Wyobraźnia miłosierdzia

o. Jerzy Zieliński OCD

publikacja 19.09.2007 09:56

Domagał się od swoich naśladowców, by wykorzystywali ten świat nie dla doraźnych i egoistycznych celów, lecz dla czynienia miłosierdzia. Czyny miłosierdzia są oliwą, której zabrakło nierozsądnym pannom. Dodajmy – miłosierdzie względem innych, ale też i względem siebie. Głos Karmelu, 5/2007

Wyobraźnia miłosierdzia




Ucząc o życiu przyszłym, którego kształt decydować się będzie w kluczu miłosierdzia, Jezus domaga się od nas, byśmy z tajemnic życia pośmiertnego czerpali mądrość dla życia doczesnego, by nie spotkało nas kiedyś rozczarowanie. Wówczas zapytają i ci: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?» Wtedy odpowie im: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili» (Mt 25, 44-45).

Mówił też wyraźnie o łudzeniu siebie: Nie każdy, który Mi mówi: »Panie, Panie«, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7, 21). Jest to naprawdę wielka tragedia. Trud gromadzenia, który ostatecznie stawia człowieka przed prawdą o pustym skarbcu. Prorok Aggeusz ujawnia przed swoim narodem istnienie takiego doświadczenia: Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje odkładając do dziurawego mieszka! (Ag 1, 6).


Oliwa miłosierdzia


Innym razem Jezus opowiedział następującą przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach... (Mt 25, 1-4). Dobrze znamy dalszy ciąg przypowieści o nierozsądnych i roztropnych pannach. Przychodzi ważny moment ich wędrówki, moment finałowy, gdy to okazuje się, że część z nich nie może wejść na weselne gody. Nie mają oliwy, by zaopatrzyć swe lampy i iść za Panem. Nawet nie to, że im zabrakło, one w ogóle nie miały oliwy. Jakiż to wielki nierozsądek. Inni mówią wprost: jakaż to głupota, panny głupie. Wszystkie panny szły tą samą drogą, wszystkie doświadczały podobnych zmagań, patrzyły oczami na ten sam świat, przed wszystkimi postawiono to samo zadanie. A jednak w finale okazało się, że po przebyciu tej samej drogi części z nich zabrakło czegoś naprawdę ważnego, co decydowało o zwycięskim wejściu w wieczność.

Jezus nie raz żalił się na swoich uczniów, że brak im ewangelicznej umiejętności życia: Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości (Łk 16, 8). Dostrzegał krótkowzroczność i brak roztropności, bolał nad brakiem bardziej refleksyjnego i przewidującego życia. Często więc mówił o ewangelicznym przewidywaniu. Jednego razu, gdy zakończył przypowieść o obrotnym rządcy, powiedział wprost: Ja też wam powiadam: pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków (Łk 16, 9). Domagał się od swoich naśladowców, by wykorzystywali ten świat nie dla doraźnych i egoistycznych celów, jak czynią dzieci tego świata, lecz dla czynienia miłosierdzia, które będzie przepustką do Jego królestwa. Czyny miłosierdzia są oliwą, której zabrakło nierozsądnym pannom, dzieciom tego świata. Dodajmy – miłosierdzie względem innych, ale też i względem siebie.



Bądź i czyń


Miłosierdzie to nie to samo, co aktywizm. Rozumienie miłosierdzia wyłącznie w kategoriach obdarowania kogoś materialnym dobrem lub wykonania jakiegoś dobrego czynu deformuje ten podstawowy wymóg miłości chrześcijańskiej. Historia miłosierdzia zaczyna się w sercu. Jeśli ono nie jest miłosierne, nie cechuje się duchem miłosierdzia, to także żaden ludzki czyn takim nie będzie. Z pewnością daleko nam do tego, by nazwać siebie pracoholikami. Niemniej w sposobie myślenia i postępowania hołdujemy zasadzie, że tyle jestem wart, ile potrafię pokazać owoców pracy rąk własnych. Zdolność działania, tworzenia i przekształcania jest wielkim dobrodziejstwem i nie zabija ducha miłosierdzia tylko wówczas, gdy wyraźnie łączy się z sercem, gdy jest wyrazem pełnienia woli Ojca, a nie własnej woli. Aktywizm pozbawiony odniesienia do przestrzeni serca traci z pola widzenia prymat wartości duchowych i wówczas staje się herezją czynu.


Jałmużna ducha


Przypominam sobie z lat mojego dzieciństwa telewizyjny program pana Adama Słodowego zatytułowany „Zrób to sam”. Z rzeczy prostych i łatwo dostępnych uczył robić przedmioty praktyczne i pożyteczne. Niepotrzebna była wyrafinowana technika. „Napisz to dla dusz wielu – powiedział Jezus do siostry Faustyny – które nieraz się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie. Jednak o wiele większą zasługę ma miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba mieć ani pozwolenia, ani spichlerza, jest ono przystępne dla każdej duszy”. Inwestowanie w wieczność nie wymaga szczególnych umiejętności ani bogactwa. Dostępne jest wszystkim bez wyjątku i polega na jałmużnie ducha. Praktykowanie jałmużny ducha sprawia, że umieranie nie jest początkiem sądu, lecz przechodzeniem do Ojca. Śmierć ludzi, którzy czynili za życia miłosierdzie, jest piękna.

Na czym więc polega jałmużna ducha? Najkrócej powiedziawszy polega na tym, aby zamieniać wszystkie narzekania, odczuwane przeciwności i niewygody na ofiary składane Jezusowi w głębi serca. Wystarczy policzyć wszystkie takie sytuacje, choćby z jednego dnia, a uzmysłowimy sobie, jak wiele jest okazji, by dobrze ukształtować swego ducha w kluczu miłosierdzia.


Miłosierdzie słowa


Obok jałmużny ducha piękną przestrzenią dla miłosierdzia jest także świat ludzkiej mowy. Św. Paweł wyraził tę prawdę w słowach: upominajcie błądzących, pocieszajcie małodusznych, przygarniajcie słabszych, dla wszystkich bądźcie cierpliwi (1 Tes 5, 14). Jeżeli widzisz, że ktoś obok ciebie słabnie w wierze, a ty udzielisz mu ze skarbca swej wiary – czynisz miłosierdzie. Jeśli widzisz obok siebie smutnego i opuszczonego i udzielisz mu nieco ze skarbca swej nadziei, powiesz słowa otuchy, pociechy, pokrzepienia – czynisz miłosierdzie. Jeśli widzisz, że ktoś obok ciebie błądzi, upada, popełnia grzech, a ty nie obmówisz go za plecami, lecz upomnisz w cztery oczy – czynisz miłosierdzie.

Nie ma słów zmarnowanych, bo słowa pocieszenia, pouczenia, upomnienia, dobrej rady to nie są nasze słowa, lecz słowa Boże. Bóg pożycza sobie naszych ust, aby swoje słowo skierować do ludzkich serc. Prorok Izajasz zapewnia nas, że ani jedno słowo, jakie wypowiada Bóg, nie wraca do Niego bezowocne. Wszystko więc, co powiemy w imię miłości ma sens. Choćby się zdawało, że nie ma sensu, że nie ma owocu, że to rzucanie grochem o ścianę – nie wolno nigdy wątpić. My nie jesteśmy ani zbawcami, ani tymi, którzy nawracają innych. To należy do Chrystusa. My mamy siać słowa miłosierdzia. Jak one w ludzkich sercach wzrosną i kiedy to nastąpi, to już nie leży w naszej gestii.



Rób, co chcesz


Ewangeliczne miłosierdzie, którego uczył Jezus, to nie tolerancja. Miłosierdzie, które ze swej natury jest miłością ratującą drugiego człowieka, bez roztropności deformuje zarówno tego, kto udziela ze swego skarbca, jak i obdarowanego. Roztropność każe nieraz postawić konkretne wymogi, a niekiedy i zaniechać daru, gdy wyraźnie widzimy, że obdarowany człowiek wykorzystuje go dla czynienia zła. Miłosierdzie musi być formowane przez roztropność. Roztropność jest cnotą wszystkich cnót, umożliwiając zachowanie złotego środka w myślach i postępowaniu. Innymi słowy wyważa cnoty, by te nie prowadziły nas ku skrajnościom. Strzeże np. męstwa, by nie stało się zuchwałością bądź tchórzostwem i słabością. Strzeże miłości, by nie przerodziła się w ckliwość i sentymentalizm bądź wyrachowaną interesowność. Strzeże cierpliwości, by nie stała się usprawiedliwieniem lenistwa bądź przedwczesną rezygnacją. Strzeże pomocniczości, by nie była wykonywaniem za innych tego, co mogą sami wykonać bądź pozbawioną miłosierdzia postawą „poradź sobie sam”.


Owoce miłosierdzia


Miłosierdzie nigdy nie zamyka się wyłącznie w przestrzeni człowieka nim obdarowanego. Na mocy ewangelicznego paradoksu wyświadcza dobro temu, kto miłosierdzie czyni. Tam, gdzie czyn wypływa z miłosierdzia serca, Duch Święty potwierdza jego wartość dając wzrost owocom serca. Są nimi: radość, pokój, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie.

Radość. Przeżywana w Duchu Świętym nie jest chwilowym entuzjazmem, który znika pod wpływem trudności. Jest trwałym usposobieniem serca towarzyszącym osobie przez całe życie. Nie znika więc wówczas, gdy pojawiają się cierpienia, lecz pozwala świadczyć, że dzieli się je z cierpiącym Jezusem. Ziemska radość według Ducha jest umotywowana przyszłą radością, która przewyższy wszystko, czego możemy obecnie doświadczyć.

Pokój. To wewnętrzne szczęście, które jest udziałem człowieka świadomego, kto jest jego ojcem, po co żyje i dokąd zmierza. Daje jedność z Bogiem, wewnętrzną jedność z samym sobą i z bliźnimi. Boży pokój przewyższa ludzkie rozumienie, dlatego trwa pomimo ucisków i podobnie jak radość promieniuje na innych.

Uprzejmość. Charakteryzuje ją wyczucie potrzeb innych, łagodność i delikatność, a także pełna przyjaźni i życzliwości akceptacja drugiego człowieka, gotowość przyjścia mu z pomocą. Nie wyrządza bliźniemu krzywdy słowem lub czynem, bo i Chrystus trzciny zgniecionej nie złamał, ani knota tlejącego nie dogasił (Mt 12, 20).

Dobroć. Jest niezmiernie bogata w swych przejawach i formach, stąd określa się ją często jako szlachetność uczuć czy też prawość. Nie oznacza jedynie dobrej woli, lecz przede wszystkim miłość uczynną w konkretnych sytuacjach. Nie tyle jest to naturalna szlachetność, co raczej dar Boży i sposób postępowania wynikający z przynależności do Chrystusa.

Wierność. Ukazuje się w najdrobniejszych szczegółach ludzkiego postępowania i dominuje nad całym jego życiem. Jej duszą jest miłość.

Łagodność. Umożliwia spokojne, zgodne i pełne wzajemnej miłości życie. Przyczynia się do zachowania pokoju i gotowości przebaczania sobie wszelkich uraz.

Opanowanie. Nie niszczy naszej natury, jak się wydaje tym, którzy postępują według ciała, lecz podnosi na wyższy poziom to wszystko, co jest w niej dobre i piękne. Opanowanie chrześcijańskie jest więc przede wszystkim czystością serca i umysłu; jest odrzuceniem złych skłonności, czyli tego wszystkiego, co przysłania wzrok naszej duszy.