Znaki na drodze do Emaus

o. Tomasz Abramowicz SP

publikacja 17.10.2009 22:32

Chcesz naprawdę rozpoznać swoje powołanie i odkryć czego Bóg oczekuje od Ciebie? Realizuj najpierw to, czego Bóg oczekuje od wszystkich. Uważaj byś sobie nie zrobił „Boga prywatnego”; bożka, którego sam sobie odkryłeś, któremu Ty wyznaczasz spotkanie. eSPe, 87/2009

Znaki na drodze do Emaus



Szczęść Boże, Ojcze!

W nawiązaniu do naszej wcześniejszej rozmowy podczas Wiosennych Dni Skupienia chciałbym zadać jeszcze jedno pytanie. Zdaję sobie sprawę, że powołującym jest sam Jezus, który zaprasza do pójścia za sobą. Czytałem fragmenty z Ewangelii Św. Marka dotyczące powołania apostołów. Ich sytuacja jest do pozazdroszczenia. Sam Jezus im zaproponował „bycie z Nim”. Było im na pewno łatwiej - ja jestem ciągle w rozdarciu, jak by część mnie chciała iść za Nim, a część nie.

Niby wszystko ok., ale… Ciągle obawy, brak pewności, zaufania. Czasami jak się modlę, to wręcz chce mi się płakać. Dlaczego nie mam pewności, że wspólnota zakonna, którą już poznałem i pokochałem, jest miejscem mojego naśladowania samego Jezusa? Czy mogę prosić Jezusa o wyraźne znaki? Czy mogę słuchać, tego, co mówią moi rodzice, znajomy ksiądz? Czy codzienne wydarzenia coś oznaczają? Konkretniej. Rodzice się sprzeciwiają, bo uważają, że sobie nie poradzę. Mój katecheta, ks. Paweł, powiedział mi ostatnio, że życie w kapłaństwie jest moją drogą a w kościele, a będąc z klasą na wycieczce w Warszawie, w jednym kościołów znalazłem waszą ulotkę o dniach skupienia. Czy to może coś oznaczać? Proszę o pomoc.

Kuba


Drogi Jakubie,

Pewnie znasz ewangeliczne opowiadanie o uczniach udających się do Emaus (Łk 24,13-35). Autentyczne powołanie jest tam, gdzie rozpozna się Jezusa. Ci dwaj uczniowie rozpoznają, że ich Towarzysz łamie chleb w sposób charakterystyczny dla Jezusa. Gdy widzą Go łamiącego chleb ich oczy się otwierają. Dopiero wtedy… Mamy nieustanną pokusę, by nasze życie stawało się łatwe. Pragniemy, by i nasza wiara stawała się bezproblemowa, pewna i nie przynosząca trudów. Chcemy żyć zgodnie z wolą samego Boga a ona sama by była dla jasna i oczywista. Niestety, tak nie jest.

Pytasz o znaczenie znaków w procesie rozpoznawania powołania. Na wstępie warto zaznaczyć, że znaki Bożej woli są obecne w naszym życiu i są bardzo różnorodne. Bóg często działa poprzez ludzi, wydarzenia i przez natchnienia. Problemem na pewno jest nasza, ludzka, zdolność do ich odczytywania. Kiedy obserwujemy uczniów zdążających do Emaus może nas zadziwiać, że ci, którzy byli z Nim przez prawie trzy lata, nie mogą Go poznać po wyglądzie zewnętrznym i po głosie oraz ostatecznie zrozumieć tego, co do nich mówi. Ewangelista mówi, że oczy ich były „niejako na uwięzi”.

Co może nas zaślepiać?

Pośpiech. Idący do Emaus szybkim krokiem opuszczają Jerozolimę. Tak się spieszą, że nie poznają wędrowca, który się do nich przyłączył w podróży. Pośpiech jest złym doradcą. Byle tylko nie myśleć, że mógłbym zostać księdzem. Za dużo o tym rozmyślam, jeszcze sobie wmówię. Krótsza modlitwa, brak czasu na słuchanie, ucieczka przed skupieniem, koncentracja na sobie samym.

Strach. Dwóch uczniów ucieka z Jerozolimy. Boją się prześladowań, nie chcą podzielić losu swojego Mistrza. Jak najdalej od Jerozolimy. Nie na próżno się mówi, że strach ogłupia. Nie, nie, dziękuję. Przecież sobie nie poradzę, życie zakonne jest takie trudne, a rodzice, co oni powiedzą, a jak zrezygnuję… Brak Bożego optymizmu i przede wszystkim ufności w myśleniu i postrzeganiu swego życia.

Zbytnia pewność. Apostołowie byli przekonani, że skoro Jezusa pojmano, katowano i ukrzyżowano a On umarł na krzyżu i został złożony w grobie, to nie jest możliwe, by szedł z nimi i wyjaśniał im pisma. Nie rozpoznali Go. Nie nadaję się, na pewno nie mnie Pan powołuje. Przecież ja kocham życie! Postawa zbytniej pewności zaślepia nas w poszukiwaniach woli Pana.

Jakubie, odczytywanie znaków powołania jest procesem długotrwałym i nie raz można się zniecierpliwić. Pozwolę sobie podzielić się z Tobą swoim doświadczeniem w tej materii i przedstawić kilka uwag.






Przygotowanie do odczytywania znaków – naśladuj Jezusa

Chcesz naprawdę rozpoznać swoje powołanie i odkryć czego Bóg oczekuje od Ciebie? Realizuj najpierw to, czego Bóg oczekuje od wszystkich. Uważaj byś sobie nie zrobił „Boga prywatnego”; bożka, którego sam sobie odkryłeś, któremu Ty wyznaczasz spotkanie. W ten sposób nie odkryjesz powołania.

Spróbuj odkryć tego Boga, który już się objawił, który zesłał swego Syna, by był bliżej nas i nas zbawił. Który każdego ranka otwiera twoje ucho i mówi do twojego serca w codziennych czytaniach słowa Bożego. Przylgnij do Syna Bożego. Wejdź w Jego życie, w Jego styl. Kiedy już to osiągniesz, będziesz mógł szukać woli Pana względem siebie, szukać nadzwyczajnego daru, jakim Cię obdarowuje. Trudno zrywać dojrzałe owoce z ledwo kiełkującego drzewka.

Mnogość znaków – jakie znaki się liczą?

Pan Bóg objawia Ci się podczas modlitwy i mówi: Jakubie, pójdź za mną! A Ty czujesz Jego obecność, widzisz Jego postać i wyraźnie słyszysz Jego głos. Marzenie! Wszystko byłoby takie proste… Chyba jednak nie do końca. Przypatrz się historii apostołów. Ci dwaj, zmierzający do Emaus byli bardzo blisko z Nim związani, byli bardzo blisko każdego dnia a jednak Go nie poznali. Znaki nadzwyczajne przysparzają wielu problemów podczas prób właściwej ich interpretacji.

Ktoś, kto mówi: „Mam powołanie, bo wydarzył mi się określony fakt, bo byłem zaręczony a moja dziewczyna mnie porzuciła albo spowodowałem wypadek drogowy, wszyscy zginęli a ja nie” może zwodzić sam siebie. Powołanie oparte na nadzwyczajnym fakcie nie jest dobrym wskaźnikiem. A znaki mniej wyraziste, powiedzielibyśmy drobniejsze: słowa znajomego kapłana, ulotka napotkana w kościele mogą być tylko wydarzeniami akcydentalnymi w twoim życiu. Są zbyt drobne by je interpretować dosłownie. Przecież jak byś otrzymał ulotkę dotyczącą kredytu nie brałbyś go od ręki.

Jak więc postrzegać znaki w szarej codzienności. Ignorować je? Specjalnie się na nie wyczulać? Myślę, że w twojej historii życia znajdujesz znaki. Będą one miały wartość, staną się wyrazistsze, gdy nauczysz się je odczytywać jak człowiek wierzący. Lepiej, gdy ktoś odkrywa swoje powołanie w całym kontekście życia wiarą. Fakty nadzwyczajne robią wrażenie, jednak dużo bardziej trzeba się skupić na znakach codziennych i one najlepiej pokazują wolę Pana, który działa w całej historii życia człowieka.

Znak znaków i co dalej?

Jezus zbliża się do uczniów, którzy oddalają się od Jerozolimy, a ich oczy były niezdolne do poznania Jezusa. Jezus odbywa podróż z nimi. Dołączył do nich, słucha ich i wyjaśnia im wszystko. Jakby przygotowuje ich do momentu poznania. On sam jest Znakiem – obecność, dialog, wyjaśnienia i w końcu łamanie chleba. Gdy to zobaczyli, Jezus zniknął im z oczu a oni zerwali się i ruszyli do Jerozolimy. Natychmiast, mimo, że było już ciemno.

Uczniowie wracając do Jerozolimy, idą jakby do domu. Odkryć własne powołanie, to wrócić do domu, bo to oznacza odkryć własne korzenie. Kto odkrywa własne powołanie ma wrażenie, że jest wreszcie w swoim domu. Jest u siebie, na swoim miejscu.

Znak znaków, jaki daje ostateczne przekonanie, że taka jest wola Pana względem mnie i dobrze ją starałem się odczytywać, może być różny. Najczęściej doświadcza się go w spotkaniu z samym Jezusem. Modlitwa, szczególnie adoracja Najświętszego Sakramentu bądź Eucharystia są czasem i miejscem najodpowiedniejszym na ten rodzaj ostatecznego znaku. Nie będę pisał, jaki on jest i co się czuje, bo ufam, że kiedyś go doświadczysz.

Pozdrawiam serdecznie!

Modlę się dla Ciebie o otwarte uszy i oczy,

o. Tomasz Abramowicz SP
powolania@pijarzy.pl