Wszystkie drogi prowadzą do Boga

Rozmowa z Mustafą Cherifem, algierskim filozofem i teologiem

publikacja 05.06.2007 21:54

Mój ojciec i dziadek byli imamami, zawsze bardzo otwartymi na każdego człowieka. To oni nauczyli mnie, że chrześcijanie są nam najbliżsi przez swoją wiarę. Od dnia międzyreligijnego spotkania w Asyżu czuję się osobiście zaangażowany w dialog międzyreligijny. Przegląd Powszechny, 6/2007

Wszystkie drogi prowadzą do Boga



– Od dnia spotkania z papieżem Benedyktem XVI, a było to 11 listopada 2006 r., uosabia Pan niejako ten odłam islamu, który chce rozmowy, kontaktu z chrześcijaństwem. Dlaczego Panu na tym zależy?

– Przesiąkłem tą atmosferą w dzieciństwie, bo mój ojciec i dziadek byli imamami, zawsze bardzo otwartymi na każdego człowieka. To oni nauczyli mnie, że chrześcijanie są nam najbliżsi przez swoją wiarę. Od dnia międzyreligijnego spotkania w Asyżu i tamtej modlitwy o pokój czuję się osobiście zaangażowany w dialog międzyreligijny. Nie jestem naiwny i wiem, że nie jest to łatwe. W sposób naturalny, czyli z miłością, staram się zbliżyć do drugiego człowieka, potrzebuję tego. Pragnę dowiedzieć się, jak mój brat chrześcijanin wierzy w Boga. To pozwala mi z kolei pogłębić i wzbogacić moją własną wiarę.

– No to czego się Pan o nas dowiedział?

– Przeczytałem Ewangelie i dowiedziałem się z nich np., że „ostatni będą pierwszymi”. Nauczyło mnie to nikim nie pogardzać. Prorok Mahomet uczy mnie kochać drugiego człowieka – jako muzułmanin świadczę więc przede wszystkim, że chrześcijanin jest moim bratem, a zatem powinienem szanować różnice, jakie są między nami. Przecież św. Jan napisał: „Jak chcesz kochać Boga, którego nie widzisz, skoro nie umiesz kochać swojego brata, którego widzisz?” Dowiedziałem się też, że chrześcijanin wierzy w to, co mówi Koran, że ten, kto czyni dobro i jest uczciwy – pójdzie do raju. Żaden z nas nie ma praw wyłączności do prawdy. Oczywiście, trzeba unikać zarówno relatywizmu, jak synkretyzmu, ale trzeba uznać, że każdy z nas ma swoją Wielką Prawdę. Potrzebuję tego drugiego na mojej drodze, dzięki jego spojrzeniu z zewnątrz mogę stawać się lepszym, poprawiać własne błędy.

– Czy właśnie to powiedział Pan papieżowi Benedyktowi XVI?

– Tak. Po wystąpieniu Ojca Świętego w Ratyzbonie napisałem do niego list, który opublikowała francuska prasa. Chciałem uspokoić nastroje, zależało mi też, by ekstremiści nie wykorzystywali zaistniałej sytuacji do swoich celów. Byłem przekonany, i po spotkaniu z Ojcem Świętym okazało się, że miałem rację, iż nieporozumienie wynikło raczej z jego niewystarczającej znajomości islamu niż ze złych intencji. A to przecież chcieli nam wmówić ekstremiści! Jego Świątobliwość Benedykt XVI jest wielkim teologiem chrześcijańskim, ale nie jest specjalistą w kwestiach islamu. To naszym – islamskich myślicieli i teologów – obowiązkiem jest przybliżyć mu naszą religię, przekonywać go, że to milcząca większość wiernych stanowi o prawdziwym obliczu islamu. Papież wysłuchał mnie z ogromną uwagą i dobrocią, to jest człowiek wielkiej ciekawości intelektualnej, stawiał wiele pytań, nasza dyskusja trwała przeszło pół godziny…




– Ale to jednak głos islamskich ekstremistów słychać lepiej. Dlaczego oni mówią głośniej od Pana?

– Oni nie mówią głośniej – ich częściej dopuszcza się do głosu. Myślę, że ogromna jest tu odpowiedzialność mediów. Z sobie tylko znanych powodów częściej udzielają głosu tym, którzy są w stanie uczynić wiele zła. Dlaczego nie pozwala się mówić głosom rozsądku, tym, którzy są rzecznikami większości muzułmanów?

Odpowiedzialność leży też po stronie tych wszystkich, którzy nie rozumieją wagi komunikowania się: polityków, przedstawicieli życia religijnego z obu stron, nawet elit kultury. Wszyscy powinniśmy nauczyć się tłumaczyć ludziom spoza własnej wspólnoty zasady naszej wiary, opinie, stanowiska etyczne, moralne, polityczne… Ogromna większość muzułmanów w dzisiejszym świecie naprawdę bardzo pragnie i potrzebuje dialogu, kontaktu z innymi. Tymczasem nie zawsze mogą to robić, bo już na wstępie narzuca im się „jedynie słuszny”, czyli zachodni, model społeczeństwa, wiary, wizji świata. Myślę, że prawdziwy dialog musi zacząć się od samokrytyki, a nie od krytykowania drugiej strony.

– Jak nie krytykować jednak, gdy mamy nieodparte wrażenie totalitaryzmu krajów islamskich?

– Przyznaję, że trzeba to cierpliwie tłumaczyć. Prawdziwy totalitaryzm tworzą ci, którzy są „wewnątrz” i niewiele rozumieją. A ci „na zewnątrz” – mieszają pojęcia. Islam zaczyna ponownie odnajdywać swoje miejsce w świecie współczesnym zaledwie od niespełna stulecia. Oskarżanie go o totalitarne zapędy, o odbieranie ludziom wolości itp. pod pretekstem, że od lat mamy do czynienia z nierozumiejącymi istoty islamu ekstremistami jest grubą przesadą, a nawet brakiem dobrej woli!

– Przyznaję, że nie bardzo rozumiem…

– Świadczy to tylko o tym, jak słabo znacie islam. Nie zawracacie sobie głowy, by spokojnie i obiektywnie zrozumieć, w co wierzy muzułmanin, co naprawdę zawiera przesłanie, które nazywamy Koranem. Przyznam, że nawet my, muzułmanie, nie zawsze chcemy dobrze to zrozumieć. I nie chcemy, a może tylko nie potrafimy, wyjaśnić innym ludziom zasad swojej wiary. Naturalne jest, że muzułmanin pragnie żyć w zgodzie z tym, w co wierzy. W przeciwnym przypadku sytuacja byłaby „schizofreniczna” – nie można wierzyć w coś i jednocześnie odrzucać to w codziennym życiu. Wbrew pozorom islam nie jest więc totalitarny – on ma tylko ambicję, by muzułmanin żył w zgodzie z wiarą, jaką głosi. Islam postrzega życie jako całość. Wbrew temu, co można często usłyszeć, islam wcale nie miesza różnych porządków: religii i polityki, sfery prywatnej i sfery publicznej, sfery sacrum i sfery profanum. Islam pragnie jedynie znaleźć między nimi harmonię. Z tego właśnie korzystają ekstremiści, mieszając pojęcia, a w rezultacie prowadząc do totalitaryzmu. A ci, którzy nie wiedzą, że islam dąży do wewnętrznej równowagi, oskarżają go o intencje totalitarne, teokratyczne.




– Państw islamskich nie uważa się jednak na ogół ani za państwa świeckie, ani demokratyczne. Wyjątek stanowi tu Turcja i czy nie jest paradoksem, że właśnie do Turcji pojechał papież Benedykt XVI, by szukać porozumienia, zbliżenia z islamem?

– Ta wizyta zaplanowana była od dawna. A islam od zawsze był świecki: nigdy nie stworzył organizacji kościelnej, prorok nie zostawił następców, wszyscy wierni islamu żyją po prostu „w świecie”. Islam nie stworzył przecież jednego modelu państwowego: mamy muzułmańskie republiki, monarchie oświecone, przetrwały jeszcze monarchie absolutne. Nie ma jednego modelu „państwa islamskiego”. Naprawdę, każdy kraj islamu jest inny i trzeba po nich pojeździć, by to dobrze zrozumieć.

– Ale my boimy się tam jeździć, przy tym wiemy, że wielu chrześcijan cierpi w krajach muzułmańskich tylko z powodu wiary. Niełatwo jest być chrześcijaninem w Indonezji, w Maroku, a nawet tu, w Algierii. Jak więc wytłumaczyć tym ludziom, że islam jest religią tolerancji, tak jak Pan ją przedstawia. Czy nie ma sprzeczności między tym, co słyszymy podczas międzyreligijnych spotkań „na szczycie”, a tym, jak rzeczywiście żyją ludzie?

– Po pierwsze, na najwyższą uwagę zasługuje zarówno sytuacja mniejszości muzułmańskich w krajach chrześcijańskich, jak mniejszości chrześcijańskich w krajach islamu. Również mniejszości muzułmańskie w Europie uskarżają się na dyskryminację, nawet na islamofobię. Podobnie chrześcijanie mają pełne prawo skarżyć się na różne trudności i zadrażnienia. Trzeba spojrzeć sprawiedliwie: Ewangelia nie jest odpowiedzialna za to, jak traktuje się muzułmanów, ani Koran za złe traktowanie chrześcijan. To raczej sytuacja polityczna na świecie, a szczególnie to, co dzieje się w Iraku i Palestynie stwarzają sytuacje pełne lęku, nieufności, nierzadko też chęci odwetu. Do tego dodajmy pamięć poranioną nadal wspomnieniami z epoki kolonialnej. To nie ma jednak niczego wspólnego z duchowością. Chrześcijanin, człowiek Zachodu powinien zrozumieć różnicę między ekstremistami a prawdziwymi muzułmanami, a mieszkańcy krajów islamu nie powinni absolutnie traktować jednakowo zwyczajnych chrześcijan i przedstawicieli niektórych rządów zachodnich, pozwalających sobie na nadużycia wobec nas.

– Bardzo zakorzeniony w nas jest obraz islamu jako religii surowej. Pan się ciągle uśmiecha – czy robi Pan to, by przeciwstawić się stereotypowemu obrazowi współwyznawców? A czy np. islamska chusta nie jest nadal znakiem strachu i zamknięcia?

– Na pewno nie, jeśli chodzi o samą zasadę. Chusta, zasłona oznacza, że muzułmanka pragnie żyć przede wszystkim swoją wiarą, że najważniejsze jest dla niej życie wewnętrzne. Jednak dla wielu osób chusta, hidżab, są wyrazem strachu, zamknięcia, odcięcia od świata, odrzucenia go i w gruncie rzeczy dość powierzchownej wiary. Wszystko zależy od intencji, w jakiej jest noszony. A tej z góry nie da się osądzać. Islam uczy, że czyny należy sądzić przez ich intencje. Tak naprawdę w islamie liczy się przecież postawa serca… I jeszcze jedno: kiedy ludzie są zamknięci w sobie, oznacza to, że nie są pewni własnej wiary, że nie znają dobrze świętych tekstów Objawienia. Kto ufa samemu sobie – ufa też drugiemu człowiekowi i idzie do niego z uśmiechem.




– Kiedy Pana słucham, teraz i przy innych okazjach, odnoszę często wrażenie, że to mówi ktoś należący do mojej religii. Czy w rozmowie z papieżem też były jakieś kwestie, w których całko-wicie zgadzaliście się?

– To prawda, że język, sposób mówienia może stanowić ważny punkt styczny. Wszystkie drogi prowadzą ku Bogu, ale prowadzą przez rozum, a rozum mówi nam, że powinniśmy nauczyć się żyć ze sobą. Rozmawiając z papieżem zdołaliśmy sobie wzajemnie pokazać, że jesteśmy przyjaciółmi i sojusznikami, a nie konkurentami wobec wspólnych wyzwań, którym musimy stawić czoło w zeświecczonym, ogarniętym konsumpcją, wyschłym duchowo świecie. Co do różnic, to w moim rozumieniu są one bogactwem, a nie przeszkodą do współpracy i powodem do wrogości.

Powiedziałem jeszcze papieżowi, że wiem, iż dla chrześcijan stanowimy tajemnicę, bo nasze Objawienie nastąpiło już po przyjściu Jezusa. Na to on odpowiedział: „Tak, to jest tajemnica, która mnie niepokoi i drąży, bo przecież wiem także, że Duch Święty nie przestaje działać”.



Rozmawiała JOANNA PIETRZAK-THÉBAULT

***

MUSTAFA CHERIF jest filozofem, znawcą islamu, byłym ministrem kultury Algierii, byłym ambasadorem w Egipcie.

JOANNA PIETRZAK-THÉBAULT, absolwentka italianistyki Uniwersytetu Warszawskiego, doktor nauk humanistycznych; współpracuje z „Głosem Katolickim”, tygodnikiem wydawanym przez Polską Misję Katolicką w Pa-ryżu. W latach 1995-2002 korespondentka we Francji Katolickiej Agencji Informacyjnej, obecnie stały współpracownik redakcji zagranicznej KAI. W latach 2000-2002 kierowała ośrodkiem katechetycznym przy publicznej Międzynarodowej Szkole w Lyonie, Cité Scolaire Internationale. Obecnie prowadzi zajęcia w katedrze italianistyki UW oraz pracuje nad wydaniem krytycznym francuskich pism Adama Mickiewicza.