"Aby (nie) stanowili jedno"

Danuta Piekarz

publikacja 23.11.2007 11:59

Jest rzeczą oczywistą, że Kościół czasów apostolskich pod wieloma względami był w znacznie trudniejszej sytuacji niż my dzisiaj: nie było wielowiekowej tradycji wiary, nie sprecyzowano jeszcze dogmatów, nie mówiąc o tym, że nie było współczesnych środków umożliwiających szybki dostęp do informacji. Głos Karmelu, 6/2007

"Aby (nie) stanowili jedno"




Proszę... aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w nas jedno... (J 17, 20). Ta modlitwa Pana Jezusa tak mocno leżała na sercu św. Rafałowi Kalinowskiemu. Rozbicie jedności Kościoła, którego skutki mógł oglądać podczas licznych podróży, było bolesną raną, która wciąż powracała w jego myślach i modlitwach.

Zdawać by się mogło, że ten problem nie może być tematem artykułu biblijnego; w powszechnej mentalności utrwalił się bowiem bardzo uproszczony obraz pierwotnego Kościoła: jedno serce, jeden duch, wspólna własność. Owszem, wspólnocie wiernych w Jerozolimie czasów apostolskich jakoś udawało się realizować ten ideał, ale zaraz następny fragment Dziejów Apostolskich (5, 1-11) mówiący o Ananiaszu i Safirze wskazuje nam, że i tam nie obeszło się bez bolesnych zgrzytów. Jeśli jednak zajrzymy do listów apostolskich, odkryjemy, jak wiele problemów zagrażało jedności młodego Kościoła. Zauważymy też z niepokojem, że wiele z nich – często w „nowoczesnej wersji” – zagraża nam także i dzisiaj, ale to zadanie aktualizacji zostawiam Czytelnikowi. Jak mawiali starożytni – „intelligenti pauca – inteligentnemu nie trzeba wiele mówić”, a zakładam, że nieinteligentni nie czytają „Głosu Karmelu”.


Bolesne podziały


Jest rzeczą oczywistą, że Kościół czasów apostolskich pod wieloma względami był w znacznie trudniejszej sytuacji niż my dzisiaj: nie było wielowiekowej tradycji wiary, nie sprecyzowano jeszcze dogmatów, nie mówiąc o tym, że nie było współczesnych środków umożliwiających szybki dostęp do informacji. Była „tylko i aż” Ewangelia, przyniesiona do danego miasta przez któregoś z Apostołów lub jego uczniów. A jeśli głosicieli Ewangelii było kilku? Wtedy łatwo mogło dojść do tworzenia się różnych „grup i grupek”, jak w Koryncie, gdzie najpierw głosił słowo Boże Paweł, później wspaniały erudyta Apollos, wreszcie prawdopodobnie przybył tam także św. Piotr. Tak łatwo „przykleić się” do człowieka i spierać się ze zwolennikami innych misjonarzy, zapominając o tym, co najważniejsze. Dlatego św. Paweł surowo upomina Koryntian: Czyż Chrystus jest podzielony? Czy Paweł został za was ukrzyżowany? (1 Kor 1, 13) Skoro jeden mówi: „Ja jestem Pawła”, a drugi: „Ja jestem Apollosa”, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost (1 Kor 3, 4-6). Paweł porówna też pracę apostolską do budowania: są różni budujący, lecz wszyscy wznoszą gmach na jednym fundamencie, którym jest Chrystus (por. 1 Kor 3, 10n).



Fałszywi nauczyciele


Oprócz wewnętrznych podziałów istniało też inne groźne niebezpieczeństwo: wędrowni fałszywi nauczyciele doskonale rozumieli, jak ważna była więź pomiędzy głosicielem Ewangelii a młodą wspólnotą, dlatego ci, którzy przybyli do Koryntu i do miast Galacji, próbowali wzbudzić nieufność wobec Pawła: „Komu wy uwierzyliście! Takiemu apostołowi z drugiej ręki? Czy on był uczniem Jezusa podczas Jego publicznej działalności? Czy kiedyś przedstawił wam jakieś listy polecające od apostołów? Nie słuchajcie Pawła, on was zwodzi, by was wykorzystać!”.

Zaskoczeni Galaci zaczęli już powoli ulegać słowom przybyszów, którzy zapewniali ich, że jeśli chcą być naprawdę ludem Bożym i osiągnąć zbawienie, muszą dać się obrzezać i przyjąć Prawo Mojżeszowe – bo czyż Chrystus i Apostołowie nie byli synami Izraela? Nic dziwnego, że wobec takich argumentów Paweł reaguje najbardziej emocjonalnym listem (Ga): O, nierozumni Galaci! Kto was urzekł? (Ga 3, 1) Jeśli Galaci przyjmą głoszone im poglądy, tym samym stwierdzą, że krzyż Chrystusa nie ma pełnej mocy zbawczej, skoro musi być „dopełniony” przez obrzezanie. Tu nie chodzi o drobiazgi, o taką czy inną praktykę, ale o wyraźne stwierdzenie, w czym ja widzę źródło mojego zbawienia: w ofierze Chrystusa czy w czymś innym, cokolwiek by to było. Od odpowiedzi na to pytanie zależy to, czy jestem naprawdę chrześcijaninem.

Nadgorliwcy i próżniacy


Obok tych „skrajnych konserwatystów”, tzw. judaizantes, byli też „nadgorliwcy”, „bardziej papiescy niż sam papież”, którzy z pewnych rad zawartych w Ewangelii wysnuwali „naciągane” wnioski: Zabraniają oni wchodzić w związki małżeńskie, [nakazują] powstrzymywać się od pokarmów, które Bóg stworzył... (1 Tm 4, 3; por. też Kol 2, 16-23). Bo skoro Jezus powiedział, że są i tacy, którzy dla Królestwa Bożego pozostają bezżenni... No właśnie, oto typowa cecha nadgorliwych: to, co dotyczy niektórych, ich zdaniem jest obowiązkiem wszystkich. Łatwo zgadnąć, jak takie opinie mogą rozbijać wspólnotę.

Z drugiej strony zdarzali się i tacy, którzy fałszywie interpretowali chrześcijańską wolność, widząc w niej prawo do swobody moralnej: sam Paweł musiał mozolnie tłumaczyć się przed Koryntianami, jak należy rozumieć jego słowa (1 Kor 6, 12nn), a św. Piotr ostro wypowie się na temat fałszywych nauczycieli: Wypowiadając słowa górnolotne a próżne, uwodzą żądzami cielesnymi i rozpustą tych, którzy zbyt mało odsuwają się od postępujących w błędzie. Wolność im głoszą, a sami są niewolnikami zepsucia (2 P 2, 18-19). Nawet najpiękniejsze słowa Ewangelii mogą zostać kompletnie wypaczone i zdeformowane, by nabrały znaczenia wygodnego dla ich głosicieli.



Zręczni „feminiści”


Jakie metody działania stosowali fałszywi nauczyciele? Pięknymi i pochlebnymi słowami uwodzą serca prostaczków (Rz 16, 17n). Wślizgują się do domów i przeciągają na swą stronę kobietki obciążone grzechami... takie, co to ciągle się uczą, a nie mogą dojść do poznania prawdy (2 Tm 3, 5-7). Bądźmy ostrożni, zanim oskarżymy św. Pawła o antyfeminizm: owszem, używa ostrych słów, ale problem był też bardzo poważny. Otóż głosiciele błędnych nauk dobrze wiedzieli, że słabo wykształcone, niedoceniane w ówczesnym społeczeństwie kobiety mogą łatwo stać się ich wiernymi słuchaczkami, gdy poczują się „dowartościowane”: wreszcie ktoś mnie docenił, ktoś chce mnie czegoś nauczyć. A po „nawróceniu” żony pozostawało tylko czekać, kiedy przekona ona męża i cały dom. Czegóż nie potrafi sprytna kobieta... przekonał się o tym nawet najmędrszy Salomon. To dlatego św. Paweł nie pozwalał kobietom przemawiać na zebraniu wiernych, ba, nakazywał nawet, by kobiety nie zadawały tam pytań (zapewne zbyt licznych i burzących porządek zebrania), lecz by zapytały mężów w domu. Apostoł wiedział, co mogłoby się stać, gdyby głównymi „kaznodziejkami” stały się owe niewiasty „dokształcone” przez złych nauczycieli.


Potrzebne oczyszczenie


W tym świetle łatwiej nam zrozumieć zaskakującą wręcz surowość, z jaką pierwotny Kościół traktował tych, którzy odeszli od prawdy, a zwłaszcza fałszywych nauczycieli: Gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy – niech będzie przeklęty! (Ga 1, 9). Ta ostatnia część zdania – „niech będzie przeklęty” w greckim tekście jest wyrażona jednym słowem: „anatema!”. To słowo pojawiało się w późniejszych wiekach w orzeczeniach dogmatycznych dla zaznaczenia, że kto nie przyjmuje danych prawd, jest wyłączony ze wspólnoty Kościoła (czyli ekskomunikowany). Trzeba tu dodać małe uzupełnienie. W wielu tendencyjnych opracowaniach historycznych ukazywano nam ponury obraz Kościoła minionych wieków miotającego ekskomuniki na głowy biednych wiernych. Owszem, zdarzały się i nadużycia w stosowaniu tej kary, ale pamiętajmy, że często był to jedyny możliwy sposób zachowania zdrowej nauki wiary i jedności Kościoła. Czyż organizm nie ma prawa bronić się przed tym, co go niszczy? Czy nie po to korzystamy z antybiotyków? Dlaczego więc Kościół nie miałby prawa do oczyszczania swych szeregów z ludzi, których poglądy czy postępowanie radykalnie odbiegają od norm Ewangelii! A jednak wciąż pokutuje wizja Kościoła, który powinien wszystko przyjmować i wszystkiemu przyklaskiwać. Tak zresztą zdarzało się też w czasach apostolskich. Oto św. Paweł dowiedział się, że pewien chrześcijanin w Koryncie dopuszcza się czegoś, co nie zdarza się nawet wśród pogan, mianowicie żyje z żoną swojego ojca (czyli z własną macochą). Gdy Paweł wyraził swój ostry sprzeciw, jak zareagowali Koryntianie? A wy unieśliście się pychą, zamiast z ubolewaniem żądać, by usunięto spośród was tego, kto dopuścił się wspomnianego czynu. Dlatego Apostoł nakazuje im podjąć radykalne środki: wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana (por. 1 Kor 5, 1-5). Czyżby w Koryncie miały zapłonąć stosy? Nie, także tutaj chodzi o wyłączenie z Kościoła, w którym wierni cieszą się szczególną Bożą łaską i opieką, zatem wykluczenie z tej wspólnoty naraża człowieka na różne formy działania Złego (ci, którzy na pewien czas odeszli od Kościoła, mogliby zapewne wiele nam opowiedzieć). Człowiek najbardziej ceni dobro wtedy, gdy je straci, a ból utraty może sprowadzić go wreszcie na właściwą drogę. Dlatego Paweł nie boi się radykalnych środków i sam je stosuje: Niektórzy... stali się co do wiary rozbitkami; do nich należy Hymenajos i Aleksander, których wydałem szatanowi, ażeby się oduczyli bluźnić (1 Tm 1, 19n).



Brak tolerancji czy brak miłości?


Współczesny człowiek może przeciera oczy ze zdumienia: ekskomunika za bluźnierstwo czy kazirodztwo? Zauważmy jednak, że nie chodzi tu o jednorazowy „wypadek”, ale o uporczywe trwanie w złem. Kościół zna słabość człowieka, ale nie może dopuszczać, by zło stawało się czymś normalnym, akceptowanym. Św. Juda wskaże wręcz, by ludzi szerzących zło unikać jak nieczystych: Dla jednych miejcie litość – dla tych, którzy mają wątpliwości: ratujcie [ich] wyrywając z ognia; dla drugich zaś miejcie litość z obawą, mając w nienawiści nawet chiton (czyli szatę) zbrukany przez ciało (Jud 22n). Podobnie jak unikamy kontaktu z zakaźnie chorymi, tak też trzeba by zachować należne środki ostrożności w sytuacji, gdy naszym umysłom i sercom grozi „zarażenie się” złem.

I znów dzisiejszy człowiek krzywi się z przekąsem: co za brak tolerancji i poprawności politycznej! Jak można tak mówić o myślących inaczej! Czyż chrześcijanin nie ma kochać wszystkich i przebaczać?

Tak, mamy przebaczać, ale to nie znaczy, że mamy nazywać zło dobrem. Trzeba troszczyć się o błądzących, ale nie wolno siedzieć bezczynnie, gdy zło niszczy nasze wspólnoty. Chrystus wymaga od nas troski o Kościół i czujności wobec wszystkiego, co zagraża jego jedności. On sam tak ostrzega Kościół w Pergamonie, który okazywał bierność wobec tych, co się trzymają nauki nikolaitów (sekty gnostyckiej głoszącej nieskrępowaną swobodę obyczajów). Nawróć się zatem! Jeśli zaś nie – przyjdę do ciebie niebawem i będę z nimi walczył mieczem moich ust (Ap 2, 15n). Pan ostrzega także i nas dzisiaj, że jeśli Jego uczniowie będą tolerować niszczenie jedności Kościoła, jeśli będą leniwie przyglądać się złu, On sam będzie musiał zainterweniować i mocą swego Słowa przywróci porządek. Ale będzie nam wstyd!