W oku cyklonu – życie z Adolfem Hitlerem

Jerzy Gaul

publikacja 08.09.2008 13:44

Wiek XX nie oszczędził ludzkości przerażających doświadczeń. Liczne narody pogrążyły się w odmętach rewolucji i dwóch wojen światowych oraz doznały okrucieństw reżimów totalitarnych. Obcowanie ze Złem było udziałem milionów zwykłych ludzi, a wielu z nich zapłaciło za to straszną cenę. Przegląd Powszechny, 9/2008

W oku cyklonu – życie z Adolfem Hitlerem



Wiek XX nie oszczędził ludzkości przerażających doświadczeń. Liczne narody pogrążyły się w odmętach rewolucji i dwóch wojen światowych oraz doznały okrucieństw reżimów totalitarnych. Obcowanie ze Złem było udziałem milionów zwykłych ludzi, a wielu z nich zapłaciło za to straszną cenę. Nie uniknęli jej również funkcjonariusze reżimów, chociaż status kata i prześladowcy dawał im liczne przywileje. W ich przypadku ponosili karę, bardzo często w pełni usprawiedliwioną, za udział w zbrodniach i szaleństwach władzy totalitarnej. Decydowały o tym najczęściej jednak nie sądowe trybunały, lecz przebywanie w pobliżu dyktatora, którego niełaska lub podejrzliwość groziła katastrofą. Dla wielu najbliższych współpracowników Józefa Stalina było to doświadczenie ćmy palącej się w ogniu lampy zagłady.

Zdarzało się też tak, że znajdując się obok przedstawiciela Zła, można było znaleźć się w oku cyklonu, w którym panował pozorny spokój. I osobom, które nie miały odwagi lub chęci przekroczenia jego granic, nie groziła fizyczna zagłada, opływali w dostatki, wiodąc wygodne i pozornie beztroskie życie. Na pytanie, jak wyglądało życie w martwym polu systemu nazistowskiego (określenie Nicolasa Bourcier) usiłuje odpowiedzieć Angela Lambert w biografii Ewy Braun – długoletniej kochanki, a w końcu żony Adolfa Hitlera. Jej życie było potwierdzeniem tezy o losie zwykłych ludzi, którzy w innych okolicznościach historycznych wiedliby życie szacownych obywateli, lecz pod wpływem Zła pogrążyli się w jego najbardziej mrocznych rewirach. Przypadek Ewy Braun, dobrze wychowanej dziewczyny z klasy średniej, zmusza do postawienia kilku pytań. Dlaczego tak wielu ludzi znajdowało się pod wpływem Hitlera i było gotowych nawet dla niego umierać? Jak wyglądała odpowiedzialność osób z najbliższego kręgu Führera za zbrodnie nazistów? Czy nieuczestniczenie w zadawaniu cierpień innym zwalniało od odpowiedzialności?



W wewnętrznym kręgu Hitlera


Hitler był dyktatorem, ale jak każdy tyran nie potrafił obejść się bez licznego grona współpracowników. Życie ludzi należących do wewnętrznego kręgu Wodza najlepiej prześledzić w bawarskim Berchtesgaden. W rezydencji Berghof przebywało wielu czołowych przedstawicieli reżimu ze swoimi rodzinami, m.in. Hermann Göring, Joseph Goebbels, Albert Speer, Martin Bormann. Jak układały się ich relacje z Wodzem? Hitler przypominał szefa gangu, który potrafił być tolerancyjny wobec dawnych politycznych kolegów i aktualnych współpracowników, pod warunkiem ich lojalności. Mimo że był abstynentem, tolerował pijaństwo przyjaciela z dawnych lat, przybocznego fotografa Heinricha Hoffmana. Będąc osobiście powściągliwy w sprawach seksualnych, patrzył przez palce na rozwiązłość Göringa, Bormanna, Goebbelsa i innych partyjnych bonzów.


Obok Hitlera przebywało też wielu funkcjonariuszy, którzy nie uczestniczyli bezpośrednio w zbrodniczych działaniach systemu. Tyran potrzebował licznych i oddanych współpracowników – adiutantów, ochroniarzy, sekretarek, kierowców, kurierów, telefonistów, służby domowej – praczek, kucharek, kelnerów itd. Ważną rolę pełniła jego straż przyboczna (Begleitkommando Adolf Hitler). Należał do niej od maja 1940 do 30 kwietnia 1945 r. Rochus Misch, urodzony w Starych Siołkowicach niedaleko Opola, który pozostawił wspomnienia ze swojej służby [1]. Hitler troszczył się o los swoich współpracowników, a o jego przywiązaniu świadczy testament sporządzony 2 maja 1938 r., w którym obdarzył ich, oprócz rodziny i Ewy Braun, często wartościowymi zapisami. Nie wymienił w nim natomiast żadnego ze swoich starych kolegów, nie mówiąc o dygnitarzach Trzeciej Rzeszy.

Trudno przyjąć do wiadomości fakt, że wielu ludzi widziało w Hitlerze nie tyrana i zbrodniarza, lecz wybitnego polityka i człowieka. Co decydowało o jego atrakcyjności? Hitler miał charyzmę, którą potrafił wykorzystywać nie tylko podczas publicznym wystąpień, gdy zgromadzone tłumy ulegały histerii, lecz także w życiu codziennym. Świadectwem były wielogodzinne monologi Führera, które były stałym punktem wieczorów w Berghofie. W opinii wybitnego historyka Hugh Trevor-Ropera, większość z jego monologów odzwierciedla ordynarność i łatwowierność, dogmatyzm, histerię, trywialność umysłu Hitlera (…) Ale to zwierciadło jego szkaradnego geniuszu (…) Hitler nigdy nie zastanawiał się nad Bogiem, ludzkim umysłem i summum bonum. Ani słowa nie wypowiedział odnośnie do ludzkiej duszy. Nie pojmował czym jest człowieczeństwo. Pogardzał słabością i współczuciem, i nienawidził siły moralnej. Mimo tego ludzie, którzy go otaczali, zwłaszcza na początku odczuwali ekscytację i, jak to ujął Albert Speer, mieli świadomość, że spotkał nas zaszczyt, że zostaliśmy wybrani.

Przedstawienie Hitlera jako człowieka zdolnego do żartów, sentymentalnego i leniwego, czytelnika powieści Karola Maya, wielbiciela słodyczy, odsłania jego bardziej zwykłe i „ludzkie” oblicze, lecz nie czyni go mniej potwornym. Hitler był snobem, któremu schlebiało, że niektórzy jego znajomi byli dobrze urodzeni. Ostentacyjnie okazywał publicznie łagodność i przyjaźń swoim zagranicznym gościom. W rzeczywistości potrafił wybuchać wściekłością, krzyczeć i przerażać innych ludzi, w tym swoich generałów i oficerów, jeśli któryś z nich mu się sprzeciwił. Najbliżsi współpracownicy Hitlera byli jednak do niego bardzo przywiązani i uważali go za dobrego szefa. W opinii Rochusa Mischa, Hitler mógł być autorytarny, czasami gwałtowny, ale według tego, co mogłem wówczas zaobserwować, niezdolny do dwulicowości i cynicznych kłamstw. Pracować u boku Führera, znaczyło mieć rzeczywiste poczucie bezpieczeństwa i prawdziwej wspólnoty. Traudl Junge, zatrudniona w 1942 r. najmłodsza i ostatnia sekretarka, po latach stwierdziła, że Hitler był zbrodniarzem, ale ona niczego nie zauważyła.





Świadectwem autentycznej więzi z Hitlerem był fakt, że wiele osób z wewnętrznego kręgu przeniosło się z nim do bunkra Kancelarii Rzeszy w Berlinie i było gotowych pójść razem aż na samo dno piekła. W czasie ostatnich parkosyzmów Trzeciej Rzeszy Hitler wspaniałomyślnie pozwolił wyjechać 21 kwietnia 1945 r. z Berlina swoim współpracownikom. Większość skorzystała z okazji, ale prawie sto osób pozostało z nim do końca. Niektórzy popełnili samobójstwo po jego śmierci. Oznaczało to, że charyzma Hitlera działała do końca. Jak zanotował Rochus Misch, alarmy, bombardowania i z każdym dniem coraz bardziej oczywista klęska absolutnie nie wydawały się nadszarpywać jego autorytetu. Ster władzy pozostawał całkowicie w jego rękach [2].



Kobiety w życiu Hitlera


O kobietach w życiu Hitlera napisano wiele książek, a wyłania się z nich bardzo ambiwalentny obraz. Wobec kobiet potrafił być taktowny, szarmancki i pełen szacunku. Hitler wzbudzał zainteresowanie kobiet niczym idol sceny czy ekranu. Z drugiej jednak strony Führer wykluczał obecność kobiet obok siebie. Nieustannie powtarzał publicznie, że nie ma czasu na żonę. Starał się stworzyć wizerunek przywódcy żyjącego w celibacie, poświęcającego się tylko dla Niemiec. Oficjalne miejsce u boku Hitlera zajmowała Magda Goebbels, żona ministra propagandy. Zadeklarowana nazistka potrafiła zająć i wypełnić lukę, jaka istniała z braku żony kanclerza i jako „pierwsza dama Rzeszy” reprezentowała reżim Hitlera w kraju i za granicą.

Nie oznacza to, że w życiu Hitlera nie było bliskich mu kobiet. Jego pierwszą miłością była siostrzenica, Geli (Angela) Raubal. O przywiązaniu Hitlera świadczy jej obecność na licznych spotkaniach z towarzyszami partyjnymi. Geli nie potrafiła zmusić do małżeństwa Hitlera, tak jak Wallis Simpson doprowadziła króla Wielkiej Brytanii, Edwarda VIII, do abdykacji, a później do ołtarza. Führer wykluczał ojcostwo, ponieważ bał się, że w jego dzieciach pojawią się negatywne cechy dziedziczne. Zawiedziona Geli Raubal popełniła samobójstwo.

Kolejna kobietą, która trafiła do wewnętrznego kręgu wodza, była Ewa Braun. Znajomość z młodszą o dwadzieścia trzy lata pracownicą zakładu fotograficznego Hoffmana szybko przeistoczyła się w intymne relacje. Ewa Braun była zafascynowana Hitlerem i nie mogła się pogodzić z życiem na marginesie. Dwukrotnie próbowała popełnić samobójstwo, co przyniosło pewien skutek, gdyż znalazła się w końcu u boku Hitlera, chociaż bardzo nieoficjalnie i w całkowitym cieniu. Mogła przebywać w Berghofie, nie brała jednak udziału w spotkaniach z przybywającymi tam oficjalnymi gośćmi. Status Ewy Braun był zdecydowany niższy niż Geli Raubal. Według Alberta Speera, Hitler ukrywał ją przed wszystkimi z wyjątkiem najbliższego kręgu, ale nawet tu odmawiał jej jakiejkolwiek pozycji towarzyskiej i nieustannie ją upokarzał. Chociaż Hitler bardzo lubił psy i miał trzy owczarki alzackie, a Blondi była z nim do końca w bunkrze, odmówił sprezentowania Ewie Braun jamnika, gdyż uważał tę rasę za niezależną i nieposłuszną, a cech tych nie akceptował ani u ludzi, ani u zwierząt. Nie znosił również kota Ewy, ponieważ – jak każdy kot – chodził własnymi ścieżkami.





Ludzie z wewnętrznego kręgu w końcu zaakceptowali Ewę Braun jako część prywatnego życia Führera, który był do niej na swój sposób przywiązany. Przy Ewie Braun, jak pisze Lambert, mógł zejść z piedestału i zaznać relaksu, którego potrzebują cza¬sami także dyktatorzy. Zaletą, którą Hitler preferował najbardziej, była Gemütlichkeit – przytulność, rodzinność i ciepła atmosfera domowa, które go witały, gdy przestępował próg domu. Hitler był nie tylko dyktatorem, ale także mieszczuchem, czułym na konwenanse i pozory. W Hitlerze drzemało zarówno okrucieństwo, jak i ckliwy sentymentalizm. Jak zauważył Michael Burleigh, sentymentalizm był najbardziej niedocenianą, najbardziej istotną cechą nazistowskich Niemiec. Szlochające dziecko, bite zwierzę czy nawet złamany kwiat poruszały bardziej sentymentalną duszę ludzką niż los ludzi, którzy byli głodzeni, torturowani czy mordowani. Sentymentalność pozwalała nazistom oddzielać uczucia od skrupułów moralnych. Obie skrajności istniały w Hitlerze, który unikał np. oglądania bólu, nie odwiedzając żołnierzy rannych na wojnie lub ofiar nalotów samolotów alianckich.

Jak przekonująco udowadnia Angela Lambert, Ewa Braun kochała szczerze Hitlera. Ponieważ nie wyobrażała sobie życia bez niego, przeniosła się do bunkra Kancelarii Rzeszy w Berlinie. Nagrodą było małżeństwo, do którego doszło 29 kwietnia w ostatnich chwilach życia Hitlera i wspólna śmierć 30 kwietnia 1945 r.



Enklawa relatywizmu


Zamknięta społeczność wokół Hitlera była niczym utopia, w której dyktator potrafił zapewnić idealny spokój i dobrobyt. Jak zanotował Albert Speer, w Berghofie obowiązywała zasada, aby nie mówić o rzeczach niemiłych i w ten sposób zapewnić Hitlerowi wypoczynek. W enklawie panował inny porządek, a liczne zasady i rygory obowiązujące na zewnątrz pozostały w zawieszeniu. W rezultacie w najbliższym kręgu Hitlera występował zadziwiający relatywizm. Przyczyniał się do tego sam Führer, który „zapominał” o ustanowionych przez siebie prawach i rozkazach wykrzyczanych przed zgromadzonymi tłumami.

W Berghofie Hitler oglądał bardzo często najnowsze filmy, nie tylko niemieckie, ale także amerykańskie i angielskie, ignorując oficjalną cenzurę. Nawet antysemityzm przestawał być czymś przerażającym. Hitler słuchał płyt z nagraniami wybitnego śpiewaka operowego Josepha Schmidta, którego rodzice byli ortodoksyjnymi Żydami. On sam uciekł z Niemiec w 1933 r., ale jego płyty były sprzedawane w Rzeszy do 1938 r. Plotki o żydowskim pochodzeniu nie przeszkadzały robić kariery ludziom z otoczenia Hitlera. Przykład Reinharda Heydricha jest szczególnie charakterystyczny. Pogłoski o żydowskim rodowodzie jego rodziców, jak wykazały najnowsze badania – nieuzasadnione, prześladowały Heydricha i spowodowały zapewne jego chęć wykazania się w walce z „wrogami” Rzeszy, która zakończyła się wprowadzeniem tzw. ostatecznego rozwiązania.

U boku Hitlera nie brakowało też ludzi, których drogi życiowe wplątały w epizody z
nie-Aryjczykami. Ojczymem Magdy Goebbels był Żyd, Richard Friedländer, frontowy żołnierz z czasów I wojny światowej. Magda nosiła jego nazwisko i w młodości uważała za ojca, a do 1921 r. była związana ze środowiskiem młodych syjonistów. Później, kiedy na krótko poślubiła przemysłowca Günthera Quandta, a po rozwodzie wstąpiła do NSDAP i wyszła za mąż za Jospeha Goebbelsa, całkowicie zerwała kontakty z ojczymem, który aresztowany przez nazistów w 1938 r. zmarł w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Gdy w kwietniu 1933 r. naziści zorganizowali bojkot żydowskich przedsiębiorstw, Magda Goebbels i Emma Göring nadal kupowały ubrania w sklepach żydowskich, do czasu aż uniemożliwiły to dekrety o aryzacji wprowadzone pod koniec lat 30.




Przywódcy Trzeciej Rzeszy uzurpowali sobie prawo do określenia tego, kto jest Żydem. Dla wybitnego aktora Heinza Rühmanna fakt, że jego pierwsza żona, Maria Bernheim, była Żydówką, mógł być przeszkodą w jego dalszej karierze w państwie nazistowskim. Hermann Göring w listopadzie 1938 r. znalazł proste rozwiązanie – rozwód i małżeństwo byłej żony Rühmanna z kimś z neutralnym paszportem. W rezultacie Maria poślubiła aktora ze szwedzkim paszportem, przeżyła i w 1943 r. wyjechała do Szwecji. Hitler doskonale też wiedział, że poprzednim mężem żony Göringa – byłej aktorki Emmy Sonnemann – był Żyd, a ona nadal raz w roku odwiedzała dzieci ze swojego pierwszego małżeństwa, przebywające bezpiecznie w Szwajcarii.

Tolerancja w wewnętrznym kręgu Hitlera obejmowała również przynależność do licznych organizacji nazistowskich. Rochus Misch, esesman ze straży przybocznej, nie był członkiem ani Hitlerjugend, ani NSDAP. Żadna z córek Goebelsa nie należała do Bund Deutscher Mädel, chociaż przynależność do tej organizacji była obowiązkowa. Żadna z kobiet z rodziny Braunów, w tym również Ewa, nigdy nie wstąpiła do NSDAP, chociaż jej ojciec, katolik i zdeklarowany przeciwnik nazistów, ugiął się w 1937 r. pod presją i wstąpił do partii. Hitler akceptował fakt, że jego kochanka nie jest członkinią partii nazistowskiej, chociaż później wspaniałomyślnie przyznał jej złotą odznakę NSDAP. W Kancelarii Rzeszy podczas spotkania się z Hitlerem nikt nie używał nazistowskiego pozdrowienia.

Kilka osób z najbliższego otoczenia Hitlera było katolikami. Podczas wizyty Hitlera w maju 1938 r. we Włoszech Ewa Braun, która była katoliczką, została przyjęta na audiencji przez papieża. W Berchtesgaden do kościoła chodziła Ewa Braun i niektórzy członkowie przybocznej straży Hitlera: Rochus Misch, Karl Weichelt, Karl Tenasek, a nawet generał broni Waffen SS Sepp Dietrich. Hitler był także wyznania katolickiego, jednak w kościele bywał tylko z powodów oficjalnych i protokolarnych (m.in. w 1935 r. po śmierci Józefa Piłsudskiego). Wysuwane są opinie, że podczas wojny powstrzymywał antyklerykałów, takich jak Bormann czy Goebells, odkładając rozprawę z Kościołem na okres powojenny.



Sprawa odpowiedzialności


Jeśli zakładamy, że jest coś dobrego w każdym człowieku, nie¬uchronnie pojawia się pytanie o „dobro” największych hitlerowskich, a także komunistycznych zbrodniarzy. Jak pytał Leszek Kołakowski: A więc Himmler jest dobry? Beria jest dobry? I Mao TseTung, i Pol Pot? I wszyscy oprawcy w izbach tortur w despotycznych reżimach? (Zakład Kołakowskiego. Wywiad na 80. urodziny. Z Leszkiem Kołakowskim rozmawia Piotr Mucharski, „Tygodnik Powszechny” z dn. 28 X 2007). Z pewnością pytanie to odnosi się także do takich funkcjonariuszy Trzeciej Rzeszy, jak Martin Bormann, Rudolf Hess, Heinrich Himmler, Hermann Göring, Albert Speer. Ogrom zbrodni popełnionych przez nazistów jest oczywisty, podobnie jak ich przynależność do świata Zła, mimo że u niektórych z nich występowały jakieś elementy człowieczeństwa.





Okruchy pozytywnych cech w zbrodniarzach nie umniejszają ich odpowiedzialności za popełnione zło. Leszek Kołakowski pisał: Jeśli jednak wierzymy prawdziwie, że każdy człowiek nosi w sobie coś dobrego, czy wynika stąd coś, co ma praktyczne skutki i może odmienić nasze odnoszenie się do ludzi? Chyba tak. Z wiary wspomnianej nie wynika wprawdzie, że wszystkie motywacje ludzi albo ich większość są dobre lub dają się do dobrych korzeni sprowadzić. Nie wynika też, że mamy się odnosić pobłażliwie do wszystkich ludzkich poczynań, choćby najpodlejszych wedle zwyczajnych naszych miar, albo że ludzie nie mają być karani za swoje zbrodnie. Jeśli wolno nam wierzyć, że była jakaś wątła iskra dobra w duszy Himmlera, to jednak wolno nam, a nawet trzeba sądzić, że gdyby ów zbrodniarz nie był uciekł od sądu przez samobójstwo, to zasiadłby oskarżony w Trybunale Norymberskim i wedle wszystkich reguł sprawiedliwości został skazany na stryczek, podobnie jak jego koledzy z hitlerowskiej szajki (L. Kołakowski, Ludzie są dobrzy, „Tygodnik Powszechny” z dn. 7 VIII 2005).

Stopień winy funkcjonariuszy Trzeciej Rzeszy był różny, co potwierdził wyrok Trybunału Norymberskiego. Albert Speer, uważany za jednego z najbardziej obiektywnych i bezstronnych dygnitarzy Trzeciej Rzeszy, został uznany, nie bez racji, przez Hugh Trevor-Ropera za prawdziwego zbrodniarza nazistowskich Niemiec, gdyż orientując się doskonale, ile zła wydarzyło się w Niemczech, niczego nie zrobił. Trybunał Norymberski skazał go na 25 lat pobytu w twierdzy.

Problem wiedzy i winy dotyczy także osób z wewnętrznego kręgu Hitlera. W przeciwieństwie do przytulnej atmosfery domowej Berghofu stały okrucieństwa popełniane przez Wodza i jego ludzi. Co wiedziały osoby z najbliższego kręgu? Po Kristallnacht w listopadzie 1938 r. nikt, włączając w to kobiety, nie mógł mieć usprawiedliwienia dla swojej niewiedzy o zbrodniach nazizmu. Przez ręce wielu współpracowników przepływały informacje przeznaczone dla Wodza, ale oni sami niczego nie wiedzieli lub nie chcieli wiedzieć.

Hitler demoralizował innych, ale jednocześnie potrafił chronić osoby ze swojego najbliższego kręgu od wiedzy, która mogłaby zburzyć ich wzajemne stosunki. Dyktator surowo nakazał komukolwiek rozmawiać z Ewą, która była całkowicie izolowana, bez radia i gazet, czy innymi kobietami w Berghofie o torturach, śmierci i ludobójstwie dokonywanych w Trzeciej Rzeszy. 11 lipca 1943 r. Bormann wprowadził okólnik zabraniający poruszania kwestii ludobójstwa (w oficjalnej nowomowie Żydzi byli ewakuowani, a nie straceni).

Opisując wewnętrzny krąg ludzi wokół krwawego dyktatora, nie sposób uchylić się od odpowiedzi na pytanie: Czy oni także byli źli? Czy w systemie nazistowskim nic nie można było zrobić? Trzecia Rzesza była państwem totalitarnym, ale w przeciwieństwie do Związku Sowieckiego dochodziło w niej do zaskakujących wydarzeń. Jedno z nich związane było z postawą grupy kobiet, które zorganizowały jedyny w Rzeszy masowy protest przeciwko reżimowi nazistowskiemu. 27 lutego 1943 r. setki „czystej krwi” niemieckich żon domagały się zwolnienia swoich aresztowanych żydowskich mężów, którzy oczekiwali deportacji i śmierci. Wobec kobiecej determinacji, władze niemieckie ustąpiły i 3 marca blisko dwa tysiące mężczyzn zostało uwolnionych, w tym dwudziestu kilku, którzy przebywali już w Auschwitz, i niemal wszyscy przetrwali wojnę.





Tylko nieliczne osoby z otoczenia Hitlera miały odwagę interweniować w sprawie prześladowanych, w tym także Żydów. Henriette von Schirach, córka Heinricha Hoffmanna i żona Baldura von Schiracha, gauleitera Wiednia, miała odwagę w rozmowie z Hitlerem w 1943 r. poruszyć temat złego traktowania kobiet żydowskich deportowanych z Amsterdamu do obozu koncentracyjnego. Zaskoczony i wściekły Hitler tłumaczył się potrzebami wojennymi i w końcu zarzucił jej sentymentalizm, krzycząc: Musisz się nauczyć nienawidzić. Następnego dnia Henriette musiała jednak opuścić Berghof, wróciła do Wiednia i nie pojawiła się więcej u Hitlera. W niełaskę popadł także jej mąż, który wspomniał o potrzebie szybkiego zakończenia wojny. Emma Göring też interweniowała osobiście u Hitlera w sprawie Żydów, chociaż z niewielkim skutkiem.

Fritz Braun, ojciec Ewy, ośmielił się w 1939 r. wstawić za usuniętym przez nazistów prezydentem towarzystwa bawarskiego, emerytowanym generałem, ale Hitler zrobił unik i odesłał go do swoich współpracowników. Po aresztowaniu bliskiego członka rodziny, niegdyś socjaldemokratycznego działacza, esesman Misch interweniował u generała SS Karla Wolffa i wkrótce został on zwolniony z obozu w Sachsenhausen.

Wymienione powyżej przykłady były tylko kroplą w morzu rozpaczliwych potrzeb ludzi, którym groziła zagłada. Trudno je uznać za usprawiedliwienie dla osób z wewnętrznego kręgu Hitlera, chociaż świadczą o okruchach dobroci, tkwiących także w nich. Czy przewidywali nadchodzącą katastrofę i chwilę, kiedy będą musieli zmierzyć się z całą prawdą? Świadomość tego miał hrabia Helmut von Moltke, przeciwnik Hitlera i konspirator, zgładzony po zamachu Stauffenberga, który napisał 26 sierpnia 1941 r. do żony: Co się stanie, kiedy naród jako całość uświadomi sobie, że ta wojna jest przegrana, i to przegrana inaczej niż ostatnia? Z winą za przelaną krew, której nie da się odpokutować za naszego życia, i nigdy nie będzie można zapomnieć, z całkowicie zrujnowaną gospodarką? Czy znajdą się ludzie zdolni z tej kary wydestylować skruchę i pokutę i w ten sposób, stopniowo, nową siłę do życia? Powojenne dzieje państwa niemieckiego świadczą, że z tym problemem w różnym stopniu Niemcy zmagają się do dzisiaj.



Na marginesie książki: Angela Lambert, „Przegrane życie Ewy Braun”, Świat Książki, Warszawa 2007

***

JERZY GAUL, ur. 1948; historyk, pracownik Archiwum Głównego Akt Dawnych (oddział: Akta Porozbiorowe). Mieszka w Warszawie.