Każde dobre dzieło zaczyna się od osoby

O rozumieniu władzy, byciu człowiekiem sumienia i pracy w samorządzie lokalnym rozmawiamy z Wojciechem Murdzkiem, sprawującym drugą kadencję urząd prezydenta miasta Świdnicy

publikacja 17.01.2008 10:17

Jako chrześcijanin nabrałem przekonania, że każdy powinien uczestniczyć i angażować się we wszystkie wymiary życia. W tym wypadku nie ma podziału na sprawy prywatne czy zawodowe. By być dobrym człowiekiem, nie można się zwolnić z obowiązków służbowych. eSPe 80/2008

Każde dobre dzieło zaczyna się od osoby




eSPe: Czym dla Pana jest władza?

Wojciech Murdzek: Pewnie to zabrzmi trywialnie, ale władza jest dla mnie rodzajem swoistej służby dla mieszkańców, żyjących w naszej małej ojczyźnie. Oczywiście zależy ona od charakteru sprawowanego urzędu. Władza może budzić szacunek. Jeśli ten szacunek rodzi się dlatego, że ludzie widzą korzystne działania, że coś się zmienia dla ich dobra, to wszystko jest w porządku.

Mottem numeru jest cytat z homilii Jana Pawła II w Skoczowie, mówiący o tym, że Polska potrzebuje w polityce ludzi sumienia – jak Pan odczytuje te słowa?

Byłem na spotkaniu w Skoczowie i doskonale zapamiętałem te słowa. Traktuję je jako niezwykle aktualne, szczególnie teraz, gdy mamy do czynienia z licznymi napięciami w życiu społecznym. Nie myślę jednak o sumieniu, które tylko przypomina o złych rzeczach, ale takim, które nakazuje z dużym wysiłkiem podejmować pracę, wiedząc, że jest to szczególne wyzwanie. Najczęściej głos sumienia kojarzy się z grzechem. Ja zaś widzę nieczystość sumienia również w niewykorzystywaniu wszystkich możliwości, by zrobić coś więcej i lepiej dla innych ludzi.

Jakie motywacje kierowały Panem, kiedy podejmował Pan decyzję o zaangażowaniu w życie polityczno-społeczne w Świdnicy?

Jako chrześcijanin nabrałem przekonania, że każdy powinien uczestniczyć i angażować się we wszystkie wymiary życia. W tym wypadku nie ma podziału na sprawy prywatne czy zawodowe. By być dobrym człowiekiem, nie można się zwolnić z obowiązków służbowych i tylko się przyglądać, jak działają inni, a spełniać się samemu tylko „prywatnie”. Takiego spojrzenia uczyłem się i nadal się uczę poprzez charyzmat ruchu Comunione e Liberazione (Komunia i Wyzwolenie). Każde zadanie czy też dobre dzieło zaczyna się od osoby i z tego należy zdać sobie sprawę. Zaangażowanie zaczyna się od powiedzenia: „ja się tego podejmę”, a nie „oni”, „wy”.

Te zasady są szlachetne, ale żyć według nich pewnie jest dość trudno. Czy to w ogóle możliwe?

Jest taka książka ks. Luigi Giusaniego, założyciela ruchu Comunione, zatytułowana Czy można tak żyć?. Okazuje się, że można i im więcej osób w to uwierzy, tym będzie lepiej. Tu nawet nie chodzi o kwestie religii, bo przekonanie, że rzeczywistość i świat powinien się zmieniać na lepsze, ma każdy, niezależnie od wiary. Każdy ma również w sobie wewnętrzną chęć życia w dobrym świecie, w prawdzie i wolności. Jeśli to odkryjemy, to odkryjemy coś, co nas łączy.





Jakie działania owocują tak dużym kredytem zaufania, jak ten, który Pan posiada (w końcu nie każdy prezydent tak długo pełni swoją funkcję)?

Prezydentem miasta jestem dopiero drugą kadencję, choć za każdym razem były to wybory bezpośrednie, jednak w samym samorządzie działam od jego początku, czyli od 1990 r. Z doświadczenia wiem, że połączenie popularności ze skutecznością jest sztuką. Jednak pomaga w tym jasne stawianie sobie celów, które związane są z konkretną rzeczywistością. Jednym słowem trzeba konsekwentnie realizować ludzkie potrzeby, a nie składać obietnice bez pokrycia. W końcu nie działamy na zasadzie czarodziejskiej różdżki i z tego trzeba zdać sobie sprawę. Nie spełniamy zachcianek, a rozwiązujemy problemy rzeczywiste, te związane z życiem. Przećwiczyliśmy to w Świdnicy. Niespełna pięć lat temu aż 6,7 tys. osób nie miało pracy, a dziś jest ich ok. 2,5 tys. Postawiliśmy na pracę i ściągnęliśmy inwestorów, dzięki czemu powstało dużo nowych możliwości zatrudnienia. Dziś zabieramy się za inne aspekty, takie jak rozwój budownictwa mieszkaniowego, rekreację i rozrywkę. Taką wybraliśmy kolejność, bo co byłoby ludziom po aquaparku czy kręgielni, gdy nie mieli pracy.

Jak można przygotowywać młodych ludzi do pełnienia takich zadań, jak pańskie?

Młodych ludzi najbardziej powstrzymuje od działania poczucie braku wpływu na wiele rzeczy istotnych dla nich. A więc trzeba im dać szansę i zaprosić do współpracy. To dobra szkoła charakteru dla nich, a dla nas kopalnia energii, wiedzy i pomysłów. W Świdnicy młodzi, zdolni, wykształceni włączają się w programy rewitalizacji, swoje problemy rozwiązują dzięki Młodzieżowej Radzie Miasta. W urzędzie stawiamy również na młodych, których zatrudniamy na staże. Najlepsi mają szansę na stałą pracę. Nie zapominamy również o młodszych mieszkańcach. Ci wcielają się w rolę prezydenta i opisują, co by zrobili na moim miejscu. Nawet takie drobne gesty dowartościowują i zachęcają do działania. Mam nadzieję, że tych aktywności będzie więcej.

Jakie istnieją różnice pomiędzy zarządzaniem na szczeblu regionalnym a państwowym? Czy wymagają one odmiennego przygotowania?

Nie próbowałem tego wyższego szczebla. Sądzę jednak, że problemy są podobne, choć występują w dużo większej skali. Sam zaś uważam, że każdy z nas ma dużo do zrobienia na swoim podwórku, dlatego wybrałem działanie lokalne. Innego szczebla na razie nie przewiduję również ze względu na to, że nic nie zastąpi fizycznej obecności męża i ojca w domu.

Co Pan uznaje za swój największy sukces a co za największą porażkę w dziedzinie polityczno-społecznej?

Największą satysfakcję odczuwam, gdy widzę, że w Świdnicy mieszka coraz więcej uśmiechniętych osób. Udało nam się obudzić optymizm i przekonanie, że rzeczywistość można zmienić. Jest to szczególnie trudne, gdy na grunt lokalny wkracza pseudopolityka, która często zmienia ludzi na tyle, że nawet czasami trudno rozpoznać dawnych przyjaciół. Jest tylko żal, że pojawia się tak dużo negatywnych emocji i agresji. Tego niestety nie udaje się powstrzymać.



Rozmawiała Elżbieta Wiater