Polska Żydówka

Miriam Gonczarska

publikacja 27.06.2009 14:50

Zmieniamy swoje zainteresowania i fascynacje, zawody, miejsca zamieszkania. Zapomnieliśmy już o czasach, w których całe pokolenia przychodziły na świat i odchodziły, nie opuszczając jednej miejscowości, nasi przodkowie z pokolenia na pokolenie dziedziczyli zawody, zaś mieszane małżeństwa były nie do pomyślenia. Przegląd Powszechny, 6/2009

Polska Żydówka



Każda tożsamość, szczególnie w naszych czasach, ma wiele odcieni i barw, jest złożona i zmienna. Zaskakuje nas samych nietrwałością i czasowością. Zmieniamy swoje zainteresowania i fascynacje, zawody, miejsca zamieszkania. Zapomnieliśmy już o czasach, w których całe pokolenia przychodziły na świat i odchodziły, nie opuszczając jednej miejscowości, nasi przodkowie z pokolenia na pokolenie dziedziczyli zawody, zaś mieszane małżeństwa były nie do pomyślenia.

Z biegiem czasu coś tak trwałego i jednoznacznego, jak przynależność społeczna czy religijna, stało się ulotne, niejednoznaczne w najlepszym przypadku wielowymiarowe. Każdy z nas zmuszony jest do odpowiedzenia sobie na pytanie, kim się staje. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak nasze obecne wybory ukierunkują nas i nasze życie. Na te ewolucyjne procesy w przypadku rodzin żydowskich nakładają się doświadczenia Holocaustu i komunizmu; lata stalinowskie, potem rok1968.

Nie tylko nie kultywowano więc tradycji, nie przestrzegano starożytnego obowiązku edukacji i przekazywania następnemu pokoleniu wiedzy o religii – wręcz ukrywano pochodzenie żydowskie wraz ze wszelkimi przejawami przynależności religijnej, kulturowej czy światopoglądowej. Najczęściej przekazywanym uczuciem był owiany milczeniem strach przed zdemaskowaniem, co przenosiło się (i przenosi) na lęk przed wszystkim, co żydowskie lub co żydowskości dotyka.

To, co zaskakuje, to siła tego uczucia; jest tyle osób, które wciąż się boją – dziś (częściej niż o własne życie) potomkowie polskich Żydów i ich bliscy boją się życiowych komplikacji, utraty znajomych, odrzucenia, a nawet ośmieszenia...

„Żyd” to jednocześnie określenie religii i narodowości. Współcześnie jednak większość osób pochodzenia żydowskiego w Polsce to bezwyznaniowcy lub katolicy. Wyznawców judaizmu w jego wszelkich formach i stopniach – bardzo optymistycznie licząc – jest kilkuset. Większość osób religijnych powróciła do swych korzeni po całkowitej asymilacji, duża część dokonała bądź dokonuje konwersji. Najczęściej są to osoby mające żydowskiego ojca, dziadka bądź nie mogące udowodnić swego pochodzenie po matce.

Są więc Żydzi bez żydowskich korzeni i Polacy, którzy nie wiedzą o swym żydowskim pochodzeniu. Wielu wciąż poszukuje: jedni swoich korzeni, inni miejsca w społeczeństwie, jeszcze inni tożsamości. Ludzie powracają do środowiska żydowskiego a potem znów odpływają porwani przez różne życiowe okoliczności. Często ta przynależność opiera się trochę na kluczu towarzyskim: ktoś ma przyjaciółkę w klubie żydowskim, zaczyna przychodzić na spotkania, potem na szabaty. Zdarza się i tak, że żydowska przyjaciółka znika, a jej polska koleżanka pozostaje w szeroko pojętym „środowisku”.

Sprawy nie ułatwia fakt, że żyjemy w czasach, gdy jednoznaczne określenie jakiejkolwiek przynależności czy deklarowanie wyznawanych poglądów w wielu środowiskach jest zbędne, czasem wręcz niepożądane. Profesjonalizm każe oddzielać życie prywatne od publicznego. Dla wielu osób pochodzenie, a nawet przynależność do środowiska żydowskiego, to ich prywatna tajemnica. Nie znaczy to jednak, że taka osoba nie jest narażona na trudności, bo właśnie w tej publicznej sferze są obecne powszechnie akceptowane – choć powierzchownie – elementy tradycji katolickiej.

Trudno jest znaleźć w Polsce zakład pracy czy instytucję, która nie organizuje jakiejś formy tylko pozornie obojętnych religijnie „Opłatków”, „Jajeczek” a nawet „Andrzejek”, „Mikołajek” lub „Walentynek”. Rozumiem oburzenie katolików, którzy czują, jak bardzo powierzchownie traktowane są te elementy – bez związku z ich pierwotnym wymiarem religijnym. Jednak dla osób poszukujących „innych cywilizacji duchowych” oznacza to kilka razy w roku podejmowanie trudnych decyzji. W jakim stopniu angażować się w te obchody?





Alternatywą jest bycie aspołecznym lub zakłamywanie swojej z trudem i niepewnością odbudowywanej tożsamości. W tym samym czasie wystawienie świecznika chanukowego byłoby prowokacją, aktem odwagi, ale również musiałoby izolować wystawiającą go osobę od innych. Przecież w opinii większości judaizm jest religią elitarną: jeśli uważasz się za Żyda, to ja staję się wobec ciebie gojem.

Mało kto rozumie, że właśnie dla polskich Żydów ten podział jest sztuczny i raniący. Mamy potrzebę dzielenia się naszą tradycją – nie myślimy w kategoriach „my” i „oni”, bo przecież właściwie niewiele od owych gojów sami się różnimy. Może zawsze zresztą te podziały były sztuczne i raczej wynikały z określonej polityki wobec środowisk żydowskich niż z własnych potrzeb. W USA przecież pełna asymilacja sięga 90%. Żydzi w przyjaznym środowisku upodabniają się do otoczenia.

Religia rzeczywiście stanowi pewną trudność w powrocie do żydowskiej tożsamości. Żydzi decydujący się na życie religijne muszą uporać się z brakiem koszernej żywności. Z tym, że imprezy czy koncerty często odbywają się w piątek wieczorem. Najtrudniejszy jest jednak czas świąt katolickich. Jeśli ktoś jest osobą religijną, musi wymyślać różne wykręty, by nie przyjść na spotkanie opłatkowe, lub by nie dzielić się jajkiem. Zresztą osoby świeckie często również źle znoszą powierzchowne, ale wszechobecne symbole świąt, których z wielu powodów obchodzić często nie chcemy.

Część z nas czuje się zraniona, jeszcze bardziej osamotniona i oddzielona od reszty społeczeństwa. Inni z przymusu, by nie zawieść rodziny, idą na przyjęcia i kolacje. W Polsce mało kto pamięta, że Wigilia i Wielkanoc nie są obchodzone przez wszystkich obywateli. Często słyszę od dziennikarzy z czołowych mediów: Rozumiem, że Chanuka – to taka żydowska Wigilia. – Nie, nie rozumie Pan, nic Pan nie rozumie! – mam ochotę odpowiedzieć i trzasnąć drzwiami. Chwilę potem opanowuję się, bo skąd niby ma on to wiedzieć.

Czy mam prawo mieć żal? Co jednak, poza wieszaniem kolejnego artykułu na internetowym portalu społeczności żydowskiej (http://jewish.org.pl), mogę zrobić? Poczucie, że nikt nas nie rozumie, jest przecież wszechobecne. Wciąż pojawiają się na forum naszej strony nowe osoby i stawiają wciąż te same stare pytania. Dokładnie tak samo czuję się w Izraelu, tylko pytania są tam inne. Pytają mnie tam, jak tu wytrzymuję. Tam też nie rozumieją, że ja czuję się Polką, że to jest dla mnie źródło inspiracji i ważna część mojej tożsamości. Zresztą w Polsce takie oświadczenie też spotyka się ze sporym zaskoczeniem.

W szczególnie trudnej sytuacji są w Polsce dzieci i młodzież pochodzenia żydowskiego. Nawet bardzo odlegli od religii Żydzi czują, że ich dzieci są indoktrynowane katolicko w publicznych, świeckich instytucjach. Wszechobecność choinek oraz innych katolickich świątecznych symboli to tylko zewnętrzne objawy. Małe dzieci często uczone są w otwarty sposób religii katolickiej bez zgody i wiedzy rodziców.

Młodzież z kolei potrzebuje akceptacji otoczenia, grupy rówieśniczej – jeśli słyszą antysemickie dowcipy na korytarzach, nic właściwie nie może im przywrócić poczucia bezpieczeństwa i akceptacji przez otoczenie. Mało kto zwraca uwagę na sytuacje, w których słowo „Żyd” używane jest jako inwektywa. Słowa zaś osadzają się w człowieku.

Gdy ktoś domyśla się lub wręcz wie o swoim pochodzeniu, a wciąż powracają do niego zasłyszane bądź przeczytane obraźliwe określenia, to właśnie one są często pierwszym językiem, w jakim paradoksalnie zaczyna mówić się o swojej tożsamości. Wiem to z własnego doświadczenia. Byłam szczególnie bezbronna, bo zawsze wiedziałam o moim pochodzeniu. Od dziecka słowo „Żyd” napawało mnie mieszaniną dumy i grozy.





Inni mają mniej szczęścia – po reakcji rodziców lub dziadków, po niedomówieniach dochodzą do wniosku, że w ich rodzinie „coś jest nie tak”. Wciąż zgłaszają się do mnie osoby, które domyślają się, że mają żydowskie pochodzenie po dziadku lub babce, ale nie mają odwagi, by wprost zapytać. Nie wiedzą, jak o tym rozmawiać. Czasem, gdy decydują się na poruszenie tego tematu, zapada głęboka cisza lub wybucha awantura.

Często osoby, które odkrywają swoje pochodzenie, odpychane są przez pozostałych członków rodziny. Żyjący przodkowie, którzy „coś” o tej rodzinnej tajemnicy wiedzą, to często ofiary Holocaustu, przerażeni wspomnieniami; za nic nie chcą przekazać swojego strasznego losu następnym pokoleniom. Wciąż boją się, że tamten koszmar powróci.

Osoby korzystające z żydowskiej pomocy społecznej proszą często, by nie mówić o tym rodzinie. Dzisiejsza tożsamość żydowska to często spuścizna strachu i milczenia. Osoby, które wychowały się w żydowskich rodzinach w Polsce, gdzie otwarcie mówiono o pochodzeniu, są nieliczne. Najczęściej to przedstawiciele inteligencji, mieszkańcy dużych miast. Bycie Żydem po prostu nie jest wygodne ani dla danej osoby, ani dla jej otoczenia.

Jest też zjawisko odwrotne: moda na judaizm i żydowskość. To ekscytujący, kontrowersyjny temat. Osoby żydowskiego pochodzenia odniosły przecież często sukces finansowy, miały osiągnięcia w nauce, medycynie, prawie, sztuce czy kulturze. Do zainteresowania żydowskością skłaniają też poszukiwania religijne, studiowanie Biblii, chęć zrozumienia żydowskich korzeni chrześcijaństwa. Oczywiście takie postawy pomagają tworzyć atmosferę dialogu i zrozumienia.

Często, choć nie zawsze, okazuje się, iż ten pozytywny stosunek jest powierzchowny. Nie jesteś tolerancyjna! Nie chcesz wysłuchać argumentów na to, że Jezus to mesjasz! – usłyszałam ostatnio od osoby, która uwielbia i podziwia żydowski naród. Mam wrażenie, że jako Żydówka jestem kochana, jednak tylko wtedy, gdy popieram linię myślenia mojego interlokutora. Nie chcę być takim „sojusznikiem” kogokolwiek. Czy tak trudno zrozumieć, że ludzie się po prostu między sobą różnią?

* * *

W każdym z nas tkwią niesprawiedliwe, najczęściej bezpodstawne uprzedzenia. Z jednej strony zdobywamy coraz więcej informacji. Pośpiech, w jakim żyjemy, oraz skupienie się na rywalizacji w obrębie jednej branży doprowadza do segmentacji wiedzy – stajemy się wybitnymi specjalistami, ale zniszczyliśmy ideał człowieka renesansu. Nie tracimy już czasu na zdobywanie szeroko pojętej wiedzy o świecie, by za naszym rozwojem technologicznym, zdobywanymi umiejętnościami w określonej dziedzinie mogła też iść (szeroko pojęta) potrzeba bycia osobą tolerancyjną, świadomą złożoności ludzkiego świata.

Zwiększający się zasób wiedzy i informacji, komplikująca się mapa mniejszości, poglądów i postaw wokół nas zmusza do budowania uproszczeń. Wydaje mi się, że stereotypy dotyczące Żydów są szczególnie fałszywe. Nieraz słyszę, że Żydzi są np. powierzchowni duchowo lub źle nastawieni do Polaków. Na pytanie: – Ilu Żydów Pan (Pani) spotkał(a) w swoim życiu?, odpowiedź zwykle jest przewidywalna: Żadnego. Mówię wtedy otwarcie, że jestem Żydówką. Przyglądają mi się z niedowierzaniem i pytają, czy wielu Żydów ma niebieskie oczy. Stereotyp jest tak silny, że próby obalenia go spotykają się z agresją. Jestem podejrzewana o manipulację, fałszowanie rzeczywistości.





Często też słyszę, że jestem ortodoksyjną Żydówką, co dla ludzi najczęściej oznacza, że myślę schematami z XIX w., lub że gmina, do której należę, jest ortodoksyjna, a więc „zamknięta i nietolerancyjna”. Jednak ortodoksja odnosi się przecież do stopnia przestrzegania kilku najważniejszych elementów judaizmu, takich jak: koszerność, szabat czy skromny ubiór. Nie zamyka mnie na świat i ludzi, na współczesną naukę. Nie pozbawia możliwości chodzenia na koncerty, picia piwa (którego akurat nie pijam) czy rozmowę z polskimi znajomymi. Moja ortodoksyjność nie wpływa na mój stosunek do innych sfer życia, niezwiązanych z moją praktyką religijną.

Zresztą uważam się za liberałkę i nie wiem, co jest dla mnie ważniejsze – liberalizm czy judaizm. Na całe szczęście nie muszę się deklarować. Żydów w Polsce jest garstka, a tak bardzo różnimy się między sobą. Sami musieliśmy dochodzić do swojej żydowskiej drogi. Gminy żydowskie, w tym moja – Warszawska Gmina Wyznaniowa Żydowska – nie są zamkniętymi enklawami ortodoksji (zresztą nigdy tak nie było), ale raczej miejscami spotkań ludzi, którzy często szukają jeszcze odpowiedzi na pytanie, co chcą ze swoim pochodzeniem zrobić. Przecież już przed wojną do gmin należeli wszyscy Żydzi bez względu na stopień religijności, także socjaliści.

Gminy oferują kursy językowe, wykłady i spotkania oraz imprezy kulturalne. Większość z nich jest otwarta dla każdego, bez względu na to, czy jest członkiem gminy lub ma pochodzenie żydowskie. Nie jesteśmy maniakami religijnymi, ale prawdą jest, iż czasem nie wiemy, kim jesteśmy. Nie jest to zresztą konieczne. Ważne, by gminy zaspokajały potrzeby swoich członków, a nie lepiły ich na określoną modłę. W Polsce jest dziś właściwie tylko jedna gmina, która zbudowała dość jednorodną propozycję „pakietu tożsamościowego” w zakresie religii. Jednak i ona jest otwarta, nie narzuca stylu życia czy sposobu myślenia. Ja w każdym razie chyba nie mieszczę się w żydowskim stereotypie.

A stereotyp ten, to właściwie ważna część polskiego antysemityzmu. Część, dodajmy, broniona jest przez sądy: wciąż umarzane są śledztwa w sprawie antysemickich malowideł na murach, haseł skandowanych przez skrajne partie prawicowe i publikacji z powodu m.in. „znikomej szkodliwości społecznej czynu”. Zainteresowanym polecam sprawozdanie umieszczone na portalu Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego w Polsce (http://fodz.pl), w którym znaleźć można rejestr aktów antysemickich (często noszących znamiona wandalizmu) w latach 20032007 w naszym kraju. Uprzedzam jednak, że lektura ta wymaga mocnych nerwów. Czyżby sędziowie się mylili? Pewnie wydaje im się, że nikomu nie robią krzywdy. Przecież Żydzi zniknęli z polskich miast i miasteczek. Życie nie znosi próżni.

Co dzieje się w świecie emocjonalnym uprzedzonego do Żydów człowieka, który nagle dowiaduje się, że ma żydowskie pochodzenie? Co dzieje się w otoczeniu osoby, która zdecyduje się na przyznanie do tych korzeni? Na naszym Forum (http://forum.jewish. org.pl) można przeczytać niejedną mrożącą krew w żyłach opowieść… Strach, ból, poczucie bycia gorszym, a potem krok po kroku odnajdywanie swojej pozytywnej tożsamości, co dokonuje się przez wertowanie w sumie wciąż ubogiej literatury na ten temat.

Kilka stron internetowych w języku polskim sprawy nie załatwia. Teatr żydowski i żydowska sztuka – nawet ta z najwyższej półki – tworzone obecnie w Polsce wydają się często sztuczne, „przehistoryzowane”, zmanierowane, wydumane. Jesteśmy zmuszeni do fizycznej bądź mentalnej emigracji – do życia w przeszłości lub poza granicami kraju. Tak czy inaczej poszukiwanie duchowej, intelektualnej bądź artystycznej inspiracji wymaga wyjścia poza granice współczesnej polskiej rzeczywistości.





Wiele osób żyje na pograniczu polskiego i żydowskiego świata. Coraz częściej nasza tożsamość buduje się gdzieś między Warszawą, Krakowem czy Łodzią a Jerozolimą, Nowym Jorkiem czy Antwerpią. Oznacza to życie, w którym wciąż trzeba wybierać i podejmować decyzje; wciąż redefiniować własny system wartości i priorytety. Pojawiają się specyficzne pytania i problemy: Jaki powinnam mieć stosunek do tradycji żydowskiej, skoro uznaję się za feministkę?

Jeśli mam tylko ojca Żyda a chcę mieć żydowskie dzieci – co właściwie oznacza ocalenie jeszcze jednej żydowskiej rodziny od zagłady – czy powinnam zrobić konwersję? Jeśli już jednak muszę zrobić konwersję, to najlepiej ortodoksyjną. Jak wtedy mam wyrażać mój feminizm? Ja znalazłam swoją drogę, ale zajęło mi to bardzo wiele lat. Musiałam się również uporać z własnymi stereotypami na temat Żydów i żydowskiej tożsamości. Jak godzić własne potrzeby z potrzebami innych członków mojej społeczności?

Co zrobić z tymi, którzy, będąc Żydami, stereotypów na temat Żydów jednak się nie pozbyli? Pytania, jakie sobie stawiamy, są różne, często jednak zupełnie praktyczne: Które święta będę obchodzić? Czy powiem dalszej rodzinie o swoich żydowskich zainteresowaniach? Czy przyniosę kwiaty czy raczej kamienie na żydowski cmentarz? Czy w wolnej chwili będę przeglądała żydowskie strony w internecie, czy jednak poczytam o odkryciach naukowych? Czy będę słuchała żydowskiej muzyki czy raczej ulubionego jazzu? Czy spotkam się z polskimi czy też z żydowskimi znajomymi?

Jeśli nawet powiem sobie w końcu, iż jestem Żydówką, nie musi to oznaczać tego samego na różnych etapach mojego życia. Często nieświadomie łączę w sobie elementy polskości, europejskości i żydowskości. Przecież ludzie są bardzo skomplikowani – należą do wielu subkultur, środowisk, partii politycznych. Co dzieje się z naszą tożsamością, gdy okazuje się, że jesteśmy nie tylko Żydami? Znam takie osoby.

Przyznają się do przynależności do więcej niż jednej mniejszości – etnicznej czy religijnej; czasem odkrywają, że są homoseksualistami albo stają się członkami elitarnych stowarzyszeń naukowych, lub przyłączają się do którejś z licznych subkultur muzycznych. Znam przedstawicieli chyba wszystkich zawodów: policjantów, wojskowych, pracowników lotniska, sprzątaczki, wybitnych naukowców, studentów rusycystyki, pielęgniarkę, polityka znanej partii… Wszędzie tam bycie Żydem jest balastem, wszędzie wahamy się, co i ile powiedzieć naszemu otoczeniu. Komu mogę powierzyć tajemnicę, dlaczego nie poszłam do pracy w Pesach?

Co wtedy oznacza to tajemnicze, niemające jednoznacznej definicji słowo „Żyd”. Przecież nie ma żadnych przypisanych do niego zachowań czy określonego zestawu poglądów. Bycie Żydem naprawdę nie polega na włożeniu czarnego kapelusza i paradowaniu w chałacie – świetnie radzą sobie z tym zadaniem polscy aktorzy żydowskiego i nie tylko żydowskiego teatru. Większość Żydów w Polsce szuka jednak dużo skromniejszych, mniej ostentacyjnych metod.

Wszystkie drogi trzeba przecierać samotnie. Należy pamiętać, że większość osób mających dziś w Polsce żydowskie korzenie pochodzi z małżeństw mieszanych. Osoby takie same też często zakładają mieszane rodziny. Tradycje przenikają się, nawet jeśli bardzo chce się tego uniknąć. Tylko kilka rodzin w Polsce praktykuje pełną, odcinającą się od wszelkich zewnętrznych wpływów ortodoksję. Inni idą na większe bądź mniejsze kompromisy.

Nie odważyłabym się jednak wskazać nikogo palcem. Przecież nawet najbardziej religijni nie są w stanie całkowicie odciąć się od wpływu mediów, szkoły swoich dzieci i polskiego otoczenia. Jestem przekonana, że czasem odwiedzają swoje polskie rodziny, składają noworoczne życzenia w sylwestrowy wieczór i robią inne rzeczy nie do pomyślenia w „prawdziwym ultraortodoksyjnym żydowskim świecie”. To naturalne. Wszystko jednak, co robimy, wpływa na naszą tożsamość, powoduje albo wzbogacenie naszej samoświadomości, albo bolesny wewnętrzny konflikt. Wszystko zależy od tego, jak sami podejdziemy do naszych tożsamościowych rozterek oraz na ile one utrudniają nam życie.





Można być osobą religijną na wiele różnych sposobów. Można być na wiele sposobów religijnym Żydem. Tak samo na wiele różnych sposobów można być osobą świecką. Można więc być żydowskim tradycjonalistą i łączyć elementy świeckiego i religijnego światopoglądu czy zachowań.

Właściwie od momentu, gdy ktoś dowiaduje się o swoim żydowskim pochodzeniu, jest zmuszony stawiać trudne pytania i podejmować trudne decyzje. Chodzi nie tylko o kwestię bycia Żydem świeckim czy religijnym. Trzeba zweryfikować stosunek do własnej narodowości, tzn. ustalić chęć utożsamienia się z Izraelem czy z Polską. A może próbować łączyć te dwie narodowe i państwowe tożsamości. Czy to możliwe? Czy, traktując je łącznie, dążę do nawiązania dialogu i porozumienia między tymi krajami? Czy przypadkiem nie mieszam się w ich wzajemne relacje?

A może jestem jednocześnie po prostu zwykłą Polką i Izraelką, która zajmuje się własnym życiem i nie bardzo angażuje się w jakiekolwiek działania dialogowe? Jeśli jednak chciałabym zaangażować się politycznie, to po której stronie areny politycznej powinnam się opowiedzieć? Jaki mam stosunek do kwestii historycznych, takich jak obecność Żydów w przedwojennej Polsce? Także Holocaust – gdzie był wtedy Bóg? Czy jest to żydowskie wydarzenie, czy też kryzys ogólnoludzki? Trzeba mierzyć się z pytaniami o rolę Polaków w Zagładzie oraz polski antysemityzm. Nawet jeśli człowiek nie chce, wcześniej czy później będzie musiał się z takimi pytaniami zmierzyć na spotkaniach, przy szabatowym stole, podczas wymian młodzieży, w wywiadach z dziennikarzami, wśród członków rodziny i znajomych.

Tożsamości żydowskiej towarzyszy często alienacja, odosobnienie i samotność. Szczególnie trudna jest sytuacja osób zainteresowanych kulturą żydowską żyjących w małych miejscowościach. Właśnie tam los jedynej żydowskiej rodziny zmusza jej członków do „wirtualizacji” życia w Internecie bądź do wyjazdu lub ukrywania swojej tożsamości. Tylko nieliczni (i to przy sprzyjających okolicznościach) potrafią znaleźć język, by podzielić się swoim żydowskim doświadczeniem z sąsiadami. To jednak naraża na konfrontację z dziwnymi pytaniami; czasem na ostracyzm.

Żyd czy Żydówka często musi w Polsce udowadniać, że nie jest wielbłądem. Że nie współpracuje np. z wywiadem izraelskim, nie ma niesamowitych zasobów gotówki i wpływu na politykę międzynarodową. Proszę mi wierzyć, że takie stereotypy mają bezpośredni wpływ na to, jak postrzegani są indywidualni Żydzi w Polsce. Im dalej odchodzimy od środowiska żydowskiego, tym silniej odczuwamy uprzedzenia. Co ciekawe, czegoś podobnego doświadczałam w Izraelu, gdzie wciąż musiałam odpowiadać na pytania o polski antysemityzm, o Holocaust, tłumaczyć się z tego, że moja rodzina postanowiła pozostać w kraju. Byłam nawet posądzana o antysemityzm, bo przed jakimś radykałem broniłam mojej polskiej ojczyzny.

Nie chcę, by ktoś pomyślał, że narzekam albo że jest z Żydami w Polsce aż tak tragicznie. Opowiadam o absurdach naszej żydowskiej egzystencji w Polsce, bo dzięki „Przeglądowi Powszechnemu” dostałam taką możliwość. Najczęściej udzielam wywiadów z okazji świąt lub w sytuacji jakiegoś kryzysu, konfliktu. Nigdy nie ma dość czasu, by sprostować choćby kilka z obiegowych opinii.

Pisząc o tożsamości, uświadomiłam sobie, jak wiele z tego, co dzieje się w naszym bezpośrednim otoczeniu, wpływa na nas i łączy się wyraziście z naszymi tożsamościowymi dylematami. Myślę, że ta sytuacja dotyczy nie tylko środowiska żydowskiego. Może pewnie też być przyczynkiem, pożywką dla myśli o innych sferach i aspektach tożsamości w Polsce. Czy nawet – wszystkich tych kwestii, które znajdują się na pograniczu życia prywatnego i publicznego. Widać, ile jeszcze pracy czeka nas wszystkich, zanim usiądziemy do jednego stołu ze wspólną, polską, współczesną tożsamością.

*****

MIRIAM GONCZARSKA, studiowała Prawo Żydowskie i Talmud w szkołach religijnych w Izraelu. Pracuje jako wychowawca dla Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w Polsce, jest sekretarzem Rady Religijnej ZGWŻ w RP, członkiem zarządu Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów oraz moderatorem forum.jewish.org.pl