Gość w dom, Bóg w dom

Tomasz Musiał

publikacja 12.01.2010 15:56

Kolęda to unikalna w skali świata forma duszpasterstwa. Ksiądz chodzi po parafii i odwiedza rodziny. Modlą się wspólnie, rozmawiają, czasem się spierają. Jakie są atuty kolędy? Niedziela, 10 stycznia 2010

Gość w dom, Bóg w dom



Trochę inaczej wygląda wizyta duszpasterska na wsi, a inaczej w dużej parafii wielkomiejskiej. – Na wiejskiej parafii proboszcz ma kartotekę w głowie – mówi ks. prał. Ryszard Olszewski, kapłan, 41 lat po święceniach, proboszcz dużej i prężnej parafii i jednocześnie sanktuarium pw. św. Maksymiliana Marii Kolbego w Pabianicach, w archidiecezji łódzkiej.

– Inaczej „kolęduje się” w wiejskiej parafii – potwierdza ks. Adam Łyczkowski z parafii św. Jakuba Apostoła w Krosnowicach, w diecezji świdnickiej. Księdzem jest od 11 lat. Ma porównanie. Wcześniej pracował w dużym i średnim mieście. Na czym polega różnica? – Częściej odczuwam życzliwość swoich parafian – odpowiada. Jak to okazują? – pytam. – W zwykłych gestach: uśmiechu, a nawet odświętnym ubraniu, nierzadko witając oczekiwanego gościa przed domem. W wielkomiejskiej parafii zdarzało się, że gospodarz witał mnie w nie pierwszej świeżości dresie – dodaje.

Z czego wynika ta różnica między wspólnotami wiejskimi a miejskimi? Ks. dr Marek Łuczak, socjolog i duszpasterz, wyjaśnia: – Kolęda inaczej wygląda w blokowiskach, gdzie można spotkać ludzi niekoniecznie zintegrowanych z parafią, bo najczęściej na jakimś etapie życia pojawili się w tym miejscu, prawdopodobnie z powodów związanych z pracą zawodową. Zupełnie inaczej wygląda to w miejscach, gdzie rodziny są wielopokoleniowe, a wszyscy, odświętnie ubrani, czekają na księdza, nierzadko przed furtką, na zewnątrz, i zapraszają do środka. Z doświadczenia wiem też, że w takich przypadkach trudno jest zbyć kolędę, poświęcając rodzinie zaledwie kilka minut. Nieraz siedzi się w takim domu pół godziny.

Pilnowanie czasu

– Fakt, trzeba pilnować czasu, żeby się nie zasiedzieć – tłumaczy ks. Łyczkowski. Świdnicki kapłan ma w parafii 3 tys. osób. Jest sam. Kolędę rozpoczyna tuż po świętach. Dziennie idzie do 20-25 rodzin. Zajmuje mu to prawie miesiąc. Kolędę trzeba skończyć przed feriami, kiedy dzieci i młodzież rozjeżdżają się na wypoczynek. – U nas nie ma problemu z pośpiechem –mówi ks. kan. Andrzej Stępień z parafii Świętej Trójcy w Będzinie (diecezja sosnowiecka). Najstarsza parafia w 60-tysięcznym mieście liczy 3, 5 tys. osób. – Jest nas trzech i spokojnie, bez pośpiechu zdążymy odwiedzić wszystkich do połowy stycznia – mówi. Ale nie wszędzie można sobie pozwolić na taki luksus.

Za Brynicą, która rozdziela Zagłębie od Śląska, w niektórych parafiach kolędowanie zaczyna się już w Adwencie. Szczególnie w tych parafiach, które liczą po kilka tysięcy wiernych. – Odkąd katecheza powędrowała do szkół, z kolędą trzeba było skończyć przed feriami, stąd bardzo często w soboty i niedziele poprzedzające Boże Narodzenie księża idą z ministrantami do wiernych, a zamiast tradycyjnych pieśni bożonarodzeniowych śpiewa się adwentowe – tłumaczy ks. dr Marek Łuczak.

Przy okazji rozmowy o czasie podczas kolędy pojawia się znowu temat rozróżnienia między wsią a miastem. – Ludzie na wsi mają więcej czasu dla księdza – mówi ks. Rafał Nowiński, wyświęcony w 2000 r. kapłan diecezji kieleckiej, od ponad dwóch lat wikariusz parafii Wszystkich Świętych w Brzezinach. – W mieście częściej mówi się „nie mam czasu” i to ma także przełożenie na obraz kolędy.

Gdy chodzę z wizytą duszpasterską po parafii, gdzie obecnie pracuję, i nie czuję tego wszechogarniającego poczucia braku czasu, mam szansę stać się podczas wizyty „domownikiem” u witających mnie gospodarzy – objaśnia swoje odczucia kapłan. – I wtedy następuje prawdziwe otwarcie – dodaje zaraz. – Ludzie szczerze wyrażają wobec księdza swoje radości, czasem też płaczą.

Preparacja

Ks. Nowiński zwraca też uwagę, że do kolędy trzeba się przygotować. – Dla mnie takim przygotowaniem są rekolekcje. Co prawda nie ma szans, żeby ksiądz odbył je tuż przed samym rozpoczęciem wizyty duszpasterskiej, bo wiadomo: Adwent, Roraty i same święta. Dlatego świadomie wybieram na nie ostatni termin listopadowy – tłumaczy kielecki kapłan.





W dużych miastach, gdzie ludzie często do późnych godzin nocnych albo w różnych porach doby pracują, informacje o zapowiadanej wizycie duszpasterskiej przekazuje się nie tylko za pomocą ogłoszeń w kościele czy na stronie internetowej, ale doręcza się je osobiście do mieszkańców. – Każdego roku wydaję przed kolędą specjalny list do parafian – tłumaczy ks. prał. Ryszard Olszewski z Pabianic. Piszę w nim krótko o tym, co w parafii zdarzyło się w minionym roku, co udało się zrealizować, jakie są plany, na co chcemy położyć szczególny nacisk w najbliższej przyszłości. List informuje, o czym chcemy rozmawiać na kolędzie. Roznoszą go po domach ministranci w przeddzień kolędy, pozyskując przy okazji informacje, o której godzinie ksiądz może zastać domowników – tłumaczy przygotowania do kolędy Ksiądz Prałat. – W tym roku tematem numer jeden będzie Nawiedzenie Kopii Cudownego Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Pabianicka parafia przeżywała już tę wyjątkową chwilę. Teraz po rodzinach pielgrzymować będą małe kopie częstochowskiej Ikony.

Zamknięte drzwi

– Nie przyjmuje nas 30 proc. rodzin – odpowiada Ksiądz Prałat, gdy pytam o popularność kolędy. W miastach, odmiennie niż na wsi, to zupełnie normalna rzecz, że nie wszyscy przyjmują księdza po kolędzie. Podobnie zresztą jest i w niektórych mniejszych miejscowościach. Duszpasterzujący w Radziszewie, w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, ks. Jacek Fabisiak mówi, że i w jego parafii drzwi części domów są zamknięte przed kapłanem.

– Otwierają się w wyjątkowych przypadkach – mówi z goryczą – gdy trzeba coś w kościele załatwić: chrzest, I Komunię św., bierzmowanie. – Nam też się to zdarza – potwierdza ks. Andrzej Stępień z odległego o pół tysiąca kilometrów Będzina. – Sekularyzacja postępuje i generalnie nikt nie powinien tej tezy kwestionować – tłumaczy ks. Łuczak. – Na podstawie osobistych doświadczeń z kolędy widzę jednak, że choć przyjmuje nas mniejsza liczba parafian, kolęda staje się zdecydowanie przyjemniejsza, i wcale nie chodzi tu o ułatwienia związane z mniejszym wysiłkiem. Ludzie po prostu przyjmują nas o wiele bardziej świadomie, znają nas i kościół, a my jesteśmy jak swoi pośród swoich. Społeczeństwo jest dzisiaj katolickie bardziej z wyboru niż z przypadku. Może więc z tą sekularyzacją nie jest aż tak źle? – zastanawia się śląski Kapłan.

Piąte przykazanie kościelne

A pieniądze? Nikt nie ukrywa, że wizyta duszpasterska jest także okazją do wypełnienia piątego przykazania kościelnego, które nakazuje, aby troszczyć się o materialne potrzeby Kościoła. – Czeka mnie już nie remont, ale rekonstrukcja barokowej świątyni – mówi ks. Stępień z Będzina. W Pabianicach kościół niby jest nowy, ale ciągle doposażany. Za zakupione niedawno 80 ławek trzeba zapłacić 240 tys. zł. – Na szczęście udało mi się rozłożyć spłatę na dwa lata – mówi ks. prał. Olszewski. Przy parafii działa oratorium, ośrodek kultury chrześcijańskiej, parafia ma swój własny ośrodek kolonijny, pracowników. To wszystko kosztuje. Kapłani generalnie chwalą hojność swoich wiernych. – Choć są niezamożni, to na Kościół nie żałują – mówi, doceniając swoich parafian ks. Łyczkowski.

Prawdziwe żniwo

Pieniądze to nie najważniejszy atut kolędy. Tutaj kapłani są zgodni. Pozwala im ona dotrzeć do swoich parafian, nawet do tych, których na co dzień nie widują w kościele. – To reewangelizacja – mówi ks. Olszewski z Pabianic, wspominając choćby małżeństwa niesakramentalne, z którymi zawsze rozmawia się o wartości sakramentu. – Często mówią, że ich nie stać. Odpowiadam: Przyjdźcie do proboszcza. Pieniądze nie mają żadnego znaczenia. Takie same sytuacje spotyka ks. Fabisiak z archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. – W tych domach jest to główny temat rozmów. – Po każdej kolędzie chrzcimy kilka zaniedbanych pod tym względem dzieci – dodaje ks. Stępień z Będzina. To nie są jedyne owoce kolędy. Po styczniowych odwiedzinach w domach poszerza się zwykle grono ministrantów, kogoś uda się przekonać, żeby spróbował swych sił w chórze parafialnym, innego – żeby zaangażował się w działający przy parafii zespół charytatywny albo pogłębił swoje życie duchowe w którymś z ruchów religijnych. Zresztą kolęda działa też w drugą stronę. – Jedna strona coś zyskuje i druga także – mówi ks. Rafał z diecezji kieleckiej. – Dzięki kolędzie i bezpośredniemu kontaktowi z ludźmi staję się po prostu lepszym księdzem.