Polska „nie-solidarna”

Paweł Milcarek

publikacja 05.09.2007 21:40

Czy nie jest to kolejny sygnał, że także ten rząd, który zapowiadał rzeczywistą solidarność państwa z rodziną, manifestuje całkowity brak zainteresowania sytuacją tych pań, które zdecydowały się zostać w domu i tu pracować jako mamy? Przewodnik Katolicki, 2 września 2007

Polska „nie-solidarna”




Na naszych ulicach pojawiły się billboardy, na których czytamy zapewnienie, że mamy sprawdzają się dobrze w pracy poza domem – że właśnie z powodu cech związanych z macierzyństwem powinny być uważane przez firmy za atrakcyjnych pracowników. Ten przekaz to element kampanii rządowej, zapowiedzianej przez minister Kluzik-Rostkowską.

Czy jest to element długo zapowiadanej polityki prorodzinnej IV RP? Z pozoru tak: kampania ma zmienić stosunek firm do pracujących matek, a sam przekaz jest bardzo pozytywny. Zastanawiam się jednak, czy pod tym pięknym obrazkiem jest coś więcej – i czy jest to przekaz uczciwy.

Najpierw – czy jest uczciwy wobec rodzin pracujących matek? Plakaty i spoty przekonują, że macierzyństwo wyrabia cechy potrzebne także sumiennemu i kreatywnemu pracownikowi. Intencja jest jasna: chodzi o to, aby zmienić negatywny stosunek menadżerów firm do mam. Ale co wtedy, gdy menadżerowie – załóżmy – rzeczywiście dadzą się przekonać, że najlepsze „zasoby ludzkie” to właśnie mamy? Kto wtedy przegrałby twardą, ostrą, pozbawioną skrupułów konkurencję o swoją „kadrę kierowniczą”: firmy czy rodziny? Zgadnijcie sami, jak by to wyglądało statystycznie.

Czy ta kampania jest uczciwa w przedstawieniu szans na harmonijne i nieszkodzące nikomu połączenie „pracy w firmie” i „pracy w domu”? Wygląda na to, że jej cel jest tylko jeden: aby macierzyństwo „nie przeszkadzało” pracy zawodowej. Czy ktoś martwi się, czy praca zawodowa nie przeszkadza spełnieniu w pracy absolutnie najważniejszej, odbywającej się wewnątrz rodziny? Jeśli mowa nie o kobietach po prostu, ale o kobietach rodzących i wychowujących dzieci – czy ktoś naprawdę zna sposób, aby, w skali masowej a nie wyjątkowej, spełnienie w pracy zawodowej szło w zgodzie z byciem blisko swoich dzieci, ich spraw i rozwoju? Nie wiem – ale głośno myślę i pytam, bo według badań większość polskich kobiet traktuje pracę poza domem jako smutną konieczność, wolałyby zostać w domu. Im ta kampania prawie na nic.

I trzecia wątpliwość, chyba najważniejsza: czy nie jest to kolejny sygnał, że także ten rząd, który zapowiadał rzeczywistą solidarność państwa z rodziną, manifestuje całkowity brak zainteresowania sytuacją tych pań, które zdecydowały się zostać w domu i tu pracować jako mamy? Znów jest tak, że tych pań jakby w ogóle nie było – tak jakby decyzja o „pójściu do pracy” była popieranym przez państwo scenariuszem życiowym, a decyzja „zostania z dziećmi” zupełnie prywatną opcją życiową.





Na tę realną dyskryminację matek pracujących w domu zwracały już uwagę organizacje pozarządowe, krytykujące za to tzw. plan Kluzik-Rostkowskiej. Tylko dyskryminacją można nazwać pomysł, żeby rodzice posyłający dzieci do żłobków i przedszkoli dostawali państwowe dofinansowanie – a rodzice wychowujący swe dzieci w domu dostawali… figę!

Teraz PiS-owski rząd chce „dowartościować” kobiety marzące o tym, by „nie siedzieć w kuchni”. Tymczasem kobiety pracujące w domu nadal nie otrzymują od państwa żadnych oznak solidarności (gdzie są np. prorodzinne rozwiązania podatkowe?). Co dzisiaj rząd ma do powiedzenia tym paniom, które są blisko swych dzieci, nie faszerują ich niepotrzebnie antybiotykami i nie zostawiają w ochronkach na cały dzień, odrabiają z nimi lekcje, pilnują ich rozwoju, chodzą na spacery, gotują obiady niedofinansowane przez gminę itp. itd.? Albo co ma do powiedzenia tym, które chętnie zrezygnowałyby z pracy poza domem na rzecz „posady” pani domu? Wciąż nic?

Nie taka miała być nasza Polska solidarna. Nie miała być ślepa na sytuację rodzin. Miała być bardziej sprawiedliwa - a chce być niesprawiedliwa jeszcze bardziej?



***

Paweł Milcarek jest redaktorem naczelnym „Christianitas”