Czas przeszły niedokonany

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski

publikacja 22.12.2007 17:30

IV RP okazała się niewypałem. Jako hasło w pewnym sensie wypełniły ją treścią wydarzenia ostatnich dwóch lat. Co się w tym czasie stało, jak wydarzenia minionego dwulecia rzutują na obecną politykę? Przegląd Powszechny, 12/2007

Czas przeszły niedokonany




Czwarta Rzeczpospolita nie skończyła się 21 października br., po przegranych przez Prawo i Sprawiedliwość wyborach parlamentarnych. Nie przestała wtedy istnieć tak samo, jak nie zaczęła - wraz z objęciem rządów przez PiS dwa lata temu. Ta, wymyślona przez politologa i publicystę Rafała Matyję, a podchwycona przez socjologa Pawła Śpiewaka (potem posła Platformy Obywatelskiej w Sejmie minionej kadencji), koncepcja, która zakładała przeprowadzenie głębokich zamian ustrojowych, łącznie ze zmianą konstytucji, pozostała jedynie hasłem; wcześniej zapowiedzią wielkiej zmiany, później określeniem kojarzonym z okresem, gdy u władzy znalazła się partia Jarosława Kaczyńskiego.

Między latami 2003 a 2005 wielu publicystów toczyło o IV RP spory. Bronisław Wildstein pisał o „Końcu III Rzeczypospolitej”, Waldemar Kuczyński - o prawie społeczeństwa do poczucia sukcesu płynącego z przemian od 1989 r. Charakterystyczne, że wielu podzielało pogląd, iż państwo znalazło się w poważnym kryzysie:

Kryzys widoczny jest gołym okiem. Podstawowe instytucje państwa funkcjonują źle (Wildstein); Nie trzeba być specjalnie bystrym, by zauważyć, że polskie państwo jest w kryzysie (Andrzej Brzeziecki, Jarosław Makowski). Zatem chęć zmian wyrażana przez przedstawicieli głównych partii pretendujących do objęcia steru władzy - PO i PiS - wynikała z ogólnego klimatu zmęczenia i zniesmaczenia ówczesną polityką, zwłaszcza po tzw. aferach Rywina i starachowickiej.

PiS wygrał wybory parlamentarne i prezydenckie z programem IV RP i zapowiedzią przeprowadzenia moralnej rewolucji; powstał nawet projekt konstytucji. Jan Majchrowski, politolog z UW, pisał, że formalnie, powstanie IV RP wymaga zmiany ustawy zasadniczej, ale nadawanie nazw czy numerowanie poszczególnych historycznych form ustrojowych danego państwa powinno być zadaniem bardziej historyków niż ustrojodawców. O zadekretowaniu IV RP powiedział tylko, że magiczne zaklęcia mają moc sprawczą tylko w bajkach; zatem hasło należy potraktować jako wyzwanie dla rządzących, a nie fakt polityczny, tym bardziej ustrojowy.

Podsumowując w „PP” z marca 2006 r. okres kampanii wyborczej zakończonej wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi w 2005 r., pisaliśmy, że bracia Kaczyńscy zapewne zdają sobie sprawę, iż niezrealizowanie wielkich obietnic skończy się kompromitacją, społecznym rozczarowaniem. IV RP okazała się niewypałem. Jako hasło w pewnym sensie wypełniły ją treścią wydarzenia ostatnich dwóch lat. Co się w tym czasie stało, jak wydarzenia minionego dwulecia rzutują na obecną politykę? W próbie odpowiedzi na te pytania pomagają książki „Cień wielkiego brata. Ideologia i praktyka IV RP” Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki (Warszawa 2007) oraz „Krótki kurs IV RP” Kamila Durczoka i Piotra Mucharskiego (Kraków 2007).




Dmuchanie w balon


Obie książki wydano jakby z potrzeby chwili; weszły na rynek wydawniczy w gorącym okresie kampanii wyborczej. Jerzy Baczyński, naczelny „Polityki”, pisze wprawdzie we wstępie do „Cienia...”, że ten zbiór publicystyki politycznej planowano wydać na półmetku rządów PiS, ale dodaje, iż kampania wyborcza to znakomity moment na podsumowanie dotychczasowych obserwacji. Durczok i Mucharski nad książką, na którą składają się wywiady ze znanymi politykami, historykami, socjologami i politologami, pracowali, jak mówią, w rytmie kolejnych politycznych kataklizmów, w wyniku których co miesiąc następował koniec świata.

Słuszna wydaje się opinia o kataklizmach; prof. Władyka na cotygodniowych zajęciach ze studentami dziennikarstwa na UW często zadawał pytanie: Co tym razem wymyśli Jarosław Kaczyński? Kolejny konflikt polityczny miał odwracać uwagę od poprzedniego, tym samym osłabiając wrażliwość opinii publicznej na obniżenie demokratycznych standardów.

Dlatego ważne, by przypomnieć, co działo się przez ostatnie dwa lata. Znajdziemy to wszystko w obu książkach, precyzyjniej opisane przez Janickiego i Władykę. Zacznijmy więc od wymiany kadr ze słynną listą dziesięciu urzędujących ambasadorów do odsunięcia; wiele kluczowych ze względu na interesy Polski placówek dyplomatycznych w Europie i na świecie pozostało nieobsadzonych. A urzędnicy MSZ i byli ambasadorzy zostali - piszą publicyści „Polityki” - zahibernowani. Do pracy przychodzili na kawę i lekturę prasy, marginalizowani przez kierownictwo ministerstwa.

Nastąpiła też zmiana prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, przeprowadzona w niejasny sposób - z eliminacją najmocniejszego kandydata Andrzeja Przewoźnika. (5 lipca 2005 r. „Rzeczpospolita” podała, że w krakowskim oddziale IPN znaleziono dokument obciążający Przewoźnika jako agenta SB; dokumenty wyłowił Zbigniew Fijak, zgodę na ich udostępnienie otrzymał od krakowskiego IPN - miesiąc po deklaracji Przewoźnika o starcie w konkursie na prezesa Instytutu; Sąd Lustracyjny orzekł, że Przewoźnik nie był agentem, argumentując, że nie ma żadnych materiałów, nawet ustnych, potwierdzających jego zobowiązanie się do współpracy, przeciwnie, wykazał on, że takiej współpracy nie chce podjąć; ale 9 grudnia 2005 r. Sejm na prezesa IPN wybrał Janusza Kurtykę, dyrektora Oddziału IPN w Krakowie). Lustracja za rządu PiS m.in. pozbawiła zainteresowanych Sądu Lustracyjnego, kolejne zmiany ustawowe powodowały chaos, np. przez wprowadzenie kategorii Osobowych Źródeł Informacji (tajni współpracownicy SB wymieszali się z pokrzywdzonymi przez nią).

PiS przewietrzył Krajową Radę Radiofonii i Telewizji oraz samą TVP. Wyczyszczono Kancelarię Sejmu. Przy Ministerstwie Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry powołano nową Komisję Kodyfikacyją; ze starą minister wszedł w konflikt. O znanym chirurgu powiedział, że nikt już przez niego nie umrze. Trybunał Konstytucyjny kojarzył się politykom PiS z kwintesencją wrogiej III RP. Zlikwidowano konkursy w służbie cywilnej. TVN wyemitował tzw. taśmy Renaty Beger, czyli nagrane kamerą negocjacje Adama Lipińskiego, posła PiS, z posłanką Beger, którą namawiał do odejścia z Samoobrony i zasilenia szeregów PiS. Wyszła sprawa tzw. szafy Lesiaka (płk. Służby Bezpieczeństwa, potem w Urzędzie Ochrony Państwa), gdzie znalazły się dokumenty mające być dowodem inwigilacji prawicy przez UOP po 1989 r. Antoniego Macierewicza powołano do przeprowadzenia zmian w służbach specjalnych, zwłaszcza likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.





Wojna wicepremiera i ministra edukacji Romana Giertycha z Witoldem Gombrowiczem wydaje się przy tym błahostką. A przecież miała na celu - z powodów politycznych i ideologicznych antypatii - usunięcie z kanonu lektur szkolnych jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy (a wraz z nim Witkacego, Goethego, Kafki, Conrada, Herlinga-Grudzińskiego i Dostojewskiego). Wybuchały kryzysy rządowe. Afera w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym okazała się początkiem końca IV RP.

Te wydarzenia wyznaczały polityczno-medialny spór o IV RP, ale zaraz schodziły z wokandy ustępując miejsca kolejnym „porażającym” faktom - piszą Durczok i Mucharski. Rządy PiS stały się czasem ciągłego proklamowania nowych początków, kryzysów, odwlekania terminów „zmieniania Polski”, podtrzymywania atmosfery kampanii wyborczej, podgrzewania atmosfery walki przypominaniem, że przyspieszone wybory są możliwe, co miało utrzymywać w ryzach chwiejną koalicję.

Gdzie się dało, PiS stosował własną politykę personalną albo dezawuowania i oblężenia. Wszystko w imię walki z „układem” - powiązaniami świata przestępczego ze służbami specjalnymi, mediami i polityką (w przemówieniu sejmowym z 17 lutego ub. r. Jarosław Kaczyński w przejawy działania „układu” włączył funkcjonowanie WSI, Trybunału Konstytucyjnego, istnienie „łżeelit”). Janicki i Władyka stawiają pytanie: Jak prowadzić walkę ze sławetnym Układem, kiedy samemu tworzy się gigantyczny układ personalny - od prezydenta, premiera, ministrów, służb specjalnych, urzędów centralnych, agencji rządowych, telewizji, spółek Skarbu Państwa po spodziewane opanowanie samorządów; przy wsparciu medialnym, jakiego nie miał żaden inny rząd (państwowe radio i telewizja, prorządowe dzienniki, koncern o. Tadeusza Rydzyka). Jednak balon IV RP musiał pęknąć.

Fakty i mity IV RP


Profesorowie Leszek Kołakowski i Karol Modzelewski „W krótkim kursie...” nie chcą nazywać rządów PiS rewolucją. Kołakowski: Rewolucją bym tego nie nazwał. Rewolucją nazywamy masowy ruch, który przerywa legitymizację ustroju. Modzelewski: Teraz nie mamy ani zmiany ustroju [jak w 1989 r. - JHP], ani nowego ruchu społecznego. Jest za to nawoływanie do odwetu, mobilizacja środowisk społecznych w pogoni za wyznaczoną ofiarą.

A jednak wydaje się, że tak wiele w Polsce zaszło, że trudno mówić o spokojnym powrocie do Trzeciej Rzeczpospolitej. Jarosław Kaczyński zaszczepił w społecznej debacie nowy, albo wcześniej niedowartościowany, sposób myślenia. Zdefiniował kilka, jak piszą Janicki i Władyka, aksjomatów: Każdy matematyk wie, że istota pewników polega na tym, że nie wymagają one dowodu, a za to można na ich podstawie wyprowadzać wiele dalszych twierdzeń. Że krytyka rządów PiS jest szkodliwa? Oczywiście (sięgając po aksjomaty), ponieważ to PiS zmienia Polskę i oczyszcza ją. Że nie ma powrotu do III RP? To znowu oczywiste, ponieważ (aksjomat) był to twór pełen afer i siedlisko układu. Że teraz jest lepsza demokracja niż kilka lat temu? Tak, naturalnie, ponieważ (aksjomat) wcześniej nie było prawdziwej debaty publicznej, bo Michnik zabraniał. Co robią w rządzie Lepper i Giertych? Budują obóz naprawy Rzeczpospolitej. Czy PiS może oddać władzę? Nie, bo (aksjomat) nie ma powrotu do III RP. Czy lewica ma szansę? Nie, ponieważ (aksjomat) Polska jest naturalnie prawicowa. I tak dalej.





Rafał Matyja w „Krótkim kursie...” mówi, że nie ma już kanonu politycznej poprawności, że zmieniły się reguły stosowności, np. dziennikarze bezceremonialnie traktują osoby cenione i szanowane. Warto dodać, że IV RP przyniosła swoje własne autorytety, podniosła prestiż wybranych przez siebie osób, które wcześniej znajdowały się poza głównym nurtem refleksji politycznej. Zmiany, które zaszły, nie odwrócą się raczej w trakcie rządów PO.

Czy nowa ekipa rządząca może czerpać jakąś naukę z ostatnich dwóch lat? Po pierwsze, że demokracja to nie tylko rządy większości, ale także wiele mozolnie wypracowywanych zasad, które bardzo szybko można zniszczyć, a przywrócić trudno; demokracja zasadza się też na wartościach. Jarosław Gowin (PO) wyjaśnił to słowami: Przed zawiązaniem koalicji z Samoobroną i LPR-em PiS stanął wobec wyboru albo władza, albo honor. Wybrał władzę, tracąc honor, a bez honoru (to nie patos, tylko realizm) nie da się długo rządzić. (Przeciwnicy PO winą za konieczność utworzenia trudnej i szkodliwej koalicji PiS-Samoobrona-LPR obarczają partię Donalda Tuska, który, jakoby wiedziony ambicją, nie chciał podporządkować się Kaczyńskiemu ani uznać swojej wyborczej porażki z 2005 r.; Janicki i Władyka tłumaczą, że to właśnie PO - bardziej niż Samoobrona i LPR - bo z nią walczy o rząd dusz PiS, byłaby dla niego szczególnym obiektem ataków i podchodów: Także w sytuacji, kiedy to Platforma stałaby się główną partią rządzącą z PiS jako koalicjantem, walka się nie skończy). Dochodzą jeszcze standardy rządzenia. Styl wypowiedzi polityków nadających ton przez okres V kadencji Sejmu stał się tabloidowy i z miesiąca na miesiąc brutalniejszy. „Cieniasy” jako bulwersujące określenie byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza (użyte w celu ośmieszenie tzw. gabinetu cieni PO) brzmiały niebawem wręcz niewinnie po nazwaniu przez Jarosława Kaczyńskiego Jana Rokity niemal zbrodniarzem oraz oczernianiu przez min. Ziobrę dr. Garlickiego.

Druga lekcja powinna uczyć polityków pokory. Czy niska frekwencja wyborcza upoważnia do snucia planów wielkich zmian w imieniu narodu? Czy radykalne obietnice wybrane przez co dziesiątą osobę powinny obowiązywać pozostałe - pytają publicyści „Polityki”. Rodzą się ważne pytania o legitymizację władzy oraz możliwości modyfikacji sposobów podejmowania istotnych dla państwa decyzji, np. przez uchwalanie większej liczby ustaw bezwzględną większością. Szkodliwe dla nowej władzy będzie, jeżeli owładnie ją wizja czyszczenia do spodu wszystkich instytucji i obsadzania ich wiernymi działaczami, odwet i poczucie wyższości zawsze demoralizują; bardziej liczą się takie wartości jak przejrzystość czy jasność reguł.

Pozostają dwie kwestie: po jednej dla byłego i nowego premiera. Jarosław Kaczyński pokazał, że nie umie przegrywać - wieczorem 21 października br. powiedział, że został pokonany przez środowiska antyklerykalnego tygodnika „Fakty i Mity” oraz zabójców ks. Jerzego Popiełuszki. Czy w opozycji będzie budował - na wzór wykreowanej legendy rządu Jana Olszewskiego - legendę rządu IV RP, zgniecionego pod naporem „układu” i warszawskiej hołoty - bo prawdziwa Warszawa zginęła w Katyniu i Charkowie, jak krzyczała w kierunku dziennikarzy działaczka PiS podczas wieczoru wyborczego w hotelu Hyatt.

Donald Tusk będzie musiał jakoś ułożyć sobie stosunki z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Wyglądają one jak przeciąganie liny. Strony biorą się na przetrzymanie, a obywatel nie rozumie - czy konstytucja jest aż tak niejasna, że nie wiadomo, jakie kompetencje ma prezydent, a jakie premier? Ten problem przy trudnej kohabitacji będzie narastał.



***

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski - studiuje w Instytucie Dziennikarstwa UW, współpracownik „Przeglądu Powszechnego” i Bloga Powszechnego (www. blogpowszechny.pl), publikuje w „Tygodniku Powszechnym”. Mieszka w Warszawie.