Historia narodowa w ponadnarodowej perspektywie

Marcin Kula

publikacja 17.09.2009 09:21

Wbrew pozorom wcale nie jest oczywiste, czym jest historia narodowa. Najczęściej uciera się pewien jej kanon. Jego stworzenie bywa czasem świadomie wspomagane. Niekiedy taki kanon ewoluuje. Przegląd Powszechny, 9/2009

Historia narodowa w ponadnarodowej perspektywie



Myślenie o historii oraz jej nauczanie od dawna były związane z procesami narodowymi. W Polsce powojennej, w formie umiarkowanej stale, a w formie gwałtownej od czasu do czasu, rozgrywały się walki o historię – ujmowaną oczywiście w kontekście narodowym. W odniesieniu do dziejów zupełnie niedawnych taka walka trwa do dziś. Wystarczy wspomnieć obchody ostatniej rocznicy 4 czerwca. One też zwracały uwagę nas wszystkich ku historii narodowej.

Historią powszechną zawsze zajmowano się – ale w dużym stopniu niezależnie od dziejów własnego kraju. Jako powszechną traktowano zresztą po prostu historię innych krajów, a nie dzieje naprawdę powszechne. Obecnie natomiast wyraźnie następuje zwrot ku historii „transnarodowej” („ponadnarodowej”). Tendencja ta wywołana jest po pierwsze ewolucją cywilizacji. Skoro dzieje rozgrywają się w skali globalnej, trudno je analizować w skali partykularnej. Co też ważne, dzisiejsze zacieśnianie się więzi świata zwróciło uwagę na jego powiązania w czasach dawniejszych.

W Polsce zwrot ku historii „transnarodowej” następuje powoli. Nie jest to dramat (zdarzają się większe!). Nie musimy podążać za światem w każdym zakresie. Konserwatyzm czasem wręcz popłaca. Chciałbym wszakże zwrócić uwagę na słabości, które mogą wynikać z tonięcia po uszy w historii narodowej. W moim przekonaniu skupienie się na tym, co własne, następuje ze szkodą dla rozumienia wszelkiej historii, także narodowej. Po prostu nadmiernie ją upraszcza.

Czym jest właściwie historia narodowa?

Wbrew pozorom wcale nie jest oczywiste, czym jest historia narodowa. Najczęściej uciera się pewien jej kanon. Jego stworzenie bywa czasem świadomie wspomagane. Niekiedy taki kanon ewoluuje. W Peru najpierw nie obejmował Indian, ale już z ich zabytkami bywało różnie. Dziś coraz więcej Peruwiańczyków aspiruje do dziedzictwa indiańskiego. Może w Afryce Południowej białe dzieci też będą kiedyś chodzić ulicą Mandeli i mówić My, biali Murzyni? A może tamtejsze dzieci, po latach już w większości mulaci, będą spotykać się na rogu ulic Mandeli i F. D. Malana? Może okaże się, że wszyscy, z oficerami policji na czele, zawsze walczyli z apartheidem, a do służby poszli jedynie w roli Wallenrodów? W kategoriach ludzkich można zresztą ludziom tego życzyć. Lepsze to niż walka polityczna na teczki.

Niezależnie od tego, jaki kanon historii narodowej obowiązuje w danym momencie, jest on najczęściej bardzo dyskusyjny. Polacy są dumni z Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale przecież polskich dzieci nie uczy się historii Litwy i Litwinów. Uczymy jedynie historii Polaków, którzy w jakimś momencie przygarnęli Litwinów.

Nie uczymy historii mniejszości narodowych, choć składały się one na ogromną część obywateli RP w okresie międzywojennym. Co najwyżej mówimy o problemach, jakie rodziły się we współżyciu Polaków z grupami mniejszościowymi. Najczęściej mówi się o narodowym państwie polskim – czyli takim, w którym inni byli „gośćmi” (czasem lepiej, a czasem gorzej widzianymi). Tymczasem tych „gości” było ok. 30%, niektórzy z nich mieszkali zawsze na tym samym miejscu, a niektórzy przybyli przed wiekami.

Zagadnienie, czym jest właściwie historia narodowa, można skomplikować także od innej strony. Czym jest narodowa historia Niemiec, skoro ten kraj zjednoczył się bardzo późno? Jakie dawniejsze formacje państwowe obejmuje historia Niemiec? Czym jest narodowa historia Anglii lub Rosji? Trudność takich zagadnień dobrze widać przy pisaniu krótkiego hasła do encyklopedii, gdzie trzeba wyraźnie decydować – w lewo lub w prawo – o jego zawartości.





Pójdźmy w wątpliwościach jeszcze dalej. Zapytajmy czym będzie już niedługo narodowa historia Francji. Centralistyczne państwo francuskie przyjęło pewien jej kanon w ramach scentralizowanej edukacji. Odpowiedni rysunek na najpopularniejszych papierosach umocnił galijską metrykę narodu francuskiego. Czy ta wizja utrzyma się wobec istnienia kilkumilionowej społeczności muzułmańskiej we Francji? Czy dzieci muzułmańskie będą się uczyć zdania Nasi przodkowie Galowie... – jak uczyły się dzieci we francuskiej Algierii? Czy dzieci na muzułmańskich przedmieściach Paryża i Marsylii będą deklamować jakiś francuski odpowiednik wiersza Kto ty jesteś? Polak mały – jak miały to czynić dzieci ukraińskie w Polsce międzywojennej?

Niebezpieczeństwa zaścianka

Łatwo wskazać epizody, których analiza cierpi, gdy się jej dokonuje wyłącznie w kategoriach historii narodowej. Przecież pokazywanie bitwy grunwaldzkiej w kategoriach wczesnego konfliktu polsko-niemieckiego jest mało poważne. Sienkiewicz, który, jak się okazało, poprowadził zdumiewająco skuteczną „politykę historyczną”, odegrał tu mimo wszystko złą rolę. Działalności Krzyżaków nie da się zrozumieć bez zastanowienia się nad ideą chrystianizacyjną, rozwijaną w dziejach na różnych terenach i w różnych, ale często dalekich od miłosierdzia formach. Co też fundamentalne, należałoby w końcu przypomnieć sobie, że był to konflikt między chrześcijanami, a nie między chrześcijanami i teutońskimi diabłami.
Odzyskanie niepodległości przez Polskę w 1918 r. najczęściej przedstawia się jako wynik polskich wysiłków wyzwoleńczych, zwłaszcza powstań narodowych. Nic nie ujmując powstańcom i nie negując, rzecz jasna, potrzeby rozpatrywania tego momentu w ramach narodowej historii, pozwolę sobie jednak zauważyć, iż niejeden naród w Europie Środkowej i Wschodniej uzyskał lub odzyskał wówczas niepodległość bez buntowania się. Warto by więc porozmawiać o I wojnie, o jej skutkach, oraz o genezie świata, jaki wówczas powstał.

Zbrodnię katyńską rozpatruje się najczęściej jako zbrodnię Stalina przeciw Polakom. To, że była ona zbrodnią przeciw Polakom, nie ulega wątpliwości. Można nawet dodać, iż Stalin był najpewniej szczególnie uczulony na Polaków. „Na tym samym wydechu” należałoby jednak zwrócić uwagę, że Stalin zbrodniczo potraktował niejeden naród. Także na to, że wręcz w tym tragicznym lesie, jako w stałym miejscu enkawudowskich rozstrzeliwań, spoczywają szczątki ludzi różnych narodowości.

Upadek komunizmu przedstawia się jako wywalczony przez Polaków. Często wraca nawet motyw, że mur berliński rozsypał się w Gdańsku itd. Otóż jest to tylko część prawdy. Kryzys był kryzysem całego światowego systemu komunistycznego (ze Związkiem Radzieckim na czele – jak kiedyś obowiązkowo pisano). Komunizm rozbiła nie tylko, a może nawet nie tyle eksplozja ludzkiego gniewu, lecz pogrążyła go implozja systemu.

W Polsce, w 1989 r. już zresztą żadnej eksplodującej masy ludzi nie było. Poza Rumunią i nieszczęsnym puczem moskiewskim nie było już jednak poważnej obrony ze strony komunistów. Nie znaczy to, że trzeba pomniejszać wagę postaw i działań ludzi – ale sprawy były po prostu bardziej skomplikowane. Słowa Krzyżem i strajkami wolność wywalczymy... były zrozumiałym wyrazem marzeń Polaków. Nie mogą one jednak zastąpić analizy historycznej, także ponadnarodowej.







Potrzebne porównania

Wiele spraw narodowej historii widzi się realistyczniej, gdy spojrzy się na nie w perspektywie porównawczej. Jeśli wrócić jeszcze raz do Grunwaldu, to okrucieństwa krzyżackie, o których słyszało każde dziecko w Polsce (w przeciwieństwie do jakoby miłosiernych zachowań Polaków), warto zestawić z, dajmy na to, zachowaniem krzyżowców, z postępowaniem Hiszpanów w Ameryce czy z okrucieństwem nowożytnych metod śledczych oraz kar sądowych.

Gdy mowa o wolnej elekcji, przedstawiając ją dziś często jako demokratyczny precedens, to warto porównać ją – w ramach tej samej refleksji – z monarchiami absolutnymi. Dopiero przy takim podejściu można uzyskać wielostronną charakterystykę samego zjawiska oraz jego skutków.

Marszałkowi Piłsudskiemu należałoby się przyglądać na tle innych czołowych postaci państw regionu, a nawet znacznie dalszych. W końcu nie było przypadkiem, że konstytucję wprowadzoną w Brazylii przez autorytarnego prezydenta Getulio Vargasa potocznie nazywano „polską” (była wzorowana na konstytucji z 1935 r.). Niejeden kraj charakteryzował się wówczas władzą autorytarną i zarazem paternalistyczną, dużą rolą wojska, nacjonalizmem (niekoniecznie od razu w pejoratywnym sensie tego słowa) oraz wyspowością kapitalistycznego rozwoju przemysłowego.

Nawet o Holocauście należałoby, w moim przekonaniu, mówić w kategoriach porównawczych. Dopiero na szerszym tle można zresztą zobaczyć, w jakich aspektach ta zbrodnia była niezwykła. Niezależnie od jej rozmiarów oraz wyjątkowych cech warto jednak pamiętać, że geneza tego piekła wywodziła się nie tylko ze spraw specyficznie chrześcijańsko-żydowskich oraz z zaszłości średniowiecza.

Geneza zbrodni sięgała także zjawisk szerszych, takich jak niejednokrotnie zdarzające się w dziejach naruszenie koncepcji jedności rodzaju ludzkiego, rasizm, idee eugeniki, czy, powiedzmy, wiara w utopijne społeczeństwo zaplanowane. Ucząc o Holocauście, może warto by też pokazać na innych przykładach, jak łatwo sąsiedzi mogą sobie skoczyć do gardeł w bardzo różnych sytuacjach (vide była Jugosławia) czy, powiedzmy, jak łatwo może się zdarzyć naruszenie koncepcji narodu obywatelskiego (vide los francuskich Żydów i – choć tu trudno porównywać – los amerykańskich Japończyków podczas wojny).

Wiele więcej dałoby się zrozumieć z komunizmu w Polsce, gdyby go też rozpatrywać na tle porównawczym. Jeżeli ktoś ma co do tego wątpliwości, to niech się zastanowi, czy wolał żyć w PRL, czy w Albanii lub w NRD, o Mongolii już nie wspominając. Baraki wszędzie były zbudowane według tego samego planu, ale ostatecznie istotnie różniły się między sobą. Zaryzykuję stwierdzenie, że w Polsce rewolta przeciw komunizmowi była wczesna i silna nie dlatego, że było tu tak źle, ale dlatego, że było tu RELATYWNIE nieźle. W Polsce wolność, Zachód itd. już od dłuższego czasu rysowały się w zasięgu ręki.

Podobnie wyjście z komunizmu należałoby rozpatrywać na tle porównawczym – zarówno na tle innych Krajów Demokracji Ludowej (ze Związkiem Radzieckim na czele!), jak też na tle negocjowanych wyjść z sytuacji zdawałoby się bezwyjściowych w wielu innych krajach w tym samym czasie. Komunizm był oczywiście specyficzny – ale, będąc produktem ludzkim (nawet jeśli wielokrotnie nieludzkim), nie był specyficzny do końca.

W końcu np. biali przywódcy Afryki Południowej analogicznie jak komuniści zorientowali się, że w ówczesnym świecie, przy ówczesnej technice i w tamtej sytuacji wyjście z systemu apartheidu stanowi pewniejszą drogę nawet dla zachowania narodu afrykanerskiego niż podjęcie ryzyka konfliktumasakry. Wiele takich konfliktów nie mogło być zresztą wygranych z uwagi na cechy dzisiejszej cywilizacji. W najlepszym przypadku alternatywą dla masakry nieraz mogła być jedynie walka bez końca.






Co nie najmniej ważne, także na rozliczenie z komunizmem warto by spojrzeć w perspektywie porównawczej. Okazałoby się wtedy, że są sprawy, których nie da się cofnąć i postępowania, w przypadku których po prostu nie da się wymierzyć sprawiedliwości na tym padole. Zwolennicy dekomunizacji oraz lustracji od M. Leśniewski, Czym był apartheid? Garść refleksji w 60. rocznicę jego wprowadzenia, referat w Zakładzie XX w. Instytutu Historycznego UW, wygłoszony 30 IV 2009 r. nieśliby korzyść z przyjrzenia się procesowi denazyfikacji w Niemczech oraz w niektórych innych krajach po II wojnie światowej – a o ileż tamte sprawy były prostsze niż w przypadku rozliczeń pokomunistycznych!

Zjawiska są ciekawsze niż fakty

Przejawy historii narodowej dają się nieraz lepiej zrozumieć jako zjawiska historii powszechnej czy ogólnocywilizacyjne. Wspólnie z opowiadaniem o szlachcie należałoby mówić o kastach indyjskich. Jakby to paradoksalnie nie brzmiało, system stanowy był systemem kastowym – nawet jeśli, rzecz jasna, znacznie mniej rozbudowanym.

Na Polskę Jagiellonów, na ogół wzbudzającą dumę, należałoby spojrzeć w kontekście zaznaczającego się już wtedy podziału Europy na Wschód i Zachód. W połączeniu Korony z Litwą może warto by zobaczyć istotny czynnik pchnięcia ówczesnej Polski na wschód (nic Litwinom nie ujmując!).

Może o powstaniach narodowych i odzyskaniu przez Polskę niepodległości należałoby mówić w kontekście szerszych rozważań o zjawisku narodowym oraz np. o historii ruchów wyzwoleńczych w koloniach. Także w kontekście udanych lub/i nieudanych wysiłków stworzenia państwa narodowego w różnych sytuacjach historycznych. Może należałoby mówić jednocześnie o państwach wielonarodowych, o państwach złożonych w ogromnym stopniu z imigrantów oraz z ich potomków, również o wypadkach redefiniowania narodów i państw narodowych w dziejach.

Może o najeździe bolszewickim w 1920 r. należałoby mówić nie tylko w ramach historii polskiej (i rosyjskiej), ale także w kontekście ekspansjonizmu chyba każdej rewolucji. Rewolucja francuska, czy też np. kubańska, również chciały objąć swymi dokonaniami cały świat. Jeśli zaś już stawiać kropkę nad „i” (choć w tym przypadku nieco ze zmrużeniem oka), to warto by przytoczyć przesłanie do narodów Europy Wschodniej skierowane z hali Olivii. Wojsk nie wysłaliśmy w ślad za nim (bardziej wtedy groził nam kierunek odwrotny!), ale nawet w tym posłaniu tkwiło coś z ekspansjonizmu rewolucji.

Może zamiast kłócić się o miejsce i położenie Żydów w Polsce wąrtoby spojrzeć szerzej na zjawisko mniejszości narodowych i mówić jednocześnie np. o Afroamerykanach za oceanem lub/i o muzułmanach dziś w Europie Zachodniej?

Wypędzenia można oczywiście rozpatrywać jako elementy historii narodowej każdego z zainteresowanych narodów. Można je jednak rozpatrywać jako zjawisko znacznie szersze, znane w wielu epokach, także jako zjawisko, niestety, typowe dla XX w. Można wytłumaczyć przesiedlenia całych narodów w ZSRR w ramach zbrodni i paranoi Stalina. Można i należy powiązać wysiedlenia Niemców z Ziem Zachodnich i Północnych z wojną wywołaną przez Hitlera i wszystkim, o czym powszechnie wiadomo.

Pozostaje wszakże faktem, że nie da się mówić o XX w. bez rozpatrywania zjawiska wypędzeń jako takiego. Rozpatrzenie go będzie z kolei niepełne bez wzięcia pod uwagę dawniejszych, w tym spontanicznych wielkich fal migracyjnych XIX w. Migracje to zresztą też klasyczny temat, w przypadku którego nie sposób oddzielić historię narodową oraz ponadnarodową. Są one częścią tkanki historii kraju emigracyjnego, częścią historii kraju przyjmującego oraz częścią historii powszechnej. Trzeba pamiętać, że powojenne przesiedlenia zaproponował – jak się uważa – Winston Churchill, który powołał przykład relatywnie bezbolesnych przesiedleń Greków z Turcji do Grecji w początku wieku.






Może zamiast o poszczególnych przypadkach byłoby lepiej mówić szeroko o zjawiskach totalitaryzmu i demokracji, a dopiero w takim kontekście, analizować elementy historii narodowych. W końcu zarówno demokracja, jak totalitaryzm, występowały w historii w różnych formach, a np. demokracja szlachecka była porównywalna z demokracją właścicieli niewolników w Ameryce Północnej.

Prawda, że czasem trudno powiedzieć, czy mamy do czynienia z jednym zjawiskiem, nawet jeśli występującym w różnych nurtach dziejów narodowych, czy podobieństwo jest zewnętrzne. Takim dyskusyjnym epizodem była np. „wiosna studentów” u schyłku lat sześćdziesiątych na Zachodzie oraz w Polsce. Ruch studencki wybuchł wszędzie z grubsza w tym samym czasie, jako studencki miał elementy podobne, a jednocześnie studenci zachodni występowali przeciwko organizacji społeczeństwa, o której właśnie marzyli ich wschodni koledzy.

Rozwiązywanie krzyżówek zostawmy na inną okazję

Bez szerszej, ponadnarodowej wiedzy jest znacznie trudniej widzieć zjawiska lokalne realistycznie. Oczywiste, iż nie da się ich też zrozumieć bez uwzględnienia zjawisk cywilizacyjnych: bez rozważenia cech kręgu geograficznego, bez przemyślenia właściwości typowych dla danej epoki środków porozumiewania się i komunikacji, bez pamięci o transferze wzorów cywilizacyjnych, ideologii oraz koncepcji religijnych, bez informacji o produkowanych artykułach spożywczych i przemysłowych, z których wiele powstaje przecież poza własnymi granicami.

Łatwość przemieszczania się ludzi z jednej strony ułatwiła działania establishmentom, ale z drugiej ułatwiła też działania kontestatorom. Możemy być szczęśliwi, że UB/SB dopiero stosunkowo późno zaczęła posługiwać się komputerami, ale z kolei bez komputerów, kserografów, kaset oraz bez relatywnej łatwości druku, komunizm by najpewniej trwał znacznie dłużej.

Kontakt transgraniczny był ważnym elementem każdej historii. Przecież nawet wojny pociągały transfery wzorów oraz produktów. Cywilizacje w Euroazji i Afryce nigdy nie były izolowane. Choćby ci muzułmanie, przeciw którym rodziła się Europa, zostawili jej bardzo dużo w spadku. Obecnie historia narodowa jest jeszcze trudniejsza niż kiedykolwiek do wyizolowania z podkładu cywilizacyjnego. Ten proces będzie postępował, a więc w przyszłości tym bardziej nie da się zamknąć analizy historii w ramach narodowych.

Szerokie spojrzenie i refleksja przynosi więcej korzyści intelektualnych niż studia zawężone. W moim przekonaniu to właśnie korzyści intelektualne powinny być podstawowym celem nauczania historii, a nie budowanie narodowej chwały na bazie przeszłości lub obrona dobrego imienia w odniesieniu do dawnych faktów. Z pewnością nie uznam zaś za cel nauczania historii ćwiczenia pamięci w imię erudycji, która służy głównie do rozwiązywania krzyżówek.

Podejście, za którym się opowiadam, nie oznacza deprecjonowania czegokolwiek. Wręcz przeciwnie, nieraz właśnie szersze tło umożliwia lepsze zobaczenie zjawisk partykularnych. W każdym razie proponowane podejście nie przeszkadza nikomu czcić bohaterów, których pragnie uczcić. Z pewnością nikt i nic nie przeszkodzi widzowi skłonić głowy w hołdzie bohaterom po wyjściu z przyszłego Muzeum II Wojny Światowej, dzięki zwiedzeniu którego będzie – sądząc z projektu – lepiej rozumiał ten fragment dziejów niż gdyby ograniczono je tylko do miejsca pamięci narodowej chwały.

******

MARCIN KULA, prof. dr hab., historyk i socjolog. Wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim i w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania im. Leona Koźmińskiego w Warszawie.