Dostrzec mały bucik

Z Grażyną Rymaszewską, założycielką Stowarzyszenia „Być Ojcem”, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

publikacja 15.01.2008 10:51

Przez ostatnie kilkanaście lat kierowałam gdańskim Ośrodkiem Terapii Dzieci i Młodzieży, i tam mogłam naocznie przekonać się, jak wielkie spustoszenie w dziecięcej psychice powoduje nieobecność ojca lub zła jego obecność w rodzinie. Przewodnik Katolicki, 13 stycznia 2008

Dostrzec mały bucik




Od kilku lat prowadzi Pani kampanię społeczną „Być ojcem”. Skąd wzięła się w Pani ta chęć pomocy tatusiom?

– Pomysł kampanii, której celem jest podkreślenie niezwykle ważnej roli ojca w życiu dziecka, zrodził się z moich zawodowych przemyśleń. Przez ostatnie kilkanaście lat kierowałam gdańskim Ośrodkiem Terapii Dzieci i Młodzieży, i tam mogłam naocznie przekonać się, jak wielkie spustoszenie w dziecięcej psychice powoduje nieobecność ojca lub zła jego obecność w rodzinie. Jeszcze wcześniej, pracując przez wiele lat jako lekarz psychiatra, zauważyłam, że w ogromnej większości przypadków problemy emocjonalne ludzi dorosłych wypływały z niewłaściwych relacji w dzieciństwie. Okazywało się np., że mężczyźni, którzy mają trudności z funkcjonowaniem w roli ojca, najczęściej sami nie doświadczyli dobrej relacji z własnym ojcem.

Dlatego głównym celem tej kampanii jest podkreślenie właśnie takiej pozytywnej roli ojca i dowartościowanie ojcostwa, jako bardzo ważnego zdania w życiu mężczyzny. Tymczasem w Polsce nadal mówi się głównie o macierzyństwie, rzecz jasna słusznie je doceniając, ale przy tym nie wiedzieć czemu bagatelizuje się znaczenie tatusiów.

Stowarzyszenie „Być ojcem” stara się zmieniać ten stan rzeczy m.in. poprzez cyklicznie organizowane konferencje poświęcone ojcostwu. Chętnie sięgacie w nich po tematykę raczej rzadko omawianą, choćby dotyczącą relacji ojców z córkami...

– Taka kilkugodzinna konferencja z wykładami i dyskusjami panelowymi nie wyczerpuje rzecz jasna całości tematu. Ma ona raczej zachęcić do myślenia, do pogłębiania wiedzy, do weryfikacji i przewartościowywania swoich poglądów na temat ojcostwa.

Przy okazji niedawnej konferencji „Ojciec i córka” ogłosiliśmy również konkurs na „List do mojej córki”. I dostaliśmy bardzo piękne ojcowskie listy, które chcemy zamieścić na naszej stronie internetowej www.bycojcem.pl. Dwie pierwsze nagrody w konkursie otrzymali ex aequo tatusiowie dziewczynek w wieku przedszkolnym, przy czym jeden z tych panów jest ojcem biologicznym swojej córki Martynki, a drugi tata – ojcem adoptowanej Natalki. I te listy są jakby komplementarne, bo z obu wyziera ogromna miłość do córek. Celem kampanii „Być ojcem” jest bowiem podkreślenie nie tylko tego, ile dostaje dziecko, jeżeli jest kochane przez ojca, ale także pokazanie, jak bardzo ta miłość ubogaca samego mężczyznę i jak wiele zyskuje on poprzez nawiązanie bliskiej więzi ze swoim dzieckiem.





Ale mężczyzna kojarzony jest najczęściej z synem. I chyba cały czas w świadomości społecznej pokutuje owa słynna triada, mająca rzekomo określać „prawdziwego” mężczyznę: drzewo, dom i syn...

– To zdanie wynika z pewnych uwarunkowań historycznych. Być może w przeszłości miało to jakieś uzasadnienie, bo ojcowie najczęściej przygotowywali synów do przejęcia zawodu lub gospodarstwa, np. ojciec kowal uczył syna kowalstwa. W przypadku córki nie występował też ten namacalny znak dziedziczenia, jakim w naszej kulturze jest przekazywanie nazwiska, rodowodu. Tymczasem dla wielu mężczyzn było, i chyba nadal jest ważne, aby ich nazwisko nie zaginęło.

Natomiast moje doświadczenie zarówno ludzkie, jak i zawodowe pokazuje, że w dzisiejszych czasach to podejście zaczyna się zmieniać, ba - znam wielu ojców, którzy nie czują się w żaden sposób upośledzeni tym, że nie spłodzili syna, są za to dumni ze swoich córek. Podkreślają, że córki są bardziej emocjonalne, opiekuńcze, i że można z nimi nawiązać bliższy kontakt.

Piękno tych relacji najlepiej widać oczami dziecka. W 2005 roku 11-letnia Magda Jędrzejewska napisała na dziecięcy konkurs literacki „Tato i ja” taki oto wierszyk:

Świat jest dla mnie wspaniały,
Gdy obok buta taty
Drepcze mój bucik mały.
Tata opowiada mi o całym świecie,
O wiośnie, jesieni, zimie, lecie.
O tym, jak powstaje tęcza kolorowa,
Wyjaśnia, gdzie się słońce chowa.
Opowiada mi o dniu i nocy,
O udzielaniu pierwszej pomocy.
Mówi o ogniu i wodzie,
O pracy silnika w samochodzie.
Uczy mnie także matematyki,
Polskiego, przyrody i plastyki.
Zdradza tajemnice całego świata,
Taki wspaniały jest tylko – mój Tata.


Czym różnią się relacje ojca i córki od tych, które łączą dziewczynkę z jej matką?

– Mama reprezentuje dla córki tę samą płeć. Dziewczynka dorasta, stając się kobietą właśnie poprzez identyfikację z matką. I dla tej kobiecej identyfikacji bardzo ważne są dobre kontakty ich obu. Natomiast poprzez relacje z ojcem dziewczynka poznaje tego „innego”, przedstawiciela drugiej płci, mężczyznę. A zatem sposób, w jaki ojciec traktuje córkę, może albo potwierdzić jej tożsamość jako kobiety, albo ją zanegować. Zdarza się, że ojcowie dorastających dziewcząt wycofują się z bliskiego kontaktu ze swoim dzieckiem, bo zaczynają się czuć trochę niepewnie w relacji z córką, w której budzi się kobiecość. I niekiedy usiłują sobie radzić z tą swoją niezręcznością, próbując ośmieszać jej wygląd czy robić jakieś uszczypliwe uwagi. Takie zachowanie jest jednak bardzo niszczące dla rozwoju kobiecości tej dziewczynki i może ważyć na jej przyszłych relacjach z innymi mężczyznami.



Podobno kobieta podświadomie wybiera sobie męża, który jest podobny do jej ojca...

– Taka sytuacja jest dość częsta, ale nie wynika to tylko z podziwu dla własnego ojca, jako tego uosobienia męskiego ideału. Często kobieta, której relacje z ojcem były złe, wychodzi za mąż za człowieka, który w jej odczuciu jest przeciwieństwem ojca. Tymczasem dopiero w trakcie małżeństwa okazuje się, że wybrała kogoś identycznego. Przypomina mi się w tym momencie historia córki Artura Rubinsteina. Ta kobieta miała bardzo złe relacje ze swoim ojcem. Znakomity pianista wymagał bowiem od swoich dzieci ciągłego uwielbienia oraz poklasku i oczekiwał raczej, że to one będą dla niego, a nie on dla nich. Córka Rubinsteina wybrała więc sobie za męża pastora, a jednym z powodów tej decyzji był fakt, że ów człowiek potrafił przeciwstawić się jej ojcu. I dopiero w czasie małżeństwa okazało się, że charakter jej męża jest identyczny z ojcowskim, z tą tylko różnicą, że sceną tego pastora była ambona.

Cóż zatem powinni robić tatusiowie, by nie stać się dla swoich córek takim antywzorem, jak wspomniany wyżej Artur Rubinstein?

– Bez względu na płeć i wiek dziecka podstawowe zadanie ojca to być obecnym w jego życiu. Ale sama fizyczna obecność nie wystarczy, ojciec musi być także obecny pod względem emocjonalnym. A to jest bardzo ważna sfera – wspólne spędzanie czasu z dzieckiem, szacunek dla niego i akceptacja jego osobowości. Oczywiście nie jest to tożsame z przyzwalaniem dziecku na wszystko. Chodzi o jakieś rozsądne stawianie zasad i norm.

Ojciec powinien też raczej inwestować w dziecko, niż oczekiwać, że spełni ono jakieś jego potrzeby czy niezaspokojone ambicje. Rodzicielstwo polega przecież na tym, żeby być dla dziecka, nie zaś by dziecko było dla rodziców.

Prawdziwym testem na ojcostwo i w ogóle rodzicielstwo jest okres dojrzewania dzieci...

– Wydaje się często, że dorastające dzieci – a zwłaszcza synowie – nie potrzebują kontaktu fizycznego z rodzicami, czasami wręcz protestują, kiedy ojciec przytuli je lub pogłaszcze. Ale to wcale nie oznacza, że żaden kontakt nie jest im potrzebny. To raczej poza. Bo kiedy wertuję notatki z warsztatów, jakie prowadziłam dla młodzieży licealnej i czytam ankiety, w których nastolatki piszą, czego oczekują od ojca, to w odpowiedziach powtarza się zawsze to samo: zrozumienie, możliwość wygadania się, rozmowa, akceptacja, szczerość, obecność, wysłuchanie, cierpliwość. Wbrew pozorom pomoc finansowa pojawia się dopiero na dalszym miejscu.

Jeśli więc miałabym pokusić się o udzielenie jakiejś uniwersalnej rady, to odpowiedziałabym mało oryginalnie: należy z dzieckiem rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać. I to nie tylko o jakichś błahostkach, ale także o rzeczach dla niego naprawdę ważnych.