trzeba dąb. To jest oczywiste od pokoleń w rodzinie Golców. Drzewa rosną razem z dziećmi, dorastają, owocują. I pozostają dłużej niż człowiek, by cieszyć tych, co będą po nas. Niedziela, 16 sierpnia 2009

Ja potrzebuję ciebie, ty potrzebujesz mnie



Gdy rodzi się córka, trzeba zasadzić lipę. A gdy przychodzi na świat syn, wtedy zasadzić trzeba dąb. To jest oczywiste od pokoleń w rodzinie Golców. Drzewa rosną razem z dziećmi, dorastają, owocują. I pozostają dłużej niż człowiek, by cieszyć tych, co będą po nas. Po to Bóg daje talenty, by mądrze z nich czerpać, by je mnożyć, by dzielić się nimi, rozwijać je. I pozostawić po sobie, przekazać następcom.

Bracia bliźniacy Paweł i Łukasz od kilku lat mają swoje własne, piękne domy, ale poznawanie ich świata zaczęliśmy od miejsca, gdzie się wychowali i gdzie obok domu jest ściernisko. Mama Golcowa, pani Irena, powitała nas serdecznie, po góralsku. Przed domem siedziała jej mama Helena, babcia Pawła i Łukasza. Nie mówiła nic, pogodnie się tylko do nas wszystkich uśmiechała. Dziś babci już w Milówce nie ma, jest pamięć po niej.

Dom, w którym wychowali się bliźniacy, jest murowany, pięknie zadbany. Na kuchni wielki gar flaków, które mama Golcowa ugotowała dla naszej ekipy.

Idziemy na piętro. W małym pokoiku stoją jeszcze dwa łóżka: tu, po lewej, spał Paweł, a tu, po prawej – Łukasz. Na ścianie ich portrety namalowane przez najstarszego z braci – Rafała, absolwenta Akademii Sztuk Pięknych.

Na drugim piętrze każdy z braci dziś ma u mamy swój pokój – przestronny, z łazienką, z przygotowanym małżeńskim łożem. Żeby dalej czuli się tu u siebie – oni i ich żony.

Kasia i Paweł zbudowali dom nowoczesny, murowany, z wielką oszkloną ścianą, wychodzącą na ogród. Edyta i Łukasz nie mieli wątpliwości, że ich dom ma być tradycyjny, góralski, jak domy ich dziadków. Dom zbudowali w Bielsku ze względu na miejsce pracy Kasi – Teatr Banialuka. Bo Kasia jest absolwentką Wydziału Lalkarskiego. Dziś nie pracuje już w teatrze, skończyła studia logopedyczne. Pomaga w Fundacji Braci Golec. Ma też własne artystyczne pomysły na życie.

Obie panie Golec podobnie postrzegały swoich mężów z czasów kawalerskich. Łukasz grał z Edytą w tej samej szkolnej orkiestrze.

– Siedziałam z przodu, a Łukasz za mną. Zawsze, kiedy tylko się odwróciłam, napotykałam jego wzrok – wspomina Edyta. – Obaj cieszyli się sławą kobieciarzy, ściemniaczy. Więc nie widziałam się w tym związku. Owszem, spotykaliśmy się na kawie czy w kinie, ale nie traktowałam tego poważnie. Aż do czasu, gdy zaprosiłam go na wesele w mojej rodzinie i na tym weselu było takie „bum”, że to chyba już będzie to!

– Mąż był wprawiony w podrywaniu dziewczyn – mówi Kasia.

– Nie był wprawiony! – protestuje Paweł. – Grzeczny chłopak był!

– Wiadomo – muzyk stoi na scenie, dziewczyny piszczą – tłumaczy Kasia.

– To po bracie opinia szła! – śmieje się Paweł.

Pytam, czy bracia ze sobą rywalizowali.

– Jeden był lepszy z matmy, drugi z geografii. A właściwie z matmy obaj byliśmy marni. Paweł był lepszy z geografii, a ja z angielskiego.

– Wykorzystywaliście to? Zdarzało się, że jeden odpowiadał za drugiego?

Chwila wahania i szczere wyznanie.

– To normalne, że bliźniacy, w dodatku tak samo ubrani, sobie pomagają.

– A te podmianki w sprawach z dziewczynami też się zdarzały?

Zapada cisza. Siedzące obok żony przenoszą na nich uważne spojrzenia.

– Tak strasznie nie było… – mówi asekuracyjnie Paweł.

– Czyli coś tam macie na sumieniu? – dociskam.

– To wszystko jest przekoloryzowane – Paweł dalej się broni.
– Te dziewczyny pewnie się teraz zastanawiają, jak to było – mówi karcącym tonem Kasia.






– Teraz już możecie powiedzieć prawdę, który z was to był! – idzie jej w sukurs Edytka.

Widzę, że obie żony jeszcze nie wiedzą, czy z właściwymi sobie temperamentami pokazać swoje zgorszenie, czy też zachować powściągliwość.

– Człowiek był młody, to różne psikusy robił – Łukasz gra w otwarte karty.

– Robiło się zakłady z kolegami. I dziewczyny miały łamigłówkę, czy to był on, czy nie on. Parę podmianek było...

– Najlepiej to nam wychodziło na koloniach – Paweł dołącza do opowieści.

– Bo dwa tygodnie to za mało, żeby kogoś dobrze poznać. Wtedy można było robić niezłe cyrki.

– No, wiesz co?! – wybucha Kasia. Ale wszyscy się śmieją. I nikt nie ma wątpliwości, że dziś Paweł i Łukasz to przykładni mężowie i ojcowie.

Zresztą dziedzictwo zobowiązuje. Dziadek Jan Golec był ułanem, ojciec w czasie wojny podoficerem radiotelegrafistą. Miał trzynaścioro rodzeństwa. Najstarszego Zygmunta Niemcy więzili na Montelupich w Krakowie. Jego siostrę Stanisławę, czyli ciocię Pawła i Łukasza, zamordowało NKWD, a na wujka Franka, oficera Armii Krajowej, komunistyczny rząd wydał wyrok śmierci. Ukrywał się do lat siedemdziesiątych. Gdy po niego przychodzili, chował się w komórce za szafą.

Paweł i Łukasz czują zobowiązanie. W wolnej Polsce chcą dać coś od siebie, jakoś kontynuować rodzinne tradycje. Wydają piękne książki o strojach ludowych mieszkańców Karpat polskich, by zanikające tradycje zapisać, może ocalić. Założyli Fundację Braci Golec, gdzie uczy się grać blisko setka góralskich dzieci.

Cały następny dzień siedzieliśmy na głowie Edycie i Łukaszowi. Zakochaliśmy się w maleńkiej Tosi, co tańczyła z braciszkiem Bartkiem w takt kołysanki, którą ułożył dla swojej chrześniaczki brat jej taty Rafał.

Zdarzyło wam się kiedyś być u kogoś po raz pierwszy i czuć się tak, jakbyście go znali od stu lat? I że w ogóle nie chciało się wam stamtąd wychodzić? Tak właśnie czuła się cała ekipa „Zacisza Gwiazd” u Golców. Dzieci tańczyły i śpiewały, a teściowie Łukasza – rodzice Edytki pomagali im dzielnie. Kiedy późnym wieczorem padło sakramentalne: „Koniec zdjęć!”, Łukasz wyciągnął góralski specyfik – wódkę z miodem i cytryną. Znakomicie poprawia nastrój. Wzbranialiśmy się, ale tylko przez grzeczność i tylko przez chwilę…

Na czym polega fenomen popularności Golców? Przed nimi góralską muzykę wprowadzali do popkultury inni. Ale dopiero oni potrafili wykreować naprawdę wielkie przeboje i uzyskać status gwiazd masowej wyobraźni. No i niewielu artystów cytował w swym przemówieniu prezydent USA. A właśnie Golcową frazę o ściernisku George Bush wybrał jako metaforę dynamiki przemian w Polsce.

Ale ważniejsze jest chyba to, jacy są, jaki wizerunek wnoszą do naszej wspólnej – tak gęsto bombardowanej głupotami – medialnej świadomości. Nie ma w nich ani jednej fałszywej nuty. Ani w ich muzyce, ani w życiu. Są spontaniczni, naturalni, mówią, co myślą. Nie wstydzą się mówić o tym, w co wierzą. Że trzeba kochać Boga, Ojczyznę, żonę, dzieci. I dawać więcej, niż brać. I robią to, co mówią. Na pewno zaliczylibyście ich do grona waszych najbliższych przyjaciół…

*****

Artykuł stanowi autorską, skróconą wersję tekstu wydrukowanego w książce Magdaleny Pawlickiej „Zacisza Gwiazd”.