Kilka uwag o grzesznym ciele (czyli co każdy ksiądz spowiednik wiedzieć powinien… )

Paweł Januszewicz

publikacja 12.12.2008 23:09

Istnieje wiele przykładów, w których ułomność ciała może zaburzyć stan naszej duszy – i odwrotnie – kilka poniższych uwag i najświeższych informacji ze świata nauki i medycyny być może pozwoli zrozumieć spowiednikom stale obecne ale i zmienne wzajemne interakcje somy i psyche. Przegląd Powszechny, 12/2008

Kilka uwag o grzesznym ciele (czyli co każdy ksiądz spowiednik wiedzieć powinien… )



Jedną z cech charakterystycznych kolejnego, wielkiego kryzysu finansowo-gospodarczego, który obserwujemy ostatnio na całym świecie jest tzw. mentalność stada, w której nagle i gwałtownie zaczyna narastać liczba osób podążających w swych decyzjach „za tłumem”, rezygnując przy tym całkowicie z własnej logiki i indywidualnych doświadczeń (nie muszę, ale jednak sprzedaję moje akcje i wyjmuję dziś moje oszczędności z banku, bo wszyscy wokół tak robią!).

Dzieje się tak zawsze, gdy ważna informacja jest dostępna w niedostatecznej ilości lub gdy wiąże się z istotnym dla nas zagrożeniem, ale, co ciekawe, w narastającym chaosie względny spokój zachowują… lekarze, zwłaszcza neurofizjolodzy oraz specjaliści psychologii klinicznej. Bowiem tylko oni wiedzą, iż w badaniach eksperymentalnych z użyciem rezonansu magnetycznego, w których ocenia się zachowania ludzi w różnych scenariuszach wymagających konkretnego działania, pozbawienie lub dostarczenie niejasnej, dwuznacznej informacji aktywuje w mózgu obszary tzw. wyspy i ciał migdałowatych, czyli… obszary związane z odczuwaniem strachu!

Tak więc niepewność rodzi strach, który można zlokalizować i opisać, a przez to lepiej zrozumieć i być może jakoś mu przeciwdziałać lub nawet leczyć…

Istnieje wiele przykładów, w których ułomność ciała może zaburzyć stan naszej duszy – i odwrotnie (!) – zaś kilka poniższych uwag i najświeższych informacji ze świata nauki i medycyny być może pozwoli zrozumieć spowiednikom stale obecne ale i zmienne wzajemne interakcje somy i psyche. Wspomnieć tu od razu należy, iż nie jest to w żadnym przypadku wiedza absolutna i niewzruszalna, bowiem współczesna medycyna oparta na rzetelnych danych naukowych (EBM – Evidence Based Medicine) musi rewidować swoje zasady postępowania średnio co 5,5 roku i, jak podaje „Ann. Int. Med.” z 2007 r., ma niezbite dowody na rozwiązywanie nie więcej niż 3060% najczęstszych problemów chorych ludzi. Reszta jest prawdziwą sztuką, uprawianą jednak z różnym skutkiem przez każdego z lekarzy…

Czy umysł może być zniewolony przez chorobę?

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO 2007), choroby związane z ośrodkowym układem nerwowym – począwszy od chronicznych bólów głowy, przez padaczkę, demencję i schorzenia psychiczne występują u ok. miliarda ludzi na całym świecie, czyli średnio u co szóstej osoby w naszym otoczeniu. Jak podaje „Arch. Gen. Psychiatry” z 2008 r., wśród starszych osób, zwłaszcza u kobiet powyżej 70 roku życia, prawie co trzecia – dwa razy częściej niż mężczyźni (!) – cierpi na poważną depresję wymagającą terapii.

Choroba ta, o wiele bardziej upośledzająca jakość życia niż choroba wieńcowa, astma czy cukrzyca, dodatkowo zwiększa ryzyko wcześniejszego zgonu z innych przyczyn, np. z powodu grypy. Jak podaje „Psychosomatic Med.” z 2008 r.,przy okazji można wspomnieć o nieznanym objawie depresji, który opisali niedawno badacze z Uniwersytetu w Tel Awiwie: okazuje się, iż nadmierne i przesadne używanie perfum przez kobiety może bardzo wcześnie sygnalizować to schorzenie, wiążące się, o czym wiemy z innych badań, z upośledzeniem zmysłu węchu.

Mało kto jednak pamięta – a sygnalizowały to „Diabetes Care” (2008), „Urology” (2008), „Headache” (2007) i „Am. J. Psychiatr.” (2007) – iż wiele schorzeń może „wprost wywoływać” depresję. Dotyczy to np. cukrzycy, tzw. wysiłkowego nietrzymania moczu u kobiet, przewlekłych bólów głowy, raka piersi, zaburzeń snu oraz częściej występuje u osób mających poważnie zaburzone związki emocjonalne ze swoim rodzeństwem lub poddanych silnemu stresowi w miejscu pracy.





Rodzaj wykonywanej pracy może się również wiązać częstszym występowaniem epizodów depresji – dotyczy to, w kolejności: pracowników żłobków i przedszkoli, opieki społecznej, pracowników przemysłu żywieniowego, kelnerów oraz osób pracujących w ochronie zdrowia (SAMHSA 2007). Ostatnie badania wykonane na Uniwersytecie Yale w USA i opisane w „Circulation” (2008) wykazały, iż depresja występuje trzy razy częściej u osób po zawale serca, zaś postawa pesymistyczna dwukrotnie zwiększa ryzyko zgonu u pacjentów ze schorzeniami układu krążenia.

Z powyższych wyrywkowych danych wynika czytelny imperatyw stosowania leczenia farmakologicznego generacjami coraz skuteczniejszych leków, połączonego z psychoterapią i regularnym stosowaniem wysiłku fizycznego, niezwykle skutecznego zwłaszcza w łagodnych postaciach depresji. Według „Am. J. Psychiatr.” (2007), depresję można i powinno się leczyć, m. in. dlatego, iż prowadzi to do zmniejszenia prób samobójczych, zwłaszcza u ludzi młodych.

Problem samobójstw jest o wiele większy niż wcześniej sądzono – w największym dotychczas badaniu na ten temat, obejmującym blisko 85 tys. osób z 17 krajów, opisanym w „Brit. J. Psychiatr.” (2008), ponad 9% badanych rozważało pozbawienie się życia, zaś ok. 3% miało za sobą przynajmniej jedną taką próbę.

Nowością w tym badaniu było m. in. odkrycie, iż do samobójstwa częściej prowadzi nie tylko depresja, ale również zaburzenia nastroju, schorzenia impulsywne oraz stany lękowe i niektóre choroby przewlekłe, np. astma. Częstość samobójstw wśród młodych osób potroiła się w ciągu ostatnich 50 lat, prawie połowa uczniów przeżywa przynajmniej jeden ciężki epizod depresji w roku szkolnym, zaś co dziesiąty ma myśli samobójcze. Jak podaje „J. Clin. Psychiatr.” (2007), jednym z wyraźnych sygnałów ostrzegawczych są samouszkodzenia ciała, „przypadkowe” przedawkowanie leków i nadużywanie alkoholu.

Inne badania, wg „J. Amer. Ger. Soc.” (2008), pokazują, iż co dwudziesta osoba powyżej 65. i co piąta powyżej 80. roku życia cierpi na pełnoobjawową i nieuleczalną demencję, która może pojawić się szybciej u osób z cukrzycą, chorobami nerek czy zaburzeniami oddychania w czasie snu – tzw. bezdechem sennym i chrapaniem, zaś co szósta osoba podatna na negatywne emocje i częste wybuchy gniewu doświadcza z tego powodu stopniowego ograniczenia zdolności poznawczych – wg „Neurology” (2007).

Nowoczesne, precyzyjniejsze metody diagnostyczne ośrodkowego układu nerwowego, np. z użyciem rezonansu magnetycznego, ukazują nieznane uprzednio fakty: ok. 7% ludzi w 30. roku życia i ok. 15% ludzi powyżej 70. roku życia przechodzi tzw. silent strokes, czyli „nieme” zaburzenia przepływu krwi w mózgu, opisywane jako wylewy lub obszary niedokrwienia tkanki mózgowej, wiązane z późniejszymi pełnoobjawowymi chorobami układu nerwowego czy upośledzeniem zdolności percepcyjnych – jak podaje „Stroke” (2008).

Niezwykle ciekawe są inne, najświeższe doniesienia z pogranicza neurofizjologii i psychologii: okazuje się – wg „Sleep” (2007) – iż pozbawienie człowieka możliwości snu przez zaledwie dwie doby powoduje obniżenie jakości ocen moralnych, z wyraźnym upośledzeniem aktywności metabolicznej obszarów brzuszno-bocznej mózgowej kory przedczołowej, wiązanej z integracją informacji nabytych i emocji. Warto też tu wspomnieć, iż jakość samego snu może być bardzo poważnie zaburzona przez intensywne używanie telefonów komórkowych przed zaśnięciem, o czym nie informują producenci tego sprzętu…(BBC 2008).





Grzech obżarstwa i lenistwa najczęstszym grzechem XXI w.?

Czy w świetle współczesnej, tak dynamicznie zmieniającej się wiedzy medycznej można już świadomie nie dbać o nasz organizm? Wydaje się, że zbyt dużo wiemy, by nie przechodzić obojętnie nad tym pytaniem, bowiem „świątynia naszego ciała” potrzebuje tak naprawdę niezbyt wielkiej troski – można ją streścić w prostych trzech poleceniach: nie pal tytoniu; jedz zdrowo i nie tyj; poruszaj się choć pół godziny dziennie!…

Jak wiemy z badań zdrowia publicznego, zaledwie 3% populacji stosuje się do tych porad łącznie, zaś ci, którzy są wytrwali w powyższych zasadach, żyją średnio o 14 lat dłużej niż pozostali! Najnowsze wyniki prac lekarzy kanadyjskich – wg „Circulation” (2008) – wskazują, iż co trzeci zawał serca jest bezpośrednim skutkiem spożywania jedzenia „śmieciowego”, np. hamburgerów, frytek i słodkich przekąsek, zaś wzbogacenie zwykłej diety warzywami i owocami obniża ryzyko chorób układu krążenia aż o 30%.

Grzech obżarstwa i fizycznego lenistwa zbiera coraz większe żniwo w naszym kraju, bowiem otyłość „brzuszna” dotyka już 40-60% dorosłej populacji Polaków, z wszelkimi negatywnymi konsekwencjami, tj. zaburzeniami gospodarki lipidowej, cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym, zwiększonym ryzykiem demencji oraz mikroogniskami stanów zapalnych w naczyniach krwionośnych, zwłaszcza w sercu – „Eur. Heart J.” (2008).

Otyłość, największe zagrożenie dla zdrowia ludzkości w XXI w., obok zwiększenia ryzyka chorób układu krążenia ma również bezpośredni związek z występowaniem wielu nowotworów, np. piersi, jajnika, macicy, prostaty, trzustki, przełyku, jelita grubego czy nawet białaczki, o czym nie wie co drugi obywatel Unii Europejskiej… Niestety, im więcej jest ludzi otyłych, tym szybciej zmieniają się wyobrażenia o tej przypadłości – ponad połowa osób z nadwagą ocenia siebie jako najzupełniej normalnych i podobnych do innych, problem polega jednak na tym, iż co trzeci „inny” w otoczeniu jest też otyły… (BBC News 2008).

Do skutecznej walki z otyłością, obok umiarkowania w jedzeniu, niezbędny jest niewielki, ale stały wysiłek fizyczny. Opisane przez „Arch. Int. Med.” (2008) badania nad 2400 bliźniakami, z których jeden prowadził siedzący tryb życia, zaś drugi był bardzo aktywny fizycznie przekonująco wykazały, iż brak ruchu prowadzi do niekorzystnych zmian w strukturze naszych chromosomów i DNA, wyrażający się skróceniem tzw. telomerów, sygnalizujących szybsze starzenie się komórek ciała.

Zaledwie pół godziny umiarkowanego wysiłku fizycznego pięć razy w tygodniu jest najlepszym, rekomendowanym przez wszystkie medyczne autorytety sposobem na poprawienie naszego zdrowia, wyrażającym się np. obniżeniem ryzyka zgonu aż o 30% w porównaniu z grupą nieaktywną. Według „Am. J. Epidemiol.”, „Neurology”, i „The Lancet” (2008), osoby aktywne fizycznie rzadziej chorują na najczęstsze nowotwory, mają mniejsze ryzyko rozwoju choroby Alzheimera i demencji, bardziej „skuteczny” układ sił odpornościowych, rzadziej cierpią na zapalenie prostaty i są bardziej samodzielne w wieku podeszłym.

Co ciekawe, wzorzec wysokiej aktywności fizycznej utrwala się już we wczesnym dzieciństwie, najczęściej przez naśladowanie rodziców lub starszego rodzeństwa, zaś aktywni dorośli pozostają aktywnymi seniorami, cieszącymi się wyraźnie lepszym zdrowiem niż miłośnicy kanapy i domowych kapci; pamiętajmy – na zmianę złych nawyków nigdy nie jest za późno!!!




Najskuteczniejszym narzędziem do jak najwcześniejszego wykrycia choroby jest powszechna wiedza o podstawowych determinantach naszego zdrowia i uczestnictwo w badaniach profilaktycznych, czyli w tzw. skriningach. Wzrost świadomości zdrowotnej we wszystkich grupach socjoekonomicznych i powszechne badania wykrywające najczęstsze problemy zdrowotne przyśpieszają moment udzielenia skutecznej pomocy nawet w najpoważniejszych schorzeniach, ale ciągle jeszcze zbyt wiele jest najdziwniejszych przeszkód, utrudniających np. ubogim, gorzej wykształconym kobietom dostęp do mammografii, kolonoskopii, badań cytologicznych czy nawet najprostszego pomiaru poziomu cholesterolu we krwi – wg „Women Health Issues” (2007)!

Seks, macierzyństwo, planowanie rodziny – czy miłość jest ślepa?

Prawdziwa miłość skupia uwagę człowieka na ukochanej osobie, redukując percepcję otaczającego świata, z jednoczesnym znacznym upośledzeniem „świeżej” pamięci i to w stopniu o wiele większym, niż wydaje się obiektywnym obserwatorom – wg „Evolution & Human Behav.” (2008). Początek bliskości kobiety i mężczyzny może, z jednej strony, opierać się na bardzo powierzchownej, szybkiej ocenie i akceptacji „parametrów” fizycznych – kształtu twarzy, wzrostu i masy ciała – lubię to, co widzę – (tamże 2005), z drugiej zaś dużą rolę odgrywa „kompatybilność” osobowości, przeważająca nawet nad wspólnotą wyznawanych wartości – „J. Personal & Social. Psychol.” (2005).

Mężczyźni, badani jako grupa reprezentatywna, chcą zdobywać jednocześnie wiele kobiet i poszukują w płci przeciwnej głównie piękna fizycznego, kobiety zaś podświadomie zbliżają się tylko do tych osobników, którzy mogą zagwarantować stabilność ekonomiczną ewentualnego związku (PNAS 2007).

Jednocześnie prowadzone szeroko zakrojone badania nad naszym życiem seksualnym ujawniają nowe fakty i tendencje: seks stawiany jest coraz wyżej w naszej hierarchii potrzeb (średnia liczba stosunków płciowych w Europie: powyżej 100/rok, pierwsze miejsce Francuzi: 137/rok; w Japonii zaledwie 46/rok…), przy czym dotyczy to zwłaszcza osób lepiej wykształconych. Ponad 80% par w Europie ocenia swoje relacje intymne jako dobre: Orgazm osiąga zawsze 75% mężczyzn i 25% kobiet – „Arch. Sexual. Behav. (2006) – przy czym kobiety są jednak najbardziej wyczulone na jakość towarzyszących wzajemnych relacji uczuciowych, mężczyźni zaś cenią wyłącznie liczbę stosunków.

Przy okazji warto zacytować, za „Proc. Royal Soc. B” (2005), ciekawe doniesienia, wiążące wyższą aktywność seksualną z ludzką kreatywnością – artyści i poeci mają przeciętnie od 4 do 10 partnerów seksualnych w swoim życiu, podczas gdy średnia dla populacji wynosi nie więcej niż trzy… Nie tylko młodzi, ale również osoby w średnim oraz w starszym wieku czerpią satysfakcję z udanych relacji intymnych – aktywnych seksualnie jest ponad 50% osób między 65. a 74. rokiem życia oraz ok. 25% osób między 75 i 85 rokiem życia, przy czym połowa z nich raportuje sukces na tym polu 23 razy w miesiącu (NEJM 2007)!

Dzieje się tak m.in. dlatego, iż dla kolejnych pokoleń kobiet menopauza powoli przestaje być okresem kojarzącym się wyłącznie z uderzeniami gorąca, gwałtownymi zmianami nastroju, depresji, zaburzeniami pamięci i wygaśnięciem zainteresowania seksem. Hormonalna terapia zastępcza, stosowana przez specjalistów ostrożnie i z umiarem, w małych dawkach i nie za długo, jest nowym, bezpiecznym narzędziem, poprawiającym znacząco jakość życia każdej kobiety po 45,50 roku życia.





W przypadkach pojawienia się problemów w relacjach intymnych, które w różnych etapach życia dotykają blisko 50% kobiet i ponad 30% mężczyzn (w Polsce problemy z erekcją ma ponad 2 mln mężczyzn, co trzeci cierpi na przedwczesny wytrysk, co piąty zaś osłabiony popęd, 40% ma niski poziom testosteronu – PTMS 2007) współczesna medycyna może zaproponować zróżnicowane i skuteczne metody terapii farmakologicznej, wykraczające szeroko poza słynną niebieską tabletkę.

W tym miejscu z naciskiem należy jednak zacytować najświeższe wyniki prac naukowych (BMJ 2008), które wykazały, iż zaburzenia erekcji są też jednym z najczulszych wskaźników ryzyka rozwijającej się skrycie choroby wieńcowej lub zawału serca – w świetle tych danych pojawienie się tej przypadłości powinno skutkować natychmiastową wizytą u kardiologa, a dopiero potem ewentualnie u seksuologa!

Należy w tym miejscu powiedzieć parę słów o edukacji seksualnej, zwłaszcza u dzieci i młodzieży – powolne, ale ciągłe obniżanie się wieku, w którym następuje fizyczne pokwitanie (aktualnie ok. 12. roku życia!) nie idzie w parze z pokwitaniem „socjalnym”, czyli okresem, w którym zaczynają być podejmowane suwerenne, dojrzałe decyzje charakteryzujące wiek dojrzały.

Jednocześnie notuje się zwiększanie aktywności seksualnej w coraz młodszych grupach młodzieży – 38% piętnastolatków w Anglii ma już za sobą pierwszy stosunek płciowy, wobec 15% w naszym kraju (IPPR 2006)! Większość informacji zawartych w aktualnych programach edukacyjnych dociera więc do młodego adresata zbyt późno i jedynym źródłem wiedzy o seksualności człowieka pozostaje nie zawsze przygotowana do tej roli rodzina lub… tzw. ulica!

Dobór tematyki i zakres edukacji seksualnej jest źródłem zaciętych sporów nie tylko wśród fachowców, ale wiadomo np. z doświadczeń amerykańskich, iż programy edukacyjne, oparte wyłącznie na przedstawianiu zalet wstrzemięźliwości, nie są skuteczne w obniżeniu wybranych, obiektywnych wskaźników zdrowia publicznego, czyli np. w liczbie ciąż młodocianych i skali występowania chorób przenoszonych drogą płciową.

Ciąża i macierzyństwo w świetle najnowszych badań naukowych ma największe szanse na szczęśliwy rozwój i największą liczbę dzieci w sytuacji, w której mężczyzna spotyka kobietę o ok. sześć lat młodszą lub ewentualnie gdy kobieta wiąże się z mężczyzną starszym o ok. cztery lata – wg „Royal Soc. Biol. L” (2007). Zegar biologiczny dla najwłaściwszego czasu na ciążę tyka nie tylko u kobiet – aktualnie wiadomo, iż im starszy jest mężczyzna, tym większe ryzyko poronień, zaś po 50 roku życia wzrasta liczba defektów wykrywanych w plemnikach przyszłych ojców (PNAS 2006).

Dokładniejsze analizy – wg „Obst&Gyn;” (2007) – wskazują, iż obecnie ponad połowa kobiet w błogosławionym stanie żyje w nieustannym niepokoju i stresie, zaś ok. jedna trzecia cierpi na epizody depresyjne. Jest to o tyle niepokojące, iż znany jest negatywny wpływ na płód matczynych hormonów stresowych.

Lekarze wiedzą coraz więcej, lecz zbyt mało mówi się przyszłym matkom o niebezpieczeństwach cięcia cesarskiego „na życzenie”, nieustannego i nieuzasadnionego „portretowania” za pomocą ultrasonografii rosnącego płodu, o możliwych defektach wywoływanych przez niezażywanie kwasu foliowego, otyłość i palenie tytoniu, a także o tym, iż nawet dwa piwa tygodniowo obniżają iloraz inteligencji przyszłego dziecka, a chore zęby i dziąsła mogą być przyczyną niskiej masy urodzeniowej lub nawet poronienia – dane wg „Am. J. Obst&Gyn.;” (2006).




Nowy, narastający problem z bezpłodnością lub trudnościami w zajściu w ciążę, w której jedną z metod leczenia jest zapłodnienie in vitro, doczekał się zainteresowania daleko wykraczającego poza sferę czysto medyczną. W tym gwałtownie rozwijającym się, słabo uregulowanym prawnie i ocenianym na miliardy dolarów „przemyśle”, dostępnym coraz szerzej nawet w internecie, obok wątpliwości natury etycznej gubi się gdzieś wiedza medyczna, obecna częściej na łamach wysokospecjalistycznych czasopism naukowych a nie zawsze przekazywana przyszłym rodzicom.

Ciąża in vitro to ciąża bardzo wysokiego ryzyka, w której np. trzy-czterokrotnie częściej występuje łożysko przodujące, zatrucie ciążowe z ciężkim nadciśnieniem tętniczym oraz dziesięciokrotnie częściej jest to ciąża mnoga, w której rodzą się wcześniaki o różnym stopniu dojrzałości do dalszego życia – wg BJOG (2004), „Human Reprod” (2006), „Fert&Ster;” (2007).

Najnowsze badania pokazują, iż u dzieci urodzonych z ciąż in vitro częściej występują defekty wrodzone, mają one nieco mniejszy iloraz inteligencji, zaś płeć męska po osiągnięciu wieku dojrzałego ma kłopoty z płodnością – za: „Fert&Ster;” (2008), BJOG (2005), „Am. J. Epidem.” (2007).

Coraz mniej dziwią opinię publiczną informacje, iż najstarsza matka, która poczęła dzięki metodzie in vitro ma 66 (!) lat, nikt szeroko nie cytuje doniesień o częstszym występowaniu u tych kobiet tzw. baby blues, czyli poważnych zaburzeń nastroju i problemów w opiece nad własnym dzieckiem (wg „Fert&Ster;” 2005), umykają gdzieś wyniki badań wskazujących, iż kobiety bezdzietne są właściwie tak samo zadowolone z życia jak kobiety, które rodziły (wg „Int. J. Aging&Human; Dev.” 2007), zaś analiza zachowań ponad 12 tys. dorosłych ludzi pokazała, iż to kobiety znacznie „łatwiej” akceptują brak dziecka w porównaniu z mężczyznami – za „J. Marr&Fam.;” (2007)…

W gorących dyskusjach nad metodami planowania rodziny największy nacisk kładzie się na metody zapobiegania ciąży, o wiele mniej natomiast mówi się o metodach monitorowania płodności kobiety, które w świetle wyników najnowszych badań naukowych są zaskakująco skuteczną metodą, niewiele gorszą niż metody chemiczne.

Według „Hum. Reprod.” (2007), liczba nieplanowanych ciąż u kobiet stosujących metodę naturalną – opartą na pomiarach temperatury i gęstości śluzu – jest mniejsza niż jeden na sto kobiet w ciągu roku, czyli identyczna jak u kobiet stosujących pigułkę, zaś współczynnik zaniechania metody naturalnej z powodu braku satysfakcji lub trudności stosowania wynosi ok. 10% w porównaniu z 30% u kobiet używających innych metod.






Jest tylko jeden warunek tak wysokiej skuteczności tej metody: musi być ona prawidłowo „nauczona” i prawidłowo stosowana – i z tym są, niestety, największe problemy, bowiem dojście do perfekcji w jej używaniu zabiera dużo czasu, wymaga codziennych pomiarów i nawet najmniejsza choroba, podróż, stres lub prosty błąd matematyczny (jajeczko po owulacji żyje 24 godziny, plemniki zachowują pełną żywotność w ciele kobiety przez 7 dni, czyli… stosunek płciowy tydzień przed owulacją może prowadzić do zapłodnienia) może kompletnie zniweczyć rzetelność pomiarów…

Dlatego też cieszy głos w dyskusji nad antykoncepcją, przypominający, iż nauczanie Kościoła o antykoncepcji to tzw. nauczanie zwykłe, nie nieomylne, nie formułuje dogmatycznych prawd wiary (J. Prusak, GW 2008), co pozwala inaczej analizować wyniki dzisiejszych i przyszłych badań nad pigułkami, spiralami, implantami, nie wspominając już o prezerwatywach…

Wiadomo, iż pigułka niezależnie od swej podstawowej roli może, w zależności od „profilu genetycznego” kobiety, zwiększyć ryzyko wystąpienia niektórych postaci raka (np. szyjki macicy), obniżając jednak wyraźnie ryzyko innych nowotworów (np. raka endometrium macicy czy jajnika). Może też, ale nie musi, negatywnie wpływać na jej serce, może powodować poważne zaburzenia krzepnięcia krwi, ale może zapobiegać też osteoporozie – wszystko zależy od wieku, dawki, czasu stosowania i od nawyków takich jak np. nikotynizm!

Dlatego słowa ks. Jacka Prusaka: ...znam pary, którym antykoncepcja pomogła oraz: …jeśli tak wielu katolików chodzących do Kościoła, modlących się i dbających o siebie i swoje dzieci uważa, że obecne nauczanie jest zbyt restrykcyjne, a nawet szkodliwe dla ich związków, to wierzę ich intuicji moralnej (tamże) mają np. dla wierzącego lekarza dodatkowy wymiar…

Święta Teresa z Ávila zapytana, czym jest nasze życie, odpowiedziała ponoć bez wahania: Kiepski nocleg w niewygodnej gospodzie! Kilka powyższych informacji ze świata nauki i medycyny – w nieśmiałym przekonaniu piszącego te słowa – może nieco rozszerzyć zakres pokuty, zalecanej przez spowiedników: dobrze by się stało, gdyby otyły, nie mieszczący się w konfesjonale penitent usłyszał dodatkowo zachętę do gimnastyki i jedzenia pięciu porcji warzyw i owoców dziennie, a np. pogrążony w depresji otrzymał wyraźną sugestię codziennego, godzinnego forsownego spaceru – byłoby to jak miękka poduszeczka wniesiona do owej niewygodnej gospody…

*****

PAWEŁ JANUSZEWICZ, ur. 1952, prof. dr hab. med. , specjalista zdrowia publicznego, pediatrii i medycyny farmaceutycznej. Wieloletni dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie i Krajowy Konsultant w dziedzinie pediatrii. Pracuje w Narodowym Instytucie Leków w Warszawie oraz na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Rzeszowskiego. Autor licznych publikacji fachowych, członek Royal College of Physicians w Londynie, autor cyklicznego programu tv „Encyklopedia Zdrowia” w kanale telewizji Polsat News.