Myślę o dzisiejszej młodzieży…

Ks. Dariusz Madejczyk

publikacja 20.12.2007 08:37

Skoro uczeń wybrał religię jako szkolny przedmiot i chce, by ten przedmiot znalazł się pośród wybranych do egzaminu dojrzałości, to nie można nie zapytać, dlaczego rząd czy parlamentarzyści próbują zakwestionować ten jego wybór. Przewodnik Katolicki, 16 grudnia 2007

Myślę o dzisiejszej młodzieży…




Zaledwie kilka dni temu, 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi, Papież po raz kolejny mówił o młodych, a może trzeba by właściwie powiedzieć: w imieniu młodych. Przypomniał, że fałszywe modele szczęścia, oparte na brutalnym konsumpcjonizmie, który zajmuje miejsce pięknej i czystej miłości, narażają ich na utratę nadziei. Warto to papieskie wołanie usłyszeć także w kontekście przygotowań do świąt Bożego Narodzenia. Bo przecież nie mamy wątpliwości, że choroba tych przygotowań to właśnie konsumpcjonizm. Pogoń za prezentami, zakupy na wyrost (a jeśli nie same zakupy, to przynajmniej rozmowy o nich), które nie tylko zacierają obraz prawdziwej Radości, którą przynoszą nam nadchodzące święta, ale w ogóle odzierają je z jakiegokolwiek sacrum. Rugują z życia ich duchowy wymiar, nadając im charakter – cytuję – „magiczny”.

A przecież nasze oczekiwanie jest oczekiwaniem na przemianę ducha. Chrystus przychodzi, by przynieść nam zbawienie, przemienić ludzkie serce, dać szczęście, które nie zamyka się w tym, co mamy, ale kim jesteśmy. Staje się Człowiekiem, by naprawdę wejść w nasze życie i we wszystkie nasze sprawy. To przychodzenie nie dzieje się bez trudności. Zamknięte drzwi Betlejem to w gruncie rzeczy symbol wszystkich czasów – wszystkich rzeczywistości, które nie chcą Chrystusa i mówią: bądź, ale nie tu, nie u nas…

Czyż nie jest wyrazem takiej postawy sprawa matury z religii? Wszelkie dyskusje nt. świeckości państwa i prywatności wiary, właśnie w tym kontekście pokazują całą obłudę tego rodzaju stwierdzeń. Bo skoro uczeń wybrał religię jako szkolny przedmiot, uczył się pilenie i chce, by ten przedmiot znalazł się pośród wybranych do egzaminu dojrzałości, to nie można nie zapytać, dlaczego rząd czy parlamentarzyści próbują zakwestionować ten jego wybór. Dlaczego ktoś próbuje pomniejszać wartość wyboru młodego człowieka, mówiąc mu, że to, czego uczył się przez lata, nie ma rzeczywistej wartości. A przecież było to przedmiotem szkolnego nauczania właściwie tak samo jak język polski: od początku do końca szkolnej edukacji, od przedszkola aż do matury.

Skoro młodzi ludzi wybrali już swój model szczęścia – jak mówi Papież – byłoby dobrze, gdyby ani rząd, ani parlamentarzyści, w imię swoich partyjnych interesów i chwiejnych ideologii, nie zabraniali im iść własną drogą. Skoro dajemy komuś dowód osobisty i pozwalamy wybierać parlament, pozwólmy mu też zdać maturę zgodnie z własnymi przekonaniami i wybrać przedmiot, który uzna za właściwy dla siebie. Nadopiekuńczość państwa w kwestii wyborów dokonywanych przez obywateli już nie raz nam się źle przysłużyła… Niech więc i maturzyści sami zdecydują, co chcą zdawać. Z pewnością będzie to głosowanie lepsze od parlamentarnego i - co może najważniejsze - wolne od ideologicznego piętna.