Eklezjologia dla radykalistów

Marek Blaza SJ

publikacja 12.11.2007 10:33

Dokonując próby oceny osobistej refleksji Tomasza Terlikowskiego o Kościele, można zauważyć, iż w niektórych jej aspektach jest bardzo trafna, a w innych... trefna. Przegląd Powszechny, 11/2007

Eklezjologia dla radykalistów




Tomasz Terlikowski znany jest przede wszystkim jako dziennikarz i publicysta, który w sposób niezmiernie aktywny zaangażował się w kwestię lustracji duchownych. Zaapelował bowiem o oczyszczenie Kościoła i ujawnienie faktów dotyczących współpracy konkretnych duchownych z komunistyczną bezpieką. Punktem kulminacyjnym w tej działalności Terlikowskiego był z pewnością niedoszły ingres abp. Stanisława Wielgusa. Prezentowana książka stanowi w dużej mierze owoc osobistych przemyśleń na temat rzeczywistości Kościoła w świetle skandali, których przyczyną byli hierarchowie katoliccy.

Spis treści książki (Wydawnictwo m, Kraków 2007) wskazuje, iż ma ona charakter podręcznika. I choć nie ma klasycznego kościelnego imprimatur, to niejako zamiast niego pojawia się głos abp. Tadeusza Gocłowskiego, który we wstępie zatytułowanym „Jeśli się kocha, trzeba mówić prawdę”, uzasadnia, że mimo gniewnego nieraz tonu, Tomasz Terlikowski kocha swój Kościół. Kocha to, co stanowi jego istotę. Rozumie stawiane Kościołowi wymagania. Nie zamyka oczu na ludzkie słabości w Kościele, choć – tak jak czytelnik – wolałby, żeby tych słabości nie było (s. 7). Metropolita gdański podkreśla, iż autor jest polemistą. Objawia się to zwłaszcza w jego stanowisku wobec poglądów Tadeusza Bartosia, byłego dominikanina, oraz ks. Krzysztofa Paczosa, marianina, który – jak zauważa abp Gocłowski – nie przestudiował dokładnie myśli Jana Pawła II o małżeństwie i ślubowanym dziewictwie (s. 8). Dalej metropolita gdański stwierdza, iż dobrze, że pojawia się taka książka, ponieważ nie pozostawiamy tematu tylko mediom. One są ulotne, a do książki zawsze można wracać. Jestem przekonany, że Autor jest otwarty na dyskusję i dlatego publikacja ta pewnie rozrośnie się, jeśli nie w druku, to w podjętej wymianie myśli na temat ekumenizmu, roli świeckich, małżeństwa, życia konsekrowanego, kapłaństwa (s. 8).

Po wstępie abp. Gocłowskiego zamieszczone zostało kazanie, które wygłosił w kościele Sióstr Felicjanek w Krakowie 7 stycznia 2007 r. wybitny patrolog, ks. Edward Staniek. Dotyczyło ono niedoszłego ingresu abp. Stanisława Wielgusa. Wczytując się w treść tego kazania, jest jasne, iż jego autor był przeciwny ingresowi: Kościół, do którego należymy, jest zbudowany na Chrystusie, a nie na Wielgusie (s. 9). Wczoraj wieczorem prosiłem Boga, aby coś uczynił, żeby do tego Ingresu nie doszło. Myślę, że miliony Polaków prosiły również o interwencję Pana Boga (s. 11). Z drugiej strony ks. Staniek dodał: Dziś stoję przy ołtarzu i sercem jestem z tym człowiekiem, bo wiem, co przeżywa (s. 11).

Wreszcie, po wstępie i kazaniu, głos zabiera sam autor publikacji. We wprowadzeniu wskazuje, iż mówienie o Kościele jest rzeczą niezmiernie trudną. W sytuacji wierzącego chrześcijanina, aktywnego członka wspólnoty kościelnej przypomina to trochę mówienie o własnej rodzinie. W obu przypadkach dotyka się najbardziej osobistych relacji, analizuje się najbardziej ukryte zranienia albo – dla odmiany – najintymniejsze i najwspanialsze doznania (s. 13). W tym kontekście umieszcza też sprawę abp. Stanisława Wielgusa. Z drugiej strony wymienia wiele osób, którym jest wdzięczny za przekazanie mu wiary.

W rozdziale, zatytułowanym „Skandal istnienia Kościoła”, Tomasz Terlikowski wskazuje te dokumenty Kościoła, które stały się znakiem sprzeciwu dla świata. Przybliżył także niektóre głosy krytyczne wobec instytucji Kościoła, w tym np. opinię Tadeusza Bartosia.





Autor podejmuje zagadnienie nieomylności biskupa Rzymu w sprawach wiary i moralności, ale także trzykrotnego zaparcia się Piotra. Dalej Terlikowski uzasadnia konieczność istnienia Kościoła. Na samym początku tej refleksji przypomina, że choć ponad 90 procent Polaków jest ochrzczonych (co oznacza, że należy – chcąc nie chcąc – do Kościoła), wielu uważa, że Kościół nie jest im do niczego potrzebny (s. 29). Dlatego też autor zdecydował się na przedstawienie argumentów, mających na celu obronę konieczności istnienia Kościoła. Odwołuje się do argumentów filozoficznych: antropologicznego i religiologicznego. Przedstawia się on tutaj rzeczywiście jako specjalista w dziedzinie filozofii, a także wykazuje się pewną wiedzą w kwestii mniej znanych w Polsce religii niechrześcijańskich, takich jak np. zoroastryzm czy sikhizm. Wreszcie w swojej argumentacji odwołuje się również do Objawienia. W tym kontekście posiłkuje się niektórymi dokumentami II Soboru Watykańskiego (np. konstytucji „Dei Verbum”), a także myślą wybitnych współczesnych teologów, takich jak kard. Josef Ratzinger (obecny papież Benedykt XVI) czy ks. Wacław Hryniewicz OMI.

Autor omawia także dosyć szczegółowo formułę św. Cypriana z Kartaginy: poza Kościołem nie ma zbawienia. Najpierw przybliża pokrótce jej historię, by następnie spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, poza którym Kościołem nie ma zbawienia. W tym kontekście przedstawia stanowisko najbardziej reprezentatywnych wyznań chrześcijańskich w tej kwestii. Trzeba przyznać, iż czyni to w sposób obiektywny i rzetelny. Oczywiście, ze względu na to, iż książka ta ma charakter publicystyczny, autor dokonuje w niej pewnych uproszczeń. Nie uwzględnia np. stanowiska starożytnych Kościołów wschodnich, Kościołów starokatolickich, Kościołów anglikańskich czy wreszcie Kościołów mariawickich. Natomiast na końcu tego rozdziału przedstawia współczesne interpretacje relacji między Kościołem a zbawieniem.

Od czwartego rozdziału autor koncentruje się głównie na czterech znamionach Kościoła, które stanowią przedmiot wiary, zawarty w Wyznaniu Wiary: jedność, świętość, powszechność i apostolskość. Terlikowski zatrzymuje się najpierw nad kwestią jedności Kościoła. Do jej źródeł, z katolickiego punktu widzenia, zalicza trzy elementy: chrzest, Eucharystię i papieża. Jednocześnie zauważa, iż dla niekatolików zwłaszcza rola i znaczenie biskupa Rzymu są niemożliwe do zaakceptowania w formie, w jakiej ten urząd rozumiany jest obecnie w teologii katolickiej. Z kolei w dalszej części tego rozdziału autor w zarysie przedstawia historię podziału chrześcijaństwa oraz ruchu ekumenicznego. Rozdział ten w sposób szczególny winien zainteresować wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób angażują się w dzieło pojednania między chrześcijanami. Refleksja ta charakteryzuje się bowiem świeżością myśli, jest twórcza i inspirująca.

Tomasz Terlikowski omawia również rzeczywistość Kościoła rozumianego jako Lud Boży. W tym kontekście zajmuje się także inicjacją w chrześcijaństwo. W dużej mierze refleksja ta ma jednak charakter subiektywny. Autor najwięcej miejsca poświęca sakramentowi chrztu, który opisuje, odwołując się do Katechizmu Kościoła Katolickiego i adhortacji apostolskiej Jana Pawła II „Christifideles laici” z 1988 r. Jedynie w dwóch akapitach traktuje o bierzmowaniu, natomiast Eucharystii (I Komunii św.) w kontekście inicjacji autor w ogóle nie uwzględnia. Wróćmy jednak do chrztu, który autor najbardziej wyróżnił. Niestety, trzeba podkreślić, iż jego refleksja na temat udzielania tego sakramentu budzi wiele kontrowersji, może spowodować wiele niepotrzebnego zamieszania, zwłaszcza wśród czytelników nieobeznanych z meandrami obowiązującego prawodawstwa Kościoła katolickiego.




Otóż Terlikowski pisze, iż istotne jest jednak, aby pamiętać, że włączenie [do wspólnoty Nowego Izraela] dokonuje się w „wierze rodziców”, czy może jeszcze dokładniej – jest to włączenie w wiarę rodziców, a zatem jeśli jej nie ma, to nie może się ono dokonać. Stąd tak ostre zapisy kanoniczne (niestety często nieprzekładające się na praktykę życia) sprzeciwiające się chrztom dzieci osób, które nie praktykują swojej wiary albo swoim życiem świadomie i dobrowolnie wyrzekają się relacji z Chrystusem i Kościołem. Przykładem może być sytuacja pary, która z własnej woli nie chce zawrzeć małżeństwa kościelnego, a mimo to pragnie ochrzcić dziecko. W takiej sytuacji – w istocie – nie ma prawa do dokonania takiego aktu, rodzice z własnej woli bowiem wyrzekają się wiary i w związku z tym włączenie dziecka w ich wiarę staje się niemożliwe. Chrzest takiego dziecka byłby wówczas wyłącznie pustym gestem, włączeniem w empiryczną nicość (dom, który powinien stać się jego pierwszym Kościołem, w istocie nie jest bowiem chrześcijański) (s. 122). Niestety, autor bardzo uprościł całą sytuację. Po pierwsze, z góry założył, że katolicy, którzy nie chcą zawarcia ślubu kościelnego, tym samym dobrowolnie wyrzekają się Chrystusa, Kościoła, wiary. Gdyby tak jednak było, to Jan Paweł II inaczej pisałby o tego rodzaju problemach w adhortacji „Familiaris consortio” (nr 80-84) z 1981 r. Co więcej, papież w tym dokumencie ośmielił się pisać o katolikach (sic!) złączonych tylko ślubem cywilnym (nr 82). Natomiast nie ma tam nigdzie mowy o tym, że osoby żyjące w niesakramentalnych związkach małżeńskich, przez sam ten fakt, wyrzekły się wiary. Poza tym w Kościele katolickim prowadzi się duszpasterstwo dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. A zatem, gdyby powyższe twierdzenie Tomasza Terlikowskiego było prawdziwe, to takie duszpasterstwo nie miałoby najmniejszego sensu i byłoby wręcz potępione przez Kościół.

Po drugie, Tomasz Terlikowski w zacytowanym fragmencie odwołuje się do ostrych zapisów kanonicznych, które są zresztą, jego zdaniem, łamane, a które mają zabraniać chrztu dziecka rodziców, którzy nie praktykują. Autor wręcz twierdzi, że w takiej sytuacji dziecko nie jest włączone do Kościoła, ale w empiryczną nicość. Niestety, i tym razem autor dokonał prywatnej, bardzo rygorystycznej interpretacji obowiązującego prawa kanonicznego. W rzeczywistości bowiem Kodeks Prawa Kanonicznego stanowi, iż do godziwego ochrzczenia dziecka wymaga się:1. aby zgodzili się rodzice lub przynajmniej jedno z nich, lub ci, którzy prawnie ich zastępują; 2. aby istniała uzasadniona nadzieja, że dziecko będzie wychowane po katolicku; jeśli jej zupełnie nie ma, chrzest należy odłożyć zgodnie z postanowieniami prawa partykularnego, powiadamiając rodziców o przyczynie (kan. 868, § 1, pkt. 1-2). W tym kanonie istotne są słowa uzasadniona nadzieja (spes fundata), która niekoniecznie musi być związana z wiarą rodziców, tak jak chce tego Tomasz Terlikowski. Niejednokrotnie tą nadzieją są rodzice chrzestni albo ktoś z rodziny (np. babcia), kto zobowiąże się do wychowania tego dziecka po katolicku. W takich sytuacjach przynajmniej jedno z rodziców, którzy sami porzucili wiarę, godzi się na wychowanie swego dziecka w wierze katolickiej. Dlatego też w warunkach polskich niezmiernie rzadko mamy do czynienia z zupełnym brakiem nadziei na wychowanie dziecka po katolicku.





Po trzecie, twierdzenie Tomasza Terlikowskiego, iż chrzest dziecka apostatów i ateistów miałby być pustym gestem i włączeniem w empiryczną nicość, deprecjonuje wręcz znaczenie tego sakramentu i w pewnej mierze nawet podważa jego działanie ex opere operato, czyli przez sam fakt spełnienia czynności sakramentalnej. A przecież sakrament chrztu, nawet gdyby był udzielony niegodziwie, to jednak włącza w Kościół, a nigdy w empiryczną nicość, o czym przypomina chociażby Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 1267).

Na końcu refleksji dotyczącej inicjacji autor wskazuje, iż poprzez bierzmowanie każdy z nas staje się dorosłym członkiem narodu wybranego Kościoła, biorąc na siebie jego obowiązki i zadania. I jak w każdej wielkiej wspólnocie, te obowiązki i zadania są różne, choć jednakowo konieczne (s. 125). Dalej ukazuje symfonię powołań, porównując je do różnych plemion Nowego Izraela. Z kolei w szóstym rozdziale, traktującym o świętości Kościoła, Terlikowski wskazuje, iż wszyscy chrześcijanie są powołani do świętości. Jednak drogi do niej są różnorakie. W tym kontekście autor poświęca najwięcej miejsca tej drodze, którą sam kroczy – małżeństwu. Zauważa, iż jest to najmniej doceniana, ale jedna z najbardziej fundamentalnych dróg do świętości.

W swojej refleksji dotyczącej małżeństwa Tomasz Terlikowski rozprawia się m.in. z poglądami ks. Krzysztofa Paczosa MIC. Napisał [on] tekst, w którym jasno postawił tezę, że życie w małżeństwie nie jest Bogu tak miłe, jak życie w celibacie czy konsekrowanym dziewictwie, a nawet więcej: Kościół nie może i nie powinien stawiać na piedestale świętości jako wzoru dla tych, którzy chcą rzeczywiście spotkać się z Bogiem (s. 140). W dalszej części swego wywodu autor odnosi się do nauczania Benedykta XVI na temat miłości małżeńskiej. Wreszcie wskazuje na współczesne problemy dotyczące małżeństwa, np. rozwody czy traktowanie rodzicielstwa jako ciężaru. W tej refleksji Tomasz Terlikowski z pewnością zamieścił wiele cennych i trafnych uwag. Wydaje się, iż jest to związane z faktem, że sam jest małżonkiem i ojcem. Widać też, że niemały wpływ na jego poglądy wywarł Wasilij W. Rozanow.

Autor przybliża następnie swoje rozumienie życia konsekrowanego. Zauważa, iż wiele elementów życia zakonnego to anachronizm (s. 159). W tym kontekście odwołuje się do krytyki życia zakonnego, której dokonał ostatnio Tadeusz Bartoś. Autor tak ocenia tę krytykę Bartosia: I paradoksalnie w tych niezwykle ostrych (co nie znaczy, że słusznych) słowach zawiera się ziarno prawdy. Istotą życia zakonnego jest bowiem (jakby się to byłemu dominikaninowi nie podobało) właśnie dobrowolne i pełne wyrzeczenie się własnej wolności, zaprzeczenie własnemu ja i podporządkowanie się woli innego, niekiedy aż do zaprzeczenia własnej osobowości (s. 160).





Dalej autor postuluje, by zakonnicy nadal odznaczali się jakimś szczególnym znakiem (niekoniecznie habitem), odróżniającym ich od innych wiernych na podobieństwo małżeńskiej obrączki, która nie tylko staje się symbolem wyboru [małżonków], ale także chroni ich przed rozmaitymi głupimi pomysłami, jakie mogą im czy znajomym przychodzić do głowy. Zdjęcie obrączki bywa niekiedy pierwszym krokiem na drodze do zdrady. I podobnie jest z habitem, koloratką, krzyżykiem, rybką czy symbolem własnego zakonu wpiętym w klapę marynarki (...). Dlatego – choć nie jest to może szczególnie popularne – warto wracać do jasnego świadczenia o własnym powołaniu (s. 162). W tych słowach da się zauważyć pewne wyważenie słów, a także troskę wobec osób konsekrowanych.

Tomasz Terlikowski opisuje kapłaństwo służebne jako trzecią drogę, która nie jest w sposób ścisły związana ani z życiem konsekrowanym, ani z małżeństwem. Opisując współzależność małżeństwa i celibatu oraz kapłaństwa, autor napisał, iż celibat jako obowiązek każdego, kto decyduje się na kapłaństwo, to warunek prawny ustalony przez Kościół łaciński, ale w Kościołach katolickich obrządków wschodnich nie jest on przestrzegany (s. 162). To ostatnie sformułowanie dotyczące katolickich Kościołów wschodnich z pewnością jest niefortunne, ponieważ wynika z niego, że w tych Kościołach celibat nie jest przestrzegany (sic!), czyli łamane jest prawo. Należy jednak żywić nadzieję, iż jest to jedynie lapsus. Natomiast dziwi, że autor pisze tutaj o Kościołach katolickich obrządków wschodnich zamiast o katolickich Kościołach wschodnich, tym bardziej że tylko ta ostatnia nazwa używana jest w oficjalnych dokumentach Kościoła katolickiego i tylko ona z teologiczno-kanonicznego punktu widzenia jest poprawna. A od autora tak dobrze obeznanego z terminologią Kościołów niekatolickich (czego dał on dowód w trzecim rozdziale), można by się tego spodziewać także w odniesieniu do katolickich Kościołów wschodnich. Tomasz Terlikowski, opisując kapłaństwo służebne jako drogę do świętości, odwołuje się do nauczania Benedykta XVI, który podczas pielgrzymki do Polski przypomniał kapłanom, że mają oni być specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem (s. 163).

Z kolei w siódmym i ostatnim rozdziale swojej książki autor podjął refleksję nad apostolskością Kościoła. Najpierw skupił się na temacie nauki apostolskiej, podjął też kwestię nieomylności Kościoła. W tym kontekście stwierdza, iż o ile polityk katolicki może dyskutować z biskupami o wysokości podatków czy rozumieniu najlepszych rozwiązań socjalnych, o tyle nie może już dyskutować nad sensownością ochrony życia poczętego (s. 170). I natychmiast dodaje: Katolik czy katolicki polityk, który kwestionuje absolutny zakaz aborcji, sam siebie stawia poza granicami Kościoła (s. 170). To ostatnie stwierdzenie po raz kolejny pokazuje, że Terlikowski ma dosyć mocną tendencję do wręcz skrajnego generalizowania i upraszczania problemów moralnych czy dyscyplinarnych w Kościele katolickim. Co więcej, takie radykalne stwierdzenia mogą doprowadzić do wniosku, że stosunkowo łatwo można nagle, a nawet nieświadomie, znaleźć się poza granicami Kościoła, czyli być wyłączonym ze społeczności wiernych.





Jednak w kontekście powyższego twierdzenia Tomasza Terlikowskiego należy z całą stanowczością podkreślić, że to nie prywatna opinia katolika (nawet gdyby był duchownym) decyduje o tym, czy dana osoba znalazła się poza granicami Kościoła, ale kompetentna władza kościelna (sąd kościelny, Stolica Apostolska). Nawet w odniesieniu do kar kościelnych, w które osoba wpada na mocy samego działania (latae sententiae), tylko kompetentna władza orzeka ów zaistniały fakt. Nie wystarczy zatem, że komuś się wydaje, iż dana osoba lub grupa osób popadła w kary kościelne. A Tomasz Terlecki w niebezpieczny wręcz sposób zaczyna sobie uzurpować władzę orzekania o tym, kto pozostaje, a kto nie pozostaje w granicach Kościoła. Takie sprawy dotyczące polityków katolickich, którzy muszą głosować w kwestii zakazu aborcji, nie są bowiem w Kościele katolickim ustalane przez jedno, odgórne, lakoniczne i uogólniające zdanie orzekające, jak tego chciałby autor. Gdyby tak było, to katolicka teologia moralna nie rozróżniałaby morderstwa z premedytacją, morderstwa w afekcie czy nieumyślnego spowodowania śmierci. Wszystkie te czyny byłyby bowiem traktowane z taką samą surowością.

W siódmym rozdziale autor podejmuje jeszcze temat sukcesji apostolskiej, którą rozumie przede wszystkim jako łańcuch nakładania rąk. W tym kontekście pisze on również, że sakramenty czy nauczanie biskupa agenta, alkoholika, biskupa z poważnymi problemami obyczajowymi czy nawet złodzieja są nadal tak samo ważne. Jednak charyzmat sakramentu w normalnym życiu wiąże się także z osobistym świadectwem, które może go osłabiać (s. 172). Tomasz Terlikowski w odniesieniu do apostolskości Kościoła porusza także zagadnienie jego misyjności. Natomiast w zakończeniu zatytułowanym „Kryzys w Kościele jako szansa” ukazuje w świetle wydarzeń Wielkiego Tygodnia zmagania z grzechem i innymi rozterkami duchowymi wierzących w Chrystusa.

Dokonując próby oceny osobistej refleksji Tomasza Terlikowskiego o Kościele, można zauważyć, iż w niektórych jej aspektach jest bardzo trafna, a w innych... trefna. Z pewnością publikacja ta spodobać się może katolikom-radykalistom, którzy chcieliby, by całe nauczanie Kościoła było czarno-białe, traktując tym samym wszelkie odcienie szarości automatycznie jako kompromis ze złem.

Jednak dziwić może, iż takie spojrzenie na Kościół proponuje ktoś, kto z wykształcenia jest filozofem chrześcijańskim. A przecież to właśnie scholastyka wypracowała nie tylko definicje, ale także podziały po to właśnie, by nie generalizować i upraszczać. A czytając niniejszą publikację, nieraz można odnieść wrażenie, że zawładnął nią nie duch scholastyki, ale duch filozofii Parmenidesa: Byt jest, a niebytu nie ma.



Recenzja: Tomasz P. Terlikowski, „Kościół (dla) zagubionych”

***

MAREK BLAZA SJ, ur. 1970, dr teologii, wykładowca teologii ekumenicznej i dogmatycznej na Katolickim Uniwersytecie Ukraińskim we Lwowie i na Papieskim Wydziale Teologicznym, sekcja „Bobolanum” w Warszawie. Stały współpracownik „Przeglądu Powszechnego”. Mieszka w Krakowie.