Po co nam umartwianie?

Wojciech Nowicki

publikacja 09.03.2007 19:35

Kiedy słyszymy, że mamy dobrowolnie pokutować, poddać się umartwianiu, dostajemy gęsiej skórki. Po co zadawać sobie dodatkowych zmartwień? Dlaczego odmawiać przyjemności? Przewodnik Katolicki, 11 marca 2007

Po co nam umartwianie?







Odpowiedź jest prosta: z miłości. Każdy uczeń pragnie naśladować swego mistrza. Dla chrześcijan tym mistrzem jest Jezus Chrystus. Skoro On sam pościł, pokutował, poddawał się umartwieniu, by na końcu dokonać Zbawienia przez cierpienie, to i nam, Jego uczniom, te praktyki nie powinny być obce. Podjęcie pokuty, szczególnie w Wielkim Poście, jest wypełnianiem słów Zbawiciela, które wypowiedział do uczniów na długo przed swoją Męką: „Kto nie bierze swego krzyża i nie idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”.

Współczesny świat korzysta z dobrodziejstw postępu technicznego. Żyje się nam łatwiej. Ale postęp techniczny niesie ze sobą także negatywne skutki. Przytłacza, zabiera czas na refleksję, a w miejsce pokuty oferuje o wiele bardziej kuszące rozrywkę i wygodę. Dlatego umartwienie wydaje się dziś wielu szaleństwem czy głupotą. Jakimś średniowiecznym reliktem, który nie pasuje do kultury naszych czasów. Zapominamy o życiu wiecznym, bo zbyt bardzo skupiamy się na doczesnym. Tymczasem pełni szczęścia nie zaznamy na ziemi, ale dopiero po śmierci, gdy dane nam będzie przebywać z Bogiem „twarzą w twarz”. Póki co, trzeba przemierzyć swoją drogę krzyżową, podejmować codzienny trud.

Jeżeli nie będziesz się umartwiał, nie będziesz nigdy człowiekiem modlitwy (bł. Josemaría Escrivá)


To nie znaczy, że człowiek nie ma na ziemi prawa do szczęścia. Umartwienie nie polega na odarciu się z radości. Nie oznacza jakiejś straty, pozbawienia się wartości doczesnych. Gdybyśmy kosztem ofiary i cierpienia mieli stracić wiele radości, a niczego nie zyskać, umartwienie nie miałoby sensu.

Po co więc umartwianie? Bo przez nie mamy udział w odkupieniu przez Krzyż. Człowiek boi się ofiary, ale ten strach może przełamać. Tego oczekuje Bóg. „Weźcie moje jarzmo na siebie” – mówi Pan Jezus. I obiecuje pokrzepić wszystkich utrudzonych i obciążonych.

Umartwianie zawsze było i pozostanie środkiem wzrastania w cnotach. Jesteśmy jak naczynie, do którego Pan Bóg chce wlać swoją miłość. Im więcej zbędnych rzeczy z tego naczynia wyrzucimy, tym więcej będzie miejsca na Bożą miłość. Człowiek ma jednak skłonność do niewolniczego przywiązywania się do rzeczy ziemskich. Bez pokuty trudno z nich zrezygnować.

Pokuta jest też zadośćuczynieniem za nasze grzechy. Obrazowo przedstawił to bł. Josemaría Escrivá: „W głębi dołu wykopanego przez pokorę niech pokuta pochowa twoje niedbalstwo, twoje przewinienia i grzechy. Tak właśnie ogrodnik zakopuje pod drzewem zgniłe owoce, suche gałęzie i liście opadłe z tego drzewa! W ten sposób to, co było bez wartości, a nawet szkodliwe, staje się źródłem nowej płodności. Naucz się czerpać siłę z upadku, ze śmierci – życie”.






Nie ma Wielkiego Postu bez umartwienia. Bo – jak pisze św. Teresa z Ávila – nonsensem jest przekonanie, że Pan dopuści do zażyłej przyjaźni z sobą ludzi rozpieszczonych i unikających trudu. Dlatego każdy człowiek powinien podjąć pokutę na miarę własnych możliwości. Dla jednego będzie to punktualność, dla innych rezygnacja z czekolady, kina, telewizji, a dla jeszcze innych bycie serdecznym dla rodziców, rodzeństwa, znajomych.

Katechizm Kościoła Katolickiego o umartwieniu
Katechizm Kościoła Katolickiego przywiązuje wielką wagę do praktyki umartwienia. W paragrafie 2015 czytamy: „Droga do doskonałości wiedzie przez Krzyż. Nie ma świętości bez wyrzeczenia i bez walki duchowej. Postęp duchowy zakłada ascezę i umartwienie, które poprowadzą stopniowo do życia w pokoju i radości błogosławieństw”.

Poprzez umartwianie człowiek wzrasta duchowo. To wzrastanie św. Grzegorz z Nyssy przyrównał do wspinaczki: „Ten, kto wspina się, nie przestaje zaczynać ciągle od początku, a tym początkom nie ma końca. Nigdy ten, kto się wspina, nie przestaje pragnąć tego, co już zna”.

Katechizm przypomina też słowa Chrystusa z Ewangelii wg św. Mateusza: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”.


Pokuta jest miła Bogu
Głosiciele prawdy i wszyscy słudzy Bożej łaski, którzy od samego początku aż do naszych czasów wyjaśniali nam, każdy w swoim czasie, zbawczą wolę Boga, powiadają, iż nie ma nic tak drogiego Panu i odpowiadającego miłości jak to, że ludzie nawracają się do Niego powodowani prawdziwą pokutą.
Aby to ukazać w sposób bardziej Boski niż inni, najświętsze Słowo Boga i Ojca, poniżywszy się w niewypowiedziany sposób i nachyliwszy ku nam, raczyło zamieszkać wśród nas. Słowo to, żeby nas pojednać z Bogiem i Ojcem, uczyniło, wycierpiało i powiedziało za nas to wszystko, co my sami winniśmy zrobić, gdyśmy jeszcze byli nieprzyjaciółmi i wrogami Boga. Tak więc znajdując się daleko od błogosławionego życia w wieczności zostaliśmy do niego z powrotem wezwani przez Chrystusa. (…)

Dlatego Chrystus wołał: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. I dalej: „Weźcie moje jarzmo na siebie” nazywając jarzmem przykazania bądź też życie inspirowane Ewangelią. A wielki ciężar pokuty, który wydaje się uciążliwy, określa jako lekki mówiąc: „Jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.

Gdy zaś uczy o świętości Boga i Jego dobroci, mówi rozkazując: „Bądźcie święci, bądźcie doskonali, bądźcie miłosierni jak Ojciec wasz niebieski”. „Odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone”. I wreszcie: „Wszystko, co byście chcieli, żeby ludzie wam uczynili, i wy im czyńcie”. List św. Maksyma Wyznawcy, opata