Dialog z Januszem Korczakiem

Marzena Długosz, Agnieszka Gosek

publikacja 11.06.2007 20:47

Kiedy wychowawca podnosi głos, dziecko nie rozumie słów, bo się boi, denerwuje, że coś złego zrobiło, czuje się winne. Kiedy mówimy spokojnie, może się wydawać, że to nie skutkuje, ale dziecko na pewno przypomni sobie te słowa za tydzień czy za rok. Wychowawca, 6/2007

Dialog z Januszem Korczakiem



Dziecko – nam dorosłym – kojarzy się przede wszystkim z biorcą, czy może być także dawcą?

Rodzice często stawiają swoim dzieciom ciągłe wymagania, chcą, by były grzeczne i nie sprawiały kłopotów. Kiedy damy dziecku szansę, będzie nam wdzięczne i będzie nam chętnie pomagało. To są pierwsze jego triumfy. „Ile jest cudów i wzruszeń we wzroście człowieka. Dziecko ma w sobie wytrwałość i moc ducha, jest w nim równowaga moralna i czujność sumienia”. Dzieci pragną być szczere, my je uczymy taić, ukrywać. „Dzieci jedną, może ostatnią zachowały świętość – niechęć do obłudy”. To one powinny nas uczyć szczerości i przebaczenia, to one są dla nas przykładem.

Czy mógłby Pan podać argumenty na potwierdzenie tego, że dziecko na równi z dorosłym zasługuje na szacunek?

„Wiek dziecięcy – to długie, ważne lata żywota człowieka”. W tym czasie kształtuje się charakter dziecka. Od nas zależy, jakimi będą ludźmi, co będą w życiu wybierały: wygodę i kompromis, czy prawdę. „Zdumione staje niekiedy rozumne dziecko wobec napastliwej, leniwej, urągliwej głupoty dorosłych”.
Dziecko ma przed sobą przyszłość, ale ma i przeszłość – zdarzenia, które pamięta, wspomnienia. Potrzebny jest szacunek dla niewiedzy dziecka, pomoc we wskazaniu mu właściwego kierunku. Ono dopiero się uczy życia, nie można go popędzać i zniechęcać, trzeba dać mu szansę sprawdzenia siebie, stworzyć odpowiednie warunki do rozwoju. Od dzieci powinniśmy się uczyć życzliwości, spokoju, cierpliwości – dziecko jest błogosławieństwem dla zabieganych dorosłych. Choć dziecko mało wie, jego sąd jest cenny, bo płynie z głębi serca. „Żądajmy szacunku dla jasnych oczu, gładkich skroni, młodego wysiłku i ufności”.



Co by Pan zrobił, gdyby wychowanek źle się zachowywał, nie okazywałby Panu należnego szacunku?

Zawsze kierowałem się zasadą, że „najlepiej uczą trudne chwile i trudne dzieci”. Uważam zatem, że należy upomnieć dziecko, skarcić je za złe zachowanie, dostosowując słowa do jego indywidualnych cech charakteru. Kiedyś, gdy oddawałem trudnego chłopca dziadkowi na wychowanie, to powiedziałem, aby go dziadek nie bił, gdyż dziecko będzie jeszcze gorsze. Wtedy ów dziadek odpowiedział: „I sił nie mam, i po co go bić? Już samo życie będzie go biło”. Zawstydził mnie wtedy mój brak cierpliwości. Zrozumiałem, że z tymi nieznośnymi chłopcami nikt nie chce być, że ja im właśnie jestem potrzebny. „Wychowawca nie powinien szukać przyjemnego towarzystwa dla siebie, lecz zapewnić je dla tych odrzucanych”.

A kiedy dzieci mimo wszystko nie słuchają poleceń?
Miej cierpliwość, nie zniechęcaj się. Ja nigdy nie złościłem się na swoich wychowanków, ale zawsze uważnie słuchałem ich wyjaśnień. Jeśli już się gniewałem, to mój gniew był zawsze uzasadniony. „Nie żądaj też więcej od wychowanków, niż od samego siebie. Ambitny polityk wydaje rozkazy, a wychowawca – bada i doświadcza”.



Jak według Pana mówić do dzieci, aby nas słuchały?

Kiedy wychowawca podnosi głos, dziecko nie rozumie słów, bo się boi, denerwuje, że coś złego zrobiło, czuje się winne. Kiedy mówimy spokojnie, może się wydawać, że to nie skutkuje, ale dziecko na pewno przypomni sobie te słowa za tydzień czy za rok. Należy więc mówić do dziecka z łagodnością i spokojem. „Nie bądź zbyt surowy wobec swoich wychowanków – oni też muszą nieraz walczyć ze sobą”.



Henryk Goldszmit urodził się 22 lipca 1878 lub 1879 roku w Warszawie. Dokładna data jest nieznana, gdyż ojciec zaniedbał wyrobienia dokładnej metryki urodzenia syna.

Odbył studia medyczne i poświęcił się pracy w szpitalu dziecięcym na peryferiach Warszawy. W tym czasie rozpoczął swą twórczość literacką i w roku 1898 przyjął pseudonim Janusz Korczak. Pracował jako wychowawca na koloniach letnich, żydowskich i polskich. Był współtwórcą i kierownikiem Domu Sierot na Krochmalnej w Warszawie. W czasie I wojny światowej brał udział w tajnej akcji nauczania w języku polskim. Doktor wykładał w Instytucie Pedagogiki Specjalnej na kursach dla wychowawców i na Wolnej Wszechnicy Polskiej. Był rzeczoznawcą do spraw nieletnich przy Sądzie Okręgowym w Warszawie. Prowadził w Polskim Radiu audycje – pogadanki dla dzieci i o dzieciach.

W czasie II wojny światowej przebywał w getcie żydowskim, gdzie Niemcy przenieśli Dom Dziecka. Po przeznaczeniu sierocińca na wywóz do Treblinki, przeszedł z dziećmi przez środek getta do towarowych wagonów, skąd wyjście było tylko jedno – na śmierć. Od Niemców zażądał tylko, by nie „poganiali dzieci”, bo pójdą parami same, są grzeczne.

Legenda mówi, że Janusz Korczak odrzucił proponowaną mu szansę ratunku. (Oburzony mówił: „Jak może matka porzucić swoje dziecko?”). Od tego momentu ślad się urywa. Był to rok 1942.


***