Mediator ostatnia szansa

Anna Cichobłazińska

publikacja 23.02.2010 17:30

W firmie narasta konflikt między pracownikami a pracodawcą. Pracownicy mówią o złych warunkach pracy, złej komunikacji między nimi a kadrą kierowniczą, ale najważniejszą kwestią są zarobki. Rozmowy powodują tylko usztywnienie stanowisk. Strajk wisi na włosku. I wtedy na scenę wkracza mediator. Niedziela, 21 lutego 2010

Mediator ostatnia szansa



Mediator w sporach zbiorowych nie ma łatwego zadania. Musi pamiętać, że jego rola polega na tym, aby pomóc stronom rozwiązać konflikt, i że wszystko w zasadzie zależy od nich samych. Mediator nie ma żadnej władzy, nie jest arbitrem ani sędzią. Nie może niczego nakazać ani zakazać.

Między młotem a kowadłem

Z jednej strony uczestnicy sporu oczekują od mediatora pomocy w znalezieniu sprawiedliwego rozwiązania, z drugiej – wszyscy chcą go mieć po swojej stronie. Bardzo często jest on przedmiotem manipulacji. Parafrazując znane powiedzenie z filmu „Sami swoi”: sprawiedliwość sprawiedliwością, bezstronność bezstronnością, ale mediator musi być po naszej stronie – tak strony często postępują wobec mediatora. Zdarzają się i takie sytuacje, że mediator staje się zakładnikiem jednej ze stron, i to w sensie dosłownym. – Związki zawodowe postanowiły, że nie wypuszczą mnie z zakładu, jeśli nie sprowadzę do sali obrad pracodawcy, który chciał przełożyć mediacje na kolejny termin – powiedział mi jeden z mediatorów.

Aby uniknąć stronniczości, mediator powinien wystrzegać się osądzania stron, a nawet poszukiwania na własną rękę odpowiedzi na pytanie, kto ma rację. – Koncentruję się na dwóch aspektach sporu: interesach i wzajemnych relacjach między stronami. Często sama moja obecność pełni funkcję uzdrawiającą relacje w firmie – mówi mediator. – Nie pozwalam na zachowania, które podważają poczucie godności drugiej strony, np. na inwektywy, krzyk, argumenty ad personam. Krótko mówiąc, staram się zapobiec eskalacji konfliktu przez ograniczenie negatywnych emocji.

Przede wszystkim zaufanie

Jako najważniejsze cechy w tym zawodzie mediatorzy wymieniają zdecydowanie: obiektywizm, komunikatywność, zaufanie i bezstronność. Mediator nie ma osobistego interesu, by konflikt rozwiązać w określony sposób. Kontroluje przebieg rozmów, dba o to, czy strony się rozumieją, zapobiega eskalacji emocji, podsumowuje poszczególne etapy mediacji, a nawet – jeśli zajdzie taka potrzeba – służy pomocą w poszukiwaniu rozwiązań. Mediator to jednak przede wszystkim człowiek zaufania. Ta cecha powoduje, że trudno jest od mediatorów uzyskać informację o konkretnych mediacjach. Mediacje wymagają zaufania. Medialny szum, gdy jedna ze stron przekaże informacje dziennikarzom, powoduje, że druga strona usztywnia swoje stanowisko, a to wydłuża mediacje.

Człowiek orkiestra

Niezbędny warunek to wiedza o branży, w której toczy się spór. – Żeby się podjąć mediacji w konkretnej branży: górniczej, energetycznej, służby zdrowia czy innej, muszę najpierw wiedzieć, na czym polega spór. Muszę uzyskać wiedzę w wielu dziedzinach: ekonomii, prawa, zarządzania, finansów. Jeżeli sam nie mogę zgłębić zagadnienia, pytam fachowców, ekspertów, znajomych. Jeżeli w dalszym ciągu mam wątpliwości, to na pierwszym spotkaniu proszę o dokładne poinformowanie o problemach, które budzą moje wątpliwości. Nie przystępuję do mediacji w ciemno, jest to zaproszenie do manipulacji przez strony sporu – mówi mediator z 15-letnim stażem w mediacjach.





Zapanować nad stronami

Odporność na stres to cecha, którą mediatorzy wymieniają jako niezbędną w tym fachu. Mediator musi być wyłączony z emocji, tzn. nie może im ulegać. Zdarza się jednak, że czasem musi zareagować emocjonalnie. – Gdy mediacje przebiegają w bardzo gorącej atmosferze i stronom puszczają nerwy, muszę zapanować nad ludźmi – mówi jeden z mediatorów. – Osiągnięcie porozumienia wymaga wzajemnych ustępstw, a silne emocje temu nie sprzyjają. Najmniejsze ustępstwo jawi się wtedy jako katastrofa i całkowita przegrana. Trzeba więc nakłonić strony do uelastycznienia stanowisk, np. przedstawiając alternatywę braku porozumienia, tzn. wyjaśnić, co się stanie, gdy się nie dogadają.

Bezstronność – tak

Czy mediator zawsze musi przyjąć postawę bezstronności? Wszyscy mediatorzy, z którymi rozmawiałam, mówili zdecydowanie: tak. Zdarzają się jednak sytuacje, że jedna ze stron jest w negocjacjach słabsza. Często bywa to strona związkowa, która nie ma dostatecznej wiedzy na temat mechanizmów ekonomicznych, finansów czy też taktyki prowadzenia negocjacji. Wydaje się – mówią mediatorzy – że mediator może wówczas wzmocnić taką stronę. Zdarza się też odwrotna sytuacja, kiedy to pracodawca ma słabszą sytuację negocjacyjną, np. małe doświadczenie, małą odporność psychiczną w negocjacjach ze związkami zawodowymi, które korzystają z fachowego doradztwa swojej centrali związkowej. – Widziałem przerażonego dyrektora kopalni, który wydawał się kompletnie bezradny wobec skądinąd naturalnych jak na związki zawodowe metod rozstrzygania konfliktu – powiedział jeden z mediatorów mediujący na Śląsku. W tej kopalni miała miejsce jedna z krótszych mediacji tego mediatora. Trwała 1 dzień. Strony porozumiały się w czasie przerwy na papierosa, mediator nawet nie był przy tym obecny. Wystarczyła jedna runda rozmów, po której strony w poczuciu bezpieczeństwa powiedziały sobie, co miały do powiedzenia. Kiedy emocje opadły, okazało się, że różnice są mniejsze, niż uczestnicy sporu sądzili. Takie sytuacje należą jednak do rzadkości.

Bilans jeden do jednego

Stworzenie stronom bezpiecznych warunków komunikacji to jedna z funkcji mediacji. Nie zawsze to jednak wystarcza. Niektóre mediacje ciągną się miesiącami. Największą szansę na pozytywne zakończenie sporu dają takie mediacje, kiedy w firmie są jakieś zasoby do podziału, np. firma wypracowała zysk i pracownicy żądają podwyżki. Wtedy można się bardzo długo targować, ale z reguły strony dochodzą do porozumienia. O wiele trudniej jest prowadzić mediacje tam, gdzie zarobki są bardzo niskie, a pracodawca nie dysponuje dodatkowymi zasobami do podziału. Polskie prawo dopuszcza także takie kuriozalne sytuacje, że firma nie ma właściciela, a jednocześnie może funkcjonować i być podmiotem prawnym. Taką sytuację zastał jeden z mediatorów po przyjeździe do firmy, którą zagraniczny właściciel porzucił, wykreślając się z rejestru sądowego. Dyrektor został pozbawiony w związku z tym wszelkich pełnomocnictw do prowadzenia negocjacji, a sytuacja firmy i pracowników była dramatyczna pod względem finansowym.

Inną dramatyczną sytuację zastał mediator w przedsiębiorstwie przejętym przez firmę z tej samej branży. Wyłącznym celem tego przejęcia było zamknięcie przedsiębiorstwa, sprzedaż jego mienia i w efekcie pozbycie się konkurencji. Nowy właściciel robił wszystko, by nie dopuścić do mediacji. Skorzystał z prawa rezygnacji z mediatora bez podawania przyczyn. Gdy przyjechał nowy mediator, związki zawodowe były tak rozwścieczone, że w odwecie go odrzuciły. Bilans był jeden do jednego. Trzeci mediator nie zdążył przyjechać, bo firma przestała istnieć. Jaki z tego morał? Najgorszy jest brak rozmów. Dopóki toczy się spór, jest nadzieja na porozumienie.