Konfesjonały – meble miłosierdzia

ks. Mariusz Pohl

publikacja 01.08.2007 10:37

Nie ma mebla bardziej wytrzymałego, odpornego i pojemniejszego niż konfesjonał. Szafy gdańskie w jednym procencie nie dorównują pierwszemu lepszemu konfesjonałowi, nawet zwykłej „przystawce”, wystawianej z komórki przed odpustową spowiedzią. Przewodnik Katolicki, 29 lipca 2007

Konfesjonały – meble miłosierdzia




Jaki ogrom grzechów, w tym tych o największym ciężarze gatunkowym, a konfesjonały jak stały, tak stoją. Co prawda siedzenie może nieco poskrzypieć, ale bardziej od ciężaru postawnego kanonika niż od wagi grzechów. Jaki żrący kwas złości, nienawiści, kłamliwych plotek, przekleństw, złodziejstwa – a drewno konfesjonałów wszystko to wytrzymuje, jakby było z kwasoodpornej stali, co najwyżej politura może być trochę starta, ale nie przeżarta. Konfesjonały to istne cuda, arcydzieła. Owszem, arcydzieła kunsztu artystycznego na pewno – o czym zaraz poniżej – ale przede wszystkim to cuda Bożego miłosierdzia.


Miejsce przebaczenia


To tu, w konfesjonale, skandaliczna, „antywychowawcza” i radykalna nauka Ewangelii o całkowitym, bezwarunkowym przebaczeniu przekłada się na język życiowej praktyki. Pokłócisz się śmiertelnie, popełnisz zbrodnię, zdradzisz – a tu słyszysz: „Za pokutę proszę… Udzielę Ci teraz rozgrzeszenia…”. Prokurator depce ci po piętach, wierzyciele chcą cię rozerwać, żona od ciebie odeszła, a Jezus ustami księdza mówi do ciebie: „I ja odpuszczam tobie grzechy, w imię Ojca…”. Wystarczy wiara, szczery żal, wyznanie win, postanowienie poprawy, modlitwa i… zostajesz ułaskawiony. Czy to nie cud?

Oczywiście to tylko pewne uproszczenie. Konfesjonał to nie jest tylko coś na wzór automatu do kawy i coca-coli: wrzuć monetę, weź pokutę. Spowiedź to dialog miłości, bolesnej szczerości, to pochylenie się nad ludzkim sercem, wymagające nieraz dokładniejszego zbadania sumienia, postawienia pytań, spokojnej rozmowy, by uświadomić penitentowi istotę skruchy i miłosierdzia.


Milczenie konfesjonału


Gdyby konfesjonały umiały mówić… Ale nie mogą, podobnie jak spowiednicy. W ciągu swego długiego życia nie słyszałem, by jakiś ksiądz wyjawił tajemnicę spowiedzi. Nawet anonimowo księża unikają poruszania tematu ludzkich grzechów, a jeśli już trzeba przeanalizować jakąś zasadę moralną czy spowiedniczy casus, robi się to z największą ostrożnością i ogólnością, by wyeliminować jakiekolwiek skojarzenia. Znam dobrze księży, także od strony skłonności do plotkarstwa, ale nie słyszałem, by kiedykolwiek plotkowali o cudzych grzechach.





Święty Proboszcz z Ars naraził się na straszne oskarżenia o rzekome ojcostwo nieślubnego dziecka, ale milczał na ten temat jak grób. Dopiero jakiś konający rzezimieszek wyznał przed samą śmiercią, że to on jest ojcem dziecka i sprawcą plotek, a o wszystkim celowo powiedział na spowiedzi księdzu Vianey’owi, by w ten sposób zamknąć mu usta. W takiej sytuacji księdza czeka raczej męczeństwo niż zdrada tajemnicy konfesjonału. Tak zginął św. Jan Nepomucen, który był gotów raczej utonąć w nurtach Wełtawy, niż napomknąć słowo o grzechach praskiej królowej.


Męczeństwo konfesjonału


Ale męczeństwo konfesjonału nie wymaga koniecznie umierania. Wystarczy dużo spowiadać. Ojciec Pio spędził w konfesjonale pewnie z połowę swego zakonnego życia, siadał rano, wychodził nieraz w nocy, skonany, ale nigdy się nie skarżył na ciężar spowiedzi. Denerwowało go tylko, gdy ktoś do spowiedzi przystępował lekkomyślnie i beztrosko albo ze świadomym zamiarem zatajenia grzechów – wtedy wpadał w pasję: „Chrystus umierał za ciebie na krzyżu, a ty chcesz Go oszukiwać?”. Iluż jest takich bezimiennych męczenników spowiedzi? Może także nasz proboszcz?


Po dwóch stronach kratki


Kiedyś znałem konfesjonał tylko od zewnątrz. W każdy pierwszy piątek czekałem w długiej kolejce do spowiedzi. Ile to było nerwów i strachu: czy aby czegoś nie pominąłem w rachunku sumienia, czy zapamiętam co powiedzieć, a co powie na to ksiądz? To była istna męka, prawdziwy czyściec, owo czekanie przed spowiedzią. Potem kilka chwil mroku, szeptu i wstydu, ulga, że wszystko powiedziałem, wsłuchanie się w słowa księdza i zapamiętanie pokuty. A potem utęsknione słowa: „i ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen”. Jaka ulga!

Muszę przyznać, że spowiadałem i spowiadałem się w różnych miejscach: na pieszej pielgrzymce idąc skrajem asfaltowej szosy kilkadziesiąt kroków za grupą, w autobusie w drodze do Lichenia, przy szpitalnym łóżku, pod parasolem w zagajniku na polach lednickich, na taboretach, kanapach i fotelach u chorych, odwiedzanych w pierwsze piątki miesiąca, w biurze parafialnym na kilka minut przed liturgią Wielkiego Piątku… Także na przystawianych konfesjonałach w czasie odpustów lub spowiedzi rekolekcyjnych, w tłoku i pośpiechu. I nie mogę powiedzieć, że miejsce nie odgrywa roli, że się nie liczy.




W wielkim, zabytkowym konfesjonale, wyściełanym aksamitem, przez fantazyjnie rzeźbione, rokokowe kratki, spowiada się jednak inaczej. Artyzm konfesjonału pomaga w skupieniu, dodaje odwagi. Tu spowiedź ma swoją oprawę i ramy, sprzyjające powadze wyznania, nauki i rozgrzeszenia, choć ostatecznie skrucha i tak powstaje w sercu penitenta, a pouczenie rodzi się z natchnienia Ducha Świętego. Ale może i Duch Święty również bardziej lubi takie szacowne meble, łatwiej trafia ze swą łaską do serca i sumienia grzesznika? A jaki to cudowny widok i nagroda dla księdza, gdy po długiej, trudnej spowiedzi, widzi przez kratki, jak penitent lekko wstaje i z radością spieszy, by przyjąć Komunię św.

W sanktuariach konfesjonały stoją nie tylko w kościele, ale także na specjalnych krużgankach. Pod długim dachem, okalającym czworobok klasztornego dziedzińca, stoją ustawione jeden za drugim, całymi dziesiątkami. W uroczystości i odpusty ustawiają się przed nimi długie kolejki penitentów, podobnie jak w czasie rekolekcji parafialnych czy przed Świętami, w Adwencie i Wielkim Poście. To chyba jeszcze ostatnie kolejki, jakie można zaobserwować w dzisiejszej Polsce. Kiedyś był to normalny obraz: do każdego rzeźnika, spożywczego czy gospodarstwa domowego kilometrowe kolejki ustawiały się już poprzedniego dnia przed zapowiedzianą dostawą, ale kto to jeszcze pamięta… Dziś wszędzie jest szybko, tylko do rozgrzeszenia trzeba cierpliwie poczekać. Może tak powinno być?


Bijące konfesjonały


Zdarza się, że konfesjonał jest niebezpieczny i „bije”: nieraz przystawiane w czasie masowych spowiedzi prowizoryczne klęczniko-kratki są wąskie, niestabilne i chybotliwe. Każdy, kto klęka, nieraz z wielkim impetem, obciążony brzemieniem grzechów, powoduje gwałtowne wahnięcie i biedny ksiądz dostaje w czoło kratką, choć czasami jest to pożyteczne. Bywa bowiem, że długotrwałe spowiedzi w dusznym kościele i szeptane do ucha słowa, działają trochę usypiająco. Księdzu zaczyna się lekko kiwać głowa, mylą się słowa, przed oczami roją się jakieś nieprawdopodobne obrazy – wtedy takie „walnięcie” kratką orzeźwia lepiej niż spacer na mroźnym powietrzu. Aczkolwiek jedna rundka wokół kościoła podczas adwentowej spowiedzi też robi na senność bardzo dobrze.






Zapamiętałem też obraz, który przejął mnie zgrozą: w jednym z sanktuariów, w krużgankach, w kącie, stał całkiem przyzwoity, ale bardzo zakurzony, od dawna nieużywany konfesjonał. Było w nim jakieś wiadro, zwinięty chodnik i kilka innych rupieci. Podobno na Zachodzie konfesjonałów w kościołach w ogóle już nie ma. Ten obrazek z polskiego podwórka przejął mnie trwogą, bo wyobraziłem sobie, że i u nas kiedyś konfesjonały mogą stać się zbędne, a przynajmniej rzadko używane. Na razie taka perspektywa wydaje się dość nieprawdopodobna, zwłaszcza w nawale przedświątecznych pokutnych kolejek, ale w przyszłości…? Dlatego róbmy wszyscy jak najlepszy użytek z konfesjonałów, a wtedy przetrwają i będą ciągle potrzebne.