Produkować żywność czy paliwo?

Michel Griffon

publikacja 17.05.2008 13:22

Kontrowersja dotyczy przede wszystkim zdolności naszej planety do zaspokojenia potrzeb żywnościowych oraz paliwowych jednocześnie. Biorąc pod uwagę fakt, że Ziemia nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb, spór ten odnosi się również do konsekwencji produkowania paliw w rolnictwie. Przegląd Powszechny, 5/2008

Produkować żywność czy paliwo?



Produkcja paliw pochodzenia rolniczego od niedawna uważana jest za alternatywę dla ropy naftowej. Jednakże bardzo szybko pojawił się spór między tymi, którzy widzą w nich produkt spełniający kryteria walki z efektem cieplarnianym, a tymi, którzy twierdzą, iż jest to projekt źle zbadany, niepewny, a nawet niebez¬pieczny dla środowiska. Kontrowersja dotyczy przede wszystkim zdolności naszej planety do zaspokojenia potrzeb żywnościowych oraz paliwowych jednocześnie. Biorąc pod uwagę fakt, że Ziemia nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb, spór ten odnosi się również do konsekwencji produkowania paliw w rolnictwie.



Zapotrzebowanie na żywność wzrasta


Zapotrzebowanie na żywność gwałtownie wzrasta. Nasza planeta w ciągu najbliższych czterech czy pięciu dziesięcioleci osiągnie szczyt rozwoju populacji światowej – liczba mieszkańców Ziemi wyniesie ok. 9 mld. W ciągu jednego wieku zaludnienie miałoby wzrosnąć z 3 do 9 mld. Jest to wydarzenie o kapitalnym znaczeniu zarówno w historii planety, jak i społeczeństw ludzkich. Potrzeby społeczeństw, które wyrażają się przez popyt i pragnienia konsumpcyjne, zwiększają się w jeszcze bardziej znaczący sposób.
W dziedzinie spożycia żywności popyt na mięso wzrasta szybciej niż popyt na inne produkty. Tymczasem, skoro obszar planety przeznaczony na łąki i pastwiska został już zagospodarowany, produkcja mięsa na bazie tych zasobów jest ograniczona. Należy więc poświęcić nowe i coraz to większe powierzchnie na działalność rolniczą, mającą na celu produkcję pożywienia dla zwierząt (drób, trzoda, bydło) – przede wszystkim kukurydzy i soi. Szybki wzrost powierzchni obszarów przeznaczonych na wyżywienie zwierząt sumuje się ze wzrostem powierzchni niezbędnych do bezpośredniej produkcji żywności dla populacji ludzkich.

Przez długi czas ten dobrze znany fakt nie niepokoił tych, którym leży na sercu światowe bezpieczeństwo żywnościowe, gdyż dzięki dostępnym technikom postęp wydajności rolniczej wydawał się gwarantować wyżywienie większej części ludzkości. Tymczasem wydajność dużych regionów rolniczych świata od 10 lat jest u szczytu swoich możliwości, a długoterminowe przedłużanie tego stanu sprawia, że zapewnienie bezpieczeństwa żywnościowego w perspektywie połowy XXI w. staje pod znakiem zapytania. Konieczne jest bowiem, w imię bioróżnorodności, zachowywanie znacznych obszarów, które zagwarantują ochronę lasów tropikalnych. Należy również wziąć pod uwagę ryzyko, że ekspansja obszarów rolniczych kosztem dzikiej natury może przyczynić się do upustynnienia tych regionów i doprowadzić do deficytu wody. Pamiętając o tym, że najlepsze ziemie oraz obszary znajdujące się najbliżej siedlisk ludzkich zostały już zagospodarowane przez rolnictwo, możemy spodziewać się również przyrostu powierzchni zurbanizowanych.




Czy zbliżamy się do kresu możliwości planety?


W tym kontekście perspektywa poświęcenia płodnych ziem na produkcję paliwa zmniejsza jeszcze bardziej potencjalnie dostępną przestrzeń oraz wzbudza niepokój. Zapotrzebowanie na paliwo płynne oraz na substytuty ropy naftowej jest rzeczywiście ogromne. W pierwszym podejściu, w skali światowej i w perspektywie roku 2050, by zastąpić ropę naftową, trzeba będzie dysponować taką samą ilością ziem rolnych co dzisiaj – jest to oczywiście niemożliwe. Co najwyżej, i bez wątpliwości z ryzykiem globalnych niebezpieczeństw dla planety, będzie można wyprodukować 10 do 15% zapotrzebowania. We Francji produkcja agropaliwa [1] wykorzystałaby ziemie zamrożone przez Wspólną Politykę Rolną, czyli ok. 10% powierzchni rolnych.

Jest jasne, że zbliżamy się do sytuacji, w której przestrzeń oraz zasoby produkcyjne stają się coraz bardziej deficytowe; w której różne sposoby użytkowania powierzchni planety zaczynają ze sobą konkurować. Można spierać się o liczby i o margines błędu obliczeń, ale nie można się pomylić co do rzędu wielkości zjawiska. Tym bardziej można się niepokoić, że wzrost potrzeb społeczeństw w dziedzinie żywności i transportu (używanie samochodów i zmotoryzowanych pojazdów jednośladowych) może być szybszy niż przewidywano, z powodu podwyższenia dochodów oraz wzmocnienia siły nabywczej ludności azjatyckiej. Można również obawiać się zagrożeń związanych z wyścigiem po ziemię – szczególnie w Brazylii i w dorzeczu Amazonki – mającym na celu zdobycie terenów pod produkcję pożywienia dla zwierząt i paliw przeznaczonych dla Chin i Azji. W ten sposób znów dotykamy oczywistych ograniczeń naszej planety.

Perspektywa zbliżania się do kresu możliwości planety rozpoczyna na nowo debatę między maltuzjanistami (którzy twierdzą, iż należy zredukować konsumpcję) a zwolennikami rozwiązania problemu dzięki technologii (która miałaby umożliwić zwiększenie zasobów produkcyjnych). Ta bardzo klasyczna [2] debata historycznie toczyła się w świecie pozbawionym ograniczeń: istniały możliwości ekspansji (np. rolniczej) i możliwości technologiczne (np. wzrost wydajności rolniczej dzięki nowym technikom). Stopniowe zmniejszanie się klęsk głodowych przyznało rację antymaltuzjanistom do tego stopnia, że nazwanie kogoś maltuzjanistą stało się obelgą.

Dzisiaj perspektywę zmieniają dwa czynniki. Pierwszy dotyczy nowego postrzegania ograniczeń związanych z powierzchniami rolnymi oraz z ich użyciem – zwłaszcza jeśli, by zagwarantować bioróżnorodność biosfery, chcemy zachować nietknięte rozległe regiony. Drugi dotyczy postrzegania termodynamicznych limitów systemów produkcji rolnej: ilość światła słonecznego jest lokalnie ograniczona, podobnie jak ilość wody oraz pokarmów dostępnych w danym miejscu, co redukuje potencjał biomasy i jej zdolność fotosyntezy. Nie można nieskończenie podnosić wydajności. Owszem, istnieją jeszcze marginesy postępu, ale wzrost wydajności, zważywszy na ilość potrzebnej energii, może się dokonywać jedynie nakładem znacznych kosztów finansowych – a to stwarza kolejne ograniczenia. Nie wiadomo zatem, jak uniknąć tendencji do tworzenia się deficytu i skąd miałoby przyjść opatrznościowe rozwiązanie problemu dzięki technologii. Rozważnym krokiem jest zatem przygotowanie się na niedobór [3].




[1] Używam raczej terminu „agropaliwa” niż „biopaliwa”, gdyż przedrostek „bio” sugeruje, iż owe paliwa są produkowane metodami rolnictwa ekologicznego, co nie jest prawdą.
[2] Spór maltuzjanistów z antymaltuzjanistami rozpoczął się w XVIII w. i wraz z pismami René Dumonta we Francji i braci Paddock w USA ciągnął się aż do lat 60. XX w. Zniknął za sprawą spektakularnego wzrostu wydajności, z którym mamy do czynienia od czterech dziesięcioleci. Klub Rzymski uczynił ten spór znów aktualnym, mówiąc o „granicach wzrostu”.
[3] Porównaj Koło ekonomistów i E. Orsenna, Un monde de ressources rares (Świat zasobów deficytowych), Perrin/Descartes et Cie 2007.





Niektórzy myśleli, że GMO [genetycznie modyfikowane organizmy – przyp. red.] pozwolą obejść problem deficytu. Uciekanie się do GMO, w pewnych okolicznościach, mogłoby zwiększyć potencjał wydajności roślin, choć w żadnym wypadku problem niedoboru żywności nie mógłby być w ten sposób łatwo uregulowany. Nie rozwiążemy wszystkich problemów produkcji rolniczej przez GMO, co najwyżej kilka z nich. Następnie, każdy GMO powinien być oceniony pod względem własnej specyfiki, i, z tego punktu widzenia, akceptując szeroki wachlarz kryteriów, moglibyśmy posegregować projekty GMO w ciąg propozycji idących od niebezpiecznych po pożądane, przechodząc przez te, które nie są niezbędne.

W końcu, GMO są przedmiotem patentów, a pojawienie się praw własności intelektualnych w dziedzinie biologii stawia problemy etyczne, z którymi nasze społeczeństwa bardzo źle się obeszły, rozstrzygając zasadniczo na korzyść firm. Trzeba również wspomnieć, że producenci ekologiczni, którzy wybrali uprawę bez GMO, czują się oszukani, kiedy ich plony zostają skażone krzyżówkami GMO. Szkoda, że polaryzacja stanowisk w tej sprawie jest tak silna, iż jakakolwiek debata oraz poszukiwanie rozwiązań są tak trudne. Jedno z wyjść polega m.in. na tym, że powszechne badania zaowocują wskazaniem właściwych dróg przyszłości... z lub bez GMO.



Nowa gospodarka rolna naznaczona przez deficyt?


To stwierdzenie w sposób oczywisty sugeruje pojawienie się perspektywy postępującego i długotrwałego niedoboru zasobów: brak dostępnej ziemi, żywności i paliw płynnych. Niedostatek ten, zgodnie z panującymi tendencjami, powinien więc przełożyć się na podwyżki cen.

Po pierwsze, ceny ropy naftowej powinny wpływać na koszty produkcji rolnej, w szczególności orki, która wymaga sporych nakładów energii. Po drugie, ceny nawozów powinny również wzrosnąć, gdyż do ich produkcji zużywa się dużo energii i zasobów kopalnych (pokłady gazu naturalnego służące do produkcji nawozów azotowych, pokłady fosforu, którego wydobywanie stanie się coraz trudniejsze). To wszystko stwarza silną tendencję do wzrostu cen produktów rolnych i żywności.

Jak już stwierdziliśmy, również ziemia powinna stawać się dobrem coraz bardziej deficytowym. Niewątpliwie, konsekwencją wynikającą z tego stanu rzeczy będzie gonitwa za ziemią – w szczególności w Amazonii – oraz podwyżka jej cen. Gdzie indziej w świecie perspektywa wzrostu cen produktów rolnych i żywności mogłaby spowodować podwyżkę cen ziemi, a to z kolei wzrost kosztów produkcji. Ogólnie rzecz biorąc, możliwe jest, iż skończy się trwająca od 100 lat tendencja do obniżania cen produktów żywnościowych związana z historycznym wzrostem wydajności rolnej w dużych regionach produkcyjnych.





Konsekwencje gospodarcze i społeczne byłyby więc znaczące. Gospodarstwa domowe powinny przeznaczyć większą niż do tej pory część swoich dochodów na pożywienie, co mogłoby zagrozić najbiedniejszym konsumentom. Jednak zwłaszcza rolnicy bez ziemi lub ci, którzy nie mają jej dostatecznie dużo, zostaliby pozbawieni perspektywy dostępu do niej lub powiększenia swoich gospodarstw. W ten oto sposób utrwaliłaby się jedna z podstawowych przyczyn biedy. Mówiąc ogólniej, zachodziłoby niebezpieczeństwo, że 840 mln osób, które cierpią na brak żywności, nie zmieni swojej sytuacji.
Niepokój budzą również ekologiczne konsekwencje gonitwy za ziemią – dzisiaj właściwie nie dające się wykalkulować. Zniknięcie znacznej części leśnej osłony roślinnej Amazonii mogłoby spowodować trudno odwracalny proces upustynnienia; tym mniej odwracalny, iż aktualnie dostępne modele zmian klimatycznych zdają się zgodne co do tego, że – w związku z nieuchronnymi zmianami klimatycznymi, które dotkną planetę – może nastąpić osuszenie tego regionu. Taka sytuacja zwiększyłaby niebezpieczeństwo podwyższenia cen żywności.



Jak interpretować aktualne podwyżki cen zbóż?


Polityka liberalizacji Meksyku w latach dziewięćdziesiątych doprowadziła do tego, iż zaczęto masowo importować kukurydzę ze Stanów Zjednoczonych (około jednej trzeciej krajowego spożycia), co odbiło się niekorzystnie na produkcji miejscowej. Eksport kukurydzy do Meksyku zmniejszył się, gdy Stany Zjednoczone nagle zdecydowały się wesprzeć produkcję etanolu na bazie kukurydzy. Dlatego w 2006 i 2007 r. ceny tortilli z kukurydzy – podstawowego składnika meksykańskiej diety – wzrosły o około 30%. Wzrost cen kukurydzy w Meksyku zadziałał jak światowy sygnał nowego deficytu spowodowanego konkurencją w wykorzystywaniu zboża: wyżywienie ludzi lub produkcja etanolu (na bazie kukurydzy lub zboża). Możemy zatem pokusić się o przypisanie tej nowej formie konkurencji ogólnego wzrostu cen zbóż na rynku światowym, w szczególności pszenicy (+100% w ciągu jednego roku, od lipca 2006 r.).

Koniunktura światowych ceny produktów rolnych jest wyjątkowa. Rynek żywo na nią reaguje: bardzo silnie wzrasta azjatycki popyt na prawie wszystkie podstawowe produkty spożywcze. Koniunktura przekłada się na zwiększone zapotrzebowanie na towary importowane. Tymczasem podaż wzrasta wolniej niż popyt, co z kolei pociąga za sobą zmniejszenie się zapasów światowych. Podaż spada, tym bardziej że Australia i Rosja są dotknięte suszą. Nie ma pewności, czy koniunktura ta bazuje na pojawieniu się deficytu światowego, ale również nic nie zaprzecza tej hipotezie. Nie jest też wykluczone, że wraz z nadejściem lepszego klimatu koniunkturalnego, podaż nagle się wzmocni. Być może zwiększy się krótkoterminowo dzięki włączeniu do uprawy nowych terenów, powrotowi do używania nawozów oraz dzięki produktom ochrony roślin. Jednakże, w dłuższej perspektywie, bez wątpienia hossa zacznie się stopniowo kończyć z powodu kurczenia się dostępnej przestrzeni oraz wzrostu kosztów produkcji.





Niektórzy mogliby twierdzić, że rynek powinien dążyć do równowagi z innych powodów: wraz ze wzrostem cen żywności popyt stawałby się mniejszy, a więc podaż miałaby więcej czasu, by się przystosować. Zresztą powiększenie się deficytu żywności oraz brak paliw płynnych przyspieszyłoby przygotowanie nowych rozwiązań w dziedzinie produkcji energii i uelastyczniłoby ceny produktów rolnych. W tej kwestii wszystko jest do rozważenia, jednak pokładanie ufności jedynie w międzynarodowym rynku, w dziedzinach tak ważnych jak żywność i paliwo, jest z pewnością ryzykowne. Państwa, by zapewnić sobie bezpieczeństwo żywnościowe i energetyczne, będą musiały interweniować w zarządzanie priorytetami produkcyjnymi – co może się okazać trudne z powodu braku pewności, jakimi motywami należy się kierować, dokonując wyborów. Otóż, decyzje te są bardziej złożone niż wybór między napełnianiem żołądków a napełnianiem baków. Czy należy podążać drogą produkcji agropaliw, która spotkała się z silną krytyką ze strony organizacji ekologicznych?



Czy agropaliwa są najlepszym rozwiązaniem?


Kilka lat temu dominowała opinia, że agropaliwa są rozwiązaniem przyszłości ze względu na ich neutralny wpływ na efekt cieplarniany (pochodzą z fotosyntezy, która wykorzystuje dwutlenek węgla z powietrza; spalając je, zwracamy taką samą ilość dwutlenku węgla do atmosfery). Stwierdzono jednak, że ich koszt był zbyt wysoki. Aby alternatywa „ropa naftowa lub agropaliwa” mogła stać się realna, ceny ropy naftowej powinny być porównywalne z kosztami produkcji agropaliw. Wzrost cen ropy od 2003 r. dał zainteresowanym rządom okazję przedsięwzięcia środków fiskalnych (zmniejszenie obciążeń podatkowych), by ożywić podaż agropaliw. Rolnicy szybko pochwycili tę okazję: w Stanach Zjednoczonych produkcja kukurydzy przeznaczonej na etanol bardzo gwałtownie wzrosła za sprawą inwestycji przemysłowych przedsięwziętych dzięki zmniejszeniu podatku. W Europie obowiązkowe ugory zostały zaorane, by produkować rzepak przeznaczony na olej paliwowy. Również dwie wielkie branże – branża alkoholowa, opierająca się na trzcinie cukrowej (w Brazylii) i zbożach (kukurydza w Stanach Zjednoczonych) oraz branża produkcji biodiesela na bazie roślin oleistych (rzepak w Europie, olej palmowy w krajach tropikalnych) – są w rozkwicie i na najwyższym poziomie rozwoju.

Nastąpił wielopłaszczyznowy konflikt. Po pierwsze, odnośnie do bilansu energetycznego produkcji. W wyliczeniach wszystko zależy od tego, czy bierze się pod uwagę ogół produkcji w danej branży. Rolnicy masowo produkujący zboża oraz rośliny oleiste zakładają duże gospodarstwa korzystające z nawozów oraz motoryzacji – do produkcji oraz funkcjonowania których zużywa się dużo paliwa pochodzenia kopalnego. W sumie bilans energetyczny wyrażony w stosunku liczby zużytych kalorii do liczby kalorii wyprodukowanych nie jest przekonujący – poza krajami tropikalnymi, w których wydajność rolnicza jest biologicznie wyższa niż w krajach o klimacie umiarkowanym [4]. Oczywiście, różne oceny wydajności dają różne wyniki oraz opierają się na innych metodach, lecz następujący wniosek jest przekonujący: agropaliwa nie przedstawiają takiego bilansu energetycznego, który mógłby zaradzić energetycznym problemom świata.




[4] Bilans energetyczny (energia na początku i na końcu produkcji) dla etanolu z kukurydzy i z pszenicy waha się od 0,5 do 1,2, dla trzciny cukrowej od 0,1 do 0,3. Bilans dla oleju paliwowego z rzepaku waha się od 0,3 do 0,8, a dla oleju palmowego wynosi 0,1. Źródło: B. Dorin – Cirad, badania konsultowane w lutym 2007 r.





Inny aspekt problemu dotyczy krajów tropikalnych znajdujących się na terenach sprzyjających produkcji agropaliw. Kraje te nie oprą się okazji masowego zwiększenia własnej produkcji, a tym samym zdobycia dewiz i stworzenia miejsc pracy. Brazylia eksportowałaby etanol na bazie amazońskiej trzciny cukrowej, a Indonezja olej palmowy. Będzie to dotyczyć wielu innych krajów, gdyż prywatne kapitały nie będą zwlekać w inwestowaniu. We wszystkich tych przypadkach szybki rozwój przedsięwzięć będzie zachodził ze szkodą dla wilgotnych lasów tropikalnych oraz uzależnionej od nich bioróżnorodności, której zachowanie leży w interesie światowym. Jeśli chodzi o to ostatnie, duże przedsiębiorstwa produkujące olej spożywczy miały już do czynienia z ruchami ekologicznymi, które domagały się zaprzestania karczowania lasów oraz powstrzymania płynących z tego konsekwencji, np. wymierania dużych małp. Podobne problemy będą na nowo powstawać, a reakcje ze strony ruchów ekologicznych, bez cienia wątpliwości, będą bardziej stanowcze. W ten sposób, z powodu małej wydajności oraz zagrożenia ekologicznego, łatwo się dzisiaj zgodzić, że rozwiązanie problemu przez technikę szybko osiągnie granice. Czy są w takim razie inne rozwiązania?



Czy mamy alternatywę energetyczną?


Paliwo jest zużywane głównie przez samochody, autobusy, pociągi, samoloty, ogrzewanie domów i produkcję elektryczności. Alternatywa jest konieczna przede wszystkim w dziedzinie transportu. Chodzi o to, by zastąpić łatwo dostępne paliwo płynne. W dalszej perspektywie, alternatywą jest wodór w ogniwach paliwowych – pod warunkiem że znajdziemy niezbyt drogie sposoby jego produkcji. W oczekiwaniu na to naukowcy przygotowują agropaliwa drugiej i trzeciej generacji.

Druga generacja pochodzić będzie z substancji celulozowych i drewnopochodnych roślin; inaczej mówiąc, głównie z drzew i kilku roślin wybranych ze względu na ich zdolność do produkowania biomasy łatwo przetwarzalnej w energię. Enzymy pozwolą rozczłonkować makromolekuły celulozy i ligniny po to, by otrzymać cukry przekształcalne w alkohol. Lista roślin, które będzie można wykorzystywać w ten sposób, wydłuża się. Biomasę można przekształcić w gaz dzięki pirolizie. Technologie brane pod uwagę są przedmiotem eksperymentów; wylicza się również ich skuteczność. Jednakże, zanim zaczęto je udoskonalać, pojawiły się pytania dotyczące obszarów wykorzystywanych do tego typu produkcji oraz konkurencji między nimi a ziemiami przeznaczonymi pod produkcję żywności. Ewentualnie to lasy mogłyby być częściowo wykorzystywane jako przestrzeń do produkcji paliwa, jednakże takie ich użycie byłoby sprzeczne z postulatem zarządzania bioróżnorodnością. Można by również wykorzystać pozostałości po uprawach (słomy), ale bezpośredni powrót materii organicznej do gleby ma liczne zalety agronomiczne i działa na korzyść walki z efektem cieplarnianym (uwięzienie węgla). Tutaj również pojawia się kontrowersja.




Trzecia generacja jest bardziej futurystyczna. Chodzi przede wszystkim o glony zdolne do produkcji w procesie fotosyntezy oleju dającego się wykorzystać jako paliwo – całkowicie tak jak rośliny, jednakże z lepszą wydajnością [5]. Badania dotyczą również roślin przyszłości, mogących produkować molekuły interesujące dla środowisk mało wydajnych. Przykładem może być tu jatrofa, która pozwala na produkcję oleju w klimatach suchych. Poszukiwania te mogą również dotyczyć mikroorganizmów zdolnych do bezpośredniej produkcji molekuł węglowych. Ale jest jeszcze zbyt wcześnie, by kalkulować koszty związane z wprowadzeniem w życie technologii wynikających z tych badań. Owe rozwiązania są cały czas w sferze poszukiwań, lecz jest prawie pewne, że agropaliwa będą opłacalne przez długi okres dla przemysłowców wspomaganych przez obniżenie obciążeń podatkowych.

Przez dwa lub trzy przyszłe dziesięciolecia będziemy mieli do czynienia z gwałtownym wzrostem zapotrzebowania ludzkości na żywność i paliwa oraz ze zwiększeniem się produkcji odpowiadających temu zapotrzebowaniu, bazujących na areałach uprawnych. W okresie udoskonalania technik drugiej generacji – a wymagać to będzie prawdopodobnie jednego dziesięciolecia – będzie miała miejsce gonitwa za ziemią, napędzana tendencją do wzrostu cen żywności i energii jednocześnie. Rezultatem tego będzie coraz żywszy sprzeciw ruchów broniących bioróżnorodności i interesów biednych. To oni właśnie – jeszcze bardziej niż w przeszłości – odczują wysokie ceny. Nawet jeśli taki scenariusz może się nie ziścić, jest on wystarczająco prawdopodobny, byśmy mieli tyle rozwagi, aby się do niego przygotować.



Czy można przystosować się do jeszcze większego niedoboru?


Deficyt mógłby zaostrzyć jeszcze bardziej antagonizm między rozwiązaniami technicznymi oraz ich licznymi konsekwencjami w środowisku. Im bardziej społeczeństwa zwiększają presję na eksploatację zasobów planety, im szybciej zbliżamy się do limitów zasobów i ich zdolności odnawiania się, im bardziej rozwiązania dotyczące ekosystemów będą wpływać na rozwiązania akceptowane w innych dziedzinach, tym bardziej decyzje, które należy podjąć, będą trudniejsze i bardziej kontrowersyjne. Tak więc konflikt między produkcją żywności a produkcją paliw jest bez wątpienia jedynie prototypem ewentualnych przyszłych konfliktów.

Dlatego ważne jest badanie wszystkich możliwych dróg wyjścia, w szczególności tych, które mają na celu ograniczenie konsumpcji zasobów. Sytuacja niedoboru mogłaby w istocie pobudzić jednoczesne oszczędzanie energii i żywności. Oszczędzanie energii pochodzącej z paliw prowadziłoby w sposób widoczny do ograniczenia transportu indywidualnego na rzecz zbiorowego transportu miejskiego i międzymiastowego oraz do takiego modyfikowania mieszkań, by wydatki na ogrzewanie i klimatyzację zostały ograniczone. Perspektywa ta jest coraz bardziej oczywista dla władz krajów zindustrializowanych.




[5] Przewiduje się, że wydajność produkcji energii będzie 10 razy wyższa na hektar niż w przypadku oleju rzepakowego. W taki sposób uniknie się również konfliktu z obszarami rolnymi, gdyż uprawy będą zajmowały nasłonecznione przestrzenie w zbiornikach wodnych; będą uprawiane być może bez pestycydów i produktów ochrony roślin, ale za to z użyciem dużej ilości wody, poddawanej kontroli zasolenia.




Oszczędzanie żywności prowadziłoby do znacznego ograniczenia konsumpcji mięsa (którego produkcja wymaga wykorzystania dużych areałów) na korzyść warzyw, zbóż oraz owoców. To jest również aktualny temat powszechnej polityki. Rozumowanie to przyczyniłoby się do lepszego wykorzystywania przestrzeni, tak by pogodzić zapotrzebowanie na tereny pod budowę mieszkań, pod produkcję rolniczą i energetyczną z zasadą zachowania bioróżnorodności. Deficyt i ceny, będące tego konsekwencją, z pewnością powinny wzmacniać skłonność do akceptowania nowych zachowań; lecz bez powszechnej polityki sygnały rynkowe nie są dość czytelne i stanowią jedynie część przesłania zachęcającego do zmian. W krajach uprzemysłowionych ich funkcja polegać będzie na przygotowaniu obywateli do zaakceptowania zmiany stylu życia oraz wynikających z tego zachowań. W krajach rozwijających się, które wszedłszy na drogę rozwoju stały się potężnymi konsumentami przestrzeni oraz energii kopalnej, publiczna polityka stanie prędzej lub później przed koniecznością gruntownego zmodyfikowania aktualnych linii rozwoju, będących dziś w inercji. Istnieje ryzyko, że przewidywane zwyżki cen dotkną również kraje rozwijające się. Jednakże wiele z nich, by stawić czoło zapotrzebowaniu, będzie miało okazję pobudzić lokalną produkcję rolniczą, zamiast liczyć na bardzo drogie produkty importowane. W każdym razie, zbliżanie się do kresu ilości przestrzeni i zasobów oraz przystosowywanie się do zmian klimatycznych to trudne wyzwanie dla rządów, które muszą zadbać o to, by przyzwyczajenia społeczeństw w porę się zmieniły. Największym ryzykiem jest to, iż zmiany te będą się dziać ze szkodą dla najbiedniejszych.



Tekst opublikowano pierwotnie w "Etudes" w grudniu 2007 r. Tłumaczyła Marta Szymczyk.

***

MICHEL GRIFFON, agronom i ekonomista z Francuskiej Agencji Badań Naukowych. Autor książki „Nourrir la planète”.