Pokarm na życie wieczne

Jacek Salij OP

publikacja 16.10.2008 21:48

Wiatyk znaczy: zaopatrzenie na drogę. Nie da się jej porównać z żadną inną. Od tego, jak ona wypadnie, zależy nasz los wieczny. Ale też „zaopatrzeniem” na tę drogę jest Sakrament, w którym jest obecna sama Boska Osoba naszego Zbawiciela. W drodze, 10/2008

Pokarm na życie wieczne



Pochodzące z połowy III wieku świadectwo mówi, że już wówczas dla chrześcijan było czymś oczywistym, iż powinno się, choćby i w środku nocy, zbudzić kapłana, ażeby przyniósł umierającemu komunię świętą. Świadectwo to pochodzi od Fabiusza, który był biskupem Antiochii podczas prześladowań zarządzonych przez cesarza Decjusza (251 r.), a zachowało się dzięki Euzebiuszowi z Cezarei (Historia kościelna, 6,44,4).

Jak wielką wagę człowiek wierzący przykłada (albo powiedzmy ostrożniej: powinien przykładać) do tego, żeby nie odejść z tego świata bez sakramentów, świadczy modlitwa: „Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie”. Jeśli będziemy patrzeć jedynie w kategoriach doczesnych, stwierdzimy zapewne, że śmierć szybka i niespodziewana mogłaby nam bardziej odpowiadać. Pan Jezus jednak bardzo przestrzegał nas przed tym, żeby Jego przyjście ostatnie nie zastało nas nieprzygotowanymi (por. Mt 24,42–25,13).

A cóż nas lepiej przygotuje na spotkanie z Boskim Sędzią niż to, że jeszcze przed odejściem z życia doczesnego spotkamy się z Nim w sakramencie pokuty jako z miłosiernym Zbawicielem, niż zjednoczenie z Nim w Komunii Świętej, którą On sam dał nam jako pokarm na życie wieczne?
Komunia na łożu śmierci uważana jest w Kościele za coś tak ogromnie ważnego, że istnieje na jej określenie osobna nazwa. Przypomnijmy prośbę umierającego księdza Robaka, czyli Jacka Soplicy:

[…] teraz, mój bracie, poślij do plebana,
Aby tu jak najrychlej przybył z wijatykiem.


Wiatyk znaczy: zaopatrzenie na drogę. Mało powiedzieć, że chodzi tu o drogę, o podróż najważniejszą. Nie da się jej porównać z żadną inną. Od tego, jak ona wypadnie, zależy nasz los wieczny. Ale też „zaopatrzeniem” na tę drogę jest Sakrament, w którym jest obecna sama Boska Osoba naszego Zbawiciela. Nic dziwnego, że Jego wyznawcom zawsze tak bardzo zależało na tym, ażeby nie iść na sąd Boży bez tego Wiatyku.

Co na temat Wiatyku mówi Ewangelia?

Wczytajmy się uważnie w szósty rozdział Ewangelii według św. Jana. Otwiera go opis cudownego rozmnożenia chleba. Nakarmiony tłum ogarnął entuzjazm, że oto zaczynają się czasy mesjańskie. „[…] mówili: »Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat«”. Postanowili więc „przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem”. Rzecz jasna, królem mesjańskim.

Jezus wtedy się usunął, a kiedy ludzie w końcu Go znaleźli, okazało się, że chodziło im jedynie „o ten pokarm, który ginie”. Rozmnożenie chleba tłum odebrał jako początek cudu manny, którą Bóg karmił swój lud codziennie. Toteż wielkie było rozczarowanie, kiedy się okazało, że Jezus nie zamierza cudu kontynuować: „Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni”. W ogóle zapomnieli o tym, że manna była pokarmem w drodze do Ziemi Obiecanej; pamiętali tylko o tym, że manną lud był karmiony codziennie.

Teraz Jezus cierpliwie wyjaśnia tym ludziom, że zarówno manna, jak i ziemia, do której Bóg doprowadził swój lud w czasach Mojżesza, były jedynie zapowiedzią darów niewyobrażalnie większych, które chce On teraz powierzyć: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba”.

Następnie Jezus wyjaśnia, że to On sam jest Chlebem życia. I nie zważając na protesty słuchaczy, oznajmia: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba”. Co więcej: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”.

Przedstawiona przez Jezusa obietnica Eucharystii jako pokarmu w naszej drodze do życia wiecznego spotkała się jednak ze stanowczym sprzeciwem słuchaczy. Ewangelista zapisał, że „odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło”. Mimo to Jezus swojej obietnicy nie odwołał ani nie złagodził. On naprawdę postanowił nas obdarzyć Chlebem na życie wieczne, swoim własnym Ciałem. I naprawdę nie chciał mieć nic wspólnego z popularnymi wówczas wyobrażeniami na temat Mesjasza. Przyszedł do nas, żeby być Mesjaszem prawdziwym i poprowadzić wszystkich, którzy w Niego uwierzą, do ziemi obiecanej życia wiecznego.





Pozostała wtedy przy Jezusie jedynie garstka najbliższych uczniów. Nawet ich Jezus nie zamierzał zatrzymywać przy sobie na siłę. „Czyż i wy chcecie odejść?” – zapytał. „Ty masz słowa życia wiecznego” – odpowiedział Mu wtedy Szymon Piotr. To z tej garstki miał wyrosnąć lud mesjański Nowego Przymierza, zmierzający do ziemi obiecanej nowej, wiekuistej. Mesjasz, Chrystus, karmi nas w tej drodze swoim własnym Ciałem, bo przecież życie wieczne na tym polega, że zostaniemy wtedy „napełnieni całą Pełnią Boga” (Ef 3,19).

Z powyższego jasno wynika, że Komunia na łożu śmierci, Komunia przyjęta tuż przed odejściem z tego świata, jest Wiatykiem w sensie szczególnie uprzywilejowanym. Natomiast Wiatykiem w sensie ogólnym jest dosłownie każda Komunia godnie przyjęta. Bo przecież każda Komunia Święta jest spożywaniem „Chleba żywego, który zstąpił z nieba, i jeśli kto spożywa ten Chleb, będzie żył na wieki”.

Szczególne znaczenie Komunii Świętej w godzinę śmierci

W Kościele od samego początku żarliwie wierzono, że Eucharystia jest darem na życie wieczne. W roku 108 św. Ignacy z Antiochii pisał w liście do Efezjan (20,2), że ten Chleb „jest lekarstwem nieśmiertelności, środkiem na to, by nie umrzeć, ale żyć nieustannie w Jezusie Chrystusie”.

Z kolei św. Ireneusz, największy teolog drugiej połowy II wieku, zwracał uwagę na to, że przyjmowanie Ciała i Krwi Pańskiej stanowi gwarancję przyszłego chwalebnego zmartwychwstania ciał: Skoro ciało jest zdolne przyjąć tak wielki dar Boży i karmić się Ciałem i Krwią Pana, to niewątpliwie przeznaczone jest ono do zmartwychwstania i życia wiecznego (por. Adversus haereses, 4,18,5; 5,2,2).

Szczególne znaczenie rozgrzeszenia i Komunii Świętej na łożu śmierci uświadomiono sobie w Kościele najpierw w odniesieniu do odsuniętych od Komunii pokutników. Tych, którzy dopuścili się grzechu szczególnie ciężkiego, w Kościele starożytnym wykluczano ze wspólnoty eucharystycznej – zazwyczaj na kilka długich lat. W tej sytuacji musiało się bardzo szybko pojawić pytanie następujące: Czy wolno nam zostawić bez rozgrzeszenia i Komunii tych, którzy odchodzą z tego świata przed dopełnieniem wyznaczonej im pokuty?

W roku 250, po męczeńskiej śmierci papieża Fabiana, zanim jeszcze wybrano nowego papieża (Korneliusza, zresztą też wkrótce męczennika), duchowieństwo rzymskie zwróciło się z tym problemem do wielkiego ówczesnego autorytetu kościelnego, biskupa Kartaginy Cypriana. Autorzy listu chcieli go przede wszystkim poinformować, jak takie sytuacje rozwiązuje się w Kościele rzymskim – że postanowiono tam nie zostawiać braci bez ostatnich sakramentów:

Kiedy komuś rychła śmierć grozi, a zwlekać już nie można, wówczas o ile pokutowali, często ze skruchą wyznawali swą winę, i łzami, westchnieniami, lamentami, z żalem objawiali znaki prawdziwej pokuty, to należy ostrożnie i troskliwie udzielić im pomocy [tzn. udzielić im rozgrzeszenia i komunii], zwłaszcza wtedy, kiedy po ludzku nie ma już żadnej nadziei utrzymania ich przy życiu (Listy, 30,8).

Jednak – dziś aż strach czytać te rozporządzenia kościelne, wydane jeszcze w czasach prześladowań – niektóre grzechy wykluczały od Komunii nawet w godzinę śmierci. Mówiono takim grzesznikom: „Błagaj Boga, żeby On okazał ci miłosierdzie, ale my do Komunii dopuścić cię nie możemy”. Kapłan pogański – żeby podać jakiś konkretny przykład – który dostąpił łaski obmycia wodą chrztu, a potem znów składał ofiarę bałwochwalczą, „nawet na końcu nie otrzyma Komunii” – orzeka ok. 306 roku synod w Elwirze (kanon 2). Podobnie czytamy w kanonie 71: „Gwałciciele dzieci nawet na koniec nie otrzymają Komunii”.





Wkrótce prześladowania minęły i już w roku 325 sobór powszechny w Nicei upomniał się o możliwość przyjęcia Wiatyku przez największych nawet grzeszników:

Tego, kto znajduje się w obliczu śmierci, nie należy pozbawiać ostatniego i najbardziej koniecznego wiatyku. Niech będzie regułą obowiązującą, że biskup, po niezbędnym zbadaniu sprawy, dopuści do udziału w ofierze i udzieli Eucharystii temu, kto znalazł się w niebezpieczeństwie śmierci i prosi o wiatyk (kanon 13).

Wydaje się, że tylko jedną sytuację wątpliwą rozwiązywano w tamtych czasach inaczej. Mianowicie, jeżeli grzesznik wcześniej w ogóle nie zabiegał o pojednanie z Kościołem i na dopuszczeniu do komunii specjalnie mu nie zależało – wówczas, jeżeli w godzinę śmierci prosił o sakramenty, udzielano mu tylko rozgrzeszenia.

Ale i ten rygorystyczny wyjątek łagodzi ostatecznie – w roku 405 – papież Innocenty I, polecając tak rozwiązywać prośby tych, którzy „w ostatniej chwili swego życia zabiegają jednocześnie o pokutę i pojednanie w Komunii”:

Poprzedni […] zwyczaj pozwalał na to, żeby udzielano im pokuty, lecz odmawiano Komunii. Kiedy bowiem w tamtych czasach były częste prześladowania, słusznie odmawiano Komunii w obawie, że łatwość udzielania Komunii nie powstrzyma od upadku tych ludzi, którzy mieliby pewność pojednania, udzielano (jednak) pokuty, by nie odmawiać im całkiem wszystkiego: i okoliczności czasu spowodowały większą surowość w rozgrzeszaniu. Ale gdy nasz Pan przywrócił pokój swoim Kościołom, […], postanowiono udzielać Komunii […] z ostatnią pokutą, aby tacy ludzie jeszcze w ostatnich swoich chwilach, za pozwoleniem naszego Zbawiciela, zostali uwolnieni od wiecznej zagłady (nowe Breviarium fidei, 43).

Jak widzimy, w Kościele przywiązuje się – i to praktycznie od zawsze – najwyższą wagę do tego, ażeby możliwie każdy chrześcijanin otrzymywał przed śmiercią „zaopatrzenie na drogę” w postaci rozgrzeszenia i Komunii Świętej. Również w naszym pokoleniu powinniśmy pielęgnować najwyższą troskę o to, żeby ani samemu nie odejść z tego świata bez sakramentów, ani nie zaniedbać tego w stosunku do naszych bliskich, jeżeli będą się wybierać do domu Ojca przed nami. Przypomina o tym kanon 921 Kodeksu Prawa Kanonicznego:

§ 1. Wierni znajdujący się z jakiejkolwiek przyczyny w niebezpieczeństwie śmierci, powinni być umocnieni Komunią świętą na sposób Wiatyku.
§ 2. Chociażby tego dnia przyjęli już Komunię świętą, to jednak bardzo się zaleca, aby – znalazłszy się w niebezpieczeństwie śmierci – otrzymali ponownie Komunię świętą.
§ 3. Gdy niebezpieczeństwo śmierci trwa dłużej, zaleca się, aby Komunia święta była udzielana wielokrotnie, w poszczególnych dniach.


Kanon 922 dodaje jeszcze, że „udzielenia Wiatyku chorym nie należy zbytnio odkładać. Duszpasterze powinni pilnie czuwać nad tym, by chorzy byli posilani wtedy, gdy są jeszcze w pełni świadomi”. Wiele miejsca temu tematowi poświęca się również w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Warto pod tym kątem spojrzeć na numery 922, 1020, 1392, 1517 oraz 1524 i 1525.

Jeśli się zdarzy, że ktoś z naszych bliskich odszedł z tego świata bez sakramentów, wówczas polecamy go nieskończonemu Bożemu miłosierdziu i z ufnością modlimy się o jego zbawienie. Jednak byłoby fatalną lekkomyślnością nie dbać o sakramenty w imię tego, że miłosierdzie Boże jest przecież nieskończone. To prawda, że Bóg nie jest związany sakramentami i ma moc także i bez nich obdarzyć zbawieniem. Prawdą jest jednak również to, że Chrystus Pan ustanowił sakramenty jako konieczne do zbawienia (por. Mk 16,16; 6,53). Temat ten omówiony jest w Katechizmie, zwłaszcza w numerach 1127–1130 oraz 1257–1261.

Na koniec opowiem o niedawnej rozmowie związanej z naszym tematem. Mówił mi ktoś o swojej umowie z żoną, że jeżeli któreś z nich znajdzie się w niebezpieczeństwie śmierci, wówczas to drugie z całą otwartością powie mu, co się dzieje, i przypomni o przyjęciu sakramentów. Otóż poszedł ów człowiek do szpitala z czymś stosunkowo niegroźnym, sytuacja jednak zaczęła się komplikować, z czego on zupełnie nie zdawał sobie sprawy. Żona zachowała się jednak zgodnie z umową – z wielkim ciepłem poinformowała go, że trzeba się liczyć nawet z najgorszym; wówczas on sam poprosił o księdza. Kiedy wyzdrowiał, poczuł potrzebę pochwalenia się przede mną swoją żoną: „Teraz już mam pewność, że żona nie puści mnie na Sąd Boży bez sakramentów!”.