Nasze Oświecenie

Jacek Salij OP

publikacja 14.04.2008 08:06

W Nowym Testamencie oraz w czasach Ojców Kościoła oświecenie było jedną z nazw na określenie sakramentu chrztu. Bezpośrednim adresatom Listu do Hebrajczyków, już zmęczonym powtarzającymi się prześladowaniami, autor chce dodać otuchy i przywołuje wspaniały przykład, który nie tak dawno temu dali… oni sami. W drodze, 2/2008

Nasze Oświecenie



W Nowym Testamencie oraz w czasach Ojców Kościoła „oświecenie” było jedną z nazw na określenie sakramentu chrztu. I tak na przykład bezpośrednim adresatom Listu do Hebrajczyków, już zmęczonym powtarzającymi się prześladowaniami, autor natchniony chce dodać otuchy i przywołuje wspaniały przykład, który nie tak dawno temu dali… oni sami. Przecież zaraz po „oświeceniu” znieśli oni dzielnie, a nawet z radością, szyderstwa i prześladowania, w tym również konfiskatę swojej własności (por. Hbr 10,32–36).

Różni ludzie jedynie pomagali nam przybliżyć się do tego oświecenia, ale sprawił je sam Bóg. Żeby to pokazać, apostoł Paweł odwołuje się do dwóch największych dzieł Bożej wszechmocy i miłości i przedstawia to oświecenie wręcz jako nowy akt stwórczy bądź jako włączenie w zmartwychwstanie Chrystusa.

Nowy akt stwórczy jest niewątpliwie wspanialszy niż ten, o którym czytamy w Księdze Rodzaju: „Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4,6).

Z kolei o darze wskrzeszenia mocą tego Światła, którym jest Chrystus, mówi fragment hymnu, który Apostoł cytuje w Liście do Efezjan: „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus” (5,14). Bibliści przypuszczają, że w czasach apostolskich hymn ten był śpiewany podczas liturgii chrzcielnej.

Jak widzimy, temat oświecenia w Chrystusie i przez Chrystusa niewątpliwie zasługuje na to, by go przedstawić nieco obszerniej.



Ciemności jako stan oddalenia od Boga


Oświecenia potrzebują ci, którzy przebywają w ciemności. Rzecz jasna, mówimy nie o ciemnościach naturalnych, które usuwa wschód słońca czy zwyczajna lampa, ani o ciemnościach wynikających z utraty cielesnego wzroku, ale o tych ciemnościach, które ogarniają nas, kiedy odwracamy się od Boga. Zatem chodzi tu o ciemności, które wykorzeniają nas z rzeczywistości i wpychają w świat pozorów.

Odchodząc od Boga, który jest Życiem, Sensem i Miłością, i Źródłem wszelkiego życia, sensu i miłości, nieuchronnie wpadamy w ramiona śmierci, bezsensu i egoizmu. „Istnienie bowiem – pisał święty Augustyn w Objaśnieniu Psalmu 7 – łączy się ze światłem, nieistnienie z ciemnościami. Kto zatem porzuca Tego, który go stworzył, skłania się ku temu, z czego został stworzony, czyli ku nicości”.




Ukryć się przed Bogiem – to była pierwsza potrzeba naszych prarodziców, kiedy zgrzeszyli. „Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu” (Rdz 3,8). Nie skrucha, nie szukanie przebaczenia, ale ucieczka przed Bogiem i samousprawiedliwienie to poniekąd naturalne owoce grzechu. Jako grzesznicy gotowiśmy nawet uznawać Boga, a w momentach szczególnie trudnych szukać u Niego ratunku (doczesnego!), ale wolelibyśmy, żeby On był dla nas Deus remotus, Bogiem dalekim. Przyznajmy, że ze świata pozorów do Boga prawdziwego jest naprawdę daleko. Dla niektórych aż tak daleko, że już nawet nie mają pewności, czy On w ogóle istnieje albo czy naprawdę jest Miłością.

Zdumiewa to, że wielu z nas przywykło do swoich ciemności i obca im jest tęsknota za światłem. „Światło przyszło na świat – to są słowa samego Pana Jezusa – lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków” (J 3,19n). Niektórzy nawet chlubią się swoimi ciemnościami i mają je za najprzedniejszą światłość. O takich Pan Jezus wypowiedział słowa, które mogą przerazić: „Jeśli światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!” (Mt 6,23).

Jeżeli ktoś zakochał się w swoich ciemnościach i nie pozwala Bogu się z nich wyprowadzić, może się znaleźć – używając metafory matematycznej – w ciemnościach do kwadratu: może doprowadzić do tego, że już nie tylko on ukrywa się przed Bogiem, ale że również Bóg zacznie ukrywać się przed nim. Przejmująco napisano o tym w Ewangelii Jana: „Chodźcie, dopóki macie światłość, aby was ciemność nie ogarnęła. A kto chodzi w ciemności, nie wie, dokąd idzie. Dopóki światłość macie, wierzcie w światłość, abyście byli synami światłości. To powiedział Jezus i odszedł, i ukrył się przed nimi” (12,35n).

Jeden tylko Bóg wie, dlaczego ukrywa się przed zakochanym w swoich ciemnościach grzesznikiem. Czy dlatego, żeby dopełniła się miara jego niegodziwości? Czy może dlatego, żeby uchronić go przed grzechem jeszcze większym? Fakt faktem, że agresja przeciw Bogu – choć sama w sobie absurdalna – jest potrzebą niektórych grzeszników. Ponieważ Bóg bezpośrednio jest dla nich niedostępny, prześladują Jego obecność w ludziach i wśród ludzi. Przeszkadza im to, że Bóg przychodzi do bliźnich i staje się światłem ich życia.

Agresja ta osiągnęła szczyt w Wielki Piątek. „To jest wasza godzina i panowanie ciemności” (Łk 22,53) – powiedział Pan Jezus, oddając się w ręce swoich zabójców. Rzeczywiście, to było największe zwycięstwo sił ciemności: „Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej” (Mt 27,45). Zwycięstwo przemieniło się jednak dla nich w największą klęskę. Jak wiemy, wtedy właśnie ostatecznie zwyciężyła Światłość, która ma moc pokonać wszelkie ciemności. Wtedy, w Wielki Piątek, ostatecznie przekonaliśmy się, że „Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (J 1,5).




„Lud, który siedział w ciemności, ujrzał Światło wielkie”


Ale wróćmy do momentu, kiedy Światłość przyszła do nas, ażeby „uwolnić nas spod władzy ciemności” (Kol 1,13). Otóż Syn Boży już przebywał w łonie Maryi, było to na pół roku przed Jego urodzeniem, kiedy Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela, obwieszczał Jego przyjście – że „dzięki litości serdecznej Boga naszego nawiedzi nas z wysoka Wschodzące Słońce, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1,78n).

Izajaszowy obraz ludu siedzącego w ciemnościach i w cieniu śmierci przywoła również Ewangelista Mateusz, ażeby uzasadnić, dlaczego swoje głoszenie Jezus zaczął od ziemi Zabulona i Neftalego, a więc tej części Ziemi Obiecanej, w której proces wynaradawiania i odejścia od wiary w Boga prawdziwego zaszedł najdalej (por. Mt 3,12–17). Zauważmy: Ten lud siedział w ciemnościach i wcale Pana Boga nie szukał. Dobry Pasterz sam przyszedł do niego, ażeby rozświetlić jego życie swoim światłem i przynieść mu zbawienie.

W tym miejscu można z bliska zobaczyć samą istotę wiary chrześcijańskiej. Przecież chrześcijaństwo istnieje nie dlatego, że w ciągu pokoleń udało nam się nagromadzić wielkie skarby najprzedniejszej mądrości duchowej. Chrześcijaństwo istnieje dlatego, że Bóg w swojej miłości do nas dał nam własnego Syna. Myśmy tkwili w ciemnościach grzechu i mrokach śmierci i niewątpliwie własnymi siłami Boga byśmy nie znaleźli. Nas, którzyśmy się bardzo od Boga oddalili, On pierwszy zaczął szukać.

Jednak słuchanie Ewangelii to nie jest jeszcze przyjęcie oświecenia, jakim chce nas obdarzyć Chrystus. Głosząc Ewangelię, Chrystus Pan rozświetlił swoim słuchaczom ich sumienia oraz ich drogi. W Jego świetle rozpoznawali oni swoją grzeszność (por. J 3,20) oraz zaczęli zauważać swoich potrzebujących bliźnich. To nie przypadek, że kiedy nauka i obecność Zbawiciela zajaśniała nad ziemią Zabulona i Neftalego, tłumy chciały się z Nim spotkać i Go słuchać, „przynoszono więc do Niego wszystkich cierpiących, których dręczyły rozmaite choroby i dolegliwości, opętanych, epileptyków i paralityków”, aby zaznali Jego mocy (Mt 4,24).

Znaleźć się w świetle Jezusa i je przyjmować to dopiero początek naszego zbliżania się do Niego. Chodzi o to, żebyśmy pozwolili Zbawicielowi umieścić swoje światło w naszych wnętrzach. Powiedzmy to ściślej: Ponieważ On sam jest Światłem (por. J 8,12; 1 J 1,5), chodzi o to, żeby Zbawiciel zechciał nas w Sobie zanurzyć i Sobą przenikać. To w tym sensie chrzest jest darem oświecenia na życie wieczne. „Nazywa się ta kąpiel światłością – wyjaśnia w połowie II wieku cesarzowi rzymskiemu święty Justyn – jako że ci, co jej dostępują, doznają oświecenia ducha”.




Obyśmy daru tego Światła nie zmarnowali!


Zostaliśmy obdarzeni tym Światłem nie tylko dla siebie. Ci, którzy je przyjęli, sami stają się „światłem świata” (Mt 5,14) i przyczyniają się do tego, że w naszym świecie stopniowo „ciemności ustępują, a świeci już prawdziwa światłość” (1 J 2,8).

Niestety, darowi otrzymanego Światła my, ochrzczeni, możemy się sprzeniewierzyć. Słowo Boże nieustannie nas przed tym ostrzega. Już Pan Jezus przypominał, że „nie zapala się światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu” (Mt 5,15). W życiu codziennym to się nie zdarza, żeby ktoś świecącą lampę wkładał do zamkniętej szafy. A przecież dokładnie tak traktuje dar wiary wielu ochrzczonych. Ktoś może co niedzielę chodzić do kościoła, słuchać słowa Bożego, ale zarazem do głowy mu nie przyjdzie, żeby tym Bożym słowem rozświetlać swoje życie codzienne. Niech sobie słowo Boże świeci w mojej szafie – w takim kąciku religijnym, który starannie odizolowałem od zwyczajnego życia. Dlatego ten, kto swoje rozumienie słowa Bożego zatrzymuje tylko dla siebie, nie ma go nawet dla siebie.

Najbardziej przejmujące ostrzeżenie przed zmarnowaniem daru Światła znajduje się w Liście do Hebrajczyków. W obliczu nowej fali prześladowań niektórych jego adresatów ogarnęło zwątpienie i byli bliscy załamania w wierze. Autor listu w różny sposób próbuje ich umocnić i dodać otuchy. Nie cofnął się również przed twardym ostrzeżeniem, że porzucając wiarę, mogą się stać niezdolni do nawrócenia: „Niemożliwe jest tych – którzy raz zostali oświeceni, a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali również wspaniałości słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a [jednak] odpadli – odnowić ku nawróceniu. Krzyżują bowiem w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko” (Hbr 6,4–6).

Zauważmy, że te twarde słowa nie są informacją. Ich celem jest ocalenie tych chrześcijan przed zgubą duchową, przekonanie ich do tego, że lepiej stracić życie niż Chrystusa. Z całą pewnością nie było intencją ich autora powątpiewanie w nieskończoność Bożego miłosierdzia.

Równie twarde upomnienie kieruje apostoł Jan do tych chrześcijan, którzy Światło Chrystusa przyjęli w sposób zakłamany: „Kto twierdzi, że żyje w światłości, a nienawidzi brata swego, dotąd jeszcze jest w ciemności. Kto miłuje swego brata, ten trwa w światłości i nie może się potknąć. Kto zaś swojego brata nienawidzi, żyje w ciemności i działa w ciemności, i nie wie, dokąd dąży, ponieważ ciemności dotknęły ślepotą jego oczy” (1 J 2,9–11). Słowa te nie wymagają komentarza.





Jednak większość znajdujących się w Nowym Testamencie wezwań do wierności darowi oświecenia, któy otrzymaliśmy od Chrystusa, polega na ogólnym przypomnieniu, że przyjęcie światła Chrystusa nie zapewnia automatycznie tego, że nasze czyny będą czynami światłości. „Wszyscy wy bowiem jesteście synami światłości i synami dnia – przekonuje apostoł Paweł. – Nie jesteśmy synami nocy ani ciemności. Nie śpijmy przeto jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi!” (1 Tes 5,5n). A w innym liście: „Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości!” (Ef 5,8).

Wrogami Światła, które przyjęliśmy w dniu naszego chrztu, jest nie tylko nasza grzeszność i ułomność. Ma ono również wrogów osobowych: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich” (Ef 6,12). Stąd wezwanie apostoła Pawła: „Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła!” (Rz 13,12).

Niech nas nie peszy militarna symbolika tego wezwania. Wszystkie jego patrystyczne interpretacje są wzorcowo pokojowe. Wczytajmy się na przykład w komentarz, jakim wezwanie to opatrzył św. Jan Złotousty:
Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Oczywiście! Dzień wzywa nas przecież do szyku bojowego i do walki. Tylko się nie bój, słysząc o szyku i walce! Trudne i nieprzyjemne jest przywdziewanie zbroi widzialnej. Tu zaś jest to miłe i upragnione, gdyż chodzi o zbroję światła. Dlatego czyni cię ona jaśniejszym od promieni słońca i rzucającym lśniący blask. Daje ci ona zabezpieczenie, gdyż jest zbroją. Dodaje ci blasku, gdyż jest zbroją światłości. Cóż więc? Czyż nie jest się przymuszonym do walki? Musi się wprawdzie walczyć, ale nie trzeba się męczyć i mozolić, gdyż nie idzie o rzeczywistą wojnę, lecz o taniec i uroczystość. Taka jest natura zbroi, taka moc wodza. I jak oblubieniec wychodzi z komnaty ustrojony, tak i ten, kto przyobleka się w tę zbroję, albowiem jest równocześnie żołnierzem i oblubieńcem.

Podobnie, choć inaczej, pisał Adam Mickiewicz:
Szatan w ciemnościach łowi, jest to nocne zwierzę, Chroń się przed nim w światło, tam cię nie dostrzeże.

W znanej przypowieści Pan Jezus powiada, że właśnie ciemności nocy wykorzystał szatan, ażeby nasiać kąkolu (por. Mt 13,25).





Jednak na Dzień ostateczny dopiero czekamy!

Już tylko dla porządku przypomnijmy, że oświecenie, które otrzymaliśmy przez chrzest i o które powinniśmy się troszczyć przez całe nasze życie, jest darem dla pielgrzymów. Naszym celem ostatecznym jest życie wieczne. Obecny dzień, w którym chodzimy dzięki łasce Chrystusa, jest nocą w porównaniu do obiecanego nam Dnia ostatecznego. Zatem obecna nasza sytuacja – powiada święty Augustyn w Objaśnieniu Psalmu 76 – to jednocześnie dzień i noc: „dzień w porównaniu z niewierzącymi, noc w porównaniu z aniołami – albowiem aniołowie mają dzień, którego my jeszcze nie posiadamy”.

Obecnie bowiem jeszcze „według wiary, a nie dzięki widzeniu postępujemy” (2 Kor 5,7). Nasze światło wciąż jeszcze zawdzięczamy lampie słowa Bożego, „która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach” (2 P 1,19). Dążymy jednak do Miasta, w którym „nocy już nie będzie. A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22,5).